Gwoli wyjaśnienia, gdzie byłam, jak mnie nie było i gdyby kogoś to ciekawiło, ujawniam, że wiosnę i lato spędziłam w ogrodzie. Nie sama oczywiście! Sama to bym nie podołała. Pomagała mi cała banda kotów - rzekomych darmozjadów (tak o nich zwykli mówić ci mało rozeznani w temacie). Mam nawet stosowną fotodokumentację na to, że koty to bardzo pożyteczne zwierzęta. Oto dowody:
Mietek dogląda sadzonek ogórków
w prowizorycznym tunelu mojej osobistej produkcji.
Majtek uprawia selery
oraz rukolę.
Zauważcie, jak mocno się do jej uprawy przykłada.
Niemal omdlał, biedak...
Jeszcze widok z góry na jego umęczone, spracowane odnóża
(oraz na jedno moje).
Śliwka natomiast objęła we władanie zagon z kocią trawą.
Ktoś musi też doglądać żarcia dla kotów!
Ma przy tym pilnego obserwatora,
który być może przejmie od niej kiedyś pałeczkę.
Tymczasem jednak Śliwka mocno przykłada się do pielęgnacji trawki.
A nawet przykłada się coraz mocniej.
I jeszcze mocniej!
Zawzięcie uprawia.
Jest niestrudzona.
I oczywiście widok z góry.
Majtek z przyczółka ze szczątkową kocimiętką*,
prawdopodobnie cokolwiek odurzony, nadal prowadzi obserwacje.
Nie wytrzymuje jednak i wkracza do akcji
- instruuje Śliwkę, jak uprawiać nasturcję.
Bazyl nienachalnie uprawia orzech włoski.
Za to jak owocnie - w tym roku po czternastu latach
drzewko wydało 2 (słownie: dwa) orzechy!
W naszym ogrodzie nie próżnują także ślimaki
- ten akurat uprawia karaganę syberyjską.
Glizda intensywnie uprawia bób i pietruszkę,
zajęła się także sadzonkami patisonów.
I proszę, jaki efekt!
Można? Można!
To do roboty! I smacznego. :)
Właśnie, a co Wy porabiacie przy sobocie?
Fotoreporterowałam ja, JolkaM.
*O szczątkowej kocimiętce będzie oddzielny wpis, bo to dla mnie niełatwa w uprawie roślina. Koty zdają się mieć inne zdanie... Mają prawo.
Pięknie doglądają, uprawiają i własnymi ciałami bronią przed najazdem np. szkodników, w ogóle towarzystwo dorodne jak i zbiory, pogratulować jednych i drugich i podziękować za zgrabne fotoreportażowanie :)
OdpowiedzUsuńI my dziękujemy za uznanie. :)
UsuńDrugi post Joli? Fiu fiu :)
OdpowiedzUsuńTy to masz nieocenionych pomocników!
Ha, jestem w transie! ;) Teraz będą trzy posty dziennie, i będę wymagać rzetelnego komentowania! :P
Usuńsiedzę z klawiaturą w dłoni i z telefonem, jakby któreś odmówiło komentowania... to awaryjnie użyję drugiego :-D
UsuńPoranek był bardziej obiecujący pogodowo, niż popołudnie. Do uprawiania czegokolwiek nie za bardzo. Fajnie jest mieć tylu skutecznych pomocników. Moje marne 4 sztuki nie dają rady. W związku z czym nawet nie podejmują próby.
OdpowiedzUsuńHana, przecież ja dziś też niczego w ogrodzie nie uprawiałam (oprócz lenistwa z książką na leżaku) - te patisony to się przez całe lato tak uprawiały. Znaczy się, Glizda je uprawiała. :D
UsuńPogłaski dla Twoich nierobów. ;)
Masz piątkę takich ślicznych kocich futrzaków? Cudownie! Właściwie to możesz leżeć do góry brzuchem i tylko polecenia uprawne wydawać.
OdpowiedzUsuńI oczywiście to właśnie robię, Julito, a co! Leżę i wydaję. Trza się umieć w życiu ustawić. Lub ułożyć. ;)
UsuńTo się nazywa delegowanie obowiązków.
UsuńWłaśnie tak! Uwielbiałabym delegować obowiązki - gdybym tylko umiała...
UsuńNo, no! Efekt wspaniały, ale przy takich pomocnikach to nic dziwnego:)))))))) A ja przy sobocie byłam na Targach Rolniczych i naznosiłam plonów, ale nie swoich; a teraz, robiąc deser, czekam aż się domownicy zejdą na obiad:)
OdpowiedzUsuńO rany, zjadłabym deserek, ale dziś zaczyna się sezon basenowy i zaraz się zbieramy, więc co najwyżej sobie pomarzę po drodze i wyobrażę, co tam szykujesz, mniam! I mlask. ;)
UsuńBędę imprezować wieczorem.
OdpowiedzUsuńPomocników masz pełnych zapału i profesjonalnych, co widać po zbiorach. Bardzo ładne patisony.
Fotoreportaż jak zwykle świetny. Czy pomocnicy nie protestowali przeciwko uwiecznianiu ich wytężonej pracy?
Ewo, były takie upały, że im się chyba choćby od nich nie chciało protestować, ani nawet kiwnąć pazurkiem. Poza oczywiście czasem wytężonej pracy - wtedy dawały z siebie wszystko. :)
UsuńPatisony pierwszy raz zagościły w naszym ogrodzie, i bardzo się sprawdziły. A posadziłam je dlatego, że podobają mi się ze względu na... (cało)kształt. :)
Bardzo lubię konserwowane malutkie patisony. Są dekoracyjne i smaczne.
