Strony

sobota, 11 października 2014

Minęły dwa miesiące

Nie ma Kayrona. Dziś mijają dwa miesiące, jak go z nami nie ma. Wydaje mi się, że to już dużo dłużej, a Wam? Wciąż mam nadzieję. Czekam. Na każdym spacerze z Rufim rozglądam się wokół już z nawyku, bezwiednie. W domu wciąż nasłuchuję. Nawet w nocy budzi mnie każdy inny dźwięk zza okna. Nie ma dnia, abym o nim nie myślała. Zaginął ważny członek naszej rodziny. "Zaginął" ma tu znaczenie kluczowe, bo niepewność co do jego losów jest paraliżująca. Najbardziej boli mnie moja bezsilność, choć robię, co mogę.
Zakończyłam październikową akcję na fejsbuku. Będę ją powtarzać co miesiąc. Ogłoszenie o zaginięciu Kajtka udostępniło 2200 osób, od nich kolejne. Odnowiłam też informacje na różnych portalach. Porozwieszałam nowe ogłoszenia w kilku miejscach. Znów mogę tylko czekać.

Ludzie wciąż dzwonią. Mieliśmy kilka akcji, z czego ostatnia była najbliżej...

Ten kotek to młodziutki, chudziutki kocurek. Tylko na zdjęciu wyglądał tak dostojnie. Wolałam sprawdzić (tzn. Wrocławski sprawdził, bo my byliśmy nad morzem). Pani, do której się przybłąkał, zajęła się przybłędą doskonale. Kot wiedział, do kogo trafić. 


Kolejna znajda. Tym razem długowłosy. Ten kot też znalazł pomoc i opiekę. To dla mnie pociecha, bo może i Księciem ktoś się zajął... 


Zaczęły znów spływać do mnie sygnały, że ludzie widują maine coona przy wale nadodrzańskim. Kto śledzi tę sprawę, wie, że na początku też pojawiły się dwa takie zgłoszenia. Niestety nigdy nie udawało mi się zobaczyć tego kota. Kiedy więc zadzwoniła pani, że właśnie go widziała pięć minut temu, a ja byłam dosłownie minutę od tego miejsca serce we mnie zamarło. Przeszukałyśmy krzaki, zagajniki i zrezygnowane zeszłyśmy z wału na pobliskie osiedle. I od razu, na wejściu był! To ten kot! Tego widziała pani! Rany, identyczny!!! Boże... to nie Kayronek. 


Ten kot jest niemal kopią Kayrona, ma tylko inną, drobniejszą buzię. Wciąż odbieram telefony o nim... 

Może pamiętacie, że publikowałam tu pewną "wróżbę" na temat zaginięcia Kajtka. Pominęłam wtedy fragment, nie chciałam zaszkodzić, gdyby czytał to ktoś niepowołany. Teraz mogę Wam ją przedstawić w całości.

Cała wróżba brzmi:

- ktoś pomógł kotu wyjść
- nieżyczliwy człowiek :(((((((((((
- zabrał go do samochodu osobowego
- kot jest w tej chwili w zamknięciu, nie może wyjść...
- otrzymam wiadomość w przyszłym tygodniu
- będzie "radość przez łzy"

Przypominam, że "w przyszłym tygodniu" otrzymałam wiadomość. To była wynędzniała kotka maine coon z tego posta.

Wiecie co? Ja myślę, że pierwsza część tego prorokowania to prawda. Naszego domownika ktoś zabrał. Domownika, bo Kajtuś nie jest jak członek mojej rodziny. On jest członkiem mojej rodziny. Ktoś zabrał nam członka rodziny. Mam wrażenie, że serce nigdy nie przestanie mi pękać.


