Strony

środa, 14 sierpnia 2013

To był dzień!

No dobra, a teraz ja napiszę, jak było naprawdę...
I niech mi ktoś powie, że mam łatwe zadanie. Zwłaszcza że nie uzgadniałyśmy wspólnie zeznań. Każda z nas napisała relację niezależnie od siebie i to do Was należy rozstrzygnięcie, czy piszemy o tym samym wydarzeniu. ;)



- To był fajny dzień - powiedział późnym wieczorem Igor.
Nie zapytałam go o to, ale myślę, że w swoim wczesnomłodzieńczym i pozytywnym nastawieniu do świata  nie zakładał innego scenariusza. Ale przecież ja, z moim nieporównywalnie większym doświadczeniem życiowym, mogłam spodziewać się jakiejś rysy na tym skądinąd wyczekiwanym wydarzeniu. Przez rok wirtualnej znajomości mogłyśmy przecież zbudować względem siebie jakieś rozmijające się oczekiwania lub wyobrażenia, które w bezpośrednim zetknięciu mogły okazać się zupełnie odmienne od wrażeń, jakie przynosił nam kontakt na blogu i w mailach.

Majtek i Śliwa - komitet powitalny.
A jednak nie. Odrobinki niepokoju, które się chwilami pojawiały przed spotkaniem, rozpłynęły się w letnim powietrzu i lekkiej atmosferze zaciekawienia sobą nawzajem. Nie przypominam sobie, aby choć na chwilę zapadła tak zwana kłopotliwa cisza. Niemal natychmiast nastąpiła naturalna integracja, a pewien wkład w to miały chyba i nasze futrzaki, które tak ładnie, tak  po swojemu próbowały zająć sobą gości. Najbardziej Leśna, która jak jeszcze chyba nigdy pokazała, jak zazdrosna jest o koty. :)

Radość Leśki. :)
Leśka i Śliwka.
Lesia - bliźniaczka Neski Moniki  (wkrótce zostanie zapisana do Spisu Zwierzaków).
Śliwka powściągnęła się nieco w swoim wybitnym powsinogostwie i co jakiś czas powracała z wędrówek po ogrodzie, żeby przespacerować się w zasięgu naszych oczu i zaszczycić nas swoją obecnością (czytaj: ślicznością). Zaś najmłodszy rezydent, rezolutny Majtek, bardzo szybko wykrył, gdzie znajduje się najlepszy punkt wypoczynkowo-widokowy i prawie nie opuszczał przychylnych mu ramion JejCiOnego. :)

JejCiOn z Majtusiem.
 Śliwa i Mietek, buzi-buzi.

Przyznaję, że dosyć obawiałam się spotkania właśnie z JejCiOnym. O ile bowiem Gosię cokolwiek rozpoznałam wirtualnie, to przecież nie mogłam tego powiedzieć o Jej mężu. Co gorsza, tak się złożyło, że tego dnia nie miałam w odwodzie własnej drugiej połowy, która w sytuacji zagrożenia życia... towarzyskiego, a branżowo będąc powiązaną z ratownictwem, przybyłaby  (nomen omen) na ratunek. Los jednak okazał się łaskawy i nie doświadczył mnie obecnością dajmy na to nadętego ponuraka lub jowialnego wesołka, a pozwolił cieszyć się swobodną rozmową z zupełnie przecież nieznanym mi wcześniej człowiekiem niczym z dawno niewidzianym a dobrym kolegą. Są tacy ludzie. :)

Majtuś na rękach, Tryśka na ganku. :)
Żeby już nie rozwlekać tej, przynajmniej z założenia, minirealcji, dodam tylko, że gdybym miała podsumować spotkanie trzema słowami, byłyby one takie: spokój, wyciszenie, przyjemność. I jeszcze: przyłożenie właściwej wagi do spraw. Oraz harmonijne przepływy bardzo pozytywnych emocji. :)

Małe nieporozumienie Leśki i Majtka. :)
Glizderka.
Zielonooki Bazyl.

