Strony

niedziela, 17 listopada 2013

Małe szczęścia i okoliczności

Wczoraj obudziłam się od razu wkurzona. Nerwowa jestem ostatnio okrutnie! Tarczycę mam nie teges, to wszystko mi wolno. ;) Amisia darła piazgę pod drzwiami sypialni, a mnie tak bardzo chciało się jeszcze pobyć w półśnie, w poprzebudzeniowym lenistwie. Niestety musiałam wstać, a skoro już wstałam, zaczęłam karmić koty. Spróbowałabym nie! Hokusowi nasypałam specjalnego jedzenia, otworzyłam saszetkę dla nerkowców, Amisi i Kajtkowi dałam po pół puszki z rybką i suche. Nakarmiłam Rufiego, który, jak to on, stał grzecznie i czekał na swoją kolej. Zeszłam do piwnicy, dać porcję nowemu szaraczkowi, który odbywa swoją kwarantannę (mówię Wam, co za cudo!). Posprzątałam przy okazji kuwetę jemu oraz moim kotom. W sumie 4 sztuki. Przyszła kolej na Zoyę. Po wymizianiu dostała swoją rację. Przy okazji posprzątałam jej kuwetę, czy Was to nie nudzi? Mnie wkurzało. Wrrr!!! Przecież to sobotni poranek! Wciąż zła poszłam do kuchni, bowiem przed spacerem z Rufim zapragnęłam zrobić sobie kawkę i OCZYWIŚCIE pojemnik na zużyte kapsułki był pełny, więc musiałam go opróżnić, natomiast ten na pełne kapsułki był OCZYWIŚCIE pusty, więc musiałam go uzupełnić. OCZYWIŚCIE, że w ekspresie nie było wody, więc musiałam jej dolać, i dostrzegłam kątem oka, kiedy kawa się w końcu robiła, że podłoga jest usiana kłakami i paprochami, więc czeka mnie OCZYWIŚCIE odkurzanie. Taka zła i zbuntowana przeciwko tym okropnym przeciwnościom losu i złośliwości przedmiotów martwych przypomniałam sobie, o czym był mój wczorajszy post... Zawstydziłam się okrutnie i postanowiłam zacząć dzień jeszcze raz. :)

 I pozbierałam wiele szczęść, małych i dużych:

  •  zapach kawy, jej pierwszy łyk - coś, dla czego warto wstać
  •  nowy podopieczny, kotek mięciutki jak puszek - radość w najczystszej postaci
  • żarty przy śniadaniu, nikt tak nie kroi ogórka jak MójCiOn - precyzja zegarmistrzowska
  •  komentarze na blogu - jaki znowu ciepły odzew! - wdzięczność
  •  praca nad opowiadaniem świątecznym na konkurs u Magdy Kordel - miło tak siedzieć z mężem,   nawet jeśli zatopieni jesteśmy każde w swojej pracy
  •  chrapanie Rufiego - swojskość
  •  zaczepki Hokusa - energia
  •  uroda Amisi - zachwyt
  •  muzyka Wrocławskiego - duma, wzruszenie
  •  terroryzm Kayrona - rozbawienie
  •  telefon od Kasi - sympatia
  •  mail od Joli - niespodzianka
  •  smaczny obiad wege - satysfakcja
  •  pieczenie sernika na spotkanie z Marią - odprężenie
  •  wieczorny domowy seans filmowy - ekscytacja
  •  praca nad tym postem - spełnienie
  •  radość z otrzymanego prezentu - wdzięczność


I przy tym ostatnim punkcie dziś się zatrzymam. Moje czytelniczki, mieszkanki Wrocławia postanowiły sprawić mi radość, dać mi w prezencie takie małe szczęście. Udało się im wyśmienicie! Pewnego dnia listonosz przyniósł mi kopertę, a w niej urocze cudeńko. Zrobione sercem i misterną pracą. 


O wielkiej dla mnie wartości.
Patrzę i podziwiam.
Ile odcieni błękitu można zatrzymać w kamieniu!


Noszę ten cenny dowód sympatii do mojej ulubionej ostatnio sukienki, którą planuję Wam pokazać.

Naszyjnik zrobiła Hania, która w wolnych chwilach sobie "bidinguje". Ma złote serce i złote rączki. Przyjaźnią się z I. od 30 lat! Na samą myśl robi mi się ciepło na sercu.


Kochane dziewczyny, bardzo Wam dziękuję, z całego serca!
Do naszyjnika dołączony był list:


Kiedy w końcu porządki na moim blogu staną się faktem, ten list i naszyjnik znajdą się w SKARBCU, czyli miejscu na drogocenne  moje kosztowności. :)

Miłej niedzieli. :)

PODPIS

83 komentarze:

  1. No i pierwsze małe szczęście - komentuję z jako pierwsza; a jeśli nawet ktoś mnie wyprzedzi, to się za bardzo nie zmartwię :)
    Cudny prezent; naprawdę cząstka nieba i to nie tylko pod względem koloru!

    OdpowiedzUsuń
  2. Za oknem szaro i zimno, a na blogu Anki, jak zwykle, cieplo i radosnie. Az chce sie wchodzic i zyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty jak zwykle na pudlu;P

      Usuń
    2. A to zazdrosnica! Ledwie czasem uda mi sie w weekend i to na trzecim miejscu dopiero, a ta zaraz "jak zwykle", no! ;)

      Usuń
    3. bo mi się nie udało wskoczyć ;PPP

      Usuń
    4. To samo na usta mi się dziś ciśnie. Ja sama nie zawsze potrafię docenić urok takich małych szczęść. Ale może kiedyś się nauczę. Dzięki Wam:-).

