Niedawno, w poście z zabawą fotograficzną, wspominałam, że jako dziewczynka chodziłam na balet. W komentarzach odezwało się kilka dziewczyn, które mają podobne wspomnienia. Odkopałam swoje pamiątki z tamtych czasów. Zapraszam do towarzyszenia mi w tej sentymentalnej dla mnie, krótkiej wycieczce w przeszłość.
Przy ulicy Szewskiej we Wrocławiu mieścił się na przełomie lat siedemdziesiątych Ośrodek Tańca "Arabeska". Przez cztery lata byłam jego częścią. Rodzice wozili mnie na zajęcia kilka razy w tygodniu. Pamiętam ten czas jako wspaniałą przygodę. Czułam się częścią zespołu, częścią czegoś pięknego i wartościowego. Ćwiczenia bywały monotonne i nużące, ale kiedy szykowaliśmy (bo z dziewczynkami ćwiczyli też chłopcy) coroczne dyplomowe przedstawienie dla rodziców i nadchodził moment zaprezentowania go na prawdziwej teatralnej scenie, pękałam z dumy.
Na tę okazję Mama uszyła mi strój prawdziwej baletnicy. Wszystkie mamy musiały radzić sobie z tym same. Miałam białą spódniczkę składającą się z kilku warstw tiulu i satynową górę w kolorze mocnego różu. Uwielbiałam się w ten strój przebierać, nawet kiedy już na balet nie chodziłam i bardzo mi było smutno, kiedy w końcu z niego wyrosłam.
Z tego czasu zachowały się tylko te dwa czarno-białe zdjęcia, na których jestem. To jedne z najcenniejszych moich pamiątek. Wzrusza mnie ta dziura w baletkach, przez którą wyziera palec, kontrastując z kokardami we włosach. :)
Nie byłam zdolną uczennicą. Podsłuchałam kiedyś, a może nawet ta rozmowa odbywała się w mojej obecności, że nie mam poczucia rytmu. Bardzo mnie to zabolało.
Czy to wtedy moje poczucie wartości ucierpiało poważnie po raz pierwszy? Dziś kiedy patrzę na moje oceny na kolejnych świadectwach, stwierdzam, że nie było aż tak źle! No i dziś wiem też z całą pewnością, że faktycznie uzdolniona muzycznie nie jestem wcale a wcale...
Sprawdziłam, że średnie zarobki w tamtych latach wynosiły ok. 2000 zł, myślę więc, że 100 zł za miesiąc mojej nauki nie było strasznie dużym obciążeniem dla moich rodziców.
Ta naburmuszona dziewczynka z fotografii poniżej to też ja. Nie cierpiałam pozować. Robiłam wszystko, żeby tego uniknąć i na tych zdjęciach widzę wyraźnie, jak bardzo było mi to nie w smak. Te obrazki to też dowód na to, że kiedy byłam mała, nad Odrą, blisko mojego domu, pasły się krowy. Żałuję, że dziś tak nie jest. To wspaniałe pastwiska.
Kochałam balet. Czułam, że coś umiem, że coś mnie wyróżnia wśród innych dzieci z mojej podstawówkowej klasy, że mam powód do dumy, że jestem w jakimś sensie dzięki niemu wyjątkowa. Patrzyłam na moje baletki z radością, jak na coś bliskiego, a jednak pewnego dnia oświadczyłam rodzicom, że więcej na zajęcia nie pójdę. Próbowali mnie przekonać, prosili, grozili, tłumaczyli, ale pozostałam niewzruszona. Przez wiele, wiele lat nie rozumiałam tego swojego kroku. Czy sprawiła to ta podsłuchana rozmowa? Nie pasowało mi to wytłumaczenie, bo ona mnie właściwie zmobilizowała. Pragnęłam udowodnić nauczycielom, że się mylą. Prawdziwy powód, dla którego wyrzekłam się tego, co kochałam, objawił mi się dopiero kilka lat temu. Zrozumiałam wtedy tę małą dziewczynkę, która dostępnym jej językiem pragnęła powiedzieć coś ważnego swoim rodzicom. Przeciw czemuś zaprotestować. Nie umiała wprost. Zrozumiałam, że ten bolesny krok był wołaniem o pomoc, o dostrzeżenie problemu. Tak często postępują dzieci. Wagarują, nie uczą się, sprawiają problemy - to ich sposób walki o siebie.