Aha, przy okazji wynurzeń o obawach nie mogę nie wspomnieć pewnego ważnego elementu - piątej kończyny Gosi, czyli nieodłącznego aparatu fotograficznego. Musiałam niemal szatę rozedrzeć niczym Rejtan, broniąc Gosiance wejścia z aparatem do łazienki. :)

Chwilowe rozłączenie Gosi z aparatem...

... skrzętnie wykorzystał Majtek. :)

Co ciekawe, mimo że jestem piekielnie niefotogeniczna i przez to spięta przed obiektywem, na wiele Jej pozwoliłam -  to sztuka zrobić mi zdjęcie... bezboleśnie. :)

Mała próbka mojej "fotografianej rozpaczy". :)

To był fajny dzień. Jedno tylko działało przeciw nam - upływający czas. Siedem godzin minęło tak niepostrzeżenie... 
Na pocieszenie pozostała nam prawdopodobna (przy dobrym układzie gwiazd) rewizyta - wstępnie zaplanowana za kilka dni u naszych gości w ich tymczasowym lokum nad morzem. I ta właśnie perspektywa nieco łagodziła niedosyt naszego pierwszego bezpośredniego spotkania.

A cóż to za pantomima? Zapowiedż świtu na plaży?
Czy to tam wzejdzie słońce, które właśnie zanurza się w Bałtyku?
Ano, zobaczymy, sfotografujemy...
Się też! :)
Godzina 5:24, wstaje dzień...
Zatem do zobaczenia za kilka dni. :)

JolkaM

75 komentarzy:

  1. widzę, ze emocje były wielkie i troszkę strachu sobie wzajemnie napędziłyście:)
    cieszy mnie to- do zobaczenia za kilka dni- czyli Jolka zagości tu z wpisami na dobre?? :))
    buziaki, Dziewczynki:****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym! Buziaki, Viki! :)

      Usuń
    2. Viki, na razie to widzę po sobie, że mnie to zbyt eksploatuje - za bardzo się tremuję i koniecznie chcę wypaść dobrze. Ale nie ma lekko, jednym wychodzi to ot tak, a inni muszą popracować, a i to z marniejszym efektem. Gdybyż zechciały na mnie spłynąć Gosine talenty, choć ociupinka... :) Dodatkową presją jest, by nie popsuć... reputacji bloga. Ech! Chyba wolę rolę szarej pseudoeminencji. ;)

      Usuń
    3. Jolu, zapewniam Cię, że dodajesz mojemu blogowi wartości, uroku i polotu! Proszę więc mi tu nie opowiadać głupot!
      :*

      Usuń
    4. Dziękuję Ci, pocieszycielko strapionych, ale swoje wiem. ;) A i tak buźka. :)

      Usuń
  2. Nawet na tym zdjęciu z fotograficzną rozpaczą wyglądasz jak jakaś nimfa leśna!
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wiem, ja jakos nie mialabym obaw i strachow przed spotkaniem z Anka i Jej rodzina, zupelnie nic a nic.
    I nie przesadzaj, moja droga Jolu, zes niefotogeniczna, bo ja widze cos zupelnie innego: sploszone urocze stworzenie, piekna kobiete, zawstydzona, nieco kokieteryjna i zupelnie nieswiadoma swojej urody.
    Sie wez i popraw!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie popieram!
      Ninka.

      Usuń
    2. To na temat niefotogeniczności:)
      Co do spotkania, to może bym się trochę bała, ale raczej o to, czy ja się w tej sytuacji sprawdzę; chyba jednak nie jestem tak otwarta, muszę przełamywać wrodzony introwertyzm:)
      Ninka.

      Usuń
    3. A ja myślę, że im bliżej się kogoś zna, przez internet, tym trudniej jest później na żywo. W każdym razie trudniej przed! spotkaniem. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z przyjaciółką, z którą podobnie jak Anka z Jolą wymieniłam setki maili o bardzo poważnych i mniej poważnych sprawach... Pierwsze spotkanie było... Było jak kolejne tylko, że na żywo :D. Ale emocji przed dużo... :).

