Strony

czwartek, 18 lipca 2013

Towarzyszka Panienka - Monika Jaruzelska

Źródło zdjęcia TU.
Mam przed sobą wywiad z Moniką Jaruzelską pt. „Mój ojciec generał”. Wytłuszczonymi literami widnieje w nim zdanie „Nazwisko, które noszę, zobowiązuje i nie wolno mi ani nie chcę wywlekać na światło dzienne prywatnych spraw”. To w takim razie, dlaczego twierdzi pani, że napisała autobiografię, pani Moniko? – mam ochotę zapytać.  Po co zabiera się pani za opisywanie swojego życia, skoro nie jest pani na to gotowa? Dla pieniędzy? Aha, to rozumiem. To się z pewnością uda. Wiele osób skusi się na kupienie pani książki, sądząc, że dowiedzą się czegoś wartościowego. Tymczasem „Towarzyszka Panienka” może kompletnie oczekującego więcej czytelnika rozczarować. To zbiorek krótkich notatek, bez większych przemyśleń i refleksji. Trochę faktów, które nieskomentowane giną w morzu płytkości. Czytelnikowi pozostaje wyciągać wnioski samemu, robiąc za autorkę całą psychologiczną robotę. To niebezpieczne, bo można się przecież pomylić, ale konkluzje narzucają się same. Jak wyglądało dzieciństwo pani Moniki? Jak czuła się mała dziewczynka wychowana przez nieakceptującą jej, a w szczególności jej płci i wyglądu, apodyktyczną matkę i sztywnego, nieumiejącego okazywać uczuć, smutnego, podporządkowanego żonie i nieobecnego w domu ojca?  
Mocno wstrząsnął mną fragment o sadystycznym, pozbawionym empatii sposobie tresowania, jakiemu poddawany był generał Jaruzelski w dzieciństwie. Otóż był on niejadkiem, jedzenie puchło mu w ustach (co już samo w sobie może być oznaką poważnego problemu psychologicznego), a nie mógł wstać od stołu, jeśli wszystkiego nie zjadł. Często zdarzało się tak, że rodzina siadała już do obiadu, podczas gdy mały Wojtuś nadal tkwił nad śniadaniem. Dla mnie już ten jeden fakt tłumaczy całą sztywność, dyscyplinarność, służalczość i brak elastyczności dorosłego już Wojciecha. Co charakterystyczne, opowiadając o tym swojej córce Monice, zawsze podkreślał on, że jest to przykład dobrego wychowania i trzymania dyscypliny (przekonanie właściwe wszystkim dyktatorom). Czy człowiek, który nigdy, nawet jako już dojrzały, nie potrafił stanąć w swojej obronie, dostrzec ogromnej krzywdy, jaką mu zrobiono, mógł wesprzeć swoją córkę? Nie zrobił tego, tak jak i nie robi tego w stosunku do wnuka, syna Moniki, mimo że w przypadku relacji dziadków z wnukami zazwyczaj jest dużo łatwiej niż w stosunku do własnych dzieci, łatwiej kochać i akceptować. To wstrząsające, że mały Gustaw w wieku pięciu lat (!!!) potrafi powiedzieć „mamo, czy dziadek zawsze musi mnie tak upokarzać?”, lub do dziadka „tobie to się nigdy nic nie podoba, zawsze wszystko musisz krytykować”. Czy te słowa nie powinny paść z ust jego matki, która musiała bardzo cierpieć z powodu tego samego upokarzania i krytykowania? Czy opisywana przez nią „przyjaźń z chłopcami z ochrony” i niemal tylko z nimi nie jest świadectwem dojmującej samotności wieku szkolnego, która nawet w wieku dojrzałym objawia się umiłowaniem odizolowania się od innych ludzi zarówno w radości, jak i w smutku? 
Z jaką siłą oddziaływały na nią dwa określenia używane przez rodziców: matki - „takie to zdechłe” i ojca - „Guciu”? Czy, jeśli dodać do tego fakt, że oboje rodzice pragnęli mieć chłopca, powyższe „nazwania” nie mają dramatycznego wydźwięku? Czy żyjąca w specyficznych, uprzywilejowanych warunkach dziewczynka,  zmuszana z racji zajmowanej przez ojca wysokiej pozycji w państwie do ciągłych występów na szkolnych akademiach, których nienawidziła, pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia w domu, pozbawiona akceptacji i miłości nie musiała otoczyć się ochronnym murem, aby przetrwać? Mam wrażenie, że tak i że ten mur nadal wokół niej jest. Dopiero wyjrzenie zza niego, uwolnienie się, przyznanie prawa głosu tamtej małej Monice w sobie dałoby lekturę ciekawą, autentyczną i mądrą. Ja czuję, jakbym dostała ochłapy faktów, bez emocji, ugładzone, grzeczne i puste. 
Dla mnie to książka o ślepym przywiązaniu do ojca, o ciągłym zabieganiu o jego miłość, o przemożnej potrzebie chronienia go, o nadziei, że któregoś dnia pochwali, zaakceptuje. To dramatyczne i poruszające, ale nie dla autorki. Ona zdaje się tego nie dostrzegać. Nie budzi jej zastanowienia, dlaczego nazwała syna imieniem, którym sama była przez ojca nazywana - męskim imieniem. Gustaw wziął się od Gucia, Guciu powstał od pyzatych policzków małej Moniki.  Jak czuła się dziewczynka tak nazywana, jeśli dodatkowo wiedziała, że oboje rodzice, ale szczególnie matka, wymarzyli sobie chłopca? Czy danie synowi tego imienia nie jest darem dla rodziców, odpokutowaniem swojej "niewłaściwej" płci z nadzieją, że „wina” zostanie zmazana, a ojciec, ten zatwardziały pesymista, zawsze znajdujący powód, aby coś skrytykować, pokocha? Bardzo ciekawie byłoby przeczytać rzetelną, szczerą, a przede wszystkim odważną odpowiedź autorki. Spodziewałam się jej, bo przecież, jak czytamy w tej biografii, pasją pani Moniki jest psychologia (zarzucona dla intratnej posady w Kruku). Brak mi w tej książce związków przyczynowo-skutkowych, a przecież na tym polega obrachunek z własnym życiem. Dlaczego jestem, jaka jestem? Skąd się taka wzięłam? Co bolało mnie w dzieciństwie, co boli teraz? Co zrozumiałam w swoim życiu? Z czym się pogodziłam, z czym nie? Co mnie ukształtowało? Tego, po przeczytaniu Towarzyszki Panienki, wciąż nie wiem.
Nie podoba mi się krytyka Danuty Wałęsy, która odważyła się na ujawnienie swoich uczuć i przeciwstawienie się sławnemu mężowi, nie podoba mi się plotkarska wstawka o Oli Kwaśniewskiej, nie podoba mi się infantylne potraktowanie relacji z licznych zagranicznych wizyt, gdzie autorka jeździła wraz z ojcem kąpać się w splendorze, nie podoba mi się dystans do czytelnika i dysonans pomiędzy tezami, do których próbuje nas przekonać, a faktami znanymi z historii. Tę ostatnią, rozrachunek z systemem, który ją wypieścił, z uczynkami ojca, z tym, jak jego nazwisko pomogło jej w życiu i otworzyło wiele drzwi, te kwestie jako będące poza moimi zainteresowaniami pominę milczeniem, choć stawianie w jednym rzędzie katów i ich ofiar budzi moje oburzenie. 
Mogę się tylko domyślać, dlaczego autorka zrobiła ze swoich relacji z matką temat tabu. Moim zdaniem pisanie autobiografii zobowiązuje do większej wnikliwości i nie mam tu na myśli publicznego obnażania się, a pokazanie siebie jako osoby z krwi i kości, czującej i rozumiejącej siebie. Umiejącej obronić się w razie krytyki, a nie pozostającej za swoim wybudowanym we wczesnych latach życia bezpiecznym murem. Z chęcią poczytałabym więcej szczerych opisów jej dnia codziennego, które przecież musiało różnić się od mojego, choć wychowywałyśmy się w jednym okresie. Chociażby, jak żyła wtedy elita partyjna. Znowu brak odwagi, aby o tym napisać więcej niż kilka ogólników?
Mam wrażenie, że bardziej dojrzały jest kilkuletni syn pani Moniki. 

