Strony

niedziela, 10 maja 2015

Na zamówienie - Glizda

Wiem, wiem, niektórym się to imię nie podoba. Inni go nie rozumieją... Ale tak to wyszło. Wiecie, jak to jest z chrztem - gdy jest nagła potrzeba, to ponoć i rosołem można dziecko ochrzcić. Hm, może to i pewne nadużycie, ale okoliczności mogą się nieco skojarzyć. 

A było to tak, że wówczas jeszcze bezimiennej, okołotrzytygodniowej koteczce przypadło takie oryginalne nazewnictwo na stole zabiegowym u naszego "rodzinnego" weta. Trafiliśmy tam, bo szczęśliwie Igor dostrzegł, że jedno z czterech kociąt w miocie jest jakieś niemrawe i osowiałe. Jak się potem okazało, koteczka miała obniżoną temperaturę i po prostu pomału odchodziła - prawdopodobnie nie radziła sobie ze zdobywaniem pokarmu od mamy. W ostatniej chwili pędziliśmy do lecznicy, w której czekał na nas pan wet uprzedzony, żeby się stamtąd nie oddalał, mimo że zbliża się godzina zamknięcia. Po zbadaniu kitka dostała zastrzyk z glukozy strzykawką większą od niej samej, podczas którego wet rzekł do niej pieszczotliwie coś w rodzaju: co się tak wiercisz, glizdo. Pomijając ten dość żartobliwy akcent w trakcie wizyty, sytuacja była raczej niewesoła; nadchodząca noc miała zdecydować... Dostaliśmy zalecenie chuchania na kiciulkę, a ściślej biorąc ogrzewania jej termoforem, i powrotu do lecznicy następnego dnia - jeśli przeżyje. Pamiętam, jak złowrogo brzmiały te słowa. 
Kocinka spała w gniazdku ulokowanym na moim brzuchu, a uwitym z kocyka i termoforu, natomiast ja prawie nie spałam. Przeżyła. Gdy więc następnego dnia w lecznicy wet zapisując dane do kartoteki, zapytał o imię, nie mogłam przecież powiedzieć dajmy na to Pamela, Paloma czy inna Finezja. ;)

Od tamtego czasu wkrótce minie pięć lat. Glizderka ma się dobrze. I nie wiem, czy to nie po tamtej żywieniowej przygodzie ma tak niesamowity instynkt zdobywania pokarmu, że potrafi złowić rzucony zgromadzonej piątce kotów kąsek nawet wówczas, gdy akurat ona znajduje się najdalej od niego. Jest wybitnie uzdolniona pod tym względem. Dodam tylko, że niekiedy z powodzeniem rywalizuje z nią w tej konkurencji kto? Oczywiście obwieś Majtek, ale o nim już było, a jeśli znów będzie, to innym razem. :)
Dziś Panna Cotta Glizda.


 Tutaj to akurat nie łapie kąska, choć może to tak wyglądać.
Jest to niektórym znana już STĄD gimnastykacja, i to ja wprawiam Glizdę w ruch, 
wywijając niewidzialną (w kadrze) witką aroniową 
choć (informacja dla szczególnie zainteresowanych) może być też leszczynowa. ;)

 Zwitek.

 I rozwitek.
 
 Wykładnik.

Rozkładnik?

Śliwka się czai, może dojść do bliskiego...

 A nie mówiłam?!

Sytuacja się stabilizuje,

Glizderka się relaksuje.

 Trochę tańcuje,

trochę świruje,

fisiuje

oraz plaskotuje.

A tu ma wielkie oczy i pozuje na Sfinksa.

Żeby nie było, że to takie proste: ja sobie siedzę na trawce,
a kadry to się same z siebie udają. 

 Ha, ha, akurat! Bywa, że im się co nieco poprzycina,

ale bywają ujęcia całkiem spektakularne,

a nawet wibrysarne.
(To nowe słowo, jeszcze nie odnotowane w słownikach, proszę nie szukać.)

O-o, czasem nadarzy się szanowne zadowie.
Z przeproszeniem równie, a może i bardziej, szanownej publiczności.