      Usuń
  3. Codzienny rytuał- wyście na spacer z piszczącą Lulką, przygotowanie śniadanka dla psów, odkurzanie i mycie podłóg( Lulka strasznie gubi sierść) i w nagrodę poranna kawa ze spienionym mleczkiem przekułam w małe szczęście. Przestałam się już tym złościć- bo wiem, że mam najedzone posapujące i leżąco błogo dwa pupile, w domu pachnie czystością i ja mogę spokojnie wypić kawkę i usiąść na chwilkę do kompa, zajrzeć co u Ciebie- co jest niemal zawsze gwarantem uśmiechu, a potem zaczyna się mój kolejny dzień. Jedynym wyjściem jest polubienie tego co i tak jest nie do ominięcia:)

    Naszyjnik cudny absolutnie i bezwzględnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na gubienie siersci polecam trimmer, taki specjalny grzebien do wyczesywania podszerstka, naprawde dziala cuda. Pies "chudnie" w oczach. Najlepiej wyczesywac na spacerze, zeby po domu siersc nie latala.

      Usuń
  4. Gosiu, pocieszę Cię co do ilości kuwet :) ja sprzątam obecnie osiem...ale zaraz po sprzątaniu siadam i bawię się z czterema kulkami więc szybko zapominam, a potem wypuszczam srajdki "na pokoje" i mam ubaw z całej ferajny.
    Niezwykłego, czarownego dnia Ci dziś życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie druga kawa najlepiej smakuje - pierwszą wypijam w pośpiechu bo na przeciwko siedzi pies patrzy mi w oczy i myśli - kurna wypij już tą kawę bo ja muszę wyjść.Idę się ubrać i kątem oka widzę te kupy ( jezuuuu ) Ja mam 2 kuwety jedną małą a drugą wielką czyli wanienkę prysznicową , ale co tam luuuuuz :)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja wczoraj też wypiłam kawę - nie spałam do wpół do trzeciej;))) Wkurzają mnie drobiazgi i nieskończone przeciwności, a - wierz mi - na wsi jest więcej;))) Ale zawsze przychodzi moment opamiętania;) na szczęście, bo to życie w czystej postaci!!! A wisior super piękny, naprawdę skarb;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Za pozno, kurna, wstaje, zeby sie zapisac do peletonu :P
    Wiersz - Piekny!
    Wisiorek - j.w.
    Przemiana okropnosci w przyjemnosci - jedyna wlasciwa, szklanke masz do pol pelna . A zebys wiedziala jak mi kudlow po katach (kontach, a nie takich z toporem, kudlaty kat , od razu wizualizuje) brakuje...

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż, jeśli ma się koty, za kuwetową robić mus. Wolałybyście wyprowadzać koty, tak jak psy? Ja tam wolę wykonać tę rutynową, acz niezbyt kreatywną czynność. Na szczęście nie muszę wyprowadzać psów, tylko je wypuszczam. Za to potem muszę zbierać. Toż kuwety lepsze, przynajmniej wiadomo, gdzie co jest!
    A ten poranny, niecierpliwy, powitalny tupot 16 łap! Bezcenny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hana, zdecydowanie wolę sprzątać kuwetę (mam tylko jedną co prawda) niż wyprowadzać na spacerki;)

      Usuń
    2. Hana toż ja nie narzekam tylko pocieszam, że nawet jak się ma osiem do "obrobienia" to też mimo to można być radosnym :) a wyprowadzanie psa też może być fajne :D

      Usuń
    3. Pewnie, że może. Chodzi o to, że ja mam wybór. Jeśli chcę, zabieram towarzystwo i idziemy w pola - wtedy to przyjemność. A jeśli pada, wieje, albo nie chce mi się, bom leniwa, to wypuszczam w ogród - mają gdzie ganiać, kopać, zbierać patyczki i zżerać jabłka. Gdybym musiała w mieście przemykać się bokami na jakiś skwerek, to nie wiem co, bo bez psa i tak nie dałabym rady. Przemykałabym się.

      Usuń
    4. Ja tam rozumiem Hanę. Bardzo bym chciała móc tylko wypuścić psa na podwórko. Niestety 3 razy dziennie musimy zapitalać. Niestety albo stety. Przynajmniej trochę ruchu. :)

      Usuń
  9. W porę się opamiętałaś ;)) I od razu lepiej,prawda?
    Cudownej niedzieli, pełnej drobnych radości!

    OdpowiedzUsuń
  10. Rano mnie drapanie w szybę oznaczające, że Kićka chce wyjść, lekko wkurzona otworzyłam oczy i ujrzałam piękne słońce:)) od razu mi się uśmiech pojawił:D Potem psina przyszła na pieszczoty:D
    I ta niedziela będzie fajna, czego i Wam życzę:)) I tego słońca:))