      Usuń
    4. Zdecydowanie masz rację Abi :)

      Usuń
    5. Aniu, nie żeby strachy, ale jednak obawiałam się, czy sprostam, czy się nawzajem nie poczujemy skrępowani, takie tam. Podziwiam Twoją pewność siebie - mnie jej brakuje, zwłaszcza w sytuacjach, w których angażuję się emocjonalnie, a ta właśnie taka była.
      A Twoją piękną kobietę (że niby o mnie) chyba sobie wydrukuję i powieszę nad lusterkiem, dla przeciwwagi. I wtedy się może poprawię. :)

      Abi, widzę, że Ty mie bardziej rozumiesz niż Pantera, może dlatego, że masz podobne doświadczenie za sobą. :)

      A, właśnie, Pantero, czy Ty miałaś już podobne spotkanie w realu z kimś z wirtualnego obszaru?

      Usuń
    6. Mialam. Udzielalam sie swego czasu na forum dyskusyjnym tygodnika NIE i pojechalam na zorganizowany przez nich zlot. W ani jednym przypadku sie nie rozczarowalam. Nie wiem, moze to jakas wrodzona intuicja co do ludzi? Od poczatku wiem, z kim chcialabym sie spotkac w realu, a nie sa to wcale wszyscy, z ktorymi mam wirtualny kontakt (bardzo poprawny zreszta, w porywach do serdecznego).
      Ja wiem, jaka jest Anka. Nie zrozum mnie zle, wiem na swoje wlasne potrzeby, co mi w zupelnosci wystarcza i dlatego nie mialabym obaw co do spotkania. Ja czytam uwaznie wszystkie posty, a czytam nie tylko to, co jest wyraznie napisane, duzo dowiaduje sie spomiedzy wierszy, moze nawet wbrew woli piszacego.
      Rzadko kiedy sie myle w swojej pierwszej ocenie.

      Usuń
    7. Pewnie, Aniu, masz właśnie taką intuicję, zapewne też dużą wnikliwość i spostrzegawczość. Ale też chyba inaczej jest na zlocie, w neutralnym miejscu, z całą grupą ludzi, a inaczej podczas takiego kameralnego spotkania jak nasze. Ja w każdym razie odczuwałam odrobinkę niepokoju - nie paraliżującego, ale takiego, powiedziałabym, zdrowego. :)

      Usuń
    8. Ja przed spotkaniem ktorejs z Was odczuwalabym tylko radosc i niecierpliwosc.

      Usuń
    9. Boś kobietą dzielną jest! I żadnej pseudoblogerki albo nawet blogerki pełną gębą się nie boisz.
      :)

      Usuń
  4. a Ja już myślałam że wróciłaś,to jeszcze kilka dni więc odpoczywaj:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Igo, pewnie zmyliło Cie ostatnie zdanie, ale Jola w ten sposób zapowiada tylko nasze przyszłe spotkanie, o czym jest mowa trochę wyżej. :)
      Buziaki :)

      Usuń
    2. Aniu co do zdjęcia to musi być jedno,na koniec będziemy robić kolaż ze wszystkich