Tu z  wyżej rzeczoną i zalecaną witką.

Bez witki.

I znów z witką.

Nuuda...

To może półobrót?

Albo półwąs? Półogon?

Poleżę...

I pokażę się bardziej tak z twarzy.

A tu jeszcze dowód na to, że Glizda potrafi się też  upozować,
ekhm, artystycznie (czytaj: romantycznie).

 Gdyby dojrzał ją taką romantyczną kocur jakiś, 
dajmy na to Roman - nie znam takiego, 
ale jestem pewna, że byłby utonął w tych oczach i wibrysach...

A na koniec trochę... dziki zachód nad początkującym rzepakiem. 
Ale nie śpijcie, bo jeszcze zalecenie:

miłej niedzieli! :)

W przerwie oraz na życzenie, a nawet dwa, nadawałam ja, JolkaM.



91 komentarzy:

  1. Ma całkiem przyzwoite imię;Glizderra Wspaniała:)))Pięknisia z maseczką na buzi:)
    Miłej nierdzieli i dzięki za koci blog.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile to można utworzyć zdrobnień i modyfikacji: Glizdunia, Glizdusia, Glizdka, Glizduś, Glizderka, Derka, Dusia, Glizdron, Glizder, Glizducha, Glizdenia, Glizdella, itede, itepe. :)

      Usuń
  2. Mnie tam imie podoba sie bardzo, rzadkie jest i wyjatkowe. Zapewne nie ma takiego drugiego na swiecie. Przynajmniej zaden mruczek-sruczek ani kotek-srotek.
    Oraz pieknosci przecudnej jest owa panna. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Glizdusia swoją urodą zdejmuje z imienia ewentualne, ekhm, odium. ;) Kto ją pozna, temu już zawsze glizda się tylko pięknie skojarzy. :)

      Usuń
  3. Przewinęłam Kocinkę Glizderkę szybko rolką i wyszedł filmik,ktoś tak zrobił ostatnio ze zdjęciami z Laśną.I rzeczywiście.Pyszczek ma uroczy a sfinks z niej jak żywy.Drodzy blogowicze,może ktoś zna coś dobrze działającego na kleszcze.Wiem mogę iść z psem na trawnik tylko,jak mi ktoś doradził,ale to haski musi mieć dużo ruchu. Na około same lasy i pola.Może niedługo będzie na szelkach biec prze rowerze.Ale jeszcze nie teraz,bo mam nogę po złamaniu.Dodam,że obrożę przeciw kleszczom ma i to dobrej firmy,niestety kleszcze są.Może Ty Jolu masz pomysł.Gosia z Jelcza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kropelkę na kleszcze i pchły" najlepiej kupować w przychodni weterynaryjnej. Kupując trzeba podać wagę psa!
      Zakrapla się na kark psa systematycznie co 28 dni, bo taki jest czas jej działania. W okresie mrozu nie trzeba. Kleszcze mogą mimo zakroplenia uczepić się psa, ale już nie są groźne, gdyż momentalnie zatruwają się psią krwią. Na Babeszjozę umiera w Polsce setki psów dziennie.Warto zabezpieczyć psa "kropelką".

      Usuń
    2. http://myhovawart.com/warto-wiedziec/kleszcze-choroby-odkleszczowe-psow-zapobiegac-leczyc-zwracac-szczegolna-uwage-wywiad-dr-marta-nowak/

      Usuń
    3. Dziękuję ,we Wrocławiu obróżka wystarczała na spacerach nad Odrą .W poniedziałek wyruszam do weta po kropelkę Gosia

      Usuń
    4. O, widzę, że już nasza skarbnica wiedzy o zwierzętach Zuza podpowiedziała Ci, Gosiu. :)

      Dzięki, Zuza. :)

      Usuń
    5. Ostatnio pokazały się tabletki dla zwierząt, takie na kleszcze. Nie pamiętam nazwy. Podobno są nieszkodliwe dla zwierzęcia, mniej, niż kropelki, a bardziej skuteczne. Kosztuje to ok. 70 zł, ale starcza na ok. 3-4 miesiące. Jeśli przeliczyć cenę kropelek, tabletka wychodzi taniej w sumie. Poczytałam w necie, piszą o niej dobrze. Moja Siostra dała psu, zobaczymy jak zadziała.

