Strony

poniedziałek, 11 listopada 2013

O przekraczaniu granic

Cenię sobie konstruktywną krytykę. Wielokrotnie w ciągu mojego życia przekonałam się, że można się z niej wiele nauczyć z korzyścią dla siebie. Zauważyłam jeszcze coś. Im bardziej boli zadany nią cios, tym większą szansę na trwałą zmianę przynosi. Oczywiście mowa jest tylko o krytyce konstruktywnej, nie mówię np. o stwierdzeniu „jesteś kretynką”. Nie, to nie jest krytyka, a obrażanie. 

Choć w naszym „budyniowym”, blogowym świecie panuje atmosfera wielkiej życzliwości i pobłażliwości, to czasem zdarza się, że ktoś „odważy się” i wytknie blogerowi, co go razi, co mu się nie podoba. 

Zdarzyło się to np. Przemkowi, który jasno i wyraźnie zajął stanowisko w sprawie puszczania tzw. lampionów szczęścia, które powinny nazywać się lampionami nieszczęścia. Jestem mu wdzięczna, bo wyciągnął mnie z niewiedzy i dzięki temu zapamiętałam sobie raz na zawsze, jak bardzo niebezpieczny, szkodliwy i zwyczajnie głupi jest ten zwyczaj. 

Podobna krytyka spotykała mnie jeszcze kilka razy i za każdym razem wzięłam z niej coś dla siebie, albo utwierdzając się w swoich poglądach, albo je modyfikując. Nie jestem nieomylna, mam wielkie luki w wiedzy na różne tematy i chętnie się uczę, a rozwój osobisty to mój konik, choć już podchodzę do tego na luzie.

Dziś jednak chodzi mi o moralność. 

Czy przekroczyłam granicę, relacjonując niemal on-line poród i późniejsze wydarzenia związane z Zoyą i jej kociakami? Czy zachowałam się nieetycznie (wobec Was, wobec kotki), pisząc Wam na bieżąco, co się dzieje? Temat jest osobisty, odczucia subiektywne i każdy z nas może inaczej to czuć. 

Przyznam, że miałam tego typu wątpliwości, i to poważne. Mimo to wybrałam świadomie taki sposób postępowania, jakiego byliście świadkami. Najpierw zrobiłam to z naiwnej wiary*, że będzie się działo dobrze i pięknie, więc chcę się tym z Wami dzielić, a potem z… rozpaczy, zagubienia i poczucia bezradności. Im dłużej nosiłam w sobie „tajemnicę” o tragedii, jaka się rozgrywa, tym czułam się z nią gorzej. Wiedziałam, że potem będę potrzebowała dużo więcej odwagi, aby Wam wyznać prawdę, a przecież entuzjastyczne komentarze pod poprzednim postem wciąż napływały… Czułam się jak oszustka. Zdruzgotana i zrozpaczona oszustka. 

Potem widziałam szalejące na blogu statystyki i doskonale wiedziałam, że to Wy, moi czytelnicy, szukacie nowych wieści. 

Co by jednak nie mówić, widocznie taką mam w aktualnym momencie życia konstrukcję psychiczną. To nie był mój pierwszy raz. Przypuszczam, że wielu z Was nie mieściło się w głowie, że napisałam post kilka godzin po śmierci mojego Taty, kiedy zrozpaczona i w szoku nie spałam calutką noc. Może znalazło się wielu oburzonych, że pisałam i później, choć wyłączyłam komentarze. Taką mam konstrukcję psychiczną, że nie chcę zmuszać ludzi do pocieszeń, nie mogę wtedy ich przyjmować, nie jestem w stanie ich czytać, chcę tylko wykrzyczeć moją rozpacz na zewnątrz… 

Poszukam w sobie odpowiedzi na pytanie, czemu tak działałam w przypadku Zoyki, pomyślę; dobrze to wiedzieć, choć już teraz przychodzą mi do głowy oczywistości. 

Tu, w blogowym świecie, wśród ludzi, którzy towarzyszą mojemu blogowi, a więc także i mnie, każdego dnia dostaję wsparcie i zrozumienie. I choć mam na uwadze, że to "tylko" blog, to Wy przeżywacie ze mną kocie historie, wczuwacie się w nie, kibicujecie kociołkom, jesteście na bieżąco. Komu miałam powiedzieć o tak wielkiej tragedii? Wspomniałam o tym w pracy. Zwierzyłam się, że umieram z niepokoju, bo kocie oseski nie jedzą. „To daj im mleka na spodeczku” – usłyszałam. Słyszałam jeszcze „aha, no a co robisz dziś na obiad?”. Jestem przekonana i przecież widzę to po Waszych komentarzach, że nikt z Was nie podszedł do tego lekko. Realistycznie – tak, ale nie nieempatycznie. 

Taką mam konstrukcję psychiczną, tak działam, że kiedy dzieje się coś złego, wyrzucam to z siebie, choć nie oczekuję pocieszeń, bo boję się ich banalności (cóż można napisać w takich chwilach, wiem przecież, że to trudne).

Rozumiem też, że każdy z nas jest inny i każdy inaczej przeżywa rzeczywistość. 

Przypuszczam, że mogłam swoją relacją urazić wiele osób. Proszę, przyjmijcie moje przeprosiny. Obawiam się jednak, że następnym razem znów tak zadziałam - pod wpływem emocji, pod wpływem chwili, pod presją mojej własnej wobec Was uczciwości, jak ja ją pojmuję – niezależnie od tego, czy to właściwe, czy nie. 

* I nieuleganie tej naiwnej wierze w przyszłości, a bardziej realistyczne i przewidujące podejście do życia, nazwałam "końcem mojego dzieciństwa".



Dziś ok. 18 będą kolejne zdjęcia Vitki. 

