Najpierw poczytajcie, jakiż to dom dla tych dwóch ocalonych kocich istot zamówiliśmy od losu kilka postów wstecz:
*****************************************************************
Dom, gdzie już są inne zwierzęta (zdecydowanie zwierzolubne), najlepiej lubiące zabawę.
Wskazana obecność malutkiej psinki.
Duży dom, z ogrodem, już zamieszkany przez jakieś stadko ludzko-futrzaste.
Przede wszystkim dom mądry w swej miłości do zwierząt. Ludzie kochający i myślący, jakiś fajny towarzysz do zabaw i miejsce na brykanie. Okolica bezpieczna i przyjazna zwierzętom. Kolana do mruczenia, ręce do pieszczenia, kominek i osłoneczniony parapet do drzemania.
Dom, w którym będą otoczone taką miłością jak ZMD.
Personel - idealny, gotowy na każde skinienie i usługi, ale bez przesady, jakieś nieduże granice muszą być.
I większy dom, może własny pokój. I bezpieczny ogród albo przynajmniej taras.
Najważniejsze, żeby w swoim domu były kochane, rozpieszczane, zabawiane, jak najlepiej karmione i w razie potrzeby leczone. Fajnie byłoby, żeby mogły wychodzić do bezpiecznego ogrodu, ale nawet w mieszkaniu też mogą być szczęśliwe. Dobrze byłoby, żeby pokochała je względnie młoda osoba, żeby mogły spędzić z nią całe swoje długie życie.
Dom, gdzie ktoś je będzie kochał.
Potrzebna kotkom osoba z wielkim sercem.
Domek z bezpiecznym ogrodem, a przynajmniej z dużym, osiatkowanym tarasem; może być balkon. Duży. Mądry personel i dobre towarzystwo. Zwierzakowe. Może jakiś piesek (suczka) lub kot (kotka), który im będzie matkował.
Dom z bezpiecznym ogrodem jak najbardziej, ale najważniejszy jest w tym domu personel, taki, co to będzie kochał, zachwycał się, dbał o zdrówko i rozrywkę. Z takim personelem nawet w bloku będzie cudownie, ale oczywiście może być rezydencja, z zadrzewionym ogrodem (do wspinania się), zarybionym stawikiem dla rozrywki, przyjaznym pieskiem do towarzystwa, no i zakochanym na zabój personelem.
Personel musi być cierpliwy i wyrozumiały, zwłaszcza gdy zdarzy się siusiu lub kupka w nieodpowiednim miejscu (bo i tak może być), i to nie raz, który z uśmiechem na ustach posprząta rzygowinki, po raz enty zamiecie rozsypany żwirek. Który bez bólu serca, a najwyżej z małym przekleństwem na ustach wyrzuci nowe zasikane buty ;), który zorganizuje najlepszą opiekę na czas swojej dłuższej nieobecności. Człowiek, którego nie zasmuci widok poharatanych pazurami obić na meblach, którego rozczulają kłęby kłaków walające się po domu i czepiające każdego odzienia. Personel, który na pierwszy rzut oka zauważa, że kotkowi coś dolega i zaraz pędzi do dobrego weta, nie szczędząc grosza. Który dopilnuje bezpieczeństwa okien, balkonów, drzwi, ogrodów. Który w razie czego cierpliwie zniesie długotrwałe leczenie i opiekę nad chorym i/lub starym kotem oraz będzie mu kiedyś towarzyszył w ostatniej godzinie. Człek, który pomyśli zawczasu, co będzie z jego zwierzyńcem na wypadek jego własnej śmierci.
Personel, któremu nie przeszkadzają uciapkane od nosków okna, wsadzanie pyszczków do kanapek i innego pożywienia, dreptanie po stole, wiszenie na i targanie firanek, rozliczne rozwałki, np. doniczek z kwiatami, hasanie po nocy (osobny pokój trochę to ogranicza).
***********************************************************************
A oto i nasi bohaterowie - poszukiwacze domu! Więcej zdjęć w kolejnych postach, bo ten zapowiada się dłuuuugiiiiiiiii...
Opowiem Wam trochę o kotkach. To są prawdziwe cuda. Naprawdę. To najmilsze, najbardziej przylepne, najwdzięczniejsze kotki na świecie. Szczególnie Pączek to kawał słodziaka do entej potęgi! Jaki on przyjazny! Jaki pieszczoch z niego! Nikogo się nie boi, kradnie kolejne serca, jest mięciutki jak kaczuszka (oba są w typie "puszek"), kocha ludzi, psy i koty! Jest już zdrowy, choć możliwe, że jego oczko zawsze będzie ciuteńkę łzawić. Czasem pojawia się w prawym czysta łezka. W niczym mu to nie przeszkadza i urody nie psuje (dziś cały dzień oczko suche!). Charakter ma wprost cudowny.
Muffinka jest troszkę bardziej nieśmiała. Kiedy się u mnie zjawiła, dzień przesiedziała pod łóżkiem. Potem po wypuszczeniu z KP kilka dni nie schodziła na sam dół, zadowalając się hasaniem po piętrze. Nadal jest troszkę bardziej ostrożna, nie leci do każdego w pierwszej chwili, tylko dopiero w drugiej. :) Koteczka jest bardzo wesoła, gania jak perszing za myszkami, a po złapaniu ich nosi je dumna w pyszczku i popiskuje z zadowolenia. Muffi jeszcze bierze antybiotyk, ale dziś idziemy do kontroli i liczę, że z tym koniec. Jej oczka bardzo się poprawiły, bielmo zmniejszyło rozmiar, jednak trzeba jeszcze czasu i leków, aby można było obwieścić sukces. Ona również może mieć problem z łzawieniem, ale to pikuś przy tym, że gdyby jeszcze trochę czasu spędziła w schronie, może całkiem przestałaby widzieć...
Kotki pięknie się razem bawią, szaleją z Fiką, czasem aż wióry lecą. Potrafią też być bardzo grzeczne. Większość czasu, jak przystało na szanujące się koty, śpią. Ale najbardziej wzruszające jest patrzenie na ich radość. Po prostu już nie wiedzą, jak ją okazać! Wciąż mruczą, ocierają się o nogi i pokazują, jakie są szczęśliwe. Aż serce się roztapia...