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba jestem minimalistką - a priori uznałam kiedyś, że to wszystko, co jest moją codziennością, i wieje z tego nudą, jest jednocześnie tym małym szczęściem i niech nic tego nie zmienia. Dopóki u mnie jest życiowa sinusoida, jest wszystko w porządku. Ale gdy nagle jej górna część staje się linią prostą, zaczynam się bać- wiadomo, że wtedy coś mnie rąbnie.
    A wisior ładny, super kolor.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Naszyjnik - bezcenny ! I ten błękit niezmącony !
    U mnie sprzątanie kuwety co rano jest podwójne. Otóż - moja Frania tylko czeka na uprzątnięcie kuwety, i natychmiast wskakuje do wypachnionerj,czyściutkiej, by ją zapełnić, i napachnić inaczej. Oczywiście oprócz natrzaskania do kuwety jest jeszcze ekspresyjny wyrzut żwiru na zewnątrz. Na początku strasznie mnie to wkurzało, a teraz po sprzątnięciu czekam, by móc znów sprzątnąć :) Taki nasz codzienny poranny rytuał - małe, intensywne zapachowo szczęście :) - pobudka murowana, nawet bezkofeinowo :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Małe szczęście na dziś-Twój wpis, który mnie rozbawił, Twoje domowe ciepełko i cudny prezento/wiersz dla wyjątkowej osoby. Dzień mi się dobrze zaczął :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedyś marzyłam, żeby nie wpaść w tak zwaną małą stabilizację. Była synonimem rutyny i nudy. A ja jestem człowiek, który nie może się nudzić, ciekawy świata i nowego. Teraz jestem przeszczęśliwa, że ją mam. Przyszedł czas na wyciszenie, które wcale nie jest nudne i monotonne. Każdego dnia zaraz po przebudzeniu cieszę się, że zaraz pójdę w ogród na spacer z Beza, porobię jakieś fajne zdjęcia, potem wspólne śniadanie, i codzienne sprawy. I zawsze jakiś ciekawy, radosny moment się zdarzy

    OdpowiedzUsuń
  15. Ty kuwety a ja od samego rana musiałam psią kupę sprzątać w przedpokoju. Biedactwo nie wyrobiło do spaceru, moja wina, bo sygnały dawał, na przykład opuścił łóżko wcześniej od państwa i czekał pod drzwiami. Katka wlazła w tą kupę w ciemnym przedpokoju i rozniosła.....A teraz lecę do Ikea po świeczunie bo mi się kończą, a ja bez tych świeczuni w lampionikach i latarenkach to nie mogę długo........ Buziaki dla całego stada.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeśli chodzi o precyzję w krojeniu ogórka ,to dla mojej mamy robiącej kanapki ,jajko powinno być walcem ,wszystkie plasterki powinny byc równe i ogórek ściśle dostosowany średnica do jajczanych talarków .:)
    Listopad kiedys to był dla mnie miesiąc, w którym usiłowałam nie zapaść w sen zimowy ,co mi się udawało z trudem .Powoli zaczyna się to zmieniać ,dzięki zmianie nastawienia do zycia , przyczyniają się także takie pogawędki blogowe ,pobudzają do aktywności :))))

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak tu miło u ciebie :-) Komentujący mają lepiej, bo zaglądnięcie na tego bloga też mogą zaliczyć do przyjemności dnia codziennego. Ja jestem dziś w pracy, ale takie rzeczy jak sprzątnięcie kuwety i kawa też mnie nie ominęły :-) I tak jak gdzieś tam wyżej - sprzątam, czekam na następne nakupkanie i sprzątam znowu. Za pierwszym razem nie zamiatam żwirku, za drugim tak. I tak co rano.
    Czy jest tu ktoś kto nie ma jakiejś kupy co rano do sprzątnięcia? Obojętne, na dworze czy w domu... I jakie to fajne jest, no nie? Normalne to my nie jesteśmy raczej :-D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))
      śfiente słowa- normalnych tu nie ma;P

      Usuń
    2. Hm, to sie zastanawiam czy ja jestem normalna, Bo nie mam kup do sprzątania :P I pewnie mieć nie będę.

      Usuń
    3. Agaju, nie liczysz na wnuki? :)

      Usuń
    4. Ale wnuki jednak rzadko robią poza pieluszkę, chociaż też w sumie może się zdarzyć :-)

      Usuń
    5. A jak się cieszyłam z kupy świeżo znalezionego kociaka! Bo był przytkany z jakiegoś powodu. Euforia normalnie! Obudziłam Mojego i darłam się: jest kupa! Jest kupa! I do siostry zadzwoniłam z tą wieścią. Ja wiem, czy to nienormalne?

      Usuń
    6. :)) Jesteś normalna, Hana. Zdrowa kupa jest cool! Jak Vitusia zrobiła pierwszą kupkę (jeszcze u mnie podczas karmienia sztucznego), to radości było co niemiara. Wzruszyłam się normalnie!

      Usuń
  18. Ja do takich wielkich przyjemności wczorajszgo dnia zaliczam wczorajszą wieczorną konsultację z córką - pomagała mi w ostatecznym redagowaniu pewnego tekstu. Wiecie jaka to frajda mieć takie dorosłe dziecko, które "się zna" i można z nim wymieniać mądre uwagi i nawet sie czegoś nauczyć? A wszystko w uroczej atmosferze pełnej akceptacji. Szczęściara ze mnie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam szczęśliwy dzień wtedy, gdy nic mi nie dolega bardziej niż normalnie a noc, gdy zasnę jak normalny człowiek a nie przed 5.
      no cóż, każdy ma inne małe szczęścia.

      Usuń
  19. dobrze, że spojrzałaś właściwie na swój poranek...
    TO DZIAŁA, wiem, bo sama tak robię:-))
    oby każdy z nadchodzących dni przynosił Ci, Gosiu taki refleksje...
    Trzeba nanizywać na wspólny sznurek te czasem trudne do zauważenia koraliki i perełki a tak łatwe do poniechania...
    Dobrych dni i pozytywnych refleksji:-)*