PODPIS

88 komentarzy:

  1. Gosiu, moim zdaniem nie przekroczyłaś żadnych granic. Taka sytuacja mogła się zdarzyć nawet w przypadku większych kotków, które by np. zachorowały. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć takiego rozwoju wypadków. Ja też, kiedy zaczął się poród czułam podekscytowanie i wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Nie było, ale cóż... to część życia a nie budyniowy świat. Nie pokazałaś przecież nieżywych koteczków. A Zoyką się nie przejmuj. Jej to na pewno nie przeszkadzało, że opowiedziałaś nam o tragedii koteczków.
    A że dzielisz się swoimi radościami i tragediami? Taka jesteś i za to Cię uwielbiamy!!! :)) Za szczerość właśnie. A jeśli komuś to nie odpowiada? Trudno. Nigdy nie zdołamy zadowolić wszystkich. A najważniejsze to być sobą i nie zastanawiać się co inni o tym pomyślą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w tym dużo racji (w tym, że nie da się zadowolić wszystkich), jednak dla mnie ważne jest aby z szacunkiem traktować moich czytelników. Nie chciałabym nikogo szokować, czy urażać. Od tego ludzie maja onet i tym podobne portale.
      Dlatego napisałam ten post, aby jeśli ktoś poczuł się w ten sposób, znał moje motywy i intencje.
      Nie należy tego taktować jako pretensji do kogokolwiek, bo ich nie ma.

      Dzięki, Kasiu za dobre słowo.

      Usuń
  2. Aniu, pociesz Rufika i resztę gromadki, że moja starsza też czasem wchodziła na bloga, by się dowiedzieć, co słychać u mamy i to nie tylko wówczas gdy była za granicą, ale i wtedy gdy była pod jednym dachem;)
    Co do notki- pisząc bloga publicznego trafiamy do ludzi, którzy nie zawsze są do nas podobni, którzy inaczej odczuwają, mają inną ekspresję, wrażliwość. Jeśli jednak większość osób przychodzi tu do Ciebie okazując swoją sympatię, empatię to znaczy, że trafiłaś do grona ludzi podobnych Tobie i to co robisz jest dla nich ważne, dobre i mądre, a pisanie bloga odzwierciedlającego Twój sposób przeżywania ma sens, znajduje akceptację. Więc skup się na tym co robisz, a osoby, którym ten Twój świat nie odpowiada pójdą dalej odnajdując gdzieś w sieci własne miejsce bardziej im przyjazne. Nie tłumacz się co i jak i dlaczego, kto Cię już poznał tego nie potrzebuje.
    Miłego dnia, Gosiu:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I podpisuje sie jeszcze pod tym co napisała Viki ,dobrze prawi :)

      Usuń
    2. I ja też podpisuję się pod Viki....czytam cię od dawna po cichutku, wiele razy twoje historie pomogły mi wygrzebać się z dołka, przywracały wiarę w sens tego co robię i czuję, kiedy nawet najbliżsi mówili, że chyba mi rozum odjęło. Nie mam daru takiej otwartości jak ty, bo to jest dar. I dziękuję, że się nim z nami, ze mną dzielisz. A wszyscy, którzy czują się tu źle, przecież mogą sobie stąd pójść....na przykład do Doktora JOT, mniemam, że kto jak kto, on sobie z nimi poradzi ;o)
      Żeby nie było, czytam go i lubię :o)

      Usuń
    3. I jeszcze jedno. My ludzie lubimy się oszukiwać, nie chcemy widzieć wszystkiego, czasem wolimy wsadzić głowę w piasek i nie wyciągać. Emocje czasem bolą, nie chcemy żeby bolało.....To tak jak z ludźmi, którzy mówią: adoptowała bym pieska, ale nie mogę iść do schroniska, nie mogłabym tego znieść, chciałabym adoptować wszystkie te bidulki....a potem kupują śliczną, futrzaną kuleczkę shitzu od pseudo hodowcy. A mama tej kuleczki siedzi w stodole, karmiona chlebem i wodą, albo i nie, i rodzi kolejne mioty aż do śmierci z wyczerpania. Tyle, że tego już nie widzimy....więc czujemy się dobrze. O! Ten schemat działa wszędzie. No teraz to już wygadałam wszystko.

      Usuń
    4. Pode mną w samym centrum dużego miasta ,mieszkała taka hodowczyni .Psina dawała dwa mioty roczne i nie nie była wyprowadzana na dwór załatwiala się w domu .Jak zwróciłam paniusi uwagę ,to zmieszała mnie z błotem. W jej wypadku los okazał się sprawiedliwy . Zmarła w tym mieszkaniu nagle ,w samotności i jej własny zwierzyniec zaczęł ją podjadać . Nie przeżyła także biedna psia matka , która była właśnie w pologu z nowym miotem. Żeby nie bylo wątpliwości uważam że zasłużyła sobie na swój los ,nie tylko stosunkiem do zwierząt . Jej sposób życia określiłam ,że cyckała w swoim życiu wszystko co żywe a niejadalne resztki wyrzucała na śmietnik.

      Usuń
  3. Wykrzyczeć ,wygadać ,wypłakać to jest najlepszy sposób rozładowania wszelkich napięć ,człowiek oczyszcza się z traumy ,aby muc żyć dalej. Najważniejsze ,żeby towarzyszyły temu także refleksje ,Jeśli zawiedliśmy w jakiej sytuacji ,nieważne czy to obiektywna czy subiektywna ocena, To w przyszłości nasze postępowanie będzie inne . Ludzie różnie przeżywają trudne sytuacje ,a maja tendencję do uważania że ich sposób jest słuszny i jedyny. A nieraz wypowiadają sądy pod wpływem chwili ,nieprzemyślane do końca . Każdy człowiek ma prawo do reagowania po swojemu .