*********************************************************************
No a teraz niesamowita, nieprawdopodobna i cudowna NIESPODZIANKA!
CO POWIECIE NA TAKI DOM i TAKI PERSONEL:
Może być? :))))))
Wyobraźcie sobie, że kociambry ukradły serce Jolince! Jeszcze przed świętami napisała do mnie, że zaprasza je do siebie. :)
Natychmiast rzuciłam się czytać bloga Jolinki TUTAJ. Niech żyją blogi! Stamtąd wzięłam powyższe zdjęcia. Czy mogłabym poznać kogoś lepiej, niż przyglądając się jego postom na przestrzeni lat, w których szczerze opisuje swoje uczucia, myśli, poglądy. Nie sądzę. Przeczytałam bloga Jolinki i nie znalazłam ani jednej nuty, która by mi nie zagrała. Jeśli ta cudowna kobieta chce przytulić te dwa skarby, to ja mogę jej tylko podziękować.
Pączek i Muffinka będą mieszkać jak w bajce, w kontakcie z przyrodą, ze zwierzętami i pod opieką czułej, kochającej osoby! Oby się udało! Oby to doszło do skutku! Może już więcej pisać nie będę, bo zapeszę, ale sami powiedzcie...
Jolinka prowadzi agroturystykę, ma gości, a te kotki są stworzone do kontaktu z ludźmi. Pączek na pewno potrzebuje wielu rąk do głaskania i zabawy. My ledwo dajemy radę. Nawet teraz bezustannie tuli się do mnie. Nie mam jak pisać!
I Wy możecie zobaczyć, jak będą mieszkać słodziaki. Ale przecież część z Was zna Jolinkę?
Czy to nie jest fantastyczna wiadomość na koniec roku?
Jolinko, bardzo jestem Ci wdzięczna, podziękuj ode mnie swojemu sercu, które Ci zabiło do tych kociaków.
Oby zaprzyjaźniły się z Waldkiem, Filemonem, Bekonem, Fionką i Słoninką. :)
Zanim to nastąpi, kotki muszą być do końca wyleczone i zaszczepione oraz nabrać odporności. Połowa stycznia - najprędzej.
Na górze wytłuściłam na czarno najbardziej pożądane cechy domu stałego dla Pączka i Muffi. Wszystko się zgadza! Warto marzyć. :)
Zachęcam jeszcze do oglądnięcia tego filmiku albo choć scenki w 2:40.
http://www.tvp.pl/sess/tvplayer.php?copy_id=0&object_id=17594010&autoplay=true
To są po prostu zwyczajne cuda!!!!
OdpowiedzUsuńNie przyzwyczaiłaś się jeszcze do cudów? One do Ciebie już chyba tak i to bardzo:)
Aniu, i niech tak będzie, nie mam nic przeciwko :***
UsuńCuda... Cuda tu sie dzieją...
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że te kotki nie będa czekać, ale że TAK trafią! Mleczko prosto od kozy, drzewa, ogród, spokój, ludzie, psy, koty!
UsuńBędą szczęśliwe! Tyle miejsca do biegania, ciepły dom, zwierzyniec i Dobra Dusza do opieki i kochania...czego chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńEwo, znasz Jolinkę? Ja jakoś wcześniej nie trafiłam na jej blog. Teraz nadrobiłam i nie żałuję. Umie sobie poradzić dziewczyna!
UsuńKilka miesięcy temu w Ekspresie Reporterów był bardzo ciekawy reportaż o Jolinkowie. Tak to dom wymarzony dla zwierząt :)))
UsuńNie mogę znaleźć... :( W pytaniu na śniadanie też była Jola, znalazłam to kilka dni temu, a teraz nie mogę. :( Jets tam taka cudna scena, że mnie to przekonało natychmiast. Muszę znaleźć...
UsuńJolu, czy ja ci nie wysłałam linka do tego filmu?
UsuńKiedyś trafiłam na jej blog, teraz sobie odświeżyłam. Dzielna kobieta.
UsuńO to chodzi, Gosiu? http://www.tvp.pl/sess/tvplayer.php?copy_id=0&object_id=17594010&autoplay=true
UsuńTak, już dodałam na końcu posta. Widziałaś? Widziałaś na końcu?
UsuńGoska, Ty czarujesz! Ale ja o tym juz dawno wiedzialam, wiec powtorze raz jeszcze: nikt tak bardzo nie nadaje sie do tej roboty, jak Ty! :)))
OdpowiedzUsuńNo i w ogole rozwalila mnie lowiecka w serdaczku. :)))))
Prawda? Nawet łowiecki są zaopiekowane i zadbane, że ach i och!
UsuńChciałabym poczarować dla Kiry...
Dziewczyny, to kózki są, nie łowiecki:)
UsuńMają szczęście kociaki,czeka na nie domek najlepszy na świecie.
No masz, kózki! Przecież każdy ceper widzi, że to łowiecki - jak malowanie! ;)
UsuńJa miastowa ceperka, kunia od krowy z ledwosciom odrozniam, a to takie male i rogow nie ma, to skad mam wiedziec? Niech jej bedzie kózka. :)))
UsuńA ja przeciez wiem, że kózki! Nowoodtwarzana rasa polska. Tylko, że mnie się zapomniało...:)
UsuńJakie to niesamowite :)!!! Cudowna wiadomość :)... ! Gratuluję kociambrom, Jolince i Tobie :D...
OdpowiedzUsuńBędziesz gratulować jak wszystko się uda. Ja wciąż jakoś nie mogę uwierzyć!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEch, Zuza. Nie widzisz jak bardzo zadbane są zwierzęta Joli? W takim miejscu zabezpieczenie nie jest możliwe i moim zdaniem potrzebne. To kilka domów na przełęczy. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Ja myślę że koty mające możliwość hasania po dworze, łapania myszy, obcowania ze zwierzętami, z ludźmi (tam nie jeżdżą ludzie nielubiący zwierząt, wbrew przeciwnie) będą bardzo szczęśliwe. Popatrz na te zdjęcia. Jeśli cię to nie przekonuje to ja już nie wiem. Weź też pod uwagę, że możesz zrobić Joli przykrość takimi insynuacjami. Idź na blog, poczytaj, oglądnij filmy (na YT jest ich więcej), a potem się wypowiedz.