      Usuń
  5. Jolu...ja tam ciebie zupełnie rozumiem....bo ja te miałabym tremę przed spotkaniem z Gosią-Anką-bo ja to prosta.Qra jestem:))...ale pisałam ju pod poprzednim postem:))...aaa:)) i miłego noszenia chusty:))))
    Ze zdjęć widać,ze stworzyłaś piękny dom...ale czy można się dziwić????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Qrko, jak mi miło, że wreszcie prawie bezpośrednio rozmawiamy. ;) Podglądam Cię od dość dawna, niezwykle zdolna i pracowita kobieto, kilka razy się nawet do Ciebie odezwałam, ale Ty masz u siebie takie tłumy, że nawet nie mam żalu, że mnie zignorowałaś. :) Jeden raz to wtedy, gdy rozpoznałam w Twoim wpisie, że być może mamy wspólną lecznicę - to przy okazji tablicy z tejże lecznicy. No chyba że większość wetów w mieście S. powiesiła sobie taki obrazek. :)
      A żeś Ty z miasta S. dowiedziałam się przypadkiem od Alutki. Mam do niego 20 km, więc Gosia rzeczywiście była całkiem blisko. Mam nadzieję, że żałujesz i że następnej okazji nie odpuścisz, a i ja może wówczas dostąpię zaszczytu - np. w roli przewodnika, gdyż miasto S. jest mi dość znane, z przerwami od urodzenia, czyli już ho, ho, a może dłużej. :)

      Bardzo ciepło Cię pozdrawiam, Qrko, i jeszcze raz wyrażam swój podziw i radość z tego, że mam to cudeńko wykonane przez Ciebie - chusta jest prześliczna. Na razie ją głównie oglądam i podziwiam, ale niech się torchę bardziej ochłodzi... :)

      Usuń
    2. Jolu:)) ja weszłam na twój profil już nie raz:)))))))))))))a tam ...wiadomo:)))Nie zawsze Jolu mam czas odpisać pod postem:))
      ja normalnie mam innego weta...ale ,że Rychu był kastrowany za pieniążki miasta to dostałam skierowanie na Norwida:)))
      ...czy mi wystarczy odwagi na takie spotkanie??hihihihi

      Usuń
    3. Już my się postaramy dodać Ci jej troszku, Qrko miła. :)

      Usuń
  6. ależ piękne relacje! po raz kolejny odpłynęłam na chwilę w ten piękny, bajkowy świat życia Joli :) Dziękuję :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Jolu, to ja dziś mam potrójne "mówisz-masz" :D
    Przy Ankowej relacji Twoja jest za krótka! :P Nno :P
    A najbardziej spodobał mi się "jowialny wesołek" :)). Też takich nie lubię.
    No i piąta kończyna Gosi :D.
    Czyli kolejne spotkanie było skoro świt :)

    Aniu, zapomniałam pod wczorajszym postem spytać - zupełnie zrezygnowaliście z jedzenia mięsa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, Alu, jak by to ująć... Skoro świt, rzec by można, było już kolejne kolejne spotkanie - jeśli policzyć noc pod jednym dachem jako rozstanie po kolejnym spotkaniu. Mam nadzieję, że wyrażam się dostatecznie jasno. ;)

      Buziaki!

      Usuń
    2. Alutko, na to wygląda, że po latach zastanawiania się, po prostu przestaliśmy jeść mięso. Nie napinam się jakoś specjalnie na to, aby "już nigdy, pod żadnym pozorem", ale chcę zobaczyć jak to jest i coraz bardziej mi się podoba.
      Jemy ryby. Na razie jest bardzo ok.

      I oczywiście jemy jaja! :)
      :)

      Usuń
  8. Dziewczyny. Cudne spotkanie wam wyszło. Tyle:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam, a nawet nie zaprzeczam. Lub odwrotnie. :))

      Usuń
  9. I dobrze, tu rewizyta, tam rewizyta i będziecie coraz bliżej;) W końcu stwierdzisz, że do Wrocławia nie tak daleko;) Zawsze tak jest, gdy fajnie jest razem;) Odległość przestaje mieć znaczenie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to, to, tak mi mów, Krtekowata (to nie literówka)! :)

      Usuń
  10. Może musiałabyś, Jolu, fotografować się w chustce od Qrki? Bo na opublikowanych zdjęciach wyglądasz bardzo ładnie :)
    W tak harmonijnym otoczeniu, spotkanie nie mogło przebiec inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidio, czuję, że sobie obstaluję u Qrki calutką taką mgielną szatkę i wtedy to już mi żadne kompleksy i frustracje nie podskoczą. ;)