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ostatnio tez by lam pouczana, oczywiście anonimowo, co do faktu jak wplywam na moje dzieci i ile krzywdy im robię :( niestety budyniowy świat pelen jest frustratow którzy czują chora satysfakcję poprzez tego typu dzialania. Jest to chyba wpisane w blogowanie. Serdecznie pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowalanie Tobie to jest zwyczajna podłość. I tyle.

      Usuń
    2. No właśnie Emko, budyniowy świat pełen jest... różnych ludzi. ;) Ujmę to tak delikatnie.
      Ja raczej tego nie doświadczam, bo w zasadzie nie poruszam tematów trudniejszych, bardziej kontrowersyjnych. Doświadczam tego czasem na innych blogach.
      A posty na Twoim Aniu blogu (i Twoim Emko) bywają trudne. To woda na młyn. Na młyn osób, które często próbują się dowartościować, które często chcą potwierdzić swoje zdanie, swoje wybory, których - o ironio! - nie są pewne! Które próbują zagłuszyć...
      To tak ogólnie. :)

      Aniu, mi osobiście do głowy nie przyszła kwestia przekraczania granic. Może rzeczywiście ktoś mógł to jakkolwiek opacznie odebrać? Hmm.
      Ty jednak zawsze piszesz w dobrej wierze. I to jest najważniejsze. Nie chcesz nikomu zrobić krzywdy, nikogo urazić. Wręcz przeciwnie. Dlatego tak wiele nas tutaj. :***
      (Emuś, Ciebie tyczy się to samo).
      Ja wiele czerpię z Waszych blogów moje kochane koleżaneczki. ;))))

      Mam nadzieję, że komentarz nie jest zbyt chaotyczny.

      Usuń
  5. Gosianeczko moja terapeutka baaardzo długo namawiała mnie na pisanie.Pewnie ze 2 lata będzie.
    Nie chciałam nikomu mówić i pisać o tym, co się ze mną dzieje. Mało tego - do swoich przyjaciół napisałam okropny list z prośbą o zostawienie mnie w spokoju. Zszokowani zastosowali się do mojej prośby. Dziś wiem, że skrzywdziłam bardzo nie tylko siebie ale też ich. Ja cierpiałam zupełnie sama, oni zamartwiali się o mnie. Dlatego zaczęłam pisać bloga-żeby wiedzieli, co się u mnie dzieje. Wciąż się martwią ale już inaczej. A ja dodatkowo i niejako w gratisie poznałam nowych wspaniałych ludzi, dzięki którym moje życie stało się bardziej znośne:-). Bo dla mnie blog jest miejscem w którym dziele się smutkami i radościami, jest miejscem gdzie nieznani mi osobiście ludzie zrozumieli, jak bardzo jest mi smutno z powodu moich kotów. To właśnie budyniowa Wyjątkowa Osoba:-) zaproponowała pomoc dla mojego pieska, bo doczytała między wierszami, że tym najbardziej się martwię. Wiem, że są ludzie, którzy swoje smutki i radości głęboko chowają w sobie. Nie mnie oceniać czy to dobrze czy źle.
    Życie składa się z radości i smutku i Ty dzielisz się wszystkim. Jeśli ktoś tego nie chce, niech nie odwiedza Twego bloga. Mnie osobiście najbardziej "drażnią" :-) wyłączone komentarze, kiedy w Twoim życiu dzieje się coś bardzo smutnego. Ale to Twój blog i Twój wybór. I albo czytam go z" dobrodziejstwem inwentarza" albo nie czytam wcale. Li i jedynie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego tak myślisz, że mogłaś kogoś urazić?
    Ja myślę, że takie odsłanianie siebie, swoich uczuć, bardzo zbliża i również budzi w innych ludzkie emocje, o czym pisaliśmy Ci.
    Myślę, że jedyne co może być niebezpieczne dla Ciebie - to to, że wtedy możesz być bardziej wrażliwa na mniej rozumiejące komentarze (co chyba z resztą się zdarzyło), mogą one bardziej Cię dotknąć i może zaboleć. A zawsze może się ktoś taki trafić, co nie zrozumie do końca twoich intencji.
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ma chyba co przepraszac, bo wieksza wiekszosc nas podobnie mysli. a ci, co zle mysla i tak dalej i tak dalej. To jest tez chyba taki mini test na przyjaznie. Kiedys, w dole ogromnym, polecialam do jednej wtedy sasiadki, co zawsze oferowala...OFEROWALA ramie i mankiet. No i jak kiedys skorzystalam z mankietu to powialo takim mrozem, ze juz wiedzialam, zeby NIE robic takich glupot. ale jakbym przyleciala TU na cudzy blog i wpisala te wtedy zale, wierze, ze poglaskano by mnie po glowie, nie zadawano by pytan glupich i podanoby reke. A o to chodzi. Nie wierze, ze wszyscy czytacze tu sa jednakowi, ale naleza do pewnej zarysowanej grupy. a wtedy takim ludziom mozna pisac o mniej wiecej wszystkim. Tyle, ze publiczny to blog, wiec jestes wystawiana na caly swiat. Krytyki z mojej strony nie ma - bo jak to mowia starozytni Anglicy - problem shared is problem halved. A Twoja konstrukcje psychiczna rozumiem. Ale trzeba pamietac, ze w miejscu publicznym nie jest sie pod ochrona dobrych ludzi. A za malo na swiecie jest tolerancji. Jednak. I nie przekroczylas granic.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Mój jest ten kawałek podłogi, nie mówcie mi więc, co mam robić!" proste! Jak komuś nie pasuje, niech się pożegna, proste! Szkoda Twoich Gosiu nerwów, skrupułów, wątpliwości - to Twój blog i Ty tu ustalasz reguły. Jesteś wspaniałym człowiekiem i co byś nie napisała czy zrobiła my Cię przyjmujemy "z dobrodziejstwem inwentarza", też proste :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie, to nie przekroczyłaś żadnych granic i nie musisz przepraszać.
    Wchodzę tutaj, czytam Twoje posty, bo chcę, bo lubię. Jakby mi nie odpowiadało, to bym nie wchodziła i nie czytała. Ale też nie jestem typem trolla, który włazi, gdzie go nie potrzebują ze swoimi mądrościami i zgryźliwymi poradami.
    Tak, jak już komentatorki powyżej napisały, jest tu u Ciebie grupa ludzi o podobnej wrażliwości, więc Twoje posty, przemyślenia, chęci dzielenia się smutkami i tragediami mało kogo będą szokować, czy obrażać.