Nie ma go. Myślałam, naiwna, że będziemy razem do końca. Mojego lub jego. Tymczasem go nie ma. Trudno mi się z tym pogodzić. Tak bardzo kocham tego kota. Buntuję się przeciw takiemu końcowi. Nie tak miało być! Miał być w domu, gdy wracam, miał siedzieć na parapecie i wypatrywać mnie przez okno, miał wołać, gdy głodny, miał obrażać się i fochać z byle powodu. Miał być po prostu. Najważniejsze jednak, że miał się ze mną starzeć. Marzyłam o tym. Od zawsze. Stary, mądry przyjaciel. Miałam o niego dbać najlepiej, jak umiem. Tymczasem go nie ma. Dwa miesiące. Jest mi smutno, tęsknię, martwię się. Ostatnio myślę o nim non stop. Czy jest mu ciepło, czy ma co jeść, czy może korzystać ze słońca, czy nie cierpi. Gdybym wiedziała, że ma to wszystko, byłoby mi dużo lżej. 


Może jest u kogoś, kto cieszy się nim, może zaadaptował się w nowym domu, może... 
MCO mówi, że lepiej sobie nie wyobrażać. Ja wiem, że ludzie mają większe tragedie, wiem, że są w życiu ważniejsze rzeczy niż zaginiony kot. Wiem, ale ta wiedza mi nie pomaga. Taka jestem.
Nie pocieszajcie mnie, proszę. Wszystkie słowa pocieszenia już padły. Ja wiem, że doskonale to wszystko rozumiecie. Musiałam trochę z siebie tych uczuć wypuścić. Już biorę się znowu w garść. Kayron wróci. Ale będzie radość!

PODPIS




65 komentarzy:

  1. ....zostało tylko czekanie...Czekamy i myślimy razem z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie najbardziej nieprawdopodobne, w tych poszukiwaniach Kajtusia jest to, że znalazło się aż tyle podobnych kotów w okolicy! Tyle bezpańskich.
    Teraz w internecie ciągle widuję podobne koty, nie widuje podobnych do swoich tylko właśnie do Kajtusia... To strasznie dziwne...
    Wciąż wierzę, że się znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie będę pocieszać, ale opowiem...wiele lat temu z mojego ogrodzonego podwórka zniknął nasz Pucek- wesoły szczekacz...potem- jak u Ciebie, tyle, ze trudniej, bo ani Fejsa, ani powszechnych telefonów....nic...na każdy szelest biegliśmy do drzwi - nic...i nagle , w moje imieniny - 4 grudnia, wydaje mi się, że słyszę Jego drapanie do drzwi, nie podchodzę , bo pewnie znowu złudzenie, ale widzę, że mąż tez spogląda pytająco- czyli tez to słyszy....biegniemy - a w drzwiach ON! radosny- skacze, liże, my płaczemy...wrócił po10 miesiącach...na szyi miał ślad po jakimś sznurku- obroży, myślimy, że ktoś go przywiązał, a że tego czwartego był duży mróz - uwolnił Go na noc...i wtedy wrócił...został z nami do końca, jeszcze 7 lat, ale stał sie bardzo nieufny wobec nieznajomych...wciąz to powraca, gdy myślę o Kayronie... serdeczności przesyłam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Moze sa wazniejsze rzeczy od kota, moze sa wieksze tragedie od znikniecia kota.
    Dla Was i dla nas TO wlasnie jest najwazniejsze. Nie musisz sie tlumaczyc ani usprawiedliwiac. Zgodnie z Twoja prosba, nie bede Cie pocieszac, jednak musisz miec swiadomosc, ze Twoj dramat jest naszym. Nie jest gdzies... tam... Jest tu i teraz.
    Razem z Toba mamy nadzieje. Ona umiera ostatnia...
    Tulam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Najgorsza jest bezsilność. I niewiedza. Ja też stale myślę o Kajtku. Wszyscy jesteśmy w Wami, Gosiu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozdrawiam serdecznie i wciąż wierzę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Przytulam. Myślę o nim często i ciągle mam nadzieję. Przecież to był pośrednio także "nasz" KOT.