      Uściskuję! :)

      Usuń
    2. To bardzo dobry pomysł z tą szatką :)

      Odwzajemniam :)

      Usuń
  11. No, pokrywaja sie sprawozdania :)
    a ja tylko ubolewam, ze tak daleko mieszkam :( a jak jestem tu to na krotko, zreszta Anka wie :(((
    bardzo podoba mi sie Majtek jako opiekun trzeciej konczyny, a moze z niego czeladnik foto jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krysiu miła, rzono moja, dobrze, żeś potwierdziła, że relacje się pokrywają - jakby co, to mam co najmniej jeden głos po swojej stronie. ;)

      PS. Zaraz się oddalam do pewnego przerwanego przez burzę listu. :)

      Usuń
    2. Rzono, w tzw miedyczasie odpisalam, masz czytania na tydzien ;)))

      Usuń
    3. A gdzie tam! Już przeczytałam, ale odpowiedź będę wystosowywać ho ho z tydzień właśnie. :))
      Ściskam Cię mocno, Ważkolubna. :)

      Usuń
    4. Errata: napisalam "trzecia konczyna" wychodzac z zalozenia, ze tu liczymi te, ktorymi mozna robic zdjecia, ale uwazam, jak i reszta, ze "piata konczyna" brzmi o wiele lepiej.

      na odpowiedz bede czekac (nie)cierpliwie. ja wazki (wczoraj siedzialam na tarasie - pierwszy raz komary nie atakowaly - i wazka przyszla i usiadla mi na kolanie. nie wiem dlaczego bo portki mialam szare a nie kwiatowe, ale siedziala i ablucji dokonywala...moze myslala, ze to jakas szmata i mozna brud z siebie zetrzec i w te szmate wytrzec) lubie, pajaki (namietnie!, maja maximum nog do przyjecia), jeze, kameleony (miewalam w ogrodku i wtedy rzucalam wszystko i lecialam podgladac, kiedys plot byl nie do konca pomalowany i kameleon zmienil kolor miedzy przeslami!) i jeszcze troche rozmaitej zywiny :)

      Usuń
    5. Krycha, Ty mnie nieusająco zaskakujesz - za każdym razem bardzo pozytywnie! :) Powiem Ci w zaufaniu, że i mnie pająki nie przerażają - do tego stopnia, że gdy tylko mogę, to ich z domu nie wyganiam (włącznie z pajęczynami oczywiście). Przed przyjazdem gości jednak cokolwiek omiatam ściany. Podkreślam: cokolwiek. Przed Twoimi odwiedzinami nie zadam sobie tego w najwyższym stopniu zbytecznego przecież trudu. :)

      Buźka!

      Usuń
    6. a pamietaj tez zeby nie wywalac takich niechlujnych klebowisk pajeczych, bo to sa gniazda. dopiero jak sie zrobia juz przesadnie byle jakie, to znaczy ze sie wyleglo cie wyleglo i mozna przetrzec tamoj. Ja tez cokolwiek jak trzeba juz zupelnie i przed przyjazdem rzeczywiscie nie ruszaj. Ja kiedys siedzialam w kuchni jak zszedl synek. kazalam mu wejsc na czworakach do samej kuchni (otwarte to na jadalnie, kuchnia jest dobudowka, nie ma plaskiego sufitu tylko idzie spadem dachowym i od samej gory zjechal na linie pajeczyny pajak, skoczyl na lampe nisko, skoczyl na suszarke do naczyn, mial wtedy baze i zaczal krecic pajeczyne. w tym czasie Michal zrobil sobie grzanki, picie, zjadl, posiedzial (uprzednio pelzajac zeby nie przeszkadzac pajakowi), pogadalismy i w tym czasie pajak wlasnie konczyl pajeczyne!
      a innym razem, w pajeczyne tuz za oknem zlapal sie trzmiel. Pajak zaciekwiony co mu sie zlowilo wylazl pospiesznie z jakiegos swojego kata, zobaczyl co ma, odwrocil sie i pedem uciekl!!!