UsuńNo właśnie te malutkie mnie tak skusiły wyglądem. Ale nasze porosły zanadto (żal było mi takie maluszki zrywać) - Glizda chyba zbyt na nie chuchała i pielęgnowała. A może te maluchy to jakaś specjalna odmiana. W każdym razie ja też je wrzucam do słoików, ale pokrojone. Nie są tak dekoracyjne, ale chyba równie smaczne. :)
UsuńNo to ja już nie wiem co myśleć o tej sławnej"pracowitości"kotów,grzeją korzonki roślinek własnymi ciałami!:)
OdpowiedzUsuńA ja czekam na nowe zdjęcia Malina,które wczoraj dostałaś od pani Krysi:)))
Zdjęcia dam któregoś dnia, Orko. Są tylko trzy - Malin się nic nie zmienił, kochana mordeczka!
UsuńPS. Nie jestem pewna, ale czy ja wyczuwam w Twoich słowach psiej fanki pewną ironię względem pracowitości kotów? ;)
Fotki w połączeniu z podpisami pod nimi bardzoż mnie rozbawiły ;))) A tak w ogóle, nie wstyd Ci te biedne koty wykorzystywać? ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, teraz mi trochę łyso... Ale się już przecież nie wyprę, poszło w eter. Poprawię się jednakowoż. ;)
UsuńJa sie nudze, obijam i odpoczywam, bo deszcze niespokojne grasujo na dworze, wiec nie ma po co wychodzic.
OdpowiedzUsuńAcha, Glizda skutecznie wysiedziala te jaj.... eee... patisony. :)))
U nas też dziś deszczowo, a w pewnym momencie po południu zerwał się taki wiatr do tego deszczu, że było całkiem tak, jak napisałaś: deszcze niespokojne niesamowicie targały, ino że brzozy, a nie sad. Na szczęście przeszło toto szybko.
UsuńI, wiesz, Aniu, Ty masz rację - to musiało zadziałać wysiadywanie Glizdy, bo wyjątkowo nam te patisony wyszły. ;)
No, no, bez pomocników by się nie dało. Bardzo pracowici :))
OdpowiedzUsuńBędą pękać z dumy, jak im powtórzę, co się tu o nich mówi. ;)
UsuńNiezwykle pracowite masz koty JolkoM. Przesympatyczne te Twoje ogrodowe reportaże.
OdpowiedzUsuńJa zwykle w soboty jeżdżę na wycieczki, ze względu na to, że w soboty w okolicach Warszawy są mniejsze tłumy niż w niedziele. Dziś nie byłam daleko ze względu na psie dziecko, które mam dopiero od tygodnia.
Swoją działkę i mieszkające tam koty, odwiedzam w powszednie dni i w niedziele.
Podczytywałam Waszą wymianę z Gosią, wiem, że masz pieska. :) Może o nim napiszesz coś więcej?
UsuńPsie dziecko to musi być absorbująca sprawa. Pewnie jeszcze nie zna swoich kocich kumpli z działki, co?
Nie zna. Najpierw musi mieć wszystkie szczepienia. Pozna za miesiąc. Nowa relacja zdana.
UsuńWcale się nie dziwię, że cię nie widać na blogach, sam nadzór nad pomocnikami to musi być niezła harówa, no i trzeba im pomóc w tej uprawie ;) Miałam pytać o efektywność współpracy, ale dałaś zdjęcia dokumentujące, że plony obfite i smakowite :)))
OdpowiedzUsuńMary, mówię Ci, kochane są te moje kocie ogrodniki, ale pilnować trzeba, a jakże! Musiałabyś widzieć, jakie zasieki musiałam robić, żeby obronić przed ich zapałem do pracy świeżo wysiane nasionka. :] Jakoś się jednak dogadujemy. ;)
UsuńWspaniali pomocnicy! Bez nich byłoby trudno... Ja dziś porządki próbowałam uprawiać:)
OdpowiedzUsuńRany, Kalipso, nawet nie wymawiaj tego słowa przy mnie, bo zaraz mi na łbie czapka gore. Przez te wszystkie patisony, ogórki, jeżyny (te to z lasu) i inne dobra, to ja prawie z garów i kuchni nie wychodzę, a pozostała część chaty leży odłogiem. Chyba będzie musiała tak czekać do zimy. ;)
UsuńAle masz cudne koty:):):)Ogrod tez niczego sobie i fajne patisonki i moja ulubiona rukole:):):)
OdpowiedzUsuńRukola się już skończyła - ku mojemu żalowi, bo była pyszna, sto razy lepsza niż kupowana w sklepie. A ta wysiana dodatkowo w sierpniu jakoś niespecjalnie się udała. Ale jeszcze z nią spróbuję powalczyć. :)
UsuńAla masz pomocników, bez nich pewno nie było by takich plonów.Ja przy sobocie pilnuję prawie moją wnusię.Od rana do wieczora.Przyrodę podziwiam na spacerach z Luną.
OdpowiedzUsuńBo przyrodę należy podziwiać zawsze i wszędzie - jest tego warta!
UsuńBuziaki dla prawie wnusi. :)
Szczęściara z Ciebie Jolu!
OdpowiedzUsuńMoje koty tylko uprawą rukoli w tym roku się zajęły, całą resztę musiałam ogarnąć sama.
Muszę pokazać im zdjęcia Twoich pracowitych pomocników i przeprowadzić z nimi rozmowę wychowawczą.;)
O tak, Magdo, zdecydowanie zalecam pokazanie zdjęć poglądowych. Ale wiesz, ta rukola u Ciebie to już coś, jest nadzieja... Powodzenia! :D
Usuń