    Najserdeczniej
    M.Arta

    OdpowiedzUsuń
  20. Po ostatniej nagonce,nie wiem,czy mi wolno wyrazić swoje zdanie,komentować.Nie znam praw rządzących blogowym życiem.Próbuję je poznać.Określenie użyte przez Panterę "kółko różańcowe" niejako wyklucza mnie.Jednak wydaje się,że skoro blog jest otwarty, to chyba każdy ma prawo do wyrażenia swoich odczuć i zostawić komentarz.Szczęśliwe chwile...wiem,że panuje w naszej kulturze przekonanie,że powinniśmy byc szczęśliwi,zadowoleni z życia,aktywni i skuteczni.To są wartości,które współcześnie definiują zdrowie psychiczne.Ale,czy to nie robi z nas cyborgów?Przecież melancholia,przygnębienie,rozpacz,złość to sa arcyludzkie,normalne doświadczenia.Czuję miłość,szczęście,euforię dlaczego nie miałabym przeżyć również przygnębienia,bezsilności i rozpaczy?Dlaczego mam to zagłuszyć,wypierać z siebie?Myślę,że akceptacja dla trudnych emocji,które się pojawiają poszerza nasze spojrzenie,zrozumienie życia.Czy wszystkie formy pozytywnych emocji są dla nas korzystne?Czy euforia,która nie idzie w parze,z tym,co dzieje się w naszym wnętrzu /gdzie tłumimy smutek czy złość/ jest dla nas korzystna,czy to nie samooszukiwanie się?Czy nie lepiej by te negatywne emocje po prostu przeżyć?Czy naprawdę ludzkie spełnienie i prawdziwa satysfakcja mierzone są miarą zabawy i podliczania każdego dnia chwil dobrego samopoczucia?To chyba ułuda.A może prawda zawiera sie w zdaniu -"Jeśli wygonicie demony, uciekną i anioły".Pozdrawiam.Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie na darmo mówią, że jeśli życie nie wyrzuci nas od czasu do czasu na mróz to nie doceniamy ciepłego kąta. Wszystko to prawda. Mam jednak wrażenie, że nie o to chodziło, żeby nie dać sobie prawa do uczuć złości czy zmęczenia i na siłę chodzić z bananem po domu. Po prostu czasem wchodzę do domu, tu nie odkurzone, znowu dzieci nie włożyły naczyń do zmywarki, kot miauka jak szalony a ja dopiero do domu weszłam i nic mi się nie chce. Ale dzieci mam zdrowe, spałam dobrze i ręce mnie nie bolą ani plecy, rodzice i teściowa w porządku a sprzątanie przecież nie ucieknie, mogę posiedzieć z kotem. Tak w dużym uproszczeniu oczywiście - w sensie rozejrzyj się, zawsze może być gorzej, dlaczego narzekasz :-D

      Usuń
    2. No i ja wiem? Nagonka to chyba nie była, każdy ma swoje zdanie i zarówno ty, jak i reszta możecie je wyrażać. Tylko, przepraszam, to znowu moje zdanie jest, to trochę było jakby kopać leżącego, przepraszam za to porównanie zarówno Ankę jak i Wiktorię też :-D

      Usuń
    3. Czy jeśli dobre chwile rozpoznaje się jako dobre i je docenia, to automatycznie oznacza to wypieranie negatywnych i nierozpoznawanie ich? Nie sądzę .
      A "nagonka" na tym blogu - czegoś takiego nie widziałam tu...

      Usuń
    4. Wiktorio, oczywiście, że możesz komentować, to jest tak jak zauważyłaś blog otwarty, a ja bardzo cenię rozmowę z moimi czytelnikami. Przykro mi, że odebrałaś jako nagonkę nasze niezrozumienie Twojego ostatniego komentarza. Przynajmniej ja go nie zrozumiałam, odczułam go jako nie pasujący do tematu, klimatu i atmosfery, jaką stworzyłyśmy pod postem o ziemniaczkach. Dajmy już z tym spokój, OK?

      Dziś zgadzam się z Tobą w 100%. Tak własnie jest. Osobiście uważam, że nie ma "złych" uczuć. Wszystkie są cenne, ważne i potrzebne. Niezbędne. Wszystkie służą temu, aby się rozumieć, przeżywać świadomie i poprawiać swoje życie. Umiejętność nazwania swoich uczuć jest dla mnie najcenniejszym narzędziem do zrozumienia siebie.

      Mój dzisiejszy post jest tylko spojrzeniem z jednej strony, tylko zaznaczaniem: zobacz, tak też możesz popatrzeć na swoje życie, możesz znaleźć radość w drobiazgach, w zwyczajności, w dniu dzisiejszy. Sama do siebie też to mówię. Moje posty to nie są wyczerpujące rozprawki psychologiczne.

      Cytat super, tak samo powiedzenie zacytowane przez Ewę. Dokładnie o to mi dziś chodziło.

      Usuń
    5. A,gdy już kopnie,to dobrze wiedzieć i rozumieć,że to sie zdarza.Że w zyciu można wszystko zawalić,znależć się w sytuacji bez wyjścia.I to nie jest koniec,to jest poczatek. A gdy jestem zmęczona i nic mi się nie chce,to po prostu wyrażam to,a nie szukam alibi i ubieram inaczej, i jestem w ciągłym procesie pogoni za szczęściem,bo taki wzór obowiązuje.Czy naprawdę czuję się lepiej,gdy mam sobie powtarzać prawie każdego dnia,dlaczego narzekasz?Przecież taka jest codzienność i chyba lepiej to zrozumieć,okazać empatię też w stosunku do siebie,że rzeczywistość taka właśnie jest, i dziś jest brudno,dzieci płaczą itd...zamiast przezwyciężać, to chyba lepiej otworzyć oczy i zobaczyć siebie,sieć,w jakiej się funkcjonuje.Ja nie widzę powodu do przeprosin,jeżeli nie przekracza się granic różnice powinny być twórcze a nie zamykać.Wiktoria.