      Usuń
  4. Wyobrażam sobie jaka to była trudna noc, gdy nie było wiadomo czy maleństwo przeżyje, a potem jaka radość, że udało się. Teraz wygląda świetnie. Duża, pulchniutka i do tego taka zwinna. Ciekawa jestem też historii Mieczysława i Śliwki. Jak do Ciebie trafili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glizda jest też charakterna i mądra. I nie jest to kot do miziania - do nas przychodzi tylko wtedy, gdy sama chce. Najczęściej do mnie. :)

      Tamtej nocy rzeczywiście było niełatwo. Miałam sobie za złe, że nie zauważyłam, że to kociątko słabnie. Wydawało się, że wszystkie się kotłują u cycuszków i sysają, a jednak było inaczej. Kitka wyszła z kartonu i siedziała taka osowiała, podczas gdy reszta się bawiła. Igor jest czujny (a kotki miały rezydencję w jego pokoju) i od razu gdy to zobaczył, rozpoznał, że coś jest nie tak.

      O Mieciu i Śliwie też napiszę - specjalnie dla Ciebie. :)

      Usuń
    2. A, i jeszcze dla Ewy, bo ona jako pierwsza prosiła o przedstawienie ferajny. :)

      Usuń
    3. Boszsz, jak to się człowiek (czytaj: bloger) musi pilnować: co komu, z czym, o kim i żeby nikogo nie pominąć... ;)

      Usuń
  5. Śliczna koteczka! Pysio ma tak fajnie ubarwiony :) A co do imienia... Glizda mówią potocznie na dżdżownicę; jak kto się dżdżownic brzydzi, to i imię mu się nie spodoba. Ja się nie brzydzę, a do tego dobrze odczytałam (od początku), że chodzi o cechę fizyczną, wicie się jak glizda :). Dla mnie to imię raczej ciekawe, nie brzydkie :)
    Co do zdjęć - wiadomo, że rasowy fotograf robi ich setki, żeby wybrać te najlepsze - i sprawa jasna :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! A ja kocham moje glizdy-dżdżownice - te na grządkach i te w kompostowniku. Jak wiadomo, mają one tam niezwykle ważną rolę do spełnienia. Pamiętam, że już jako dziecko bardzo je lubiłam i nigdy się nie brzydziłam tych stworków. :)

      Usuń
    2. Ja też; chłopcy byli zawsze bardzo rozczarowani, bo kiedy próbowali mnie nimi straszyć, ja je spokojnie brałam do ręki i to ja miałam zabawę, bo mi się okropnie śmiać chciało, kiedy patrzyłam na ich miny :))))))

      Usuń
    3. Noo... Podobnie było z chrabąszczami i kosarzami. Gdyby moi koledzy wiedzieli się, że moją słabą stroną jest niejaki stonóg chropawy, zwany też prosionkiem szorstkim lub piwnicznym... ;)

      Usuń
    4. Jolu! To takie szare wstrętne stworzonko, z takim segmentowanym pancerzykiem? Brrrrrr.... Okropność!!!

      Usuń
    5. No właśnie. Też tak myślę. ;)

      Usuń
  6. Uwielbiam takie posty. Dowcipne, z pięknymi zdjęciami, urodziwą i pełną wdzięku modelką.
    Warto było ratować życie takiej ślicznotce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, każdemu warto, to było takie maleństwo bezradne...