    Dialog Rufika z Hokusem - rewelacyjny :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Kazdy czyta co chce, jesli mu coś nie pasi to niech nie czyta... i tyle:)
    Ja Cię czytam i lubię Twój ekshibicjonizm:) buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wikipedia: Ekshibicjonizm – rodzaj parafilii seksualnej; stan, w którym jedynym lub preferowanym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest demonstrowanie swoich narządów płciowych lub aktywności seksualnej (np. masturbacji) obcym osobom - zazwyczaj płci przeciwnej - które się tego nie spodziewają[1]. Osoby obnażające się nie zdradzają zamiaru współżycia seksualnego z mimowolnym uczestnikiem tej sytuacji. Reakcja lęku/szoku u świadka tego zdarzenia zwiększa podniecenie ekshibicjonisty[2].

      Ufam, że chodziło Ci o otwartość, Kasiu :)

      Usuń
    2. Anko, Ty trollu!
      Nie czepiaj się, każdy wie, ze bloger to ekshibicjonista ;PPP

      a to znalazłam dzisiaj na onecie- całkiem na temat:

      http://wiadomosci.onet.pl/prasa/odpowiedzialnosc-w-sieci-utopia-czy-realny-cel/ngm4h

      Usuń
    3. No kurcze, pewno że chodzi o otwartość i ... ekshibicjonizm psychiczno-blogowy :)

      Usuń
    4. Kasiu, ufff ;-))))

      Viki, każdy?! To ja też?! Matko kochana!! Co ja robię tu?? :))

      Usuń
    5. W co ja wdepnelam? Nie dosc, ze zdrabniajace schizofrenistki, to jeszcze sie obnazaja, zeby osiagnac satysfakcje tfu! seksualna. No ja nie mogie, prawdziwy dom fariatuf! :)))

      Usuń
    6. Uwielbiam takich zbokuff:-))))))!

      Usuń
    7. Oj, dziewczynki, schizofrenistki, ekshibicjonistki psychiczno-blogowe, jak wam nie fstyt?? :)

      Usuń
  11. a co to się stało, że tak się tłumaczysz. Blog jest przyjazny, ciepły, łączy a nie dzieli, jest miejscem przewidywalnym, (wiadomo, że nie natkniemy się tu pewnego dnia na gołe baby albo coś) nie ma w nim odrobiny agresji, można go śmiało czytać dzieciom, najwyżej Cię ktoś nazwie drugą Violettą Villas i niestety nie z powodu pięknych włosów (choć do Twych włosów nie mam nic).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko, dostałam informację, że dla kogoś ważnego dla mnie było to przekroczeniem granic. Szanuję to i rozumiem. Pomyślałam, że może jeszcze innych tym dotknęłam. Stąd moje wyjaśnienia.

      Do drugiej Violetty Villas bardzo dużo mi brakuje, tak, że spoko. :)

      Usuń
    2. Niewiele trzeba, aby nazwano Cię Violettą Villas. Ja mam tylko 2 psy i 2 koty i słyszę to bez przerwy. Co mnie wkurza, bo jeśli nie możesz przejść obojętnie obok psiej/kociej/każdej krzywdy to znaczy, że coś z Tobą nie tak?

      Usuń
    3. Violetta Villas była wspaniałą osobą, którą jej własna wrażliwość zaprowadziła na manowce. Zawsze można podziękować za to porównanie i czuć się dumną, Hana. :)

      Usuń
  12. Właściwie mogłabym się podpisać pod wszystkimi komentarzami. Jako ktoś, kto nie prowadzi bloga mogę powiedzieć jedno: tutaj spotkałam najwspanialszych ludzi, mądrych, pasjonatów, życzliwych itd, itp. Blogi,które mi się nie podobają omijam. Proste? A Tobie życzę jak najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kotku, jesteś w porządku , żadnych granic dobrego smaku i wychowania nie przekroczyłaś. Z czytaniem blogów nikt ślubu nie bierze, jak się nie podoba lub razi - można najzwyczajniej w
    świecie po prostu nie czytać. Większość blogujących ma dość stałe kółko odwiedzających, więc z czasem się z nimi człowiek zżywa i zwierzanie się im ze swych kłopotów i przeżyć jest wg mnie normalne. W listopadzie 2009, gdy moja druga połówka wisiała pomiędzy życiem i śmiercią pisałam o tym na blogu i mam wrażenie, że te wszystkie dobre myśli przesyłane przez "moich czytaczy" bardzo pomogły nie tylko mnie- jemu także. Całe życie się czegoś uczymy, nie sposób mieć wszechstronną wiedzę na każdy temat.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Anecźko pamiętaj ,że rzadko...aleee i w budyniu zdarzają się grudki...a mi jak przytrafiała się kocia tragedia to też szybko o tym pisałam....bo było mi wtedy zwyczajnie lżej...