Przeszłość to coś bardzo subtelnego - mówi pisarka Natalie Barney. - W końcu jednak nic innego nie istnieje. Wszystko składa się z przeszłości, nawet przyszłość.
...dzięki Aniu za piękną sentymentalną podróż, masz szczęście że posiadasz chociaż kilka zdjęć z czasów dzieciństwa. Uwielbiam takie wspomnienia, cofanie się wstecz...
OdpowiedzUsuń...pozdrawiam...
Sentymentalny z Ciebie człek.
UsuńOch, w pierwszej chwili pomyślałam, że to zdjęcie figurek baletniczek :D Tyle gracji w tych dzieciach... coś pięknego. I mimo ewentualych braków "rytmicznych" i tak pewnie do końca życia prezentowałaś się na parkiecie najlepiej z otoczenia ;)
OdpowiedzUsuńznaczy do dziś, a nie do końca życia, wybacz niefortunną wypowiedź :D
UsuńWybaczam:) Niestety nie jest tak jak myślisz. Nie umiem tańczyć. Prawdę mówił ten nauczyciel, nie mam słuchu, ani poczucia rytmu. Płakać już z tego powodu nie będę :)
UsuńPółtora roku chodziłam do baletu- skończyło się kontuzją kolana, która nie dała się wówczas wyleczyć. Dopiero 35 lat pózniej miałam operację i wtedy okazało się, że nigdy w życiu nie powinnam była ćwiczyć w balecie, bo mam wadliwą budowę stawów kolanowych. Do dziś się zmagam z tymi problemami.Gdy miałam te 11,5 roku ta kontuzja zniszczyła mi moje ówczesne życie i marzenia.Bo wtedy taniec był moim życiem i byłam w tym dobra.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ach, to musiało boleć! :(
UsuńDobrze, ze baletnica nie zostalas /smiech/, ale wspomnenia sa...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Ja osobiście żałuję, że nie dane mi było nią zostać.
UsuńWersja z piłką podoba mi się bardziej...;o) chociaż też mam za sobą baletową przeszłość...;o)
OdpowiedzUsuńMoże ją też pokażesz u siebie?
UsuńWspomnienia......Też chodziłam na balet, już miałam mieć swoje pierwsze, prawdziwe baletki..i szlaban od lekarza!...Po latach okazało się, że doktor był w bardzo mylnym błędzie...ale w ten sposób stanął na mojej drodze do wielkiej kariery ..ha ha ha. Teraz się śmieję...ale wtedy to była czarna rozpacz!
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej masz na kogo zwalić i opowiadać dzieciom, że gdyby nie ten mylny błąd lekarza, to dziś byś dawała czadu jako primabalerina :)
UsuńAniu, piękne są te Twoje wspomnienia przeszłości ;)
OdpowiedzUsuńnigdy nie chodziłam na zajęcia baletowe, za to moja sąsiadka jak najbardziej, pamiętam jak się z gracją poruszała, primabaleriną z powodu kontuzji nie została, ma za to na koncie kilka znanych filmów jako asystentka reżysera ;)
ach, marzy mi się taka sesja zdjęciowa w sali baletowej :)
Rozumiem, że chciałabyś brać w niej udział jako fotograf? Hmm, to byłoby coś :)
UsuńWspomnienia z każdą chwilą mamy ich więcej...
OdpowiedzUsuńDobrze, że parę razy "pozowałaś" do zdjęć,dzięki takim pamiątkom łatwiej jest wspominać
Pozdrawiam
Świetna uwaga: z każdą chwilą więcej...
UsuńCudowne wspomnienia. Ja też kiedyś marzyłam i balecie:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCudowne i w jakiś sposób bolesne, czuję żal po stracie, mimo, że minęło tyle lat!
Usuńwidać na tych zdjęciach zadbaną, kochaną córeczkę, kokardy, spódniczki, sukieneczki, ach, jakie piękne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńWarto też popatrzeć na to z tej strony - dzięki, że mi to pokazałaś.