UsuńA ja podzielam obawy Zuzy, ktora odważnie napisała, co naprawdę myśli, kierując się wyłącznie dobrem kociątek. W żadnym wypadku nie obraziła Jolinki, która jest wspaniałą Panią na Jolinkowie. Tego nikt na pewno nie zakwestionuje. Ja również zupełnie, ale to zupełnie nie wyobrażam sobie tych dwóch istotek pośrod tylu dużch zwierząt. Może być to dla nich szokujące. Są pieszczochami, pragną uwagi tylko dla siebie. Lekko nieśmiała Mufinka przezyje chwile lęku i strachu. Moim zdaniem to nie jest wymarzony dom dla tej cudownej puszystej,ufnej, rozbrykanej dwójki. Aż mi serce zadrżało z niepokoju. I zrobiło mi się smutno. Jeszcze raz podkreślam niczego złego nie widzę w tym wspaniałym domostwie i ich mieszkańcach. Wręcz przeciwnie, ale to nie jest TEN dom. Proszę się nie gniewać na mnie. Piszę szczerze, co myślę i czuję. Jestem wielką fanką Twojego blogu, Gosiu i szczerze podziwiam to, co robisz dla zwierzaków. Zaczynam dzień i kończę odwiedzinami za twoimi drzwiami. Przeżywam serdecznie historię tych kotecków. To nie jest wymarzony dla nich dom. Zgadzam się z Zuzą. Anka z Żywca
OdpowiedzUsuńTeraz jestem u weta. Potem odpiszę na ten komentarz.
UsuńJolinka ma już dwa koty. Są bardzo szczęśliwe wśród tych "dużych zwierząt".
Ganno, ja też w domu mam kociego pieszczocha pościelowca. A jak jedziemy na wieś to widzę kogoś zupełnie innego. Radość, szał, wielkie oczy, ogon wyprężony do góry. Zbiega z pierwszego piętra na podwórko i buszuje po sobie tylko znanych terenach. A potem tą samą drogą (rzadko dołem) wraca brudna, ale tak szczęśliwa... tak szczęśliwa, że miałam moment żeby ją tam zostawić na stałe, ale przestała płakać po powrocie do miasta. Chyba uznała, że ma dwa domy. Ale ja widzę gdzie jest naprawdę szczęśliwa.
UsuńU Jolinki jest dużo zwierząt, ale przecież to nie są groźne zwierzęta. To raz, a dwa - to kot zawsze rządzi! :)
Ganno, Aluszka odpowiedziała ci również w moim imieniu, bo podzielam jej zdanie.
UsuńMam nadzieję, że Jolinka nie zniechęci się tymi komentarzami. Gdybym nie chciała dawać kotów do takich domów - idealnych domów, gdzie zwierzęta żyją jak królowie, to trzeba by mnie pozbawić możliwości pomagania kotom. Tak uważam, szczerze i dogłębnie.
Kotki będą miały siebie, czy to nie wspaniale?
ale miejsce ))))) chałupa drewniana, góry, kobieta odważna, kochająca zwierzęta, wolność za oknem i czego chcieć więcej. Jestem pod wrażeniem Jolinki i tego miejsca.kociambry będą tam kochane i szczęśliwe.
OdpowiedzUsuńteatralna
Ale miejsce! Niesamowite!
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńGanno, czy aby Cię troszkę nie poniosło? Jakkolwiek z całego serca. ;)
UsuńPoniosło. Przepraszam, ale nie mogę na to pozwolić.
UsuńJa też w pierwszej chwili pomyślałam, że te dwa puszki, te obłoczki z morskiej pianki przestraszą się Jolinkowa, dużych zwierząt i wielkiego lasu. Też myślałam, że są stworzone do atłasowych poduszek w aksamitnych łóżeczkach. Ale to chyba dlatego, że sama byłabym niezdolna do takiego życia jakie wiedzie Jola i widzę to przez pryzmat własnych lęków i ograniczeń. Kotki prawdopodobnie będą tam szczęśliwsze niż nam się może wydawać. Zwierzęta jeszcze bardziej niż niektórzy ludzie tęsknią do natury i tylko w bliskim kontakcie z przyrodą żyją pełnią życia. Czego im najserdeczniej życzę. A dla Joli mam wielki szacunek i podziw, łowiecka w kubraczku to cudny szczególik, ale oczy Joli gwarantują, że kotki będą kochane i zadbane. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś. Dziękuję. Podzielam w pełni twoje zdanie. Uważam, że nie ma lepszego miejsca.
UsuńToć to raj na ziemi! Sądzicie, że nawet na najbardziej wypasionym, ale osiatkowanym balkonie będzie im lepiej? Trudno o lepsze miejsce dla kociaków.
OdpowiedzUsuńNa osiatkowanym balkonie, w mieszkaniu, w bloku koty też mogą być szczęśliwe, ale kontakt z przyrodą czyni je szczęśliwszymi. Jak nas...
UsuńA tam jest cisza, spokój, jedna droga, kilka domów na krzyż. Ja jestem przekonana.
Ja wiem Gosiu, nie deprecjonuję absolutnie osiatkowanych balkonów, jak najdalsza jestem od tego! Chciałam przez to powiedzieć, że mało jest takich miejsc, gdzie koty mogą sobie chodzić i brykać po drzewach bezpiecznie i nie wpadną np. pod samochód.
UsuńNo przecież wiem, że wiesz! :))
UsuńMoje koty mają właśnie taki balkon. Osiatkowany. I chociaż on duży, to jednak jest to ograniczona przestrzeń. Ten komentarz obudził demony, które mnie prześladują i nie dają spokoju...Ktoś zarzucił mi, że trzymam zwierzęta w więzieniu. I że je okaleczyłam /pewnie miał na myśli kastrację/...:(
UsuńCokolwiek się robi, z nadzieją, że dobrze, to zawsze znajdzie się ktoś, kto to podważy i odbierze nawet najmniejszą radość.