    OdpowiedzUsuń
  8. z tymi moimi kotami to jak wiesz jest trochę inaczej...czasem łazęgi wychodzą i nie chcą spać w domu....ale jak któryś z nich nie przychodzi rano....to za każdym razem jestem przestraszona...latam od okna do okna....
    nie zazdroszczę ci tego horroru emocjonalnego i przytulam mocno:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Gosiu, też codziennie myślę o Kajtusiu. Wczoraj patrząc na kalendarz, też pomyślałam, że to już dwa miesiące. Otwarta rana w sercu. Też tulam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma ważniejszej sprawy niż zaginiony członek rodziny.
    Ja wierzę że się odnajdzie. Pamiętaj żeby nie ustawać w poszukiwaniach i rozwieszaniach ogłoszen. Badania marketingowe mowia ze ogloszenia musza być widczne przynajmniej trzy miesiace zeby zostac zauwazone.
    Kot mojej siostry odnalazł się po roku. Kajtuś też się znajdzie. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Caly czas czekam i mysle bardzo czesto o K i o Tobie. Za kazdym razem, jak otwieram ta strone, mam nadzieje, ze to bedzie TA wiadomosc.....A z L

    OdpowiedzUsuń
  12. myśli serdeczne przesyłam, i wiarę, że wróci!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nadal trzymam kciuki za powrót szczęśliwy Kajtusia

    OdpowiedzUsuń
  14. Zawsze są i będą ważniejsze sprawy w życiu - zależy, jakie ktoś ma priorytety. Moje zwierzęta (i nie moje) są na liście na jednym z pierwszych miejsc. I tak zostanie zawsze. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to jego problem, a taki ktoś nie jest moim kolegom.
    Trudno nie myśleć o Kajtusiu i nie wyobrażać sobie. Ja sobie wyobrażam, a co dopiero Ty. Myślę, że nam nie musisz niczego tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  15. Co dzień Kajtuś spogląda na mnie z banerka a ja na niego i zastanawiam się "Kocie gdzie jesteś?". Myślę od początku że wielce możliwe jest że porwała go jakaś zawistna szuja. Oby wyrzuty sumienia i pech nie dały jej żyć ! Są ważniejsze sprawy ale dla nas zwierzolubnych to członek rodziny i nie można spać spokojnie w obawie o niego. Miejmy nadzieję na szczęśliwe rozwiązanie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wróci, Gosiu, wróci, to nie wiara to pewnośc i nie wiem skąd ją mam !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Gosiu, Tulę Cię do serca. Boże, jak ja Cię rozumiem.
    Kilka lat temu byłam bardzo chora i miałam mieć operacje w Warszawie. Moje dwa koty, Rudiego i Laki oddałam do kociolubnych DT. Znalazłam je na Mrumru. Dwóch róznych. Po powrocie odebrałam Rudolfa, a Laki..powiedziano mi, że uciekła. Serce mi pękło. Robiłam to co Ty, szukałam wszystkimi kanałami, jak tylko mogłam. Szukałam kilka lat. Pękało mi serce i do dziś nie zaznałam spokoju. Uratowałam Laki z bezdomności, była cudna, taka wdzięczna za miłość. To była stara koteczka, srebrna. bezzębna, była ze mną i Rudym 4 lata. Pomijam już ludzi, którzy jej to zrobili, dziś zresztą nie wierzę, że uciekła, musiało jej się stać coś złego. I to z ich winy, dlatego nie powiedzieli prawdy.
    Najgorsze jest wyobrażanie sobie tego co mogło ją spotkać, czy cierpiała, była głodna, było jej zimno. ??? Nie mogła sama się wyzywić, bo nie miała zębów, mogła jeśc tylko rozdrobniony pokarm..:( Serca pęka.. do dziś .
    Gosiu, ja wierzę, że Kajtuś się znajdzie, nawet jak ktoś go ukrył w domu i dobrze traktuje. Ktoś kiedyś go zauważy i przypomni sobie ogłodzenia o poszukiwaniu. Wierz w to..tak będzie..!!! Wybacz mi co napisałam, Twoje poszukiwania, tak bardzo przypominają mi moje, i Twoje pęknięte serce..:( jolaz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś okropnego! Nie ma słów ile musiałaś się wycierpieć z tego powodu. :(

      Usuń
    2. Boże, strasznie współczuję. Pani, Gosi i wszystkim czekającym w cierpieniu...

      Usuń
  18. Prosiłaś, by Cię nie pocieszać, więc nie pocieszam. Napisałaś, że wiesz, że są rzeczy ważniejsze niż zaginiony kot. Dla ludzkości pewnie i są, ale dla Ciebie teraz to jest najważniejsze. Doskonale to rozumiem, bo i sama takie przeżycia mam za sobą. Dwa miesiące, to na czekanie długo bardzo, ale bardzo malutko na to, by stracić nadzieję. Ja ciągle tu zaglądam w nadziei na tę najszczęśliwszą wiadomość.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie podoba mi sie to. Powinien juz wrócić.