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńPiękna sentymentalna podróż, dziękuję.
Pozdrawiam gorąco.
Ps. Ja chodziłam przez rok na akrobatykę u mnie niestety słomiany zapał zwyciężył i przestałam chodzić, dziś żałuję...
Ale zdjęcia chętnie u Ciebie obejrzę, jeśli masz jakieś z tego okresu :)
UsuńPiękna nostalgiczna relacja... Urocza była z Ciebie baletnica.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Pyzata :)
UsuńJako dziecko marzyłam o tym, żeby rodzice wysłali mnie do szkoły baletowej, jednak (chyba pod wpływem Ojca) sugerowali raczej zajęcia sportowe. Trenowałam m. in. koszykówkę, którą wolę raczej oglądać, niż w nią grać; całe szczęście okazało się, że jestem zbyt niska. Było sporo innych zajęć sportowych, ale nawet na szkolnym w.f. bardziej ciągnęło mnie do zajęć rytmicznych i gimnastycznych. Namiastkę moich marzeń zrealizowałam dopiero jako młoda kobieta, już po studiach. Niestety praca, do której w pierwszych latach dojeżdżałam, uniemożliwiła mi kontynuację ulubionych zajęć.
OdpowiedzUsuńNinka.
Teraz został nam basen, kijki, spacerki... Też miło:)
UsuńWłaśnie doczytałam, że Przemek wywijał hołubce w zespole pieśni i tańca... no i właśnie ja też! Nasz instruktor przywiązywał wielką wagę do techniki i poświęcał dużo czasu na ćwiczenia baletowe, a najzdolniejsze dziewczyny (ja byłam dość dobra, ale na pewno nie najlepsza:) za późno zaczęłam) miały możliwość poćwiczyć w specjalnych baletkach z puentami.
UsuńNinka.
Ach, Twoja sentymentalna podróż fotograficzna, przypomniała mi, że od dłuższego czasu zabieram się do zeskanowania starych zdjęć z albumów moich rodziców i dziadków.
OdpowiedzUsuńPS W balecie nie tańczyłem, ale za to jakieś hołubce wyczyniałem w zespole pieśni i tańca, aaa i na kaloryferze grałem - na występach takim większym ode mnie, że było widać tylko moje nogi i dłonie po klawiszkach śmigające :)
Oddam królestwo za Twoje zdjęcia wywijającego hołubce :) Zrób post o tym, zrób!
UsuńHahaha, śmieszne to takie: mały Przemcio w za dużych butach po kolana i ludowym stroju pospinanym agrafkami :) Zabiorę kiedyś albumy od rodziców i zasiądę do skanowania i wtedy zgłoszę się po królestwo :)))) (ps zawsze było jeszcze pół reki księżniczki w nagrodę :)
UsuńOk, księżniczek ci u mnie na pęczki, a skoro jest Król i królowa Ciotka, to pewnie i jakieś królestwo się znajdzie :)
UsuńMiła sentymentalna wyprawa :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCałuski, Kamilo:)
UsuńAniu, ale chyba to dobre wspomnienia?
OdpowiedzUsuńTwoja baletowa pozycja - wow! :D
Ja coś tam trochę tańczyłam, trochę grałam na pianinie i na flecie! Nic z tego się nie nauczyłam chyba ;)
Już chyba w 3 klasie usłyszałam od pani na muzyce, że słoń na ucho mi nadepnął. I nie pamiętam by sprawiło mi to przykrość! Pani powiedziała to niezwykle serdecznie i ze śmiechem. Ja się z tego śmieję do dziś i wiem, że to prawda! :) Chyba mam jakieś takie inne podejście do wspomnień z dzieciństwa. Choć bywało to różnie to nie oglądam się na to co było w kontekście tego jaka jestem teraz. Nie wiem, może to błąd, ale też może spokojniejsza jestem nie analizując?
A tak na marginesie - uwielbiam śpiewać :D. Robię to w kościele - inni mnie zagłuszają ;))).
Ach, pamiętam jak byłam mała u nas na wsi było pełno krów. Raz nawet uciekałam od byka. Byk ów, potem wrzucił swojego pana do Odry.... Skończyło się to tragicznie.