      Usuń
    6. Zgadzam się Anko,że jest druga strona,tylko ja ją odbieram w kategoriach poprawienia sobie nastroju,dobrego humoru, a te nie trwają długo.Zwykle za szczęście uważamy posiadanie dobrych relacji z rodziną i przyjaciółmi,udaną karierę zawodową,finansowe bezpieczeństwo,ładny dom,samochód,wykorzystanie swoich talentów i zdolności.To przyjemność,którą czerpiemy z tego,ze mamy zdrowie,ktoś powiedzał nam coś miłego itd. Ale to jest szczęście,które opiera się na zewnętrzych okolicznościach i od nich jest uzależnione.Prawdziwe szczęście nie jest wynikiem kolekcjonowania szczęśliwych chwil,doświadczeń.Jest nim szczęście bez powodu- neurofizjologiczny stan spokoju i dobrego samopoczucia,który nie zależy od zewnętrznych okoliczności.Prawdziwe szczęście nie jest emocją.Jest to stan,w którym możemy odczuwać wszystkie inne emocje-właczając w to smutek,lęk,gniew lub ból- jednak wciąż czując głęboki wewnętrzny spokój i dobrostan.Kiedy jesteś szczęśliwy bez powodu wnosisz szczęście do swoich zewnętrznych doświadczeń,zamiast starać się je z nich wydobywać.Żyjesz,czerpiąc z poczucia szczęścia,zamiast o nie zabiegać.Prawdziwe szczęście to stan ducha.Tak to postrzegam.Wiktoria.

      Usuń
    7. Jak to, nie zależy od zewnętrznych okoliczności? To właśnie owe "zewnętrzne" drobiazgi wprowadzają nas w błogostan. Zgadzam się, że szczęście nie jest emocją, ale stanem ducha. Uważam jednak, że jest dokładnie na odwrót - nie wnosisz szczęścia do zewnętrznych doświadczeń, ale to zewnętrzne doświadczenia sprawiają, że czujesz się szczęśliwy (-a). Z tych małych chwil i doświadczeń budujesz dobrostan, a nie odwrotnie. Smutku, lęku, gniewu i bólu nie da się odczuwać czując jednocześnie głęboki, wewnętrzny spokój i dobrostan. To sprzeczność sama w sobie! Można zachować zimną krew, a to nie to samo. Sądzisz, że np. człowiek cierpiący, umierający, wyjący z bólu odczuwa dobrostan i wewnętrzny spokój? Przepraszam za ekstremalny przykład, miało być o szczęściu.

      Usuń
    8. Dokładnie tak jest jak napisałaś. Myślę, że rozumiem. Mało tego, znów się zgadzam. Tak też można popatrzeć na szczęście. Kiedyś nie pojmowałam jak można być szczęśliwym i spokojnym w różnych trudnych sytuacjach. Miałam nawet sobie za złe, że jakby zbyt mało cierpię... Dziś rozumiem, że to stan ducha, a rożne skrajne emocje się nie wykluczają. Można śmiać się będąc w żałobie.

      "Kiedy jesteś szczęśliwy bez powodu wnosisz szczęście do swoich zewnętrznych doświadczeń, zamiast starać się je z nich wydobywać." - świetne zdanie. Jakże prawdziwe. To ta zasada pozwala zachwycić się chmurami na niebie, czy byle czym. Tylko, że ja jestem zazwyczaj jednak na innym poziomie. Daleko mi jeszcze do doskonałego odczuwania szczęścia. Potrzebuję sobie czasem przypomnieć jak jestem bogata w dary które mnie otaczają, dary jak kawa, kot, powietrze, nogi i ręce...
      Już się boję co powiesz na mój jutrzejszy post, który też potraktowałam lekko.

      Usuń
    9. Wiesz, Hana, kiedy nie nosisz w sobie szczęścia, to te zewnętrzne okoliczności pozostają często niezauważone, niedostrzeżone, potraktowane per noga. Czy milionerka to zawsze szczęśliwa kobieta? A piękna i zgrabna?
      Czy człowiek w więzieniu może być szczęśliwy? Wg mnie może, jeśli nosi to w sobie.
      Czy człowiek umierający może być szczęśliwy? Może, jeśli cierpienie fizyczne nie zagłusza mu wszystkiego, oczywiście.

      W każdym razie, jeśli nie pójdę zaraz spać, to będę nieszczęśliwa jutro rano i nic mi nie pomoże. :)
      Dobranoc dziewczyny, i niezależnie od umiejscowienia Waszego szczęścia życzę Wam dobrej nocy i miłego przebudzenia.

      Usuń
    10. Hano,tak człowiek umierający i wyjący z bólu może mieć w sobie spokój i dobrostan.Miesiąc temu umierała 96-letnia ciocia mojego męża,która wcześniej bardzo cierpiała,ale tylko w postrzeganiu i odbiorze rodziny.Ona sama była wypełniona spokojem,własnie tym dobrostanem i uczyła nas takiego przeżywania życia.Wiktoria.

      Usuń
    11. Anko,na pewno z przyjemnością przeczytam i o ile mi sił starczy/niełatwy dzień/ wieczorem podzielę się odbiorem.Dobranoc.Wiktoria.

      Usuń
    12. Anko,dodam tylko,że mnie rownież daleko do dosknałego odczuwania szczęścia,często też muszę posiłkować się"pożywkami"ale mam świadomość,że jestem w drodze i staram się o tym pamiętać.Wiktoria

      Usuń
    13. Myślę o tym człowieku wyjącym z bólu i nijak mi się ten obraz nie może połączyć z jego szczęściem. Chyba tylko takie szczęście go dotyczy, że chwilowo boli trochę mniej.