Od dawna zaglądam do Jolinki. Podziwiam ją za wszystko co robi i jaka jest. To piękne miejsce. Trafić tam, to jak wygrać los na loterii.
Dlatego Ksan, trzeba się czegoś trzymać: swoich przekonań, poglądów (przemyślanych) i nie dać się temu poczuciu winy. Robisz co możesz najlepiej na daną chwilę. W dzisiejszych czasach tak żyje wiele kotów, i można je uczynić szczęśliwymi. Z niekastrowanymi nie da się żyć pod jednym dachem, poza tym względy zdrowotne, moralne. Zawsze znajdzie się ktoś, kto to podważy i odbierze nawet najmniejszą radość - trzeba robić swoje i nie ulegać temu komuś.
UsuńGdyby nie te osiatkowane balkony, ogródki i tarasy, to gdzie byłyby te wszystkie kociaki z piwnic i innych kapitalnych miejsc? Byłyby martwe. Trzeba wiedzieć, gdzie koty można wypuścić, a gdzie zagrożone jest ich życie. Uśpij demony, Ksan, bo wybór jest prosty: życie, albo śmierć. I to nie Ty zgotowałaś kotom ten los. Ani ja, ani nikt z nas tu obecnych. Naprawiamy, co ktoś inny zmarnował i zaniedbał. W świecie dla kotów jest więcej zagrożeń, niż korzyści. Nie one to sobie zafundowały. Ja też się nie poczuwam...
UsuńO kastracji nie mówię, bo to oczywiste do bólu. Nie kastrujmy i dajmy wolność. Będzie pięknie.
UsuńHano, naprawdę zachęcasz, żeby NIE kastrować, czy po prostu zabrakło Ci czcionki do sarkazmu?
UsuńŻeby było jasne, z całych sił apeluję: KASTRUJMY KONIECZNIE.
Pączusiowi i Mufince będzie w tym cudnym miejscu, jak w raju. Aż im zazdroszczę, sama chętnie dałabym się Jolince zaadoptować...:)
A teraz życzę wszystkim wspaniałego Nowego Roku i udaję się na blog Julinki.
Zgadzam się z Zuzą, w Jolinkowie jest za dużo zwierzaków i brak czasu na dopieszczenie
OdpowiedzUsuńpuszków-okruszków. Maluchy trafią do diametralnie innego śodowiska, niż mają aktualnie,
będą się czuć zagubione.
Tak czy siak muszą trafić do innego środowiska, bo tu zostać nie mogą. Muszą poczuc się jakiś czas zagubione. To przykre, ale z doświadczenia wiem, że szybko mija. Oddam je z wielką radością do miejsca, gdzie będą mogły żyć pełnią życia, łapać myszy, pić kozie mleczko, wylegiwać się na słońcu, łazić po drzewach.
UsuńZawsze i wszędzie przez chwilę poczują się zagubione, normalna rzecz. Pomyśl o tym, Malina, że do niedawna siedziały w klatce. U Gosianki też były zagubione.
UsuńPrzepraszam,niepotrzebnie się odezwałam. Bardzo mi przykro. Wiem, że kociątka są w najlepszych rękach i na pewno będą umieszczone w najlepszym z możliwych miejsc. Wybaczcie. Znikam.
OdpowiedzUsuńGanno, to nie tak. Zrozum, że nie mogę i nie chcę, i nigdy tego nie robiłam, dopuszczać tu do jakiś sądów nad osobami chętnymi do adopcji. Kto jest za, a kto przeciw. Przecież to niedopuszczalne. Ja podejmuję decyzję i biorą za nią odpowiedzialność. Jeśli ktoś ma jakieś konkretne zarzuty może do mnie napisać na priw, tylko, że to muszą być fakty.
UsuńNie będę tu stawiać nikogo w jakichś dyskomfortowych sytuacjach. Nie mam do tego prawa.
Napisałam ten post, by podzielić się z Wami wspaniałą nowiną.
Koty najszczęśliwsze są na trawce, na słońcu, i w nosie mają pluszowe poduszki (których zresztą u Jolinki nie brakuje co widać po zdjęciach). Dla nich obcowanie z innymi zwierzakami może być źródłem radości. Kotki bardzo lubią Fikę, teraz u weta nie bały się wcale wielkiego dobermana.
One spędziły dwa mc w klatce, potem w moim kocim pokoju. po wypuszczeniu stamtąd w wcale nie tęsknią za tamtejszym wypasem. Latają po domu z radością. Założę się o wszystkie pieniądze, że kiedy wyjdą na dwór oszaleją ze szczęścia.
To tyle, nie gniewaj się, że usunęłam Twój komentarz, nie mogę pozwolić by "walczyły" tu jakieś dwie frakcje.
Cudne jest to miejsce nazwane Jolinkowo :)
OdpowiedzUsuńCudne, może uda mi się je kiedyś odwiedzić. Bardzo tego zapragnęłam.
UsuńZaniemówiłam, Gosiu! A film tak mnie wciągnął, że herbatę całą pochłonęłam. Na koniec się wzruszyłam. Jolinka przypomina mi Ajwonkę, i wizualnie, i mentalnie. Mam od lat powtarza, że mogłaby mieć chałupę w górach. Ach.
OdpowiedzUsuńNo i te kózki wypieszczone. I Helenka wśród nich! :)))
Gosiu, to będzie raj dla Pączka i Mufinki!
Dodałam jeszcze jeden link na końcu posta. Zobacz, Alu. Trzeba przetrwać reklamy, ale ta końcowa scenka...
UsuńAle dyskusja rozgorzała.A przecież Jolinka chce dwa kotki razem,a to nie zdarza się często.Kochane będą razem,w takim domu,Z takim personelem i ludzkim i zwierzęcym.Trzymam kciuki,aby to doszło do skutku.
OdpowiedzUsuńDokładnie, Gosiu. Zastanawiam się i nie rozumiem...
UsuńWiedziałam, że masz już domek dla Pluszków w zanadrzu, Gosiu :))
OdpowiedzUsuńNie czytałam bloga Jolinki, ale zajrzę. Sama chciałabym taki dom, z taką ilością miejsca i przestrzeni :)
No ba! I ja bym chciała!