Po jednej z wizyt u dziadków spytałam go, dlaczego tak źle się zachowuje.
 A on na to „Bo bardziej kochasz dziadka niż mnie. 
A jak dziadek jest w telewizji, to jesteś smutna i nie można się do ciebie odezwać”. 
Wtedy zrozumiałam, że kolejny krok muszę wykonać ja sama – to znaczy 
bardziej stać się matką, niż byłam córką do tej pory. 

To jeden z cenniejszych i mocniejszych tekstów w książce. Kiedy pani wykona ten krok, pani Moniko, a także kiedy pani pochyli się nad sobą samą z pani trudnego dzieciństwa spędzonego na pustyni uczuciowej, kiedy będzie pani gotowa wykonać analizę psychiczną swoich uczuć i motywów postępowania, proszę napisać tę książkę raz jeszcze. Ja będę na to czekać, bo mimo mojej niepochlebnej recenzji mam dla pani wiele empatii, sympatii i ciekawości.

PODPIS

68 komentarzy:

  1. Nie czytałam tej książki, ale przejmujące są te fragmenty, które tu przytoczyłaś.
    Ja, nie będąc ekspertem, mogę stwierdzić, że pani Monika nie opisała całej prawdy o swoim życiu, bo nie uporała się ze swoją przeszłością. Moim zdaniem wytłumaczenie "nie chcę wywlekać na światło dzienne prywatnych spraw" jest jej zasłoną dymną. Ona chciałaby napisać całą prawdę, ale nie umie się z tym zmierzyć.
    Tutaj potrzebna jest porządna terapia żeby dać sobie radę z demonami z przeszłości. Wtedy mogłaby napisać prawdziwą autobiografię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabierałam się za tę książkę z dreszczykiem miłego oczekiwania. Już we wstępie znalazłam perełkę. To zdanie mówiące o tym, że im pani M jest starsza, tym dzieciństwo jest jej bliższe. To tak jak mnie. I rzeczywiście, fragment dotyczący wczesnego dzieciństwa jest autentyczny. Czuję jednak niedosyt... Nie będę się powtarzać, wszystko napisałam w tekście.