      Usuń
    14. Droga Wiktorio! Mam wrażenie, że jednak się nie rozumiemy. Wydaje mi się przy tym, że zarzucasz nam (że tak to ogólnie określę) pewną... powierzchowność. Bo przecież nie chodzi o to, żeby negatywne uczucia zakrywać niejako tymi pozytywnymi, ale by nie pogłębiać ich niepotrzebnie. Żeby nadać zdarzeniom właściwy wymiar. Po co mam się złościć, że muszę wykonać nielubianą czynność? Czy nie lepiej np. wyjrzeć przez okno, zobaczyć, jaki piękny jest dzień i wykonać tę czynność w dużo lepszym humorze? I tak ją zrobić trzeba. Przecież nikt tu nie mówi o "neurofizjologicznym stanie (...) " prawdziwego szczęścia, tylko o małych szczęściach. MAŁYCH!!! Znamy ich taką, a nie inną wartość, a skupienie się na nich ma nam pomagać wyrównywać drobne życiowe wyboje, a nie spłycać naszą psychikę. Bo właśnie dlatego (śmiem twierdzić), że wiemy, co ile jest warte, doceniamy również wartość drobiazgów, wartość śmiechu, zabawy, nieszkodliwego wygłupu. Mam wrażenie, że większość z nas myśli podobnie.
      Ja osobiście - podkreślam, że teraz mówię wyłącznie w swoim imieniu - poczułam się skarcona jak dzieciak, który nie zna wartości czegoś wielkiego i nie umie zachować stosownej powagi. Jakby pozwolenie sobie na pomyślenie dla odprężenia o czymś przyjemnym było "posiłkowaniem się pożywkami" - czymś niemalże wstydliwym,
      A przecież chcąc żyć w pełni, musimy dopuścić do siebie zarówno powagę, jak i śmiech; smutek i radość - i tak by można mnożyć te przeciwieństwa.
      A do jakiejkolwiek bardzo mi daleko; naprawdę, chce tylko wyrazić, w miarę możności jak najdokładniej, co mam na myśli.

      Usuń
    15. Wierz mi Anko,ze tak może być.Człowiek cierpi i to bardzo,jest świadomy,nie nafaszerowany żadnymi środkami, my właśnie dziwimy się,że nie wyje ,nie jęczy,nie skarży się a jest spokojny,tak,że ten spokój od niego bije.Też wydawało mi się,że to niemożliwe ale miałam możliwość obserwacji takiego stanu.Z tym,że to się osiąga wcześniej różną formą medytacji.Wiktoria.

      Usuń
    16. O, kurczę! Miało być: "do jakiejkolwiek nagonki bardzo mi daleko"! No i zapomniałam ogonka przy "ę" w słowie "chcę".

      Usuń
    17. Ninko, wszystko jest jak najbardziej zrozumiałe. Było jak napisałaś.
      :*

      Usuń
    18. Ninko,nic nikomu nie zarzucam.Piszę o moim odbiorze tego tematu.To,co Ty nazywasz małymi szczęściami,ja- poprawieniem sobie nastroju,humoru.Dla mnie, nie jest miłą perspektywa,że za każdym razem,gdy mam wykonać nielubianą czynność,to dla poprawienia sobie samopoczucia wyglądam przez okno.Wiem już,że porawa jest na chwilę a widok skażony.Co,gdy kolejny raz muszę wykonać nielubianą czynność?Znowu wyglądam przez okno...i tak w kółko?Czy o to chodzi?Czy to nie spłyca nas?A może lepiej się z tym rozprawić i zobaczyć siebie w tym nielubieniu i przepracować tak,żeby kolejny raz obyło się bez pożywki np zlecić tę czynność komuś innemu albo po prostu polubić ją z dobrodziejstwem inwentarza.Zamknąć temat a wtedy zyska nie tylko samopoczucie ale i widok zmieni optykę.Wydaje mi się,że nie jestem ponurakiem i doceniam wartość dobrej zabawy czy nawet wygłupu,ale te też maja swoje granice.W poście z ziemniaczkami-moim zdaniem-zostały one przekroczone, i na początku niewinna, z pozoru zabawa-znowu w moim odczuciu-przybrała postać tzw głupawki.Przepraszam,jeżeli kogokolwiek uraziłam.Wiktoria

      Usuń
    19. Wiktorio, to była głupawka! Uśmiałam się tego dnia do łez, a moich parsknąć śmiechem nawet nie można zliczyć. Cieszę się, że dziewczyny tak się zabawiły, że podjęły spontanicznie rękawicę rzuconą przez Panterę i zaczęły zdrabniać. Jesteśmy tu trochę taką grupą przyjaciółek i może dla kogoś z zewnątrz jest to niezrozumiałe i infantylne. Rozumiem to! Często się zastanawiam jak ktoś nowy może się "wbić" w komentowanie. Pewnie mu trudno i zawsze się cieszę kiedy widzę nowe twarze, i wiem, że jeśli dadzą nam szansę, mnie szansę, to zostaną i będą bawić się dobrze.
      Ta głupawka dla mnie to niespodziewany, wspaniały bonus do posta o jakichś tam ziemniaczkach, po którym spodziewałam się zupełnie czegoś innego.

      Jestem bardzo daleka od nauczania kogokolwiek, do sugerowania jedynie słusznych poglądów czy dróg postępowania. Piszę z założenia lekko i tak, aby kogoś nie urazić. Nie zawsze jest to możliwe, bo wszystkich reakcji nie przewidzę, ale nie lubię szokowania, kłótni, oceniania innych, wywyższania się i tym podobnych praktyk.
      Lubię, gdy w komentarzach jest wesoło. Lubię, gdy ludzie dobrze się tu czują.
      Mam nadzieję, że i Ty będziesz. Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
    20. Anko,swego czasu trafiłam na blogowy świat poprzez post polecony przez Onet,zatrzymał mnie na dłużej,myszkujac znajdowałam kolejne,które mnie zinteresowały.Twój, poczytuję od kilku miesięcy.Mam dwie kotki i dwa pieski i wiele,wiele najróżniejszych przeżyć i obserwacji z tym związanych, podobnych do tych opisywanych na blogu czy w komentarzach.Ale mam też dwuletniego Wnuczka poważnie chorego.Ten fakt przewartościował wiele w moim życiu,skłonił do głębokich przemysleń i jasno określił hierarchię ważności.Podziwiam Ciebie za to co robisz,zachodzę w głowę,jak musisz być zorganizowana itd.Będę zaglądać w miarę możliwości czasowych na pewno ale muszę powiedzieć,że konwencja lekkosci nie zawsze mi odpowiada,momentami drażni,co nie oznacza,że uraża.Trudno się o tym pisze bo można być żle zrozumianym.Serdecznie pozdrawiam.Wiktoria.