Teraz nie wiem czy w całej wsi nazbiera się 5 krów :( chyba nie.
Nie liczę tych rudych - wiesz. To inna bajka.
Miłego dnia Aneczko :*
Dobre, choć podszyte smutkiem, bo rezygnując z tych zajęć musiałam bardzo się poświęcić. Oczywiście nie miałam szans na dalsza "karierę" z moim słuchem :)
UsuńA że masz inne podejście do wspomnień z dzieciństwa, to może znaczyć, że miałaś je po prostu szczęśliwe i nie ma powodu do analizowania go, choć jestem zdania, że zanim będzie się miało swoje dzieci dobrze się przyjrzeć wzorcom wyniesionym z domu, czy nie były powodem cierpienia kiedy byliśmy mali.
:*
Wiele by mówić o dzieciństwie mym...
UsuńJedną z niewielu rzeczy z przeszłości jakie przeanalizowałam były moje długie i wielokrotne pobyty w szpitalach. Z dala od domu.
Bliska mi koleżanka stwierdziła, że jestem zbyt samodzielna, że nie proszę nikogo o pomoc, a to złe dla relacji międzyludzkich. Ma rację, a ja chyba wiem, że to z tamtymi zdarzeniami związane jest.
Ot i taka drobna dygresja ;)
I masz stuprocentową rację w tym, że dobrze jest się przyjrzeć wzorcom. Wiem czego nie chciałabym powtórzyć.
Tylko wiesz jak to z planami ;)
Miłego :)
Wiem, Alu, wierzę jednak, że dasz radę :)
UsuńEch... Poruszająca historia... Dla mnie ta rezygnacja to jak ukaranie siebie..., wiem, że z Tobą to było inaczej, tak jak napisałaś.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :), śliczne pastwisko i śliczna dziewczynka. Pozdrawiam środowo, z zaśnieżonego Bielska...
Trafnie to ujęłaś. Tak było, to co napisałam nie wyklucza Twoejgo spostrzeżenia.
Usuń:)
U mnie też zimno. Śnieżek prószy :(
Jejku, ale mnie zaskoczyłaś, ja też kiedyś jako dziewczynka chciałam ale nie udało się, zapewne świetnie tańczysz i ruszasz się bo tego się chyba tak łatwo nie zapomina, byłaś uroczym dzieckiem...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNiestety, Basiu, tańczę beznadziejnie. Taka jest przykra prawda :(
UsuńTeż usłyszałam w dziecinstwie parę przykrych słów na swój temat. Wywarło to, niestety, kolosalny wpływ na moją przyszłość...
OdpowiedzUsuńAle też mam parę czarno-białych, ślicznych zdjęc, na których widać małą, zamysloną dziewczynkę. Szkoda, że już nie pamiętam o czym wtedy myslałam.
Chętnie bym ją przytuliła. I małą Anię w baletkach też...
Myślę Olgo, że mamy tak samo. Ja widzę na tych zdjęciach dziewczynkę ze zmarszczonym z troski czołem, wcale nie beztroską i pogodną i żal mi jej.
UsuńWspomnień nikt Ci nie odbierze.
OdpowiedzUsuńChoć nie zrobiłaś kariery w balecie,
to i tak jesteś częścią czegoś pięknego i wartościowego:)
Miłego dnia!
Miłego i Tobie, Magdo:)
Usuńto ja napiszęco tak ładnie Ci było w baletkach, a zdjęcie z krową mnie rozbawiło :)
OdpowiedzUsuńRafaŁ
Twoje komentarze ciągle trafiają do spamu, a Ty uparcie się nie logujesz :(
UsuńPozdrowienia Rafale:)
Jakie fajne zdjęcia i jakie fajne wspomnienia :-)
OdpowiedzUsuńDobrze ,że tańczyłaś , to jednak zostaje coś w człowieku :-)
Inny temat.
Słyszałaś o tym ?
http://smakiaromaty.blogspot.com/2013/04/nie-dla-budowy-fermy.html
Masakra...
Zostają wspomnienia.