      Usuń
  2. Nie wiem czemu, ale zawsze Monika Jaruzelska budziła we mnie sympatię, ale i współczucie. Chyba podskórnie czułam to, o czym teraz czytam w Twojej recenzji. Po tym co piszesz, Aniu, mogę się tylko domyślać, że ta książka i tak jest wielkim krokiem ku rozliczeniu, ale być może to nadal ją przerasta i wcale mnie to nie dziwi, bo wyłaniający się obraz dzieciństwa jakie miała jest przerażający i na trwałe wyciskający piętno w jej psychice, dlatego w żaden sposób bym się nie odważyła jej oceniać, mogę tylko współczuć, że dorastała w tej wyjątkowo specyficznej rodzinie.
    Książkę od dawna mam na liście do przeczytania.

    buziaki:*
    and lofandpis i słitaśne pozdrowionka ;P
    Twoja Grzmija, która pisze tak jak Ty tylko inaczej ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vikuś, podpisuję się obiema rękami pod Twą wypowiedzią :)

      Usuń
    2. Jest to także moje zdanie. Ciężko mi było napisać tę recenzję, bo mam w sobie wiele współczucia i sympatii dla autorki.

      Buziaki:)

      Usuń
  3. Pani Monika i jej rodzina nie zainteresowała mnie w ogóle.Jednakże z ogromną ciekawością przeczytałam Twoją recenzję.
    Cóż... Każdy pisać może. Trochę lepiej lub trochę gorzej. Ostatni spada liczba czytelników, a coraz więcej pseudo pisarzy zabiera się za pisanie. Wystarczy być celebrytą lub mieć nazwisko sławnego rodzica.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie, przeciwnie, bardzo ciekawiło jak pani Monika rozliczy się ze swoim dziedzictwem. Jesteśmy w jednym wieku. I ja robię pewne podsumowania. Wiem, jak trudno jest nie żyć w zakłamaniu, tylko patrzeć na swoje życie realnie, bez znieczulaczy.
      Bycie córką sławnego ojca jest samo w sobie trudne. Mam do niej szacunek, że w ogóle się odważyła pokazać światu.

      Usuń
  4. Jakiś czas temu oglądałam wywiad Moniki Olejnik z Moniką Jaruzelską. Odebrałam ją naprawdę pozytywnie - jako zdecydowaną i inteligentną kobietę. Z tego co piszesz, zapewne jest ona osobą niezwykle zagubioną, która ciągle nie uporała się z trudną przeszłością. Może tego nie chce, może nie potrafi, może nie dostrzega problemu. Oby syn jej pomógł i obyśmy mogli przeczytać kolejną jej - prawdziwą - autobiografię.

    A przeczytałaś Danutę Wałęsę? Ogromnym plusem tej książki jest to, że właśnie znajdziesz tam opisy dnia codziennego, kulisy działalności Solidarności.
    Muszę w końcu napisać o tej książce u siebie :).

    A Panią Monikę tak czy siak chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco zachęcam, Alu. Kiedy poczytasz recenzje w internecie przekonasz się, że są bardzo pozytywne. Ja, patrząc z perspektywy moich lat, moich doświadczeń, mojej wiedzy, oczekiwałam i być może mogę zobaczyć więcej. Nie mam jednak monopolu na prawdę.

      Usuń
    2. Aniu bo z prawdą jest jak z dupą, każdy ma swoją (przepraszam za d...)
      Recenzją książki pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Jednak nie odważę się skomentować bo nie czytałam książki. Może uda mi się na urlopie :-)
      Pozdrawiam
      Graszka z Oruni

      Usuń
    3. Jestem szalenie ciekawa Twojej opinii, Graszko. Tak jak już pisałam znakomita większość, tych co czytałam jest bardzo pozytywna.

      Ala, rób tę recenzję, koniecznie!

      Usuń
    4. Mnie takie książki najzwyczajniej w świecie ciekawią. A nie raz już mi się zdarzyło, że zupełnie nie podzielałam zdania większości recenzentów, więc też nie ma się co sugerować, że większości się podoba :). Najlepiej wyrobić swoją opinię.

      Aniu, ja już mam kilka zaległych recenzji :(, w tym również Ligocką. Chyba zrobię recenzje w pigułce w jednym poście :)

      Dobrej nocy :*

      Usuń
  5. Taka autobiografia to pojechanie po łebkach. Na odczepnego?

    ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tak, że na odczepnego, ale tak pomału, żeby za dużo nie pokazać. takie sondowanie. Rozumiem to.

      Usuń
  6. Nie czytałam ale po takiej recenzji to jakoś się nie rwę.Chociaż wiadomo najlepiej samemu przeczytać i swoje zdanie powiedzieć
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie tak. Kolega polecił mi tę książkę, jako "genialną".