    OdpowiedzUsuń
  15. Hokusik został przez Rufiego adoptowany? cudne to zdjęcie, liczę, że ich dialog Łysą zmotywuje i będziemy tu mieli jakieś świeże wieści o wszystkich Rezydentach! już się za nimi stęskniłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne to zdjęcie co? :)) Elajlu, w przyszłym tygodniu obiecuję, że będzie o moich rezydentach. :)

      Usuń
    2. Bardzo fajne to zdjęcie ,takie kolesie dwa -dodaję to teraz bo przedtem pisałam pod wpływem chwili :)

      Usuń
  16. w pełni zgadzam się z komentarzami wyżej jak ktoś nie ma ochoty to niech nie wchodzi na bloga i nie czyta. Ja zawsze z wielką niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepraszam, ale nie dam dziś rady odpisać wszystkim. Dziękuję za wasze opinie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale oczywiście czytam na bieżąco! Z wypiekami na twarzy :)

      Usuń
  18. Dzień dobry
    Po raz kolejny pokuszę się o komentarz.
    Pani blog Droga Pani Aniu-Gosiu jest dla mnie jazdą obowiązkową co dnia. Czuję się mocno spowinowacona z Panią (podobny wiek, dziecko płci męskiej i miłość do kotów), co więcej czerpię od Pani siłę i uczę się na nowo postrzegać wiele rzeczy. Pani wrażliwość jest dla mnie wskazówką i potwierdzeniem, że "dorosłe" kobiety takie jak my nie muszą być nad wyraz poważne i powinny umieć ciągle zachwycać się pięknem otaczającego świata. Fantastycznie uzewnętrznia Pani emocje, które udzielają się czytelnikom. I o to chyba chodzi. Tak więc Droga Pani Aniu-Gosiu – proszę pozostać Sobą i dalej leczyć dusze innych lejąc na nie swój miód przyprawiony Pani wspaniałymi uczuciami.
    Pozdrawiam
    Gusia i jej koty (Rambo, Cicior,Usia, Funia, Lusia, Czupur, Jasiu i Malut …Mela odeszła)

    OdpowiedzUsuń
  19. Gosiu - Maskotka trafiła w sedno - nie da się dogodzić wszystkim. Bądź sobą, za to Cię lubimy!

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja znalazłam Twój blog 3 dni temu i napiszę szczerze, że od 3 dni jestem u Ciebie i zaczytuję się postami od momentu powstania blogu. Czytam po kolei, oglądam przepiękne zdjęcia, komiksy, przepisy kulinarne i jestem zachwycona. Znajduję tu wszystko czego mi potrzeba i jestem bardzo szczęśliwa, że jestem tutaj a znalazłam się dzięki Zoyce i jej dzieciom dla których szukałaś zastępczej mamki. Ani przez chwilę, nie poczułam dyskomfortu czytając o kociakach, ich tragedii, porodzie. To ich historia, zatrzymała mnie tu już na zawsze :)).
    Dziękuję Aniu za to cudowne miejsce, będę tu codziennie bo mam jeszcze wiele, wiele do przeczytania :)))
    Pozdrawiam cieplutko :-*
    Lucyna

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytam Twojego bloga od dłuższego czasu, rzadko komentuję. Z zapartym tchem czytałam o rodzącej koteczce. Jak Ci pisałam, sama kiedyś przygarnęłam ciężarną koteczkę, która urodziła pięć kociątek i czytając Ciebie dopiero dziś się zastanawiam, jak to się stało, ze one przeżyły. Może ona trafiła do mnie wcześniej i zdążyła się dobrze odżywić i miała pokarm. Dziś od Ciebie wiem, że mogło się to skończyć źle, ale im się udało. Miały szczęście, ale gdyby ona nie miała pokarmu, nie wiedziałabym dlaczego nie przeżyły. Uczymy się na błędach.. niestety. Dlatego nie możesz mieć do siebie żalu, przecież ocaliłaś dwa życia :))) A my czytając Ciebie, wiele się nauczyliśmy i może kiedyś ta wiedza nam się przyda. Pozdrawiam, jola

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak sobie myślę Aneczko Wrocławianeczko/zimniaczunie:)/,że akurat posty o Zoyce mogą nauczyć innych jak postępować przy narodzinach kociąt i na co trzeba w takiej chwili zwracać uwagę-mam na myśli fakt braku pokarmu u Zoy i późniejsze tego skutki.Ktoś kto to czytał,ucząc się na Twoim postępowaniu,będzie ostrożniejszy i być może Twoja relacja"na żywo"uratuje inne kociaki?A co do emocji i reakcji na nie to podpiszę się pod komentarzami mówiącymi"nie podoba mi się to nie czytam".Może czasami warto odstawić budyń na bok i spytać niezadowolonego czy zna bajkę o wężu?:)Miłego i słonecznego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja Twoje pisanie przyjęłam jako naturalną reakcję na stres, nieszczęście, ból, niepokój...Nie należy emocji, zwłaszcza negatywnych dusić w sobie. I tu jest ogromne dobrodziejstwo istnienia blogów. Dobrze, że wyłączyłaś komentarze. Takich przeżyć nie należy rozdrabniać wpisami.
    Cieszę się, że kociaki i ich mamy mają się dobrze:). Jednak nieodmiennie na pierwszym miejscu zachwycam się Rufim:):):)