    OdpowiedzUsuń
  20. Najważniejsze są właśnie te sprawy, które są dla nas najważniejsze i nie ma co się tłumaczyć z własnych tęsknot i obaw. Mam nadzieję, że Kajtuś się odnajdzie i czekam z Tobą. Źli ludzie nie mogą być przecież do szpiku niedobrzy, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  21. Dla Was Kajtuś jest członkiem rodziny i jego zaginięcie sprawiło i sprawia Wam ból, jak po stracie bliskiej osoby. Tak, może się wydawać, że są ważniejsze sprawy i nieszczęścia na świecie, ale z drugiej strony, kto ma o tej ważności decydować? Jak ją zmierzyć? Chyba się nie da.
    Co do nieżyczliwej osoby, to przyszedł mi na myśl już kiedyś ten sąsiad, któremu ośmieliłaś się zwrócić uwagę co do płotu. Z takimi mrukliwymi ludźmi nigdy nic nie wiadomo, co im do łba wpadnie.

    Mam nadzieję, że znajdziecie Kajtusia, albo sam wróci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lidio, kiedy robiłyśmy pierwszą wizualizację dla Kajtusia właśnie taki scenariusz mi się pojawił. Nie chciałam pisać wprost, diabli wiedzą kto tu zagląda. Pokazał mi się facet, który otwiera furtkę, a potem myśl, że to ten o którym piszesz. Ale to tylko wyobraźnia, nie chcę nikogo bezpodstawnie posądzać.
      JoannaK

      Usuń
    2. Dziewczyny, już tu kiedyś pisałam o tym, że taka opcja jest absolutnie wykluczona. Jestem tego pewna w 100%.

      Usuń
    3. Możliwe Gosiu, to była tylko moja myśl. Jestem również, jak Joanna, daleka od rzucania na kogokolwiek oskarżeń.

      Usuń
    4. Jasne, rozumiem. Po prostu wiem, że to zły trop. Buziaki :)

      Usuń
  22. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemożliwe, żeby było inaczej - ktoś go ukradł- inaczej znalazłby się. Poruszyłaś wszystkie struny...
      Też tak bym się czuła- najgorsza niepewność.....
      Trzymaj się Gosianka, może jednak Kayronek się znajdzie. Trzymam kciuki i zwracam się z prośbą do Św. Antoniego o odszukanie zguby...
      Na wszelki wypadek zamykaj furtkę na klucz.

      Usuń
  23. Ja mam budzik na 19:59 ustawiony i nie codziennie, ale co któryś raz wizualizuję, czy w inny sposób staram się temu by byście znów byli razem dopomóc... Czasem też ktoś mi pomaga.

    OdpowiedzUsuń
  24. Gosiu, tak,mnie tez wydaje się,ze to już trwa wieki:(
    Nie tracę wiary w szczęśliwe zakończenie,liczę,ze w końcu zadzwoni ten najważniejszy telefon!

    OdpowiedzUsuń
  25. Gosiu, kochana, minęły dopiero dwa miesiące. wiem, że to brzmi okrutnie, ale wiem też, że koty rzadko znajdują się wcześniej niż po kilku miesiącach. czasem to trwa dużo dłużej. trzeba wierzyć, że Kajtuś się odnajdzie. trzeba szukać. trzeba co jakiś czas odnawiać ulotki. trzeba mieć na to siły..
    wierzę, że Kajtusiem ktoś się opiekuje.
    przytulam Cię. ♥

    OdpowiedzUsuń
  26. Gosiu, nie pocieszam. Trwam z Wami i wierzę w szczęśliwy powrót. Zawsze o 20.00 jestem myślami z Kayronkiem. Nie pocieszam bo chyba nie ma takich słów, które mogłyby zdjąć z Ciebie ten ciężar. Ja tylko czekam na post o powrocie Kajtusia. Oj, będzie się działo.
    JoannaK

    OdpowiedzUsuń
  27. Dziękuję Wam pięknie za słowa wsparcia, za każdy komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  28. I ja także czekam razem z Tobą Gosiu ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  29. Apel do tego co zabrał:
    Głupi mały człowieku podły w swej głupocie. Radości i miłości nie da się zabrać i mieć, ani sprzedać co podejrzewam mocno.
    Oddaj, po osłoną nocy wpuść z powrotem, tam skąd zabrałeś, zadzwoń do furtki i uciekaj.
    Zrób raz coś dobrego a życie cię wynagrodzi zaraz to odczujesz.