      Usuń
  7. Piękną recenzję napisałaś. Choć czytam bardzo dużo, nie potrafię tam sprawnie przelać swoich myśli czy to na papier, czy na strony bloga. Książkę przeczytałabym bardzo chętnie. W tej chwili nie oceniam, czy to dobra, czy zła osoba, czy kłamie, czy nie. Wolę Monikę Jaruzelską, niż Monikę Richardson z jej miłosnymi perypetiami, i inne takie bzdety publikowane przez celebrytów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja też! Tylko, że od osób które darzy się szacunkiem więcej się wymaga.

      Usuń
  8. Coś tam w gazetach czytałam , pewne skróty z tej autobiografii , jednak nie skusiłam się , gdyż jak mam wybór ,i mam zapłacić za książkę , to musi być tego warta , biografie uwielbiam , ale tylko tych ludzi , których podziwiam , na swój sposób lubię , ciekawi mnie ich życie ...na przykład M. Monroe ,wyszło już tyle biografii , co niektóre mam , ale mnie raczej ciekawią z tej strony , że ona gdyby żyła miała by tyle lat co moja babcia , i tak przez pryzmat mojej babci patrzę i myślę , czy wiem wszystko o mojej babci ?, jej miłościach ...może się jeszcze dowiem
    .
    Wracając do Twojej recenzji , jest napisana bardzo profesjonalnie :)jednak tak jak wszystko ...rzecz gustu ...inni kupią , aby zobaczyć czy to kiepska biografia , może innym się spodoba ...jak bym czytała tę książkę , może odniosłabym się inaczej do Twojej recenzji , a pani Jaruzelskiej życie ....jakoś mnie nie kręci :)

    Miłego dzionka życzę , ja tu się rozpisuję a chwasty na mnie w ogrodzie czekają ....kurcze blade ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja żałuję, że nie wiem wszystkiego o mojej babci. Tylko, że ja już tego nie nadrobię :(
      Pociesz się, że ja mam poważny remont. :(

      Usuń
  9. Słyszałam o tej książce, oglądałam wywiad na jej temat z Moniką J., słyszałam fragmenty w radiu i nie zdecydowałam się na przeczytanie, właśnie z racji tak bolesnych wspomnień i trudnych relacji z rodzicami (takich tematów unikam, bo rozstrajają mnie na długo). Twoja recenzja Aniu odzwierciedla wszystkie myśli jakie kłębiły mi się w głowie, gdy słuchałam wywiadu i fragmentów. Tak jak wyżej napisała Alucha, w książce (niepotrzebnie skrytykowanej przez Monikę Jaruzelską) Danuty Wałęsy znajdziesz dokładne opisy PRLowskiej rzeczywistości robotniczej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam od ludzi, że podczas wywiadów Pani Monika coraz bardziej się otwiera i ujawnia więcej uczuć. Może więc ta książka jest takim pierwszym, ważnym krokiem na Jej drodze...
      Nie bój się, Aniu, ją przeczytać, nie ma czego.

      Usuń
  10. Ciekawi mnie ta książka, dziękuję za recenzję, chetni sięgnę po nią w księgarni :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Do przełamania pewnych blokad trzeba zwykle dużo czasu, a przede wszystkim wsparcia, takiego zaplecza pewności, poczucia trwałości, stabilizacji (nie o materialną mi chodzi), czegoś, co pozwoli powiedzieć samemu sobie, jak było naprawdę, rozliczyć się z ta prawdą i pójść dalej, a cały ten bagaż pozostawić tam, gdzie nie będzie nam już przeszkadzał. Być może pani Monika wciąż jeszcze nie czuje się wystarczająco pewnie. A po co napisała książkę? Może, jak piszesz, dla pieniędzy, może ktoś ją bardzo naciskał, a może myślała, że jej się uda zrobić to, czego oczekiwałaś, ale nie sprostała.
    Osobiście nie chciałabym robić takich rozliczeń publicznie; moje sprawy - to moje sprawy. I tyle.
    A książkę chętnie przeczytam, kiedy będę miała okazję.
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, tak to działa.
      Ja też nie jestem gotowa na "cała prawdę i tylko prawdę" o sobie. Tylko, że ja nie wydałam biografii.

      Przeczytaj, miłej lektury.
      :)

      Usuń
  12. Czy nie sądzisz Aniu, że ta książka powstała głównie dla ocieplenia wizerunku generała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sądzę, trafne pytanie. Jeśli tak, to się wcale nie udało. Te fragmenty o stosunkach dziadka z wnukiem psują to zamierzenie.

      Usuń
  13. Bardzo ciekawa recenzja, bardzo miernej książki...:o)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wydaje mi sie, ze kiedys, gdy p. Monika stanie juz ponad pewnymi sprawami, gdy pewne osoby juz przejda do historii bezpowrotnie, moze napisac wiecej. Ta jej 'biografia' jest dobrym poczatkiem, wprowadzeniem w tematyke a nie odslonieciem od razu wszystkiego. Ksiazki jeszcze nie czytalam, nie wiem czy ja kiedykolwiek przeczytam bo niestety bardziej interesujaca osoba jest Ojciec i cos mi sie wydaje, ze i 'ta' biografia jest bardziej o nim :) Na wszystko potrzeba czasu, dystansu bo doswiadczenie zyciowe i madrosc zwiazana z wiekiem eliminuje bycia ciagle dzieckiem mocnych osobowosci z innego okresu pokoleniowego (to pisze na podstawie cytatu o przestaniu byc dzieckiem a wejscie w role rodzica. Chetniej kiedys przeczytalabym wspomnienia Gucia o matce, dziadkach....