UsuńDziewczyny drogie ! Ja osobiście w Jolinkowie byłam. Jola to człowiek który nie tylko zwierzęta kocha - ona są dla niej WAŻNE. I widać to przede wszystkim, po tym jak wyglądają i jak są spokojne i ufne w stosunku do ludzi. Mają to co najważniejsze dla zwierzaków - miłość, swobodę i mądrą opiekę. A jako, że mam do niej blisko, będę odwiedzać z przyjemnością Błyskotkowego braciszka :)). Aaa - jak tam byłam, byli tam akurat goście ze swoimi zwierzakami i jakoś całe towarzystwo było bardzo zgodne i zadowolone ;).
OdpowiedzUsuńEwa2 - pojedziem tam razem, co ty na to? :))) I jeśli któraś z Was chciałaby tam pojechać to najpierw zapraszam do mnie i służę transportem i przewodnictwem :).
Barbara
Basiu, mam ochotę cię wycałować! :***
UsuńJa chcę! Ja!
UsuńZnaczy na całowanie też, ale najpierw do Jolinki!
UsuńHrehrehre, ale tylko po rączkach białych ;) !
UsuńBarbara
He, he, zwalimy się wszystkie Jolince na głowę :)))))
UsuńTo ja jusz nie wiem, kto kogo całuje? I po czym?
UsuńOrgia się zrobiła normalnie!
UsuńHano, w tej kwestii nie jestem ortodoksyjna - całuj kogo chcesz i po czym lubisz.
UsuńBarbara
Ach Ty, Barbaro... Więc to tak... Pamiętaj, że jednak to ja byłam pierwsza! I mam to na piśmie! Ewentualnie Ewę2 Ci wybaczę, boście krajanki, to jak inaczej. No i Bachę, bo już i tak po fakcie. Ale zaraz po nich to JA jezdem. Nno! I to mnie będziesz oprowadzać, a ja Cię obcałowywać. Po rencach białych wszak. Albo odwrotnie. :)
UsuńNo tak, a mnie już nikt nie kocha, buuuuuuuuuuuuuuuuuu
UsuńJak to nikt? A sfisiowana Fiśka? No ta to na pewno Cię kocha! :P
UsuńJolantoM - czekam ! Czy chodziło Ci o "wszak białe rence" czy o odwrotność ronk jako takich?
UsuńBarbara
Może o czarne rence Jolce chodziło?
UsuńA to ja nie mam. Ale może da się coś z tym zrobić...
UsuńBarbara
Mnie kocha Fisia, więc idę do niej, baj, baj, żegnam ozięble, wy się całujcie dalej po czarnych i białych rękach, albo gdzie tam chcecie! :P
UsuńFakt, oziębiło się ;).
UsuńDobranoc :)
Barbara
Barbaro, to ja Ci powiem, że w Twojem przypadku mnie chodzi o całokształt. :) Brak czarnych ronk mi nie przeszkodzi, nie myśl sobie. Mało tego, możesz mieć nawet czarne stopy zamiast białych ronk, a nawet i to mnie nie zniechęci. :D
UsuńPhi, oziębłość też! :P
UsuńDobranoc!
♥♥♥
No dobra, Gocha, a to dla Ciebie: ♥♥♥
Usuńhmm..
UsuńHę?
Usuńmoje rence ani białe, ani czarne czujom siem odtroncone.
UsuńJeju, a kto się ośmielił odtroncić kończyny Twe?
UsuńTempo, ale może stopy? Czarne, jak sugerowała JolantaM. To chyba łatwiej...... ;))
UsuńBarbara
Bo my jesteśmy prawdziwe Wiedźmy i wyczarowałyśmy dla nich dom. I nie zgadzam się z głosami wyżej co by jakieś inne zwierzęta wystraszyły kociaki. Przecież to młode stwory, które już wiele przeżyły i po kilku chwilach wahania odkryją uroki nowego domu. A jestem pewna, że dostaną tyle czułości ile będą potrzebowały. Ktoś kto tak tuli psa na łóżku nie zignoruje tulącego się kota ale też nie będzie nachalnie wymagać uwagi od nieco spłoszonej kociczki.
OdpowiedzUsuńGosiu, uważam, że wybór w sam raz. Ściskam i przesyłam gorące buziaki dla zwierzaków.
Dzięki, Luno. Buziaki:**
Usuńkotki kanapowe to one tam nie będą, ale to przecież raj dla zwierząt! wiadomo, że wolno chodzące są narażone na większe ryzyko niż "kanapowe" (chociaż nie zawsze, mój na domowych schodach nogę złamał!), ale Ty zawsze starasz się wybrać najlepiej dla swoich podopiecznych! i tego się trzymajmy :)
OdpowiedzUsuńAleż będą kanapowe, łóżkowe, parapetowe i zapieckowe! Tak jak Filemon i Waldek. :)
UsuńPatrząc, na maluchy wylegujące się u Ciebie na poduchach, można nabrać mylnego przeświadczenia, że w innych warunkach będzie im źle, albo gorzej. To chyba miały na myśli wyżej komentujące dziewczyny. Zapominamy czasami, że psy i koty to zwierzęta nie ludzie. Jeśli mają do wyboru tylko te poduszki to nie mają innego wyjścia leżą na tych poduszkach, ale jeśli będą mieć do wyboru swobodę, las, łąki i poduszki to na poduszki przyjdą wtedy, kiedy nasycą się wolnością, tym lasem i swobodą. Myślę, że w Jolinkowie będą mieć bardzo dobrze, koniec końców kot to drapieżnik, w jego osobowość wpisane jest chadzanie własnymi ścieżkami. A dom Joli super- bardzo mi się podoba. I, jak widać zwierzęta też mają miejsce na poduszkach:) Będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńU mnie leżą najchętniej na drapako-legowiskach. Dostaną w posagu, niech majo! :))
UsuńAle na co tam mogą być narażone? Samochodów nie ma, bo prowadzi tam jedna wąska droga pod górę, przez las. Dojechanie tam to wyczyn, wiem to;). Złych psów nie ma. Z drzewa to kot raczej nie spadnie, jak wyskoczy przez okno niskiego parteru to hm.., a wód głębokich też nie ma. Elaja, nie martw się, tam wszystkie czworonogi są "wolno chodzące po kanapach" ;))).