    OdpowiedzUsuń
  30. Oby ten kto zabrał Waszego kota też cierpiał kiedyś tak jak Wy , może zrozumie ten ból !
    Przytulam Gosiu <3

    OdpowiedzUsuń
  31. Zpomniałam dopisać a może to ten facet, to są tylko przypuszczenia. eva.s.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, usunęłam na wszelki wypadek, chociaż nie sądzę.

      Usuń
  32. Gosiu, bardzo mnie boli Twoja strata, szczerze i tak zwyczajnie, po ludzku. Nie tracę jednak nadziei, że Kayron się odnajdzie. Czas wprawdzie pracuje na niekorzyść ale z kotami tak bywa, potrafią zatoczyć szerokie koło w czasie i przestrzeni. Wszystko po to aby wrócić do swojego domu.
    Znam także taką historię, z dość odległych czasów, bo z mojego dzieciństwa - kotka mojej Babci, wywieziona przez sąsiada dość daleko (złapała i udusiła dwa małe kurczątka), poszukiwana długo przez całą rodzinę, wróciła po ośmiu miesiącach do domu.Kochana Żabka, ulubienica mojej Babci... Była jednak tak wycieńczona, pobita, że nie udało się jej uratować.Wróciła jednak do domu. Ta historia nie skończyła się happy endem, daje jednak nadzieję.
    Dzisiaj świadomość jest inna, trochę inny stosunek do zwierząt a to pozwala mieć nadzieję, że Kajtusiowi nie dzieje się krzywda. To piękny kot, może właśnie z powodu swojej urody stał się łakomym kąskiem a jeśli tak, to ktoś jednak się nim opiekuje.

    Gosianko, Jolu, wczoraj wyjęłam ze skrzynki kopertę pachnącą morzem...:)
    Równe dwa tygodnie potrzebowała aby przebyć trasę Koszalin - Rzeszów, w pierwszej chwili pomyślałam, że szła piechotą, podejrzewam jednak, że od czasu do czasu ktoś ją podwiózł rowerem..:)
    Najważniejsze, że jest!
    Pełna ciepłych słów i... nadbałtyckich bursztynów. Dziękuję serdecznie za tę miłą niespodziankę.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie doszła, już myślałam, że po prostu nie zrobiła na Tobie wrażenia :)

      Usuń
  33. Codziennie myślę o Kayronku, wizualizuję jego powrót, czekam razem z Wami.

    Nasze zwierzaczki są członkami rodziny. Nie może być inaczej.
    Katarzyna3

    OdpowiedzUsuń
  34. Eeech Gisiu, całym sercem jestem z Tobą ..................

    OdpowiedzUsuń
  35. czytałam ostatnio o metodzie josego silvy pomocnej w takich przypadkach i innych, szkoda ze nie znam jej, może jest ktoś kto mógłby przy pomocy tej metody pomóc w poszukiwaniu. sama mam 4 koty wychodzące, które bardzo bardzo kocham, nie jestem religijna ale codziennie modlę sie o moje kociesuczki:) modlitwą tzw. naukową czyli afirmacją tu znów wgł. josepha murphy. Pani Gosiu jak inne Panie piszące tutaj jestem całym sercem z Panią.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe. Podstawowy, kurs 3 dniowy 28. 11. 2014 we Wrocławiu. Hm...
      (proszę o podpisywanie się, np. imieniem, pod komentarzem)