      Usuń
    21. Wiktorio, mogę tylko napisać, że dziękuję, że mi to powiedziałaś. Teraz wszystko jest dla mnie o wiele bardziej zrozumiałe. Wcale się nie dziwię, że mając poważnie chorego Wnuczka nie masz ochoty, a nawet drażnią Cię nasze żarty. To jak najbardziej zrozumiałe. Nic oprócz głupiego "trzymaj się", nie przychodzi mi do głowy, więc już zamilknę...

      Usuń
  21. Prześliczny ten naszyjnik i niezwykle miła niespodzianka :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj, chyba mój komentarz przepadł, uśmiechy niedzielne posyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Mnie też dziś kotka obudziła, bo skończyła jej się woda.
    Z kuwety sprzątnęłam, więc mogła spokojnie zrobić na czyste, a ja sprzątnąć ponownie.
    Pies ze stoickim spokojem czekała na wyjście.

    Bardzo ładny naszyjnik, a wierszyk uroczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi lżej, że moja nie jest taka oryginalna ( z tym natychmiastowym robieniem do czystego :)

      Usuń
  24. Wczoraj byliśmy w lesie spotkaliśmy pana fotografującego ptaszki - ale sprzęt, jaki aparat jaki teleobiektyw uf :) - młody człowiek, miast siedzieć w domu przy piwku i pielęgnować melancholię lub depresję listopadową, wyszedł z domu "zapolować" na ptaszki. Zapytałam o stronę podał mi adres, dziś się nasłodziłam zdjęciami ptaków dzików kwiatów lisów a to mi się przypomniało, oto znalazłam w necie artykuł o kobiecie co oswoiła lisa i chodzi z nim na smyczy na spacery. :) Dla Ciebie Aniu i Twoich gości adres do lisa :)
    http://lov3.pl/Niesamowita-historia-lis-zaczal-zyc-jak-pies-a2765
    A do anonima: są różne nastroje i ciężkie i mroczne i .. inne, od nas samych zależy czy dając im uwagę i energię wspieramy je, czy wybierzemy inne, jaśniejsze klimaty. Od nas samych, ja wolę jaśniejsze, lepiej służą mojemu zdrowiu a pogrążanie się w mroki zostawiam ludziom które je lubią i preferują.
    Ludzie wychodzą z domów, nie pogrążają się z jesiennych nastrojach. Na przykład jest jest międzynarodowa zabawa w odnajdywanie skarbów o której pisałam na swoim blogu to jest coś czym warto się zainteresować.
    Ja zaczynam dzień od umycia podłogi, odkurzenia dywanu, umycia roztworem wody z solą kocich oczek i noska i używaniu ...gęstego grzebienia. Jest za młody jeszcze na obróżki czy inne trutki na pchły a mieszkamy na parterze, wiec czesanie gęstym grzebieniem co dzień daje mi ogromną frajdę. :)
    Miłego wieczora pogodnych myśli Aniu i wam goście Aninowe :)
    Aha jeśli ktoś chce to podam adres strony tego pana fotografa, fajnie prowadzona i mam jeszcze jedną na którą zaglądam, bo oprócz super zdjęć, są bardzo ciekawe opowieści z wypraw fotograficznych, ma człowiek lekkie pióro i rożne przygody ostatnio - kto silniejszy on czy żubr,. :). Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O lisach czytałam, że to bardzo trudne i niebezpieczne zwierzęta. Że nie można im ufać, nawet jeśli wydają się oswojone. Dziewczyna, która uratowała dwa z fermy i która zajmuje się nimi od lat pisała, że one tylko czekają aby zwiać i aby... ugryźć. Wyglądają ślicznie i wiele osób chciałoby mieć liska, jednak trzeba pamiętać, że to nie psy.

      Link dawaj, chętnie zobaczę. Podziwiam ludzi z pasją.

      Twój post mam otwarty na kompie od wczoraj i wciąż czasu brak, aby się wczytać, ale zrobię to.

      Usuń
    2. http://miszak.flog.pl/wpis/7847729/czy-ja-mam-kwadratowa-glowke
      bardzo lubię tę stronę
      A wczoraj spotkaliśmy tego
      http://kijanowski.pl/
      strasznie profesjonalna strona :) ale zdjęcia cudne
      Tyle że miszaka lubię za poczucie humoru
      :)

      Usuń
    3. Faktycznie "strasznie profesjonalna strona" - ale zdjęcia piękne!