OdpowiedzUsuńBarbara
No przecież mówię, że raj! :)) Dzięki, Basiu. Popatrz to może znak, że Błyskotek będzie tak blisko... One muszo być jakoś spokrewnione. :)
UsuńNiczym nikogo nie obraziłam. Karma weterynaryjna jest na pewno trudno dostępna w tamtych okolicach, a może być niezbędna dla koteczków za parę lat. Muffinka nigdy z zaćmy nie wyleczy się, bo nie jest to możliwe. Myszy nie złapie i po drzewach chodzić nie powinna. Czuje się dobrze, gdy Pączuś jest blisko. A jak Pączuś wyruszy na zwiedzanie okolicy, będzie go szukać i może zgubić się. Czy Jolinka będzie mogła poświęcić parę godzin na szukanie Muffinki, przy tak ogromnej ilości pracy jaką ma?
OdpowiedzUsuńOczywiście swoje zdanie podtrzymuję, ale to Ty Gosianko uratowałaś Pączusia i Muffinkę i masz pełne prawo oddać je tam gdzie uważasz za stosowne. Życzę im bardzo, żeby były szczęśliwe.
A poza tym ja trochę inaczej widzę świat. Trudno mi pojąć jak ktoś kochający zwierzeta, zabija kurę na rosół dla gości, albo jak wiezie urodzoną i wychowaną przez siebie kózkę do rzeźni. To tak na marginesie.
Muffi z zaćmy się wyleczy, już ma ją śladową, bardzo dobrze reaguje na leczenie. Wcale jej to nie przeszkadza. Nie ma problemów z oceną wysokości, z ganianiem myszki, ze skakaniem za wędką. Zadałam pytanie Joli czy będzie smarować jej oczka maścią jeszcze rok, a ona na to, że nawet dwa jak będzie trzeba.
UsuńNie musisz się tym martwić. Oba kotki są samodzielne, nie spędzają ze sobą każdej chwili. Czasem razem śpią, czasem razem szaleją, ale często są osobno i to na dwóch różnych piętrach. Masz rację, to ja muszę podjąć i podjęłam decyzję. Mogę konsultować z wami np. imiona dla kotków, ale nie takie rzeczy, gdzie wchodzą w to inne osoby.
Co do kóz się nie wypowiem, bo nie wiem, ale czytałam na blogu, że kózki są sprzedawane do innych gospodarstw. Ta rasa jest odnawiana. Jola nawet jeździ je odwiedzać. To są trudne sprawy, ja też ich nie rozumiem, nie miałam styczności, nie mam o tym pojęcia, ale dlatego nie potępiam. Najważniejsze jest, aby zwierzęta, nawet te hodowlane, miały dobre życie. Ludzie nie przestaną jeść mięsa i jedyne co można zrobić to zapewnić im dobre życie i szybką śmierć. Gdybym miała tego gwarancję sama bym pewnie mięso jadła.
Karmę można zamówić, chociażby w Zooplusie :) Jolinkowo nie jest na końcu świata i myślę, że kurier tam dojedzie.
UsuńZwierzęta Joli wyglądają na zdrowe, zadbane i szczęśliwe i jestem przekonana,że jeśli będzie trzeba, kotki będą miały zapewnioną opiekę weterynaryjną.
Okolica wygląda na spokojną i przyjazną dla zwierzaków. Chciałabym,żeby moje koty miały taką przestrzeń.
Z Jolinkowa jest blisko do Myślenic, gdzie jest bardzo dobra klinika weterynaryjna i parę innych przychodni wet. Karmę specjalną na różne problemy mają. Niewidzący kot też potrafi złapać mysz, sądzę, że i chodzić po drzewach może, choć nikt tam nie będzie go do tego gonił. Spokojnie może siedzieć w domu. Kot potrafi znależć drogę w promieniu kilkunastu kilometrów i raczej dalej się nie zapuszcza, ale ja znam przypadki i dalszych kocich wędrówek. Posługuje się wtedy słuchem i węchem. Nie wiem, czy Jola zabija kury na rosół ale kozy hoduje mleczne, więc nie ma potrzeby odstawiania ich do rzeżni.
OdpowiedzUsuńBarbara
Zuza, skąd wiesz, że to zaćma, a jeśli nawet, że się jej nie wyleczy? Skąd wiesz, że myszy nie złapie? A jeśli nawet, to nie musi. Skąd wiesz, że nie powinna po drzewach chodzić? Nie jest też syjamską siostrą Pączka i wcale nie jest powiedziane, że nie może funkcjonować bez niego. Dlaczego miałaby go szukać po okolicy? Przypisujemy kotom (zwierzętom w ogóle) ludzkie cechy, których przecież nie mają. No i każdą karmę można kupić w internecie, a Jola internet ma. Kurczę, nie kumam po co w ogóle ta dyskusja? Mieszkanie w bloku i leżenie na poduszce jest większym szczęściem dla kota? Jest szczęściem, jak najbardziej. I kot będzie tam szczęśliwy, bo z człowiekiem. Jeśli to człowiek właściwy, to będą szczęśliwi obaj. W tym przypadku będzie tak samo, tylko jeszcze lepiej!
OdpowiedzUsuńCo do kóz i mięsa nie wypowiadam się, bo nie wiem. Jednak to nie ma tutaj nic do rzeczy.
Gosiu - znalazłaś wspaniały dom maluchom :) Blog Joli znam od dawna i zauroczył mnie na tyle, ze pomogłam zbudować "pałacyk" dla kózek na Polak Potrafi. Wyobrażenia o szczęśliwych kotach na aksamitnych poduszkach są naszymi - ludzkimi- wyobrażeniami. Dzisiaj byłam u koleżanki: dwa lata temu znalazła na swojej działce kociego maluszka. Wykarmił go, a gdy przyszła zima, zabrała go do miasta, do niewielkiego mieszkanka. Jej wielki pies musiał się nauczyć, że nie wolno jeść kotków! Dziś mieszka na wsi, z kotem i psem. Kot jest wieeeelgachny, cuuudny, umarnęłam z zachwytu!!! Wchodzi i wychodzi z domu, kiedy chce (personel czuwa!), myszki zjada, a pod lodówką rozpacza, że głodny - myślę, że jest szczęśliwy. Natura - to żywioł kota. Cieplutki dom, poduszki, ale i możliwość wychodzenia na dwór - to chyba jest koci raj! Tak myślę - ale nie jestem kotem :) to może się mylę.