    OdpowiedzUsuń
  15. Interesująca recenzja, warto czytać i poznawać różne punkty widzenia:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę, że dyscyplina w tej rodzinie była na tyle mocna, że przetrwała wszystko. Nie zapominaj Aniu, że Ojciec Moniki żyje jeszcze i być może ona nie chciałaby go tak urazić, pisząc rzeczy, które mogą zaszkodzić jego wizerunkowi jeszcze bardziej, niż te procesy, które mu się wytacza i cała historia z nim związana.
    Też darzę Monikę sympatią. Myślę, że napisała tyle, na ile pozwoliła sobie sama.
    Nie wyobrażam sobie, ile tam było pasaży, które napisała, a potem wymazała, ale na pewno były...
    Dziwne, ale widząc ją i jej poważne oczy zawsze przede wszystkim jej współczuję.
    I powiem tak - umie zachować dystans nie tyle do czytelnika, co do plotkarskich magazynów. Jakoś o niej nigdy nie ma w pudelkach itp. Nie było żadnego skandalu i nie o skandal jej teraz chodziło, kiedy pisała tę książkę. Oczywiście, czytelnik przez to wie mniej, ale to nie znaczy, że nie wyczytałaś pomiędzy wierszami całego mnóstwa faktów.

    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie. Jeśli było, tak jak napisałaś, te pasaże wymazane, te łzy, to powiem ci, że ja tego w tej książce nie widzę, nie widzę śladu tego i to jest dla mnie zarzut. Tego mi brak. Emocji. Wniosków. Zrozumienia.

      Usuń
  17. Mnie też się widzi że pani Monika nie otworzyła się naprawdę i nie mam o to do niej żalu. Sama wiem że niektórych spraw nie da się po prostu przekazać innym osobom, są rzeczy tak bardzo prywatne że po prostu się nie da. Nigdy. I dlatego nie lubię czytać tak zwanych autobiografii. W czasach obecnych nawet dwudziestolatkowie piszą autobiografie, co uważam za bzdurę, bo co taka osoba naprawdę przeżyła? Biografie pośmiertne, owszem. Lubię.

    OdpowiedzUsuń
  18. Sama nie czytałam bo nie przepadam za autobiografiami ale moja mama się skusiła i chyba nie żałuje z tego co wywnioskowałam...

    OdpowiedzUsuń
  19. Zycie, jakie wiodla mala Monika, jest przeklenstwem nie tylko ze wzgledu na chore relacje z rodzicami, ktorzy sami doswiadczyli niezdrowych stosunkow w dziecinstwie, a co najmniej ojciec, ale i ogromne osamotnienie, bo ktoz odwazylby sie przyjaznic z kims takim. W jej biografii widze wiele podobienstw do swojej wlasnej, co najmniej jesli chodzi o rodzine i musze sie zgodzic z Iw, ze fakt, iz jej ojciec jeszcze zyje, zmusil ja do pewnej powsciagliwosci. Dopoki sie nie usamodzielnila, jej byt nie byl godny pozazdroszczenia i wycisnal na niej pietno, ktorego pewnie do konca zycie sie nie pozbedzie. Nie szkodzi, ze jest dorosla, ze mysli samodzielnie, od pewnych zaszlosci nie sposob sie uwolnic.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie zamierzam tego czytać, ani tym bardziej kupować - uważam, ze pewne rzeczy należy po prostu ignorować - uwaga, nawet negatywna niepotrzebnie je "pasie". Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytałam wywiad z Moniką, ma mój szacunek i tyle

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej wnikliwej analizy. Masz dar, którego nie marnujesz. Na pewno uda Ci się zainteresować czytelników, jeśli zdecydujesz się na pisanie obiecanych opowiadań. Do tego potrzeba dystansu i dojrzałości uczuciowej. Ktoś, komu nie udało się przekroczyć tego magicznego progu, może tylko pomarzyć o prawdziwym pisarstwie. Nie tracę nadziei, że sama niebawem go przekroczę. Monika Jaruzelska wciąż czeka na swoją szansę. I wiek, niestety, nie gra w tej sprawie roli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy gdzieś można poczytać Twoje próbki literackie, errato?

      Dziękuję, za Twoją pozytywną opinię.

      Usuń
  23. Mam tą książkę - jakoś nie mogłam się do niej zabrać , ale tak mnie zachęciłaś że już nie będe zwlekała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, co znalazłaś w moim tekście zachęcającego?

      Usuń
  24. Przeczytałam Twoją Aniu recenzję z uwagą. Potem wróciłam do poszczególnych fragmentów by przeczytać jeszcze raz.
    Książki o której piszesz nie znam. Trzymałam ją w rękach, oglądałam fotografie w środku.
    Dla mnie pani Monika (której właściwie nie znam poza tym, co widziałam w internecie "Bez maski" i tym, co przeczyłam w wywiadach) prezentuje się jako osoba niezwykle powsciągliwa a jej sposób bycia i funkcjonowania również w świecie medialnym, opiera się na pewnym dystansie i chłodzie.
    Być może jest to jakiś pomysł na siebie. Pomysł dobry, jej rozmowy w Bez Maski wydają mi się profesjonalne, szczere a przy tym minimalistyczne.
    I dla mnie taka ona jest - minimalistyczna, surowa.