    OdpowiedzUsuń
  24. Każdy inaczej przeżywa radości i smutki. Jeden nie powie nic przez wiele miesięcy...drugi napisze w miejscu tylko jemu dostępnym, jeszcze inny napisze tam, gdzie inni przeczytają. I to jest fajne, że każdy na swój sposób radzi sobie z sytuacjami trudnymi. A jak komuś przeszkadza, ze ktoś pisze, to najprostszym sposobem jest nie czytać ;) Moim zdaniem takie relacje są potrzebne. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  25. Ty piszesz - inni czytają lub nie. Tu nikogo na postronku się nie ciągnie. Ja czytam zawsze, ale komentuję jak wiesz rzadko i nie dlatego, że jestem urażona czy zbulwersowana. Czasem to brak słów, czasem wzruszenie, a czasem po prostu uszanowanie czyjegoś bólu nie pozwala mi na pisanie tzw. banalnych komentarzy. Mogłabyś się na mnie za te braki obrazić, ale widać szanujesz to, że ja mam taką właśnie konstrukcję. I dlatego tak Cię lubię:))
    P.s
    Oprócz słodzenia krytykować też umiem -tylko zasadnych powodów brak. Trzymaj się cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie pisalam nic wczesniej, ale sledze juz od dluzszego czasu. To jest Twoj blog i to Ty decydujesz co chcesz opisac i kiedy, a co chcesz pozostawic dla siebie. Jesli komus sie to nie podoba nie musi tego czytac. Zaden post nie jest nie mily czy obrazliwy wiec kazdy czytelnik sam podejmuje decyzje czy chce czytac to co piszesz. Jak dla mnie za bardzo przejmujesz sie zdaniem innych, czytaj komentarze ale rob swoje :) to jest Twoj blog i Twoja przestrzen w internecie :) Chyba sie nie myle ale nie wydaje mi sie, ze zalezy Ci na ilosci osob odwiedzajacych Twojego bloga tylko na "jakosci" :)

    OdpowiedzUsuń
  27. A niby po co jest blog jeśli nie po to by "przelewać duszę"...??

    OdpowiedzUsuń
  28. Aniu, Twoje emocje,ból,żal,rozpacz są właściwe ludziom bardzo wrażliwym.Dobrze,że pisałaś o wszystkim a Twój list do Szaraczka jest dodatkowym tego świadectwem.Przez ten niedługi czas kiedy odkryłam Twego bloga wiele się nauczyłam i z pewnością wiele jeszcze nauczę.
    Nie można chować w sobie bólu i przeżywać w samotności nieszczęścia,szczęścia także.Reakcje ludzi tez są rózne.Pamiętam,kiedy u naszej dożycy zdiagnozowano raka mózgu i było wiadomo,że można już tylko skrócić jej cierpienie i nasza rozpacz była ogromna,jedna ze znajomych skwitowała-przecież to tylko pies,po co tyle zachodu.I to ona wystawiła sobie świadectwo b.niechlubne a nie my,którzy nie umieliśmy ukryć rozpaczy.Aniu,dziękuję Ci za wszystkie wpisy o Zoyce i jej dzieciach.Nie zapomnę tej lekcji.

    OdpowiedzUsuń
  29. Jestem wstrząśnięta, naprawdę, że tłumaczysz się z czegoś, co tłumaczenia nie wymaga. Nie przyszłoby mi do głowy, że ktoś może pomyśleć inaczej. Co można Ci zarzucić, pytam grzecznie? To jakiś absurd! Łatwo krytykować czyjeś poczynania z cieplutkiego domu, wygodnego fotela i laptopika na kolanach. Ty dotykasz życia. Jestem poruszona, aż brakuje mi sensownych argumentów. Co tu zresztą argumentować i po co? Jeśli komuś się nie podoba, niech spada.

    OdpowiedzUsuń
  30. Gosieńko, Dobra Duszo, pewnie chciałabys zadowolic wszystkich a przynajmniej nie zniesmaczyć nikogo, ale zawsze znajda sie tacy, ktorzy muszą gdzies wylac swoja żółc żeby moc funkcjonowac. Jak piszesz wyżej konstruktywna krytyka wiele nas uczy a obrażanie, zwłaszcza przez anonimowe osoby smuci , jednak to Twoje podworko i tylko Ty zadecydujesz, co sie na nim znajdzie. Nikt inny . Jesli Twoja relacja urazila kogos, to jego problem. Wiele zdrowka Wam i kocietom życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Doskonale Cię rozumiem. Rozumiem Twoje emocjonalne działanie, rozumiem rozterki i ból. I chęć mówienia o tym, przy jednoczesnej niemożności przyjmowania pocieszeń. Zdawałoby się paradoks, i ktoś by pomyślał, o co babie chodzi. Najpierw opowiada o bardzo osobistych przeżyciach, a nie pozwala się przytulić, pocieszyć. Mam dokładnie tak samo, ja Ty. Pocieszanie rozwala mnie jeszcze bardziej, rozdrapuje rany. W takich sytuacjach muszę sama siebie doprowadzić "do ładu". Zrozumieć, przemyśleć swoje poczucia winy, gryzące sumienie, często traktowane przez innych jako irracjonalne, bo nie powinnam, bo ... itd. Nie mam też za złe wszystkim swoim, że mi to mówią, bo tak, jak mówisz, każdy ma inną konstrukcję psychiczną. A tutaj (znaczy u Ciebie) są hektolitry empatii, dobrej energii, miłości do zwierzy wszelkiej maści. Same dobre ludzie :) No i jak to w życiu, zawsze znajdzie się jakaś mendoweszka ( na szczęście byt wymyślony) która musi namieszać, i natruć. Na szczęście te hektolitry empatii błyskiem ten wymyślony byt utopią - patrz wczorajszy anonimowy kult (w kontekście kartofla / ziemniaczka :)
    Schizofrenistki wszystkich krajów łączcie się :)
    Dobrego Święta Niepodległości :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Mogę podpisać się pod wcześniejszymi komentarzami.
    Aniu-Gosiu nie zrobiłaś nic złego, wiec nie masz za co przepraszać. Zgromadziłaś na swoim blogu wiele wrażliwych i życzliwych osób. Doceniam to, że chcesz się dzielić z nami swoimi przeżyciami. Osoby emocjonalne tak mają i ja to rozumiem, bo też taka jestem. I to nie czyni nikomu krzywdy. Często zbieramy bolesne doświadczenia, uczymy się na błędach i wyciągamy wnioski. Tyle, że każda sytuacja jest inna i zawsze czymś może zaskoczyć.
    Wiem, że się starasz i mimo wszystko, udaje Ci się to.