OdpowiedzUsuńIza
Przeczytałam wszystkie komentarze i nasunęła mi się jedna myśl."Koty kanapowe", potrzebują więcej czułości, zainteresowania, bo im się nudzi. Koty, które mają możliwość wychodzenia na zewnątrz nudy nie znają, bo zawsze coś ciekawego odkryją. Bardzo ważne jest to, że będą razem. Przez parę dni, zanim poznają środowisko, będzie im może trudniej, ale będą mieli siebie. Ja jestem ZA.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ania
Jejku nie bądźmy takimi hipokrytami. Nie wiem, kto, co i jak, ale zjeść kurczaka z hipermarketu to jest ok, ale zjeć wychowanego przez siebie to nie jest już ok? A szyneczka, kiełbaska, którą na kanapeczkę kładziemy po wyjęciu z folii to nie była kiedyś świnką? Była i jeśli jemy mięso to nie ma znaczenia, czyją ręką świnka została pozbawiona żywota, jedzący tak samo winni, jak zabijający. Zasada prowadzenia agroturystyki jest taka, że przynajmniej 50% żywności powinno być wytworzone w gospodarstwie, to, co się dziwić, że kura na rosół straci żywot? Czy ona ma gorzej jak ta z hodowli w klatkach? Zapewne 1000 razy lepiej, łazi po podwórzu, wygrzebuje robale, śpi na grzędzie- a fermowa? Łyka paszę z taśmy, często siedzi nie chodzi, bo tak szybciej rosnie. Faszerowana jest antybiotykami. Wchodzimy na temat, w którym nigdy zgody nie będzie. Ale, ja proponuję trochę wiecej racjonalizmu i...kochajmy zwierzęta, dajmy im dobre życie i nie negujmy, że ktoś zabija kurę na rosół, czy wiezie koziołka do skupu. Bo jak zaczniemy tak rozważać to dojdziemy do tego, że sałatę też boli, jak ją zrywamy, marchewka pewno cierpi, jak ją ucieramy, ziemniaczki płaczą, jak je pieczemy - to, że nie wydają dźwięku nie znaczy, że nie cierpią, choć to "tylko" rośliny. Więc, co ? Zostaje nam życie powietrzem? Tak mi się zebrało na noc...
OdpowiedzUsuńMnemo, co tydzien nieomal zjadalam kure wyhodowana przez babcie, ktora gdy byla malym kurczaczkiem tonela w moich ramionach. Jakos z tym musz zyc i dzieki z Twoja odpowiedz, ja tak pisac nie umiem. A bloga Jolinkowego znam, lubie i bardzo wlascicielce we wszelkich zamierzeniach kibicuje;)
UsuńI kotkami sie ciesze:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKoty i psy Jolinki są ufne i żyją "na wolności".
UsuńTo nie miasto i blokowisko.
Muszę Cię poprosić abyś dalsze uwagi zachowała już dla siebie.
To się robi już nieprzyjemne i jest zupełnie niekonstruktywne.
Nigdy nie ma pewności co do przyszłości, ani w bloku za siatką, ani w rajskim ogrodzie. Nie oddałabym żadnego kota, gdyby wynajdowała takie przykłady.
Zuza, bardzo doceniam twoją troskę, ale przykro mi, że zdominowały cię twoje lęki. patrząc na to, jak doszukujesz się zagrożeń, sama zaczynam czuć się nieswojo. wsiadać do windy czy nie? przejść na drugą stronę jezdni? przecież 16-letnia siostra cioteczna mojej córki została zabita na przejściu dla pieszych. i nie, nie przebiegała przez jezdnię. szła w grupie pieszych jako ostatnia.
Usuńnie kpię. życie niesie mnóstwo niebezpieczeństw, ale co w związku z tym? czy mamy dać się zdominować naszym lękom?
"I have my fears but they do not have me" - tak śpiewa Peter Gabriel w przejmującym do szpiku kości utworze "Darkness".
pozdrawiam.
Zuza ja rozumiem Twoje obawy, ale nikt nie chciałby złotej klatki zamiast prawdziwego życia. Gdybyśmy tak do przodu przewidywali zawsze tylko same nieszczęścia to nic tylko się położyć i czekać na śmierć.
OdpowiedzUsuńAleż dyskusja się rozpętała! Znam blog "Jolinkowo", choć ostatnio tylko zaglądam tam nie komentując. Jolinka jest wspaniałą kobietą i wierzę, że potrafi zapewnić kotkom dobre życie. Wierzę nie tylko własnemu, ale przede wszystkim Twojemu osądowi i temu, co mówią osoby znające dom Jolinki osobiście. Myślę, że tam będzie zaspokojona kocia potrzeba wolności tak dalece, jak to możliwe. A opieka będzie odpowiednia i koty będą szczęśliwe.
OdpowiedzUsuńNie dajmy się zwariować potrzebie zapewnienia pełnego bezpieczeństwa naszym zwierzakom, bo to niemożliwe. Owszem, może kota zaatakować w terenie jakiś drapieżnik, ale może i w domu wpaść komuś pod nogi i zostać poparzony gorącą kawą (tu zaznaczę, że akurat nie znam takiego zdarzenia, ale jest bardzo prawdopodobne). Ale ani tam, ani tu nikt normalny głowy mu nie utnie i nie zrobi z niego rosołu. Nie mieszkamy - i całe szczęście - w takich np. Chinach :))). Długo by można na te i pokrewne tematy, ale chodzi przecież o konkretny dom i wiadome kotki. Powtórzę raz jeszcze: myślę, że będzie im tam dobrze.