UsuńMakabra! To piątek i dziwna godzina, ludzie pracują. Może można podpisać jakąś petycję... Zorientuję się.
ja się wybieram, chyba że będę musiała być w pracy... a nie wygląda, jakbym musiała, jak tak za okno paczę.
UsuńChciałabym zapytać, o co wołałaś, na jaki temat był twój bunt. Z powodów prywatnych. Może powinnam się domyślić, ale wolę nie.
Wiesz, tego tu publicznie powiedzieć nie mogę. Ogólnie to był bunt przeciwko... tajemnicy. A nawet dwóm.
UsuńU mnie skonczylo sie na marzeniach, a tak bardzo chcialam, nawet w dziurawych baletkach, ale za to z tiulowa spodniczka. Kokard tez nigdy nie bylo mi dane nosic we wlosach.
OdpowiedzUsuńWzruszajace sa te Twoje zdjecia, Aniu. Bez wzgledu na to, ze nie zrobilas kariery primabaleriny, te zajecia na pewno wiele wniosly do Twojego zycia, a wspomnienia, ktore nosisz w sercu, sa bezcenne.
Sliczna z Ciebie dziewczynka, do dzisiaj Ci zostalo :)
Tego nie wiesz, pantero! Zdjęcia na blog staranie wybieram, aby wyglądać lepiej niż w rzeczywistości. :)
UsuńA te kokardy, to inny temat...
Piękna sentymentalna podróż, dziękuję ze sie nia podzielilas.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńSuper podróż! Ja byłam tym rodzicem, który woził swoje dziecię na wymarzony balet, później szkoła baletowa i .... to ja zmieniam szkołę. No i zmieniła :)
OdpowiedzUsuńTy zmieniasz szkołę? W sensie że jej oblicze? Przyznam, że nie rozumiem :(
UsuńNawet nie marzyłam o takiej atrakcji i nawet nie wiem, czy w najbliższym miasteczku były takiej zajęcia, ale jak byłam nastolatką tańczyłam amatorsko, przez kilka lat z rzędu na tzw. dożynkach. Próby trwały całe lato i to była dopiero atrakcja:)
OdpowiedzUsuńCudowna z pewnością :)
UsuńPrzygoda z baletem?!!!! Ho, ho, ho... To dopiero wspomnienia.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Proszę bardzo - piękna pozycja piąta:)
OdpowiedzUsuńoraz piękne kokardy i tiule!
Bardzo miłe wspomnienia.
Właśnie, właśnie! Pozycja piąta, zapomniałam!
UsuńDzięki :)
Wspomnienia, wspomnienia... Jedne warto pielegnowac, innych warto sie pozbyc;) Kiedys tez mialam taka durna nauczycielke, ktora jak skonczylam spiewac hymn powiedziala "no dobrze, slowa znasz i ladnie deklamujesz, teraz sprobuj zaspiewac".
OdpowiedzUsuńJak ja tej malpy nie lubilam:)))
I tak zostalo, spiewam tylko jak nikt nie slyszy, ale spiewam!!!
A co? Na przekor calemu swiatu:)))
Sluchu nie mam za grosz i sie z tym pogodzilam, w koncu nie kazdy musi miec sluch.
Wspanialemu kiedys na urodziny chcialam zaspiewac Happy Bithday i tez mnie uciszyl pocalunkiem:))) Ale on ma prawie sluch absolutny, to mu sie nie dziwie, ze go nie tylko uszy, ale i zeby bolaly.
A swoja droga zje..e dostal, bo jak tak mozna zabijac talenty;))))
To mamy podobnie, bo mój mąż też ma świetny słuch i zrozumieć nie może jak ja mogę tak fałszować! Teraz się z tego śmieję, ale w podstawówce do mistrzostwa opanowałam śpiewanie na rybkę, co robiłam na obozach harcerskich i w kościele, do którego jeszcze chodziłam.
UsuńAle, jak się tak głęboko zastanowię, to dochodzę do wniosku, że... lubię śpiewać :)
Musisz nam kiedyś zaprezentować jakąś próbkę absolutnego słuchu Wspaniałego. Może On śpiewa, albo gra na czymś?