      Dziękuję za miłe słowa, Ewo. :)

      Usuń
  7. Glizunia mordusie ma przeuroczą ,a i cała reszta niczego sobie :)))
    Raj ,koci raj mają te Twoje kociambry ,nie dość że uwielbienie i wielkie oddanie Łysych ,to jeszcze taaaaaki teren do kocioigraszek :))
    Fajowski post :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Marija. :) Miejsca to mają rzeczywiście dużo - mają się gdzie rozbiec i mogą sobie nie wchodzić w drogę. Ale i tak wchodzą, łosie jedne. ;)

      Usuń
  8. Piękna jest, a Twoje opisy do fantastycznych fotografii jeszcze lepsze :D... :)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Abi. Uwielbiam koty obserwować - mogłabym całymi dniami się na nie gapić. Tyle w nich wdzięku, radości. Zawsze wydaje mi się, że trzeba to koniecznie utrwalić. Mój komputer pęka w szwach od zdjęć. ;)

      Usuń
  9. hihihi..Jolciu,gdyby nie ta historia przez ciebie opisana ...zastanawiałabym się skąd tak pyziatka ma takie imię??? pięknota:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pyziatka, pyziatka, ale i zwinna jest jak... glizda. ;)

      Usuń
  10. Imię jak najbardziej pasujące do właścicielki co się tak wspaniale gliździ na trawce i wyglizdowuje za witką. Śliczna historia ze szczęśliwym zakończeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ładnie to ujęłaś, Marysiu, gliździ się i wyglizdowuje. Toż to pasuje jak ulał. :D

      Usuń
  11. Fajne to zdjęcie na którym cała Glizda w powietrzu podpisane :" a nie mówiłam ". To wielka sztuka zrobić takie ujęcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glizderka wygląda tam, jakby miała dwa ogonki. :)
      Fakt, że dla takiego ujęcia trzeba wypstrykać czasem kilkaset. Nauczyłam się już trochę "wyprzedzać" scenę, zwalniając w odpowiednim momencie, czyli nieco wcześniej, migawkę. Koty w ruchu to jest wyzwanie, zwłaszcza gdy np. jedną ręką zabawiam je patyczkiem, a drugą pstrykam. Traktuję to jako wspólną zabawę z obopólną korzyścią - one mają atrakcję, ja mam atrakcję, a do tego czasem fajne fotki, którymi mogę się podzielić z innymi entuzjastami kocich harców. :)

      Usuń
  12. Mnie się też to imię podoba :)) Glizdunia słodka :)
    Wcale się nie dziwię, że to własnie do Ciebie przychodzi, bo przecież to Ty ją własnym ciałem ogrzałas, kiedy była w potrzebie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Echchch JolkoM, jak Ty mię umiesz rozkleić i rozklekotać ! Ja to się zwruszam strasznie na takie historie uratowane. Kocham Glizderkę ! Ależ ona ma buźkę śliczną :) A fotogeniczna jest, jak Merlin Monrou co najmniej. Panna Cotta Glizda - tutuł doskonały !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadł mi do głowy w najostatniejszej chwili! :)

      A że Ty się, Ewunia, rozkleiłkotałaś, to normalka, Ty wzruszliwa kobieto. :)

      :***

      Usuń
  14. Śliczna Glizderka, i wierci się bardzo fotogenicznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie wszystkie koty to fotogeniczne stworachy. :)

      Usuń
  15. Glizderka sliczna, ale Twoje opisy bija rekordy....oglada i czyta sie super:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękujemy, Aga!

      Pozdrawiam Ciebie i Twoje przyległości! A szczególnie Dakotkę. :)

      Usuń
  16. Jolka mnie ta Glizada nic, a nic nie dziwi.Swego czasu w moim rodzinnym domu był kot, który miał na imię Klaudiusz, zwany również Gliździorzem. Klaudiusz był kaleką, miał uszkodzony błędnik, więc jak chodził to się zataczał, przewracał, ale był bardzo zaradny w tym swoim inwalidztwie. I bardzo łasy na jedzenie. Od tych nieustannych tików miał ułamane zęby bo tłukł o miskę i ciągle był głodny. Padło podejrzenie, że pewno ma robale, dostał tabeletę i.... o matko, co tak było. Moja mama, z obrzydzeniem skwitowała...a idź ty....gliździorzu. I tak zostało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, właśnie, à propos tabletki na robale - nie ma sposobu, aby podać Glizdeczce taką tabletkę, nawet najmniejszą, taką, jaką mi kiedyś poleciła któraś z blogerek, bodajże Kasia z Alzacji, wszystko wypluwa, wije się i gliździ, gryzie, drapie. Nigdy nie mamy pewności, czy przełknęła, czy jednak specyfik wylądował za kanapą lub został wgnieciony w ręcznik, którym kiciulka jest skrępowana podczas podawania leku. :] Ostatnio zdecydowałam się na odrobaczanie zastrzykami w lecznicy. Taki charakterek! :)

      Usuń
    2. "Naszeniedokońca" kocisko zeżarło tabletę w karmie, nawet nie zauważył. Bo on pochłania, a nie je. Choć dziś o dziw zostawił coś w misce. Chyba się nasycił w końcu.