      Usuń
  12. Pięknie się to czyta! Tyle pozytywów! Cieszę się Waszą radoscią :)
    A zdjęcia dudowne.
    Piąta kończyna... brzmi nieźle :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Agajo. Powiem Ci, że zdjęcia to oczywiście zasługa Anki, bo ja z tego wszystkiego nie zrobiłam ani jednego. Dobrze, że mi starczyło na tyle przytomności umysłu, żeby poprosić Igora (w tym jednym znaczącym momencie) o zrobienie fotek opuszczonemu na chwilkę aparatowi Anki. No więc w związku ze związkiem, żeby okrasić mój wpis zdjęciami, musiałam o nie poprosić znaną w budyniowym świecie Aparatkę. :))

      Pozdrówka!

      Usuń
    2. Chwila, chwila! Przecież ostatnie zdjęcia też są Twojego autorstwa. :)

      Usuń
    3. A, rzeczywiście! Taki tam drobiazg, nie ma o czym mówić. ;)

      Usuń
  13. No tylko pozazdrościć, że nie powalił Was real na kolana :) Szczerość i uczciwość jest najlepszą miarą, żeby nie było potem rozczarowań. Powiem raz jeszcze - Pięknie Ci tam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Real okazał się być po naszej stronie. Znaczy się jeszcze nie tak całkiem jesteśmy odrealnione. :)

      Dziękuję za miłe słowa, Mirabelko. :)

      Usuń
  14. Ciekawe jak było dalej. Nie mogę się doczekać następnej relacji!

    OdpowiedzUsuń
  15. Wspaniała opowieść, a kociaki na zdjęciach to sama radość:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak widać nie trzeba było uzgadniać zeznań, bo mam wrażenie,
    że bardzo podobnie odczułyście to pierwsze, realne spotkanie:)
    Majtkowi całkiem pasuje, ta chwilowo amputowana, piąta kończyna Gosi;D
    Wygląda z nią uroczo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo, nie wiem, co w sobie Majtek ma, ale on nawet kiedy mnie obdrapuje pazurami i obgryza szpilami, nie traci swojego niesamowitego uroku. Taki jest! :)

      Usuń
  17. "to był fajny dzień" i ja tak myślę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bezdyskusyjnie. :)

      Pozdrawiam Cię - dziś z jesienią w tle, Ivo. Ale ja akurat ją lubię. :)

      Usuń
  18. To był fajny dzień:)))
    Masz cudowny zwierzyniec Jolu:) Nasz kot też zna tę sztuczkę ze staniem na klamce od samochodu;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy wracam z pracy i zajeżdżam na swoje stałe miejsce parkowania, zaraz zbiegają się koty, jeśli są w domu i ktoś otworzy im drzwi, to też z niego wybiegają i obsiadają mi samochód. Przeważnie Glizda i Trykot (jej mama) wskakują na maskę z przodu, przechodzą po szybie na dach, niekiedy Trykot przechodzi z maski na klamkę właśnie i zagląda do mnie z boku. Śliwka przeważnie wykłada się na kamyczkach przed domem i boczkuje, czyli rozciąga się i przewraca z jednego boku na drugi, na trzeci itd. Podobnie robi Bazyl (pod warunkiem, że zechce mu się zwlec z fotela lub kanapy czy innego miejsca, na którym nieustannie zalega, leniwiec niemożebny), czasem przyłącza się też Mietek. Majtek jeszcze tylko nie ma rytuału albo go nie zaobserwowałam... Te powitania mnie zawsze bardzo wzruszają, nie wspominając o zgoła innych powitaniach psich, nie mniej poruszających. :)
      Pozdrawiam Cię cieplutko, Haniu z Zielnika. :)