Aniu, Wspanialy od malego chodzil do szkoly muzycznej, gral na trumpecie (nie wiem jak to po polsku, moze nawet tak samo;)) ale przestal sie udzielac muzycznie ku rozpaczy tesciowej jak poszedl na studia. A gral chyba dobrze, skoro nawet kilkakrotnie wystepowal w orkiestrze buffalowskiej filharmonii.
UsuńNie spiewa, tzn. nie spiewa ot tak sam z siebie np. przy goleniu, ale jesli juz spiewa to nie falszuje;)) I ma ladny glos. Wspanialy jest w gruncie rzeczy bardzo niesmialy, wiec wiesz zaprezentowac to raczej nie bede miala co;)) Czasem jak ogladamy jakis koncert to nagle zaczyna spiewac razem z piosenkarzem, ale jak tylko na niego spojrze, to sie wycofuje.
A to szkoda!
UsuńMiłego dnia, Star:)
A ja skończyłam liceum muzyczne i akademię, a muzycznie wcale nie jestem uzdolniona. Był to wymysł mojej mamy.
OdpowiedzUsuńA teraz nie mam z muzyką nic wspólnego. Zajmuję się zupełnie czymś innym :P
Pozdrawiam Cię :D :D :D
Posiadłaś jednak pewną umiejętność, taką jak np. czytanie nut, która jest dla mnie czarną magią i tego Ci nawet zazdroszczę!
Usuń:)
Piękne zdjęcia a te w dziurawych baletkach moje naj naj
OdpowiedzUsuńMoje też .
UsuńSentymentalne wspomnienia. Bardzo piękne. Należy je pielęgnować.
OdpowiedzUsuńWiększość z nas chciała być aktorką, baletnicą, piosenkarką...
Pozdrawiam:)
Pozdrawiam również.
Usuńa ja marzyłam być tancerką... ale nie miałam się gdzie realizować :)
OdpowiedzUsuńMoże nie jest za późno? :)
UsuńNo patrz, czy byłe "baletnice" zostają kociarami? Też jako mała dziewczynka chodziłam na zajęcia baletowe. Niewiele z tego pamiętam, ale zdjęcia w uszytej przez mamę sukience z kilku warstw tiulu i satynowej góry też mam. Moja była biała. Bardziej pamiętam 7 lat prywatnych lekcji, a potem ogniska muzycznego z pianina. Grałam nieźle, tak myślę, bo nauczycielka zabierała mnie na przeróżne występy. Najbardziej pamiętam jeden, w Miejskim Ośrodku Kultury w Żorach. Nie wiem jak tam jest teraz, ale ja zapamiętałam dużą scenę, pianino i ja. Może i ta scena nie była taka duża, ale małej dziewczynce wydawała się ogromna. Niestety, o ile w grupie czułam się dobrze, to solowe popisy przypłacałam nieomal zawałem. Nie zgodziłam się pójść do szkoły muzycznej i kiedy poszłam do liceum walnęłam lekcjami pianina. No, ale ja usłyszałam o sobie kilka razy inną opinię- zdolna, ale leń :(.
OdpowiedzUsuńWolałam grać ze słuchu niż z nut, a najlepiej własne "utwory". Poza tym wkurzały mnie strasznie rodzinne uroczystości i hasło- zagraj coś, a znasz to? lalalalalala, a tą piosenkę znasz, to zagraj. Po wielu latach pianino marki Forster sprzedałam i zamieniłam na telewizor Otake :). No i jak zwykle rozpisałaaaaam się. Oj Anka, Ty potrafisz wyciągnąć z ludzia najgłębsze wspomnienia.
Joanna
Zdolna, ale leń - to też znane mi zdanie. Okropność!
UsuńMnie też wkurzały te przymusowe popisy przed rodziną. Nawet na tym zdjęciu na łące jestem zmuszona do pozowania. Ja to wiem, ja to pamiętam, choć postronni tego widzieć nie muszą...