      Usuń
    3. No tak, u nas też pozostałe pożerają w jedzeniu, ale Glizda WE WSZYSTKIM wyczuje tabletkę, zmemła, to, wyślumpa, oddzieli i wypluje. :] Czego ja już nie wyróbowywałam! I na czczo dostaje, powinna być głodna i pożarść natychmiast, a za diabła to się nie sprawdza...

      Usuń
    4. Matko, JolkoM. tablety to gehenna. Nie ma sposobu. Teraz wypróbuję żel do pyska. Czajnik tak samo. Nie i już!

      Usuń
    5. Hm, ciekawe, jaki ma smak i czy zainteresuje Grażynkę i Czajniczka. ;)
      Przy okazji - pogłaski dla nich, a dla Frodka i Wałka poklepki po zadkach. :)

      Usuń
    6. Ja sięn ie ceregielę,niesty, otwieram pysio i wrzucam tabletkę, lepiej to Rysiulek mój znosił niż rozpuszczoną i w strzykawce.

      Usuń
    7. Mojemu Teodorowi też nie ma sposobu, żeby cokolwiek podać do pyszczka. Wpadłam na pomysł taki: pokruszyłam tabletkę, rozpuściłam w małej ilości wody i polałam tym roztworem kota. Teodor od razu przystąpił do mycia się, więc chociaż część proszku na pewno w nim znalazła się.

      Usuń
    8. Zuza, genialny pomysł! :)

      Usuń
    9. też były walki u nas o tabletki, ale w surowej sparzonej piersi z kurczaka cukrzycowe przełyka, przyzwyczaił się ;) gorzej z tymi na odrobaczenie, dopiero oblepienie jej pasztetem (drobiowym z pomidorami) zadziałało, spróbujcie może ;)

      Usuń
    10. Dora, tego też próbujemy, ale ta cholera się tak miota, że nie można jej wrzucić tabletki. :( Mówię Ci, istny cyrk - wszyscy jesteśmy zaangażowani w odrobaczanie Glizdrona, a i tak na nic cała nasza mobilizacja. Następnym razem wypróbuję chyba sposób Zuzy z polewaniem. :)

      Usuń
    11. Elu, pasztet z pomidorami też był w użyciu. Wszystkie jadły - Glizda nie. No i co poradzisz? Taka jest! :]

      Usuń
    12. JolkoM., smak ich nie zainteresuje, ale jeśli żel już uda się wcisnąć do paszczy, to trudniej wypluć. Próbowałam wszystkiego. Pasztetów, wołowinki, piersi kurczaka... Na nic. Ewa poradziła mi, żeby wymieszać z masłem i wysmarować kocie łapy. Cały dom miałam upaprany masłem:)
      Za to psy w kocim żarciu pochłaniają razem z miskami. I bądź tu mądry.

      Usuń
    13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    14. Właśnie, z psami nie ma problemu, co nie? A te cholery się krygują, migają, o siwiznę przyprawiają... Co za naród!

      PS. Wybacz, Hana, ale przy całym domu upapranym masłem parsknęłam śmiechem. Teraz pisząc to także. :D

      Usuń
  17. Glizda, Glizdunia, Glizdusia, śliczna rozkładówka, mimimimi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Ale tylko powiedz, Hana, czy ona nie jest podobna do Waszej Grażynki?

      Usuń
    2. I to jak! Z charakteru chyba też. Grażynka trzyma dystans w stosunku do wszystkich i przychodzi kiedy i gdzie chce.