Ja tam wiem, że moja Frania napewno yaby szczęśliwsza, żeby miała ogród i mogła się po nim pałętać, polować na listki, muszki i myszki - czasem nawet którąś ukatrupić, gonić motylki, wygrzewać na słonku, drapać drzewa i obserwować świat. Nie twierdzę, że w moim domu z osiatkowanym balkonem jest jej źle. Ale ta siatka i zabezpiecza i ogranicza. Czasem widzę, jak tęsknie patrzy w dal przytulona do tej siatki. Kotki, to nie są dzieci, to drapieżniki. I w naturalnym środowisku napewno mają szczęśliwwsze i ciekawsze życie.
OdpowiedzUsuńHm, ależ tu się zakotłowało. Powiem tak do Gospodyni bloga,Gosiu wysłuchaj stu rad i zrób jak uważasz. Ty ratujesz kotki i podejmujesz decyzje odnośnie adopcji. Myślę jednak że nie powinniśmy torpedować tych głosów na Nie, bo także mają sporo racji (absolutnie nie dotykając Osoby i sposobu życia,chętnej do adopcji) Nie musimy się zawsze budyniowo zgadzać, taka dyskusja może przydać się innym, skłonić do przemyśleń, zrewidowania swojego podejścia. Przecież wszystkim nam chodzi tu o dobro Zwierzaków. Kotków mamy dużo i każdy potencjalny dom to szansa dla nich, w mieszkaniu może bezpieczniej ale wolność też piękna i kusząca. Kot to zwierzę i drapieżca,zapewne miło mu hasać po łąkach, polować. 100% szczęścia i bezpieczeństwa nigdzie nie znajdziemy!
OdpowiedzUsuńPS. Pieknie i sielsko w tym Jolinkowie i Pani taka ciepła. Chętnie bym się tam przytuliła pomiędzy Psiska i Kotka na kanapce ;)
UsuńAnais, a co w tej dyskusji uważasz za torpedowanie głosów na nie?
UsuńTeż jestem ciekawa. Czy moje i innych rzeczowe argumenty i spokojne odpowiedzi?
UsuńTaki dom jak Joli szukac ze swieczka! kotki beda szczesliwe, i nie ma co tu gdybac i przewidywac, mam nadzieje kiedys do Joli zawitac, wiec moze poznam jej szeroki inwentarz!
OdpowiedzUsuńMam marzenie... Chcę do Jolinkowa! Góry, las, zwierzęta, kwiaty, cisza, natura, spokój, piękny dom. Normalnie raj! Już czuję tą atmosferę:) Marzę, żeby się tam zaszyć, móc chłonąć te zapachy, podziwiać cudne widoki... Eh, trzeba zacząć odkładać pieniądze na wyjazd;)
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie lepszego miejsca dla kociaków. I wierzę, że szybko się przyzwyczają i pokochają to miejsce. A to, że Jolinka ma dużo zajęć to jeszcze nie pretekst, żeby kotów nie brać. Większość ludzi pracuje. A nawet jeśli kociaki zamieszkały by w puchowych poduszkach to jeszcze nie jest gwarancja, że nie zostaną same nawet na godzinę.
A statystyki mówią, że najwięcej wypadków zdarza się w domu, więc w związku z tym faktem mamy zamieszkać w namiotach? ;)
Pozdrawiam!
Pamiętam jak wychodzący kot mojej mamy musiał być po operacji trzymany w domu. Niestety, do kuwety nie chciał iść za skarby świata, więc mama wyprowadziła go na smyczy do ogrodu. Oprócz obroży miał jeszcze założony "abażur" żeby nie rozlizał szwów. Niestety, mama nie była w stanie go utrzymać. To była akcja w stylu- urwę sobie łeb, ale ucieknę. Jak on zdołał łepek wyciągnąć z obroży i abażura, do dziś nie wiem. Wrócił wieczorem, połowy szwów nie było, więc kolejna wizyta u weta. Potem już nie był wyprowadzany, do kuwety się w końcu załatwił, poza nią też, ale to co wyprawiał przez czas rekonwalescencji w mieszkaniu, trudno opisać. Chyba tylko sufitu nie zaliczył. Moje koty z kolei od maluchów są trzymane w mieszkaniu, z osiatkowanym balkonem. Innego życia nie znają i... pewnie sama się pocieszam, że za innym nie tęsknią. Jednak kiedy widzę jak na balkonie obserwują ptaki, muszki, gonią za chrabąszczami, szukają co by tu skubnąć zielonego, czasem pika mi serducho. Cóż, nie każda z nas może mieszkać w domu z ogrodem czy wyjściem do lasu, ale każda próbuje dać swoim kotom tyle ile może. Oczywiście osiatkowany balkon jest lepszy od zimnej piwnicy, pcheł i braku jedzenia, ale gdybym mogła dać moim kotom dom pod lasem, byłabym przeszczęśliwa. Moje koty pewnie też.
OdpowiedzUsuńJoanna Katowice
Ależ cudny domek znalazł się dla kotków. Dziwię się Zuzie, że będąc tak wrażliwą osobą, żeby nie rzec przewrażliwioną nie biegnie do schroniska by adoptować zwierzaki żyjące tam przecież w dużym stresie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam. że się wtrącę, ale nie wytrzymałam po przeczytaniu niektórych komentarzy. Już od dawna podczytuję cichcem Pani bloga i podziwiam zapał i odanie w ratowaniu naszych Braci Mniejszych.
OdpowiedzUsuńPrzez 14 lat mogłam obserwować, jak dawał sobie radę pewien kocurek (uratowany przez moja Mamę), który przez pierwsze kilka lat jego życia mieszkał przez część roku w mieszkaniu w Warszawie, a częć na przepieknej działce, na skraju Puszczy Mariańskiej. W mieszkaniu byl ospały i jak typowy "kanapowiec", a gdy wracał do lasu wręcz odżywał. Wychodził kiedy chciał, robił kilometrowe wycieczki i zawsze wracał spać/jeść/miziać się do domu. Wydaje mi się, że lepszego miejsca dla Pączusia e Muffinki nie można by znaleć.
Z poważaniem, "Kocica".
Sama bym chętnie w Jolinkowie zamieszkała. A co do kotów, to myślę, że najważniejsze jest to, w jakiego personelu ręce są oddawane. A ręce Joli i serce do zwierząt wydają się do tego doskonałe :))
OdpowiedzUsuń