      Usuń
  25. Jak zaczęłam czytać wpis to właśnie pomyślałam "co się stało?a gdzie małe szczęścia?" i na szczęście później je znalazłam. ja też do nich zaliczam chrapanie mojej suni Zuzi, to jest takie słodkie. też zaliczam wspólne chwile z chłopakiem przy stole, przy śniadaniu lub pracy bo liczy się to, że on jest obok. co do niespodzianki to przepiękna:) nie mogę się doczekać na widok tego cuda z sukienką:) po prostu magia, nie mogę się napatrzeć:) ale to bardzo bardzo zasłużony prezent:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. wiesz... u mnie identyczne poranki... czasami zanim dojdę do czajnika mija pół godziny a wcześniej robię wszystko co związane z kociambrami...
    ale wtedy jak pierwszy łyk kawy smakuje... hihi

    OdpowiedzUsuń
  27. Zaczynanie dnia od sprzątania kuwetek i karmienia to już klasyka. Ostatnio walczyłam z malowaniem przedpokoju i co ja bym zrobiła bez mojego futrzastego pomocnika? Kto by leżał w brudnej od farby folii? Kto rozrzucał pędzelki i turlał wałki?

    Wisiorek i liścik urocze i takie z sercem.

    Katarzyna3

    OdpowiedzUsuń
  28. Miło nam, że prezent się spodobał i nawet trafi do skarbca. Należało Ci się, Anko. Twoje czyny są szlachetne, jak szlachetny jest błękit na niebie.
    Nawet nie wiesz, jak mi pomogłaś tym wpisem po odejściu Norci.
    Najchętniej wszystkim, którzy wtedy napisali do mnie choć zdanie wysłałabym jakiś naszyjnik.
    Ból był ogromny, chwilami myślałam nawet, że mi serce pęknie,ale ja tak mam, ze nawet w cierpieniu potrafię czuć się szczęśliwa. Los mi zesłał siedmioletniego pieska, któremu zmarł właściciel i teraz znów sama rozkosz. Koło fortuny się toczy dalej. Następne wielkie szczęście będzie za tydzień, jak pieskowi zdejmą szwy i kołnierz. To się nazywa ponoć efektem "nogi w drzwiach".

    A pismo mam jak w piątej klasie szkoły podstawowej. Mam nadzieję, że nie czyta tego jakiś grafolog...
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Dziś gościłam pewną wrocławiankę i Ona też zachwyciła się wisiorkiem.
      Dziękuję za miłe słowa.:)

      Usuń
  29. Ha! Ja też ledwo wstanę ide sprzatać kuwety i karmić tałatajstwo :)
    Ale trzeba się cieszyć, że mamy komu sprzatać, bo to znaczy, że mamy futrzatych przyjaciół :D
    Piekny ten restart dnia :)
    Widze, że Małe Szczęścia wciągają :)
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  30. Fajna ta niespodzianka :) Bardzo ładny naszyjnik :)
    Tak się człowiek czasem zapędzi w marudzeniu i narzekaniu, a dopiero po utracie kogoś/ czegoś żałuje, że się wtedy nie cieszył, albo nie docenił.
    A czasem po gorzkiej pigułce dostajesz niespodziewanie coś słodkiego, jak my dzisiaj. Nieoczekiwanie wieczorem pojawiły się u nas w domu czekoladki, które przyniósł mój brat za coś tam i przy okazji. Takie słodko - gorzkie życie ;)

    P.S. Należę do osób, które nie mają do sprzątania rano żadnej kupy ;) Niestety, bądź stety.

    OdpowiedzUsuń
  31. Uściski Anko:))
    A Grześ z Dawidkiem całkiem niedawno dłuższy czas spędzili naklejając naklejki na kartonowe pudło:)))
    Dziękuję!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na razie nie -zaoszczędziłam trochę -pilnuje , żeby to były kartony, bo oszalałabym , gdyby naklejali na drzwi:))
      w dodatku ja muszę im pomagać - oni pomagają, zwłaszcza Grzesiu chce odklejać karteczki, ale jak mu się przyklei do rączki to krzyczy:))
      Uściski;))

      Usuń
  32. A mi się bardzo spodobał Twój wstęp :))

    OdpowiedzUsuń
  33. Aniu, jak tam piszesz to karmienie tylu futerek z różnymi wymaganiami wygląda niezmirnie prosto i bezproblemowo :))))
    Jakoś w to nie wierzę :)
    Serio żaden nie wyjada z miski drugiemu tego czego jeść nie powinien?

    OdpowiedzUsuń
  34. Anko,chyba,nie zrozumiałaś mnie.Może niezbyt precyzyjnie napisałam.Mam mało wolnego czasu i cenię go sobie bardzo. Nie mam ochoty i żarty drażnią mnie, nie dlatego,że mam chorego Wnuczka,tylko dlatego,że bycie zbyt często furiatką /by pasować do konwencji/ i przebywanie w świecie nieuporządkowanych emocji jest zbyt męczace i jałowe.To co robisz jest bardzo cenne ale sposób w jaki jest pokazywane i komentowane-w moim odbiorze- zbyt często okraszony sporą dawką infantylności.No,ale to budyniowy świat więc musi być lekko,łatwo i przyjemnie.Mnie się wydaje,że niekoniecznie.Jeszcze dodam,że celem moim nie było wywyższanie itd tylko przedstawienie swoich odczuć.Dziwnym jest,że nie mam prawa myśleć inaczej.Nie chodzi o kłótnie tylko o ewentualną dyskusję.Przepraszam,jest póżno i inaczej nie potrafie tego wyrazić,jak tylko wprost.Wiktoria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To budyniowy świat, a to, że jest lekko, łatwo i przyjemnie to mój wybór. Zaakceptowałam reguły rządzące w tym świecie i godzę się na tę infantylność (bardziej drażnią mnie inne rzeczy - takie jak udawanie, że się czyta posty). Powagi w tzw. realu mi nie brak. To jest moja odskocznia i cieszę się, że ludzie czują się tu na tyle dobrze, aby się bawić.
      Oczywiście, że masz prawo do swego zdania, z poszanowaniem prawa innych do ich sposobu reagowania oraz mojego do pokazywania mojego świata.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)