      Usuń
  36. Przepraszam pani Gosiu to ja iwona z małopolski::)), 2 lata afirmuje o bezpieczeństwo i zdrowie moje i moich kotek i muszę Pani powiedzieć, że nie mam żadnych moim zdaniem oczywiście problemów przez ten czas, a mieszkam w środowisku nie za bardzo lubiących zwłaszcza kotów, . napisałam, ponieważ dla mnie kotki są bardzo ważnymi towarzyszami życia po śmierci mojego męża i nie wyobrażam sobie tego co Pani przeżywa.
    iwona:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Tak bardzo chciałabym żeby Kayron był już w domu. Bezpieczny, najedzony, mruczący, Tak bardzo chciałabym, żebyś nie musiała się już o niego martwić i mogła go przytulić i pogłaskać. Tak bardzo Cię rozumiem, bo sama to kiedyś przeżywałam... Bardzo mocno pozdrawiam. JolkaK.

    OdpowiedzUsuń
  38. Kochana Gosiu. Patrzę na mojego Dudusia i myślę codzień o Kayronie. Dudek jest kotem, który wychodzi do ogródka. Nie mogę go nie wypuszczać, gdyż to uwielbia. Czasami trochę dłużej go szukam pod drzewkami i wtedy serce mi zamiera. Tak bardzo kocham mojego kocurka, że myśląc o Twojej stracie czuję ból jakby to mnie dotyczyło. Przecież mamy ten sam skład zwierzaków, tzn miałyśmy ponieważ nie mam tekrgo kotka jak Stefcia. Gdzie ten Kayronek może być??? uściski

    OdpowiedzUsuń
  39. "Ja wiem, że ludzie mają większe tragedie, wiem, że są w życiu ważniejsze rzeczy niż zaginiony kot. Wiem, ale ta wiedza mi nie pomaga".

    Czasem ludzie takimi słowami pocieszają albo też dają sami sobie prawo do przywoływania do porządku innych, których problemy wydają się im "małe". To są wredni, niedobrzy ludzie.

    Człowiek może innym pomagać, współczuć, ale jego cierpienie, z jakiegokolwiek powodu, jest dla niego samego największe i najgorsze. I to jest normalne.

    Czekam na Kayrona.

    OdpowiedzUsuń
  40. ...dla jednych tragedią jest brak rozmiaru nowej bluzki, dla innego brak pracy a dla Was jest zniknięcie Kyrona. Jak powiedziała moja kumpela każdy z nas ma swoje piekiełko. Dla mnie utrata kochanego pupilka też była wielką tragedią. Po tylu latach razem zabrakło tych wszystkich wyjątkowych chwil. Rozumiem, pamiętam i czekam na powrót...

    OdpowiedzUsuń
  41. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, a Ty na prawdę wierzysz, że da się swoje "dziecko kudłate" zastąpić podobnym i zapomnieć o tym zaginionym? Wiara czyni z nas ludzi wrażliwych a nadzieja daje silę na działanie.
      Czy wydaje Ci się, że taki komentarz pomoże, "otrzeźwi" kogoś i nagle przejdzie się nad sprawą do porządku dziennego jakby się nigdy nic nie wydarzyło? Smutne. Nie wiem jak Gosia to odbierze, ale mnie emocjonalnie zaangażowaną ten komentarz uraził.

      Usuń
    2. Luna, nie będę brać się za odpowiadanie na komentarze osoby, która nie umie się podpisać. Poza tym ten komentarz jest zwyczajnie wredny i głupi, i to w każdym zdaniu. Może w Poznaniu u tej osoby są ciekawsze zajęcia niż komentowanie u mnie na blogu i na tym skończą się te "miłe" odwiedziny. Nie ma się czym przejmować, spoko.

      Usuń
  42. A tobie moja droga przede wszystkim życzę sił do dalszego działania, wiary i dobrych myśli. Na świecie są wojny, głód, ebola ale dla was Książę jest ważny i przejmowanie się jego zaginięciem nie ma w sobie ani odrobiny egoizmu czy małostkowości. Bólu się nie stopniuje. A tragedia która dotyka nas bezpośrednio jest tą największą.
    Rzadko piszę, ale duchem jestem z Wami i nawet nie wiesz jak czekam na ten wpis - "Znalazł się, wrócił..." czy jak go tam zatytułujesz. Z całego serca czekam i modlę się w ciszy.

    OdpowiedzUsuń