Miałam trudne relacje z ojcem,jego dominacja nie budowała we mnie poczucia wartości i pewności siebie,ale odziedziczyłam po nim upór,konsekfencję i olbrzymią siłę wewnętrzną,co pozwoliło mi konsekwentnie kształtować siebie w stałej opozycji do niego,a właściwie w ucieczce od niego,pomimo że mieszkaliśmy razem.Poczucie własnej wartości kśztałtowałam poznając siebie i swoje zdolności,realizując się w pracy i swoich pasjach,mam zdolności plastyczne,co wykorzystywałam w pracy z dziećmi.Ile mam siły przekonałam się walcząc zwycięsko ze śmiertelną corobą.Piszę to wszystko dlatego ,bo uważam ,że w każdym z nas tkwi olbrzymi potencjał,tylko musimy sie do tego dokopać,a wtobie ten potencjał jest na pewno.Więc życzę ci wytrwałego kopania.Może ta moja pisanina ci pomoże. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMyślę, Mario, że dokopałam się już w życiu do sporego potencjału. Widzę się zupełnie inaczej, niż nawet kilka lat temu. Czuję swoją siłę. To, że czasem użalam się na tą małą dziewczynką, to oznaka mojej dojrzałości i tego, że dostrzegłam dopiero niedawno w czym ona musiała żyć i z jakimi emocjami sobie radzić. Zwyczajnie mi jej żal i to jest olbrzymi postęp, bo całe życie uważałam, że nie mam prawa do skargi.
UsuńChyba się rozpisałam za bardzo, ale ciekawi mnie co dostrzegłaś w moich wywodach, co naprowadziło Cię na wniosek, że potrzebuję pomocy i wytrwałości w kopaniu? bardzo mnie to ciekawi :)
Jestem dobrym obserwatorem,potrafię czytać pomiędzy wierszami
Usuńtwoje posty i nie tylko twoje dużo mówią o piszących,nawet jak nie piszecie wprost,gdzieś jakieś słowo,dobór zdjęć. Dlatego lubię je czytać, tak poznaje życie,jestem na rencie i mam trochę ograniczony kontakt z ludzmi.
Przyznaję, że jesteś dobrym obserwatorem:)
UsuńEch! Nie żałuj już, Aniu, trochę sobie przecież potańczyłaś i pomarzyłaś. :) A czy wiesz, jak bardzo na zdrowiu odbijają się takie zawody jak tancerka baletowa lub gimnastyczka? Czy słyszałaś chociażby o hipermobilności stawów? Nno!
OdpowiedzUsuńAle, ale, na zdjęciach wyglądasz uroczo, a już z krowami to uroczo uroczo. :)) Cudowna podróż do przeszłości...
Ale mogę jeszcze raz zrobić: buuuuuuuuuuuuuuuu?
UsuńOk, teraz już więcej nie muszę :)
Lubię oglądać balet i trochę żałuję, że mieszkając na wsi nie miałam możliwości nauki baletu. Ale taniec zawodowy nie jest lekki, trzeba dużo pracować codziennie.
OdpowiedzUsuńPewnie. To bardzo ciężki zawód.
UsuńDzięki za odwiedziny ;)
Uciekł mi długi komentarz, który napisałam, buuuu...
OdpowiedzUsuńMasz doświadczenie w tym temacie, więc bardzo żałuję :( Napisz w notatniku i wklej... może już jutro, bo późno. Dobrej nocki, nocny marku :)
UsuńMoże kiedyś Ci opowiem :)
UsuńWitaj, trafiłam przed chwilą na Twój blog zachęcona nickiem - bo ja też jestem Wrocławianką, choć nie mieszkam już w naszym mieście ponad 10 lat. A na zajęcia do Arabeski też chodziłam, bodajże przez 2 lata. A było to w latach chyba 1985-86... I zaświadczenia podobne miałam :-), i w przedstawieniu końcoworocznym w Teatrze Polskim występowałam... To były czasy! I do teraz lubię balet - choć po tych dwóch latach już nic nie miałam z nim wspólnego w praktyce, to do teraz serce mocniej mi bije, gdy baletowy taniec widzę. Pozdrawiam - i poczytam sobie u Ciebie więcej, nie tylko o balecie :-)
OdpowiedzUsuńMaria - też Wrocławianka
Więc jesteś dużo młodsza, Mario:) Miło, że baletowy post zatrzymał Cię u mnie na chwilę. Miło mi też, że rozumiesz i czujesz mój żal...
Usuń:)