    Jednocześnie widziałam ją w sytuacjach w których wykazywała się bardzo głęboką empatią, okazywała szacunek, zaciekawienie rozmówcy.

    Dla mnie pani Monika - ta publiczna - to wyraz jakiegoś kompromisu, próba zbudowania swojej tożsamości, rozpiętej między nazwiskiem o określonej konotacji i skojarzeniach, a jej prywatnymi bagażami w relacjach z najbliższymi.
    Swój wizerunek, oparła na ciężkiej pracy, dystansie, minimalizmie i właśnie jakiejś powściągliwości.
    I w tym sensie, opierając się na Twojej recenzji - autobiografia wizerunek ten potwierdza.
    Czemu okazała się teraz? Czemu ma służyć?
    Ktoś spytał, czy nie po to, by ocieplić wizerunek ojca.
    Być może.
    W innych wywiadach pani Monika mówi, że bliski jest jej duch konsyliacji, łączenia ludzi, pomimo róznic w poglądach.
    W młodości ceniła przyjaciół ze środowisk opozycyjnych, gdyż wydawali jej się godniejsi zaufania (bardziej szczerzy, skoro nie kierował nimi w przyjaźni ich własny interes).
    Ciekawe, czy mogła liczyć z ich strony na podobne zaufanie? Czy nie milkli przy niej na pewne tematy? Czy nie jest tak, że od samego początku swojego życia musiała się samoograniczać? (znów minimalizm, oszczędność, surowość).

    Czy można oczekiwać od kogoś, kto prezentuje się (publicznie) tak spójnie, by teraz złamał samemu sobie wyznaczone decorum?

    Ile kosztowałoby ją to rozliczenie, do którego ją namawiasz?
    Ile kosztowałoby ją tego rodzaju katharsis?

    Swego czasu nauczono mnie, aby nie odbierać innym ich obron, bo nie wiadomo, czy nie chronią ich one przed czymś czemu nie dadzą rady bez nich.
    Nie odbieraj komuś czegoś, jeśli nie możesz dać komuś czegoś w zamian.

    Myslę, że pani Monika jest ciągle jeszcze w drodze.
    jak my wszyscy zresztą, wiem, to banalne.

    myślę, że pani Monika jest świadoma bardzo wielu spraw o których wybiera oszczędny sposób mówienia.
    Byc może pewne wątki tożsamościowe (lojalność wobec ojca) są mniej lub bardziej uświadomione.
    Być może towarzysz temu wszystkiemu jakaś rezygnacja lub smutem - nie wiem.

    W Twojej recenzji zwraca moją uwagę mocny komponent emocji.
    I to sprawia, że dla mnie (mówię to bez czytania) ta ksiązka już jest dobra, bo u osoby, z której zdaniem się liczę - wzbudziła silne emocje.

    być może jest tak jak sama pisałaś - czytelnik przeżywa tego rodzaju emocje, 'w zastępstwie' pani Moniki.
    a być może, to swoisty marketingowy chwyt.
    tego nie wiemy:)

    Dzięki za recenzję Aniu,
    Mar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mar, czy czujesz empatię dla małego Wojtusia, kiedy wyobrazisz sobie go nad tym niezjedzonym śniadaniem? Czy nie kraje ci się serce, że to małe dziecko jest łamane w sposób tak bezwzględny i to dzień po dniu, aż jego radość, szczęście, miłość do siebie zostanie zabita? Czy to, że duży Wojciech podaje sposoby swoich, stosujących wobec niego przemoc, rodziców, jako dobry sposób wychowania nie napełnia cię grozą? Czy widzisz jak to zadziałało na jego córkę?
      Napiszę tylko, że takich kwiatków, dotyczących Moniki, jest w tej książce wiele. I o ile dla ojca nie ma już moim zdaniem nadziei, bo to stary, chory człowiek o skostniałych poglądach, to tu, od osoby po terapiach, studiującej psychologię, interesującej się nią spodziewałam się więcej. Nie ma to nic wspólnego z obnażaniem się, a rozliczenie do którego ją "namawiam", jak napisałaś, kosztowałoby ją lepsze, szczęśliwsze i wolne od więzów dzieciństwa życie. Napisała tę książkę z ojcem za plecami, z ojcem, który jej niektóre fragmenty dyktował, tak, jakby chciał, aby były napisane.
      Słowa pięcioletniego Gucia są idealną recenzją.
      Można kochać ojca i widzieć jego błędy. To się wcale nie wyklucza. Można powiedzieć, bolało mnie to i tamto, krzywdziło, cierpiałam i nadal kochać ojca i matkę.

      To temat bardzo trudny.

      To oczywiście moje, subiektywne, osobiste odczucia.

