Strony

czwartek, 3 maja 2012

Recepta na życie czyniąca cuda, dająca nadzieję i radość?



Na czas podróży do Holandii kupiłam sobie na lotnisku czasopismo „Biografie” (inne tytuły odstraszyły mnie swoją agresywnością). Opisywane tam życiorysy sławnych ludzi są bardzo pobieżne i schematyczne, ot, parę stron na każdy, jednak gazeta spełniła swoją rolę i nie nudziłam się. Trochę się dowiedziałam, mogłam też zadumać się nad życiem innych. W największe zadumanie wprawił mnie artykuł o Matce Teresie z Kalkuty. Zazwyczaj omijam szerokim łukiem życiorysy świętych i błogosławionych, ten jednak przeczytałam. Ci, którzy odwiedzają mnie regularnie, zauważyli pewnie, że lubię czasem zastanowić się nad sferą „być”, czyli tzw. sensem życia. Oczywiście tu, na blogu, robię to tylko symbolicznie. Ot, dzielę się z Wami jakąś myślą, czy odkryciem.
Takim odkryciem tym razem był dla mnie fakt, że założycielka Zgromadzenia Misjonarek Miłości miała swój swoisty, przygotowany przez nią „manifest”, który jest nadal wywieszony przed każdym domem opieki prowadzonym przez zgromadzenie. Artykuł nazywa go „receptą na życie czyniącą cuda, dającą nadzieję i radość ”.

Cytuję:
Życie jest szansą, schwyć ją.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest radością, próbuj jej.
Życie jest snem, uczyń je prawdą.
Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim.
Życie jest obowiązkiem, wypełnij go.
Życie jest grą, zagraj w nią.
Życie jest cenne, doceń je.
Życie jest bogactwem, strzeż go.
Życie jest miłością, ciesz się nią.
Życie jest tajemnicą, odkryj ją.
Życie jest obietnicą, spełnij ją.
Życie jest smutkiem, pokonaj go.
Życie jest hymnem, wyśpiewaj go.
Życie jest walką, podejmij ją.
Życie jest tragedią, pojmij ją.
Życie jest przygodą, rzuć się w nią.
Życie jest szczęściem, zasłuż, na nie.
Życie jest życiem, obroń je.

Dowiedziałam się też, że Matka Teresa była autorką jeszcze wielu złotych myśli czy sentencji, na przykład:

„Jeśli jesteście w złym nastroju, bo zostaliście obrażeni, wypróbujcie siłę uśmiechu! Bóg pomaga tym, którzy wszystkie swoje niepowodzenia i smutki odganiają nie narzekaniem i utyskiwaniem, a radością i uśmiechem. Gdy życie znów da wam w kość, powiedzcie sobie: E tam! Mogło być gorzej. I uśmiechnijcie się do świata”.


Przypomniałam sobie, że wiele lat wierzyłam takim słowom. Sądziłam, że to jest takie proste. Podejrzewałam, że to coś jest ze mną nie tak, skoro w trudnej chwili nie potrafię zastosować takiej prostej i oczywistej rady.  Uśmiechnąć  się, machnąć ręką i powiedzieć sobie, że mogło być gorzej. A ona działała tylko chwilę  i tylko wówczas, gdy udało mi się ją sobie we właściwym momencie przypomnieć, czyli niezmiernie rzadko. Zazwyczaj jednak, jak po sznurku, reagowałam w specyficzny dla siebie sposób, o wiele bardziej depresyjnie. Dziś mnie to już wcale nie dziwi.  Gazety są pełne takich wspaniałych dobrych rad. Gdyby to działało, świat pełen byłby spełnionych, uśmiechniętych ludzi, którzy kochają swoich bliźnich. Czy muszę kogoś przekonywać, że tak nie jest?
Dziś wiem, że żeby zmienić swoje wzorce, trzeba czegoś o wiele więcej. Trzeba przede wszystkim je dostrzec, poszukać ich źródeł w swoim domu rodzinnym, w swoim dzieciństwie, przepracować je i potem mozolną pracą nad sobą starać się je świadomie zmienić. Jest to zajęcie często bolesne, ale fascynujące i satysfakcjonujące jak żadne inne. Moim zdaniem.
Matka Teresa z Kalkuty udowodniła całym swoim życiem, że kieruje się zasadami swego motta i choć ono jest ze wszech miar słuszne, krzewiące miłość i dobro, to myślę, że może jedynie przywołać  refleksję, zmusić do zastanowienia się nad sensem i celem życia.  I tak to stało się w moim wypadku.

I jeszcze jedna jej myśl. 
„Jest głód zwykłego chleba, ale i głód miłości, dobroci i troskliwości; ludzie zaś tak bardzo cierpią z powodu wielkiego ubóstwa.”

