Strony

wtorek, 24 lipca 2012

Wyswobodziciel!

Dzień dobry. :)

Miałam podczas weekendu dwie fotograficzne wpadki. Pierwsza dotyczyła historii, którą zaraz opiszę, a druga sesji sernika na zimno, który planuję umieścić na blogu. Obie były wyjątkowe i nie do powtórzenia, a okazało się, że... o tym za chwilę.

Zdarzyło się nam tak: w sobotę, w porze śniadania, około 10. usłyszałam za oknem głośne zbiorowe krakanie. Skojarzyło mi się to z jesienią, z sytuacją, kiedy wrony odlatują za miasto na nocny wypoczynek. Pomyślałam nawet, że to może już przyszła jesień, pogoda ostatnio taka jesienna była... Odegnałam tę myśl, ale krakanie nie ustawało. To nie odzywał się pojedynczy ptak, tylko jakieś wronie stado. Z góry zszedł MójCiOn, powiedział, że słyszy odgłos, jakby ktoś walił nam młotkiem w ścianę i zaniepokojony wyszedł przed dom, żeby zobaczyć, co się dzieje.
Za chwilę wrócił do domu przejęty: 
  • "Wyobraź sobie wrona nam się zaczepiła na antenie, na dachu! Wisi do góry nogami, krzyczy przerażona, a stado jej nie opuszcza, krąży wokół niej i próbuje ratować!"  
  • "To my też ratujmy! - krzyknęłam, bo perspektywa przyglądania się, jak zaczepiona wrona dogorywa na antenie, wprawiła mnie w prawdziwy popłoch.
MójCiOn pognał do piwnicy po drabinę i zanieśliśmy ją na poddasze, do łazienki chłopców, skąd prowadzi okno poddaszowe na dach, obok komina. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że nie mamy ławy kominowej, więc MójCiOn był bardzo sceptyczny, czy akcja się uda. Faktycznie, wyszedł na dach, a do przerażonej, krzyczącej wrony nadal było za daleko! 
  • "A gdybym ci podała miotłę, dosięgnąłbyś? - spytałam.
  • "Pewnie tak, ale ona wisi na jakiejś żyłce, którą ma zaplątaną wokół nóżki, miotłą tego nie odczepię, chyba że na końcu miotły byłby nóż."
Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać, z prędkością światła zbiegłam na parter, wzięłam najostrzejszy nóż, taśmę, miotłę i za chwilę już pędziłam na górę z tym urządzeniem, po drodze jeszcze chwytając aparat fotograficzny - taki nawyk.
Podałam włócznio-miotłę MójCiOnowi i zajęłam się uwiecznianiem całej akcji. Wprawdzie niewiele by było widać, ot, w świetle okienka szamoczące się ptaszysko, rękę MójCiJego z uzbrojoną miotłą, kawałek nieba...
MójCiOn dosięgnął, dotknął żyłki nożem i... ptak, nagle uwolniony, spadł kilkadziesiąt centymetrów w dół, wyrównał lot i odleciał... daleko, aż zniknął nam z oczu, a za nim jego rodzina, inne wrony, które nie opuściły go nawet na chwilę, a nawet próbowały MójCiJego odstraszyć, przelatując mu nad głową. 
Tak oto mój mąż został wyswobodzicielem! Chwała mu, że się udało, choć nóżka tego biednego ptaka na pewno bardzo ucierpiała.
Czytałam kiedyś, jak okropną krzywdę robią ptakom walające się sznurki, nitki, żyłki. Ptaki zaplątują w to nogi i potem tracą je w męczarniach. 
Jeśli zobaczycie kawałek sznurka leżący na ziemi, podnieście go i wyrzućcie do kosza, być może jakiś ptak dzięki temu nie zostanie kaleką lub nie zginie.

Po tej akcji, żeby się uspokoić, poszłam na taras robić zdjęcia jagodowemu sernikowi na zimno. Przygotowałam stylizację, obrusy, kwiatki, ptaszki, dodatki. Pstryknęłam i tak, i siak, i cały, i pojedynczy kawałek. Czułam, że to będzie udana sesja, podekscytowana postanowiłam zobaczyć, co z tego wyszło, sięgnęłam po kartę pamięci, a jej...nie było! Nie było karty w aparacie! Buuuu...

Całość poszła w próżnię. :(   Obie sesje. :(
No cóż, i tak bywa, a Wam mogę pokazać jedynie miejsce akcji. Antenę na dachu.


Wrona zaczepiona była na końcu poziomej części anteny.

Chodzi o antenę po lewej.
Miłego dnia!

PODPIS

33 komentarze:

  1. Dlatego mój aparat nie pozwoli mi zrobić zdjęcia bez karty:) ... ale historia niesamowita, nawet bez dokumentacji fotograficznej. Ta tajemnicza antena!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mój ujawnia to dopiero na podglądzie zdjęć. To duża wada, bo już nie pierwszy raz mi się zdarzyło:(
      Tajemnicza antena? Łaj?:)

      Usuń
  2. o rany, podziwiam Wyswobodziciela! od samego patrzenia na zdjęcie w głowie mi się kręci! swoją drogą oboje świetni jesteście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. niesamowite zdarzenie, z tym apelem masz racje, baby na placu ciągle odczepiają gołębiom sznurki, tasiemki, folię..

    OdpowiedzUsuń
  4. Chwała Wam obojgu - oswobodzicielowi za akcję, a Tobie za podniesienie alarmu i przejęcie się byle wroną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to nie byle wrona. To konkretna, niepowtarzalna, czująca, żywa istota. I piękna. Tak już mam.