    Ps. Jestem anonimowa, nie mam bloga, więc "listy do Szaraczka" noszę w sobie.
    Katarzyna3

    OdpowiedzUsuń
  33. A ja myślę Anko, że...
    To TWÓJ blog... i nie musisz (choć rozumiem dlaczego to robisz) nam się tłumaczyć...
    Każda z nas ma bloga po coś i o czymś... Każda z nas odwiedza inne blogi bo coś... Bo coś nam się spodobało, bo coś nam do nas przemówiło...
    Dziękuję za Twój szacunek do mojej osoby - jako czytacza...
    ale nie uważam, że musisz się tłumaczyć z tego, że jesteś sobą, że w wirtualnym świecie jesteś prawdziwa...
    Dzięki temu, że napisałaś o porodzie i późniejszej tragedii dzięki temu, że relacjonowałaś nam na bieżąco co się u Was dzieje - dzięki temu udało się uratować Vitusię...
    i to nie tak, że Twoje koleżanki z pracy nie czują...
    One po prostu są w Twoim świecie bo muszą (z racji pracy) a my bo chcemy...
    i prawie wszyscy tu są "zwariowani" na p swoich własnych sierściuchów, czują wewnętrzną potrzebę pomagania też innym "pchlarzom" (to takie zdrobnienie - bynajmniej nie obraźliwe)

    Gdy miałam problemy z Venus nawet moja własna rodzina nie całkiem rozumiała mój ból rozterki związane z być czy wracać... To właśnie Ty i blogokoleżanki okazały empatię i zrozumienie... a też jestem pewna, że znaleźli się tacy, którzy zaglądając do posta z prośbą o pomoc postukali się w głowę i pomyśleli... wariatka...

    Noo... do podsumowując...
    DOBRZE, ŻE JESTEŚ!!! taka a nie inna :*
    usprawiedliwienie przyjęte choć... mnie osobiście nie potrzebne ;-)))
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  34. Gosiu, nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabyś nas, czytaczy, przepraszać! no bo za co?! że życie nie jest lekkie, łatwe i przyjemne? że nie cenzurowałaś własnych relacji? i całe szczęście, bo dzięki temu wszyscy zdobyliśmy cenne doświadczenie, które, jak to już napisała Orka, może pozwoli komuś kiedyś skuteczniej pomóc jakimś kociaczkom. że przekroczyłaś jakieś granice? absolutnie nie! i powiem więcej, jestem pewna, że nigdy tego nie zrobisz. gwarantuje mi to Twój takt, kultura, empatia, a przede wszystkim, brak egocentryzmu. skoro jakaś osoba postawiła Ci taki zarzut, to jest to naprawdę jej problem, nie Twój. niestety, takie osoby bywają toksyczne, czasem w bardzo wyrafinowany, niełatwy do odczytania sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i dzięki za dzisiejsze zdjęcie, tak treściwe, że starczy za cały post :)))
      buziaki!

      Usuń
  35. Nie widzę u Ciebie przekraczania żadnych granic. Zawsze piszesz taktownie i jednocześnie z sercem.

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja widzę ile pracy wkładasz w pisanie - to nie jest nieprzemyślany słowotok - i widzę Twój ogromny szacunek dla osób Cię czytających (stale czy potencjalnie). I to mi się bardzo podoba, jest jednym z powodów (teraz uświadomionym), dla których tu (prawie) codziennie zaglądam. Ale myślę, że rozumiem doskonale dlczego napisałaś ten post. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Gosiu, po pierwsze co komu do tego, jak koszula nie jego. To jest Twoj wlasny teren i rzadz nim tak, jak Ci instynkt podpowiada. Najlepszym dowodem, ze Twoj instynkt sie nie myli, jest ilosc wejsc, komentarzy, lajkow, maili, telefonow. Odwalasz kawal dobrej roboty, przy czym jestes otwarta i nie monotematyczna. Dzielisz sie z nami nie tylko tragediami zyciowymi, ale i radosciami. Masz "wziecie", a to bywa niektorym sola w oku. Piszac publicznego bloga, zawsze trzeba sie liczyc z mniej lub bardziej bolesnymi atakami frustratow wszelkiego autoramentu. Przyjmij dewize, ze pies szczeka, a karawana idzie dalej, nie przejmuj sie zdarzajacymi sie uwagami, skoro masz potrzebe dzielenia sie sukcesami i porazkami w wielkim dziele, jakim jest Twoja pomoc najbardziej potrzebujacym.
    Gdybys zamiescila relacje z porodu swojej corki (zakladajac, ze ja masz), pewnie pomyslalabym o przekroczeniu pewnych granic intymnosci. Ale na litosc, bez przesady! Kazdy Twoj podopieczny budzi nasza ciekawosc, kibicujemy leczeniu, procesowi adopcyjnemu, pomagamy wybierac imiona. Te zwierzaki sa czesciowo nasze. Podobnie bylo z Zocha, wszyscy przejmowalismy sie jej nielatwym zyciem, chcielismy wiedziec o niej jak najwiecej, cieszylismy sie jej macierzynstwem i plakalismy, kiedy kociatka nie przezyly. Karmiona sila naszych mysli i dobrej energii Vitka, wykaraskala sie z najgorszego.
    Pamietasz moj kryzys kwietniowy? Po przeczytaniu komentarzy, wyrosly mi skrzydla. Gdyby nie one, te komentarze, kto wie, czy nie zarzucilabym pisania. One dodaly mi sil i pozytywnego kopa do dalszej tfu!rczosci.
    Nie rob sobie zadnych wyrzutow, nie tlumacz sie nigdy przed nikim z tego, co robisz. Sluchaj serca i nie ogladaj sie na opinie innych. Masz spore kolko rozancowe swoich wiernych fanow, fariatek i schizofrenistek. Czegoz wiecej Ci do szczescia potrzeba? :)))
    Niczego! I tego sie trzymajmy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  38. Bądź sobą i nie zmieniaj się !
    Krzywdy nikomu nie robisz a wręcz przeciwnie , dajesz bardzo wiele . Jeśli komuś coś nie pasuje niech tu nie zagląda ;))
    To tak jak z TV - zawsze możesz wziąć pilota i przełączyć kanał ;)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  39. gosiu, po raz kolejny wchodzę tu, żeby napisać komentarz i wychodzę. tak czasami mam. i nie dlatego, ze nie mam nic do powiedzenia.
    zastanów się sama co ty tu takiego napisałaś i pokazałaś. coś co jest cudem i nie każdemu się zdarza, że ów cud ujrzy.
    żadna z nas, podkreślam żadna nie pomyślała, że zoyka nie ma mleka a tyle tu nas kociar jest.
    wszystkie siedziałyśmy tu i gryząc palce czekałyśmy na ciąg dalszy....
    nie było przekroczenia żadnych granic.
    osoba, która ci to powiedziała jest wyraźnie nadwrażliwa, a to nie jest dobrze.
    nie zawsze trzeba brać do serca słowa osób bliskich. może i życzą nam dobrze, ale to dobrze dla każdego jest inne.
    nie miej wyrzutów. blog jest publiczny, wchodzą różni ludzie. czasem tylko po to, żeby dopieprzyć.
    posłuchaj panterki, ona dobrze prawi!
    masz tu grono osób przepełnionych empatią, swoje fariatki i schizofrenistki.
    nie uraziłaś nikogo i nie przekroczyłaś żadnych granic. to twój dom, twoje pokoje i pokazujesz to, co uważasz za stosowne.
    najważniejsze jest to, co czujesz, co masz w sercu. a w sercu masz nieprzebrane pokłady miłości do zwierząt.
    i to czyni cię wyjątkową osobą.
    ps. cudny ruficzek z hokusikiem (albo jak kto woli rufus z hokusem)!!