Piękne i prawdziwe.




30 komentarzy:

  1. Z dużą przyjemnością przeczytałam rano Twój post.
    Ja zazdroszczę ludziom głębokiej wiary, gdyż ona daje spokój wewnętrzny i pozwala przyjmować wszystko co nam Bóg zsyła z pokorą .Życie jest cudem tylko,że my tak do końca tego nie dostrzegamy goniąc za ułudą, namiastkami szczęścia. Z wiekiem dostrzegamy więcej i stajemy się bardziej refleksyjni.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest tajemnicą ,że staram się w swoim życiu żyć wg zasad wyłuszczonych w Biblii..staram się...ale żem człek ułomny...jak każdy z nas...nie zawsze się udaje,,,lubię werset,który mówi ,aby nad naszym gniewem nie zachodziło słońce...ale też ten..gniewajcie się ale nie grzeszcie:))/...mamy prawo do gniewu...ale nie może stać się on naszą wieżą...to nie łatwe...ale......Pozdrawiam i odpoczywaj......:)))a kociołki z wami????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne biblijne wersety przytoczyłaś, bardzo je lubię.
      Kociołki z nami;-)

      Usuń
  3. Chcę tylko zauważyć, że ten "manifest" nie wymaga od nikogo wiary, wymaga natomiast zastanowienia się nad sobą, nad swym stosunkiem do życia, świata, ludzi. Z całą pewnością postępowanie etyczne daje człowiekowi spokój wewnętrzny i siłę działania. Każdy z nas powinien znalezć w ciągu tygodnia "chwilę dla siebie", by zastanowić się nad tym co robi, jak robi, dlaczego to robi,co może w tym wszystkim zmienić.I pamiętajmy,że aby pokochać ludzi, wpierw musimy zaakceptować, pokochać i zrozumieć siebie, co wcale a wcale nie jest łatwe. I hodować w sobie "syndrom Pollyanny", czyli w najgorszej nawet sytuacji, która nas dotyka, znalezć coś pozytywnego.To trudniejsze niż machnięcie ręką i myśl, że mogło być gorzej. Zawsze może być gorzej, to fakt, ale znalezć coś pozytywnego w tym,że czujemy się jak na dnie beczki pełnej smoły, jest znacznie trudniejsze.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam Twój post i przeczytam raz jeszcze i jeszcze, ile będzie trzeba...

    OdpowiedzUsuń
  5. piękne kwiatki są cudowne pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze jest czasem "wpaść" na taki tekst. Tak ja Ty trafiłaś, a ja trafiłam u Ciebie :).
    Uśmiech w trudnych chwilach jest ogromnie trudny. Ja jeszcze tego nie umiem, ale może w końcu w sobie to wypracuję :).
    Miłego pobytu na wsi! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny tekst - od razu lepiej na duszy :))

    OdpowiedzUsuń
  8. piękne zdjęcia.
    cudowne kwiaty!
    marzy mi się bukiet z takich ogrodowych-polnych kaiwtów.
    cudnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny post :) Pozdrawiam majowo!

    OdpowiedzUsuń
  10. ładny post i piękne kwiaty

    OdpowiedzUsuń
  11. To,czy ktoś jest wierzący, czy nie,nie ma tu żadnego znaczenia. Biorąc pod uwagę życiorys i doświadczenie zacytowanej przez Ciebie - Jej myśli stanowią, nie związane ze światopoglądem, uniwersalne dobro.

    OdpowiedzUsuń
  12. Odnosząc się do Bruneta - i właśnie to jest najlepsze! :D
    Świetne to motto! :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Samych uśmiechów;)
    Czasem .."najtrudniejszy pierwszy krok":)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Sadzę, że takie manifesty, jak każde poradniki, najwięcej dają tym, którzy je napisali, nawet jeśli nie chodzi o korzyści finansowe. Jasne, ktoś może w nich coś dla siebie znaleźć, ale na ogół to, co i tak wcześniej wiedział i uznawał za ważne. Jeśli pomogą komuś coś zmienić, to tym, którzy byli już na granicy podjęcia decyzji. Tym, którzy się zmagają z problemami, czasem po prostu szkodzą - pojawia się mechanizm polegający na tym, że wysiłek emocjonalny włożony w poradnik, czy w złote myśli w pewien sposób "wyczerpują" gotowość do zmian. Tak jak mówisz: gdyby było inaczej, wszyscy chodziliby już szczęśliwi i dobrzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, zwróciłaś uwagę na bardzo ważny aspekt tego tematu. Tak było w moim przepadku. To mi szkodziło.
      Pozdrawiam

      Usuń
  15. Każdy ma swoją filozofie, swoje sposoby, nie zawsze stosując sie do nich...
    Ja myślę, że ta radośc, szczęście są w nas od narodzin, przecież z miłości przychodzimy na świat, ale zatracamy się w biegu i gdzieś nam umyka to co najpiękniejsze...
    Tak jam piszesz, to mozolny, trudny okres, żeby odkryć to co najpiękniejsze, nie każdemu sie udaje...