      Usuń
  19. Baaardzo pozytywny blog:) aż się uśmiecham:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie pozytywny - lecz za całokształt fanfary przynależą się GosiAnce, która się na dziś troszeczkę schowała. Ale może jeszcze się wynurzy... :)

      Usuń
  20. Relacje się pokrywają, z tym że u Gosianki było bardziej emocjonalnie ,te wszystkie jejki ,ojejki podnosiły temperaturę relacji ;)
    Jeżeli w tej piątej kończynie były jeszcze te wszystkie zachody słońca to Majtek miał malownicze sny, sam zresztą wygląda malowniczo z ta łapka na no tej...kończynie czy koniczynie ;)
    Śliwka na klamce ,to jest to co mi sie u kotów podoba najbardziej ,te ich zręcznościowe sztuczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Mario, zręczność kotów to jest coś nadzwyczajnego, coś, co mnie nieustająco zachwyca. Jak one potrafią manewrować wśród róznych duperelków na przykład, niczego przy tym nie zrzucając! Choć oczywiście w mojej kociarskiej "karierze" zdarzyło się już także sporo stłuczek. Ale kto by im nie wybaczył choćby i strat materialnych... ;)

      Pozdrawiam Cię z burzowej dziś północy! :)

      Usuń
  21. Przeczytałam dwie relacje i dochodzę do wniosku że spotkanie TAKICH DZIEWCZYN musiało się udać. Rozumiem doskonale wcześniejsze niepokoje bo sama przez to przeszłam. Okazuje się, że znajomość wirtualna może być kontynuowana w realnym świecie. Pozdrawiam serdecznie obie Panie. Koty są urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Ewo. Jesteś bardzo miła. :)
      Dziękuję w imieniu kotów uroczych. :)
      Dziękuję nawet w imieniu Anki, która (miałam przeciek) dziś zajęta jest bardzo technicznymi kwestiami, ale, jak sądzę, wszystkich zaglądających pozdrawia. :)

      Usuń
    2. Pozdrawia, pozdrawia i przeprasza, ale wyczerpana jest ogromnie sprawami technicznymi.
      Jeszcze mi jedna, kurna, rzecz nie działa, buuuuuuuuuuuuu

      Usuń
    3. Cała blogosfera trzyma kciuki.

      Usuń
  22. Spotkania, spotkania...Fajnie :)
    Ja osiadłam ostatnio...BU. A z blogowych to tylko Agniechę od koników nawiedziłam i to kawał czasu temu...
    Kociska wymiatają!
    pozdrówki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Też bym jakąś Agniechę od koników odwiedziła. Jeju, jak już dawno u "moich" nie byłam...
      Pozdrawiam Cię bardzo ciepło, Tupajko od sałatki z podagrycznika (jeśli czegoś nie pokręciłam, bo to jakoś tak wiosną było, gdy tymczasem jesień za pasem, że aż porymowałosię).

      Usuń
  23. Dziewczyny, oba Wasze posty przeczytałam jednym tchem i mam do powiedzenia trzy rzeczy:
    1) ja wiedziałam, że tak będzie (że polecę cytatem;))
    2) powaliła mnie uroda WSZYSTKIEGO, co w tych postach się mieści.
    3) nie rozumiem - jak taka dziewczynka może mieć takiego dużego syna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi mów! :) Teraz chyba nie zasnę - idę skorzystać z przypływu adrenaliny, a odpływu snu i poczytać książkę. Swoją drogą, cudownie mieć taką koleżankę z takim aparatem - ani jednego siwego włoska nie pokazała, ani jednej zmarszczki, no, prawie ani jednej. ;)

      :*

      Usuń
    2. tak, cudownie!
      cudownie, że się odnalazłyście (viva la internet!). a skoro tak się stało, to już nie mogło być inaczej. z Waszą otwartością na ludzi, ciekawością świata, urodą dusz.. :)))
      :*

      Usuń
    3. :*

      PS. Cmokaniu naszemu ku sobie nie będzie już chyba końca... ;)

      Usuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)