      Usuń
    3. Noo, całkiem jak Glizdusia. :)

      Usuń
  18. Śliczna jestem :-) (nie ja, Glizda oczywiście ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Pozdro, Sowo, długo nie zaglądałaś. A ja tu wszystko notuję... ;)

      Usuń
  19. Romana to mam ja, ale nie kota ;)

    Jolu, powiem jedno - Ty powinnaś zawodowo zająć się SŁOWEM! Przemyśl to poważnie, bo jaj sobie nie robię, mimo, że owe kocham.
    Nie wiem dlaczego dopiero teraz poznajemy początki Glizdowe. Są wzruszające bardzo. Jakie to szczęście, że trafiła na Was :)) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, a Ty zgadnij, o jakim ja Romanie pomyślałam, pisząc jak wyżej; i nie ma to znaczenia, że to nie kot jest. :D Się Romana pamięta, a jakże! :)

      Dziękuję za ciepłe słowa, Alu kochana!

      Ściskam mocno, pozdrawiam kogo trzeba i pogłaszczam tudzież. Zdecyduj sama, co komu przeznaczysz. :)

      Usuń
    2. Roman jest tylko jeden :D

      Usuń
  20. Jaka piękna Glizdunia, a jaki pyszczek rozbrajająco umaszczony :)
    Dziękuję, niedziela była miła:)

    OdpowiedzUsuń
  21. a czy Glizdencja, oprócz tego, że plaskotuje całym kotem, to jeszcze i ogonem potrafi plaskotać plask, plask? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakże! Szczególnie w denerwacji jakowejś albo zaintrygowana czymś nad wyraz, np. poruszającą się ptaszyną za oknem. Na szczęście jest szyba. Ale nie zawsze, kurna...

      Usuń
    2. w waszej okolicy też się kotoszczeka na ptaszki?

      Usuń
    3. Robi się taki odgłos paszczowo, coś pośredniego między miauknięciem, szczeknięciem a... ziewnięciem. :)

      Usuń
  22. Glizderka okazała się bardzo wdzięczną modelką dla fotografa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Elu, w zasadzie one wszystkie są idealne do fotografowania - wdzięczne, piękne, urocze. Koty to podstawa! :)

      A w ogóle to co to za inwazja komciów? Trzecia zmiana ruszyła? :D

      Usuń
    2. studio wyborcze w tle, to i "pokomciować" się da :)

      Usuń
    3. To jeszcze gdzieś studiują te wybory? Fiu, fiu! Ja tam mam już w eterze Kaczkowskiego. :)

      Usuń
    4. ja ostatnio dopiero o tej porze siadam na zadowiu.

      Usuń
    5. córka na TVN24 ogląda, nie pojechała na noc do siebie bo nie ma telewizora ;)

      Usuń
    6. moja pojechała do siebie, bo ja nie mam telewizora :D

      Usuń
    7. Jeju, Joasiu, Ty... aktywistko! ;)

      Usuń
    8. ale żeby była jasność, córka też nie ma. widocznie to dziedziczne :)

      Usuń
    9. Joasiu, aktywistka (od aktywności) była pod Twoim wpisem o tym, że tak późno ostatnio siadasz na zadowiu, ale blogger określany niekiedy (eufemistycznie!) głupkiem wkleił go niżej, już po komciiu Elai i powstała coś jakby dwuznaczność. :)

      Usuń
    10. Podoba mi się Wasza polityka telewizyjna. U nas niby jest, ale bardziej taki odświętny. :D

      Usuń
    11. u mnie też taki bardziej odświętny, czasem tylko córka włączy jak wieści "z wielkiego świata" głodna, ja zapominam, że stoi ;)

      Usuń
  23. maleńkie takie pytanko: które futro będzie następne i kiedy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że następny będzie Mieczysław Białas zwany Węglarzem - a bo akurat mi tu zwyczajowo zalega między monitorem i klawiaturą i "świeci" kiełkiem wystającym z lekko uchylonego pysia, to niech ma. :)
      Ale kiedy to nastąpi, nie wiem - bo mnie to musi wena za gardło chycić i przydusić do gleby, wtedy dopiero się uginam. ;)

      Usuń
  24. wibrysy to ona ma nieprawdopodobnej długości!

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)