      Mar:*

      Usuń
    2. Tak jak mówię, książki nie znam, ale z pewnością po nią sięgnę.
      Piszesz: "Można kochać ojca i widzieć jego błędy. To się wcale nie wyklucza. Można powiedzieć, bolało mnie to i tamto, krzywdziło, cierpiałam i nadal kochać ojca i matkę." - bardzo się z tym zgadzam.

      Przy czym myślę, że teraz trochę lepiej rozumiem co miałaś na myśli. Nie tyle chciałaś usłyszeć narrację pani Moniki na temat jej trudnego dzieciństwa, co jej uczciwą ocenę - tak, to było złe, to nie było dobre.

      Myślę,ze najważniejsze w tym wszystkim jest to, co budzi Twój sprzeciw, na co Ty się nie zgadzasz i o czym wiesz, ze się na to nie zgadzasz, również po przeczytaniu tej książki.

      (Jak zwykle tego rodzaju komentarze, jakkolwiek chyba nie budyniowe, też stanowią jakieś przegięcie, nie sądzisz? często sadząc takiego gniota mam poczucie jakiejś nieadwekwatności więc wyobrażam sobie, że siedzę Ciebie w domu, siedzimy na fotelach albo przy stole i rozmawiamy)w rozmowie byłyby odpowiedniejsze niż pod postem:)

      Usuń
    3. Cieszę się, że udało mi się lepiej przekazać swoje myśli.

      To nie budyniowe komentarze, z całą pewnością nie. :)
      Musiałybyśmy przegadać wiele godzin, żeby wyczerpać ten temat. Powiem ci jeszcze jedno, ostatnie zdanie: zawsze stoję po stronie skrzywdzonego dziecka, w tobie, w niej, we mnie. Tego w książce nie ma. Mała M jest nadal samotna i pozbawiona opieki. Na to się nie zgadzam.

      Dobrej nocy!

      PS. Jak znajdziesz taką perełkę, jak wczorajszy teledysk, to podeślij koleżance, widzę, że mamy podobna wrażliwość, choć ja zacofana jestem muzycznie okropnie :)

      Usuń
    4. Piszesz: "Można kochać ojca i widzieć jego błędy. To się wcale nie wyklucza. Można powiedzieć, bolało mnie to i tamto, krzywdziło, cierpiałam i nadal kochać ojca i matkę." - ano... nie zawsze można...a czasami jeśli się chce... to trzeba się liczyć z ewentualnością, że już się nie będzie miało... Ojca...

      Nie czytałam książki i raczej po nią nie sięgnę...
      Czytałam Twoją druzgocącą recenzję i komentarze...
      i napiszę tylko... czasami dużo łatwiej pozostać wewnątrz zbudowanego przez siebie muru... wyjście na zewnątrz oznacza ból i samotność... i dopóki człowiek sam nie dorośnie do takiej decyzji żadna terapia nie pomoże...
      I wbrew wszystkiemu najsmutniejsza jest tu historia dziecka... synka p Moniki

      Usuń
    5. To źle, że taki przekaz wyłania się z mojej recenzji. Ja nie odebrałam tego w taki sposób. To tylko kilka zdań tego chłopca, poza tym on ma swoje życie, jest mądry i wesoły. To wcale nie smutna historia.

      Co do reszty, to może i jest jak mówisz, choć z mojego doświadczenia wynika, że po wyjściu poza mur jest lepiej. Bez porównania lepiej, a ból który towarzyszy wyjściu nie jest już tak mocny, jak kiedyś. Wspomnienia i powrót do nich nie boli już tak mocno jak realne przeżycia. A one minęły.

      Usuń
  25. Myślę że życie pod ciągłą presją wywiera nieodwracalne piętno na życiu. Może nawet sprawić, że separacja od rzeczywistości na zawsze zakłóci odbiór świata i relacje z ludźmi. Czy ona dała sobie w ogóle szansę aby spróbować innego życia, czy dała sobie na nie pozwolenie i czy ma się do czego odnieść aby ocenić sytuację?
    Z mojej perspektywy mogę stwierdzić że dorosła, emocjonalnie dojrzała i zrównoważona osoba bez trudu powinna ocenić co jest zdrowe a co chore. Powinna umieć odciąć się od toksycznych relacji i ochronić przed nimi dziecko. Tylko to moja perspektywa a co myślałabym będąc po takim "praniu mózgu" za jakie uważam musztrę jej robioną każdego dnia, to tego nie wiem.
    Upokorzenia i potęgowane poczucie zawodu, który przynosi się jedynym osobom, które się podziwia może wpłynąć na całe dorosłe życie.
    Szczerze współczuję tej kobiecie. Każdy czegoś od niej oczekiwał i oczekuje nadal. Nawet po napisaniu książki każdy z czytelników ma jakieś oczekiwania. Jedni aby książka była puszką pandory, z której wyleją się czarne i mroczne tajemnice, drudzy, że książka będzie emocjonalna.
    Jeśli dobrze wnioskuję Anko spodziewałaś się rozliczenia z dzieciństwem. To też w pewnym sensie oczekiwanie. Zobaczmy jak to absurdalnie może powodować, że cokolwiek Pani Jaruzelska zrobi (napisze, zatańczy lub zaśpiewa) i tak wywoła czyjś zawód.
    Mnie zastanawia czy ona kiedykolwiek czuła potrzebę rozliczenia się z dzieciństwa. W końcu póki była dzieckiem nie miała na nie wpływu. Jako dorosła osoba może podejmować decyzje ale ile ma sił i kręgosłupa aby się na to zdobyć? I Czy w ogóle ma taką potrzebę czy to tylko nasze oczekiwanie wobec niej? Uważam, że ma prawo do decydowania o tym ile z siebie odda i komu.
    Jedyne co mnie wzdryga to fakt, że nie potrafi odciąć od swojej historii swojego dziecka. Tu postrzegam jej słabość. Dopóki sama chce się nadal pogrążać w chorych (jak dla mnie) relacjach z ojcem to jej wybór. Szkoda chłopca. Może on odetnie tę pępowinę ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie oczekiwałam, rozliczenia z dzieciństwem, raczej tego, co napisałam w komentarzu powyżej: stanięcia po swojej stronie, po stronie swojej historii, nie mówienie, że złe jest dobre. To coś na zasadzie "ojciec mnie bił i wyrosłem na porządnego człowieka". Taka krótkowzroczność.
      Czy nie uderza cię, jak celnie podsumował sedno mały Gustaw? Czy to on musiał to powiedzieć mamie? Czy to nie świadczy o tym, o czym piszę, że autorka nie widzi takich wielkich tematów?