      Usuń
    2. jak dobrze to rozumiem!
      A wrony są bardzo inteligentne.
      To wspaniale, że dało się ją uratować.
      I szacunek za akcję: miotła-> 'bagnet'-> dach!
      Prawdziwy Wyswobodziciel.

      (Tak jak napisałaś o sznurkach i żyłkach, to samo dotyczy rzuconej na ziemię gumy do żucia, też przynosi ogromne szkody ptakom).

      Usuń
  5. hihihi,,,a ja właśnie przyglądałam sie i przyglądałam tej antenie....u mnie kiedyś kuna chciała pożreć małą wronkę....cała rodzina tak broniła małego słabolota..hałasując wniebogłosy,że dzięki tylko drewutni przeżyła..kuna oczywiście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy ludzie powinni się uczyć od wron - taki mi się nasuwa wniosek:)

      Usuń
  6. Chwała takim ludziom! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze,że ptaka udało się uwolnić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że udało się uratować wronę.
    Mam nadzieję, że ma się dobrze.
    Brawa dla Was!
    Co do sesji, to bardzo mi przykro,
    ale z drugiej strony,
    masz wymówkę do zrobienia kolejnego sernika;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, poradziłam sobie inaczej, zobaczysz jutro - zapraszam:)
      A kolejny sernik zrobię, bo bardzo pyszny!

      Usuń
  9. juz sie nie moge doczekac sernika a dla wybawcy oklaski. Ja tez nie moge patrzec, jak zwierze cierpi ale ciągle- niestety- spotykam ludzi, ktorym to nie przeszkadza i kupuja zwierzaki malym dzieciom do zabawy( czytaj- rowniez znęcania sie, nauki latania zwierzątek domowych itd).Smutne, ale prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sernik będzie jutro, ale przepis pochodzi z Moich Wypieków, więc pewnie znasz:) Co do reszty, to również napawa mnie to smutkiem.

      Usuń
  10. Ale pecha miła ta biedna wrona, chociaż z drugiej strony szczęścia ,że to działo się na Waszym dachu...

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest właśnie poczucie odpowiedzialności.
    Ale mam nadzieję, że ostrożny był na tym dachu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, był ostrożny. Nie miałam wątpliwości, że jest dla mnie ważniejszy, niż wrona, nie pozwoliłabym mu ryzykować za bardzo. Całe szczęście On nie ma lęku wysokości. Ja bym nie dała rady. Chyba.

      Usuń
  12. Dobrzy z Was ludzie. Fajnie, że się ją udało uwolnić. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. uuuu szkoda ze nie ma fotek - czekalam na cala fotorelacje......
    ale i tak przeczytalam calosc odnosnie akcji ratowania ptaka i powie Ci ze wielki uklon w strone wyswobodziciela:))))pozdrawiam serdecznie pa:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Podobne wydarzenie miało miejsce u urodzinach (50-tych) mojego teścia.
    A ze była to okrągła rocznica, jakiś pare dobrych lat temu. Trzeba było uwiecznić ją na fotografii.
    Mój tata , zapalony fotografik amator, ze swoim Zenitem (lustrzanką na film)
    Pstrykał i pstrykał zdjecia.
    Po uwiecznieniu jak Jubilat gasi swieczki, dostaje prezenty, okazało sie , ze ... w aparacie nie było filmu.
    Dobrze,że Wasza przygoda dobrze się skończyła.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój teść już też urodzin nie powtórzy, przepadło, ale za to jest co wspominać innego:)

      Usuń
  15. A ja karty nigdy nie wyciągam...zdjęcia zrzucam przez kabel usb,więc nie mam takiej potrzeby;) sytuacja godna obfocenia, ale cóż...dobrzy z Was ludzie i to najważniejsze;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Super akcja.Brawo dla wybawiciela,zasłużył na największy kawałek sernika.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Coś mi tu nie pasuje, coś mi tu kłamstwem pośmierduje, widzę jak pinokiowy nos się wydłuża... że karty niby w aparacie nie było... nieudana mistyfikacja, ot co! Zjadłaś, połknęłaś, pożarłaś sernik na spółkę z tym TwójCiOnem zanim zrobiłaś zdjęcie, ot i cała prawda! A wrony niby przypadkiem u Was na dachu? Do okruszków przyleciały, żarłoki Wy jedne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uprzejmię donoszę, że skoro już mnie przejrzałeś, to się przyznam, że to sernik zawiesił się sam na antenie, kiedy stukał młotkiem w ścianę, a my z MójCiJem poczęliśmy walczyć na włócznie wykonane z mioteł i noży, żeby go zjeść (a drugiemu nie dać) i wtedy właśnie z piwnicy nadleciały wrony, pstryknęły nam fleszem po oczach i odleciały kracząc, unoszac ze sobą kartę do aparatu, mój płyn do kąpieli i trzy kurze jaja.
      Uważaj więc na przelatujące wrony z jajami.
      Wiem jak to brzmi.
      Przysługuje mi 50 pkt. Pa!

      Usuń
    2. Piździesiąt punktów zarobione jak nic! Wrony z jajami powiadasz... tiaaaa... ciekawy przypadek, ciekawy, Dr Schwintuch albo Harry z Tybetu mogliby się na ten temat wypowiedzieć...

      Usuń
  18. Wrocławskie wrony mogą się czuć bezpiecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  19. A tu Aniu specjalnie dla Ciebie - filmik o niezwykłej przyjaźni wrony i małego kota - przyjaźnili się kilka lat
    http://www.youtube.com/watch?v=1JiJzqXxgxo
    Cudowna historia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Mar. Oglądałam już to kilka lat temu i okazało się, że wciąż mnie wzrusza! Ona nawet karmiła tego kota!:) Cudowne, balsam na duszę:)

      Usuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)