    OdpowiedzUsuń
  16. Życie powinno się przeżywać tak jak się chce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, pomyśl, jak niebezpieczne jest to co napisałaś.

      Usuń
  17. Wspaniała,mądra kobieta,a przy tym jakże ludzka:)

    OdpowiedzUsuń
  18. oj ale jak wszystko sie wali, widzisz jak na twoich oczach odchodzi od Ciebie najukochansza osoba i nic nie mozna zrobic.... - jak latwo stracic wtedy caly sens zycia... jak trudno wtedy skorzystac z takich sentencji i zlotych mysli .....bol po stracie bliskiej osoby potrafi spustoszyc w nas wszystko - nasza wiare , wartosci ... usmiech w takich chwilach jest ogromnie trudny - ja nie potrafie......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to przeżyłaś, to bardzo współczuję i rozumiem, że wtedy nic nie działa.

      Usuń
  19. Receptą na życie jest życie ;). A poza tym, tak jak napisałaś. Generalnie to idiotyczne, rodzimy się, zbieramy jeszcze w łonie, podczas porodu i przez pierwsze lata życia w podświadomość mnóstwo bagażu, śmieci, bibelotów, przez kilka lat szalejemy balansując na krawędzi (dojrzewanie), a przez następne staramy się wysprzątać ten strych podświadomości (albo może piwnicę?)... i powyrzucać te nagromadzone bardziej i mniej wydawałoby się ważne szpargały. Jest jeszcze inna metoda. Metoda uważności bez specjalnego "przepracowywania" traumatycznych naleciałości. Nazywa się "akceptacja" ;). Polega na spokojnym przyglądaniu się temu czym się jest i co się w sobie nosi, bez przywiązywania się do tego. Nie trzeba wtedy robić porządków z wzorcami i rozplątywać węzłów, one zwyczajnie znikają, roztapiają się... Jakoś tak po drodze jakby... :). To też nie jest łatwe, bo nauczeni, że ze słabościami się "walczy", "złe nawyki" zmienia itd... nie potrafimy tak spontanicznie przestać, spojrzeć i powiedzieć: nie ma tu żadnego wroga do pokonania, ani niczego złego/niewłaściwego/niechcianego. Nawet jeśli na chwilę "zapomnę" tych wzorców (a właśnie!) myślenia, to za jakiś czas uparcie wracają. Ale wtedy codzienna medytacja pozwala "zapomnieć" je znów.
    A kluczem jest oczywiście miłość/współodczuwanie. Więc w gruncie rzeczy Matka Teresa była także buddystką zen :D :D :D... ;P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fascynujące, co piszesz. W moim rozumieniu jednak, a opieram się na własnej historii, akceptacja rodzi się po "zobaczeniu" tego, co się stało, czemu zostaliśmy poddani, jak nas ukształtowano, co na nas wywierało wpływ. Części rzeczy nie da się zobaczyć, bo tak jak napisałaś dzieją się już w łonie matki, części nie dojrzymy nigdy z powodu strachu, zapomnienia, czy zakłamania. Ale część jest do odkrycia i ono często zmienia wszytko tak, że nie ma już powrotu do starych wzorców. Generalnie więc chodzi o to samo, tylko droga jest inna - każdy ma swoją, nie ma tej jedynej dobrej.
      I zgadzam się: kluczem jest miłość i współodczuwanie, ale dodam: do siebie, jako dziecka.
      :)

      Usuń
    2. Różne są metody, ważne, aby działały... Całe lata "przepracowywałam" różne rzeczy w sobie... Teraz też to robię, jak zresztą wiesz, bo choćby sprawa tego snu dziwnego. Ale jednak droga przez akceptację, miłość i współodczuwanie jest mi na dzień dzisiejszy najbliższa. I oczywiście to racja, że - do siebie, i jako dziecka i jako dorosłego :D.

      Usuń
  20. moja recepta jest bardzo prosta, niemal banalna - żyć tak, jakby każdy dzień był tym ostatnim. Odkąd żyję na kredyt - sprawdza się:))
    Nigdy nie jest tak, by nie mogło być gorzej - to natomiast dobrze wpływa na samopoczucie, gdy jest nam źle z jakiegokolwiek powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że myślałam wiele lat podobnie? Ale spróbuj też inaczej: żyć tak, jakby każdy dzień był tym PIERWSZYM :D. Patrzeć na świat oczami małego dziecka, któremu wszystko zdarza się po raz pierwszy :)...

      Usuń