      Pani Monika (którą lubię i cenię) napisała publiczną książkę. Tym dała mi prawo do wyrażenia o niej zdania. Naprawdę znakomita większość recenzji jest bardzo pozytywna. Warto wyrobić sobie własne zdanie.

      :)

      Usuń
    2. Aniu, Gustaw jeszcze nic nie powiedzial, nie 'budyniujmy sie' :D. Interpretacje slow dziecka (piecioletniego jak w 'Room' :)lub 'wstawienie repliki' w jego usta dokonuje dorosly i robi to z pelna swiadomoscia przesuwajac ocene nastepnemu pokoleniu z jego punktem widzenia.

      Usuń
    3. Gustaw wypowiedział się w sposób tak jasny, że nie można chyba źle zinterpretować tej wypowiedzi. Ja traktuję jego słowa poważnie. Pani Monika też, jak wynika z cytowanego przeze mnie fragmentu książki. Dzieci są znakomitymi obserwatorami.

      Usuń
    4. Dzieci (male czy dorosle) sa dobrymi obserwatorami - tego nie mozna podwazyc niczym. Dlatego ja jestem pelna oczekiwan, ze moze dziecko p. Moniki i wnuk p. Wojciecha kiedys bedzie pisal lub mowil... lub tylko ocenial. :)

      Usuń
  26. Niepotrzebnie spłyciłam to krótkim słowem "rozliczenie". Dla mnie rozliczenie w jej sytuacji to raczej powiedzenie głośno co jest czarne a co białe i odcięcie się grubą kreską niekoniecznie wywlekając rodzinne sprawy. Wyjście do rzeczywistości z większym dystansem do przeszłości. Ja widziałam jeden wywiad z M.Jaruzelską i odebrałam go raczej jako formę obrony ojca. Przyznam, że było to dla mnie szokujące dlaczego dorosła kobieta zachowuje się tak jakby jej celem na resztę życia było udowadnianie innym, że tak powinno wyglądać dzieciństwo. A nawet jak nie musi tak wyglądać to nic w tym złego, że się przytrafiło. Wcześniej odbierałam ją jako kobietę nieugiętą i wzmocnioną ciężką historią swojej rodziny.
    Po Twojej recenzji nabrałam ochoty żeby samej przekonać się jak odbiorę jej pisanie. Odstrasza mnie jedynie wątek Gustawa i cytaty z niego. To wręcz przerażające co musi siedzieć w głowie tego dziecka, że ma taką puentę sytuacji i relacji rodzinnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety większość celnych uwag Gustawa zacytowałam, więc czytaj spokojnie. Mnie raczej brakowało emocji przy jej czytaniu, nie ma się co bać.

      Usuń
  27. Bardzo interesująca recenzja..., a Ty zadałaś wiele pytań... Nie jestem jednak przekonana, że każdy może się zdobyć na "analizę psychiczną swoich uczuć i motywów postępowania". Nie wiem, czy powinniśmy od innych oczekiwać tyle ile od siebie...? ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od innych nie, ale od osób piszących biografię, myślę, że tak.
      :)

      Usuń
    2. Racja;-) Ja na jej miejscu usunąłbym się w cień. No cóż, Wojtek zrobił jej krzywdę. A monika potwierdza tylko zasadę nepotyzmu w mediach. Posłuchałem kilku wywiadów przed chwilą i mało mnie MOnika i jej książka interesuje interesuje - wypłyneła na fali taty. Ha ha - to MO to przypadek niezamierzony. Pozdrawiam ;-)

      Usuń
    3. Jeśli Cię mało interesuje ta książka to to miejsce jest nie dla ciebie, Pawle, bo ten post jest o książce. Panią Monikę darzę szacunkiem i nie zamierzam jej doradzać w sprawach życiowych. To tylko recenzja książki.
      Pozdrawiam również.

      Usuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)