    OdpowiedzUsuń
  40. Podpisuję się obie łap(k)ami. I pod Panterą też .

    OdpowiedzUsuń
  41. Zważywszy, że Twój blog, jest naprawdę wartościowy, cieszę się, że okazałam się wyjątkiem potwierdzającym regułę...
    Przy okazji zauważ, że świadomie lub nie, skłoniłaś ludzi do wyrażenia opinii nie tylko na temat główny, czyli, czy przekroczyłaś granice, czy też nie, ale jednocześnie do wyrażenia opinii na temat osoby, która skłoniła Cię do tego posta, a więc mój ;) i zacytuję tu tylko jedną wypowiedź, Amyszki: "Jeśli komuś coś nie pasuje niech tu nie zagląda" ;) - bardzo ciekawie funkcjonuje blogowy świat...
    Pozdrawiam wszystkich czytelników i oczywiście Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak do końca nie zgadzam się z sugestią tego "niezaglądania". Ja często właśnie w takie miejsca zaglądam. W inne, które mi się nie podobają, natomiast nie. Chcę powiedzieć, że to nie stanowi kryterium. Jaka jest linia podziału, trudno dociec.

      Usuń
    2. Abigail, nie znam twoich zastrzeżeń i powodów, dla których je masz (szkoda, wtedy można by podyskutować), ale gratuluję klasy i pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Świadomie czy nie, nie mam absolutnej mocy do skłaniania ludzi, aby o czymś pisali lub nie. Ludzie nie znają szczegółów, więc piszą ogólnie i hipotecznie, tak jak czują i nie można mieć im tego za złe. Przeciwnie jestem ogromnie wdzięczna za tyle słów poparcia.

      Kiedyś Ania M. szukała zaginionego obserwatora, bo ktoś wypisał się z jej bloga i było jej przykro. Mnie także nie jest wszystko jedno. Dla mnie to ludzie, a nie liczby w statystykach. Dlatego biorę sobie do serca to, co się dzieje. To z kolei moje prawo. Ja bym zmodyfikowała wypowiedź Amyszki na taką: Jeśli komuś coś nie pasuje niech o tym powie, a może uda się to zmienić.

      Klasa, odwaga, asertywność. Podziwiam i pozdrawiam, Abi.

      Usuń
    4. To ja nie wiedziałam że wyrażam opinię na Twój temat Abi . Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi ...

      Usuń
    5. Amyszko, nie wyrażałaś przecież opinii na temat Abi.
      Dajmy już spokój, wydaje mi się, że wszystko jasne.
      Ja dowiedziałam się co chciałam, a wszystkie osoby, które czuły się urażone, mam nadzieję, rozumieją motywy mojego postępowania.
      Z Abi wyjaśniłyśmy sobie wszystko w prywatnej korespondencji.

      Miłego wieczoru. :)

      Usuń
    6. To chyba tym bardziej nie rozumiem tego ujawnienia się Abigail jako wyjątku potwierdzającego regułę, jak to ujęła. Może się mylę, ale chyba postawiła tym samym w niezręcznej sytuacji nie tylko Ciebie, Anko, ale także osoby, które wyrażały swoją opinię o problemie, który przedstawiłaś, a nie o konkretnej osobie (osoby tej przecież nie ujawniłaś, ani w żaden sposób nie zasugerowałaś jej personaliów). Coś mi tu zazgrzytało.

      Usuń
  42. Jesteś u siebie, więc postępujesz tak, jak musisz. Lecz jesteś "u siebie" również w znaczeniu tej bliskości, którą blogosfera oferuje. W moim odczuciu nie było żadnego faux pas. W niczym też nie przesadziłaś, dając wyraz przepełniającej Cię radości. Ci, którzy tu zaglądali, podzielają Twój punkt widzenia. Są jacyś inni? Może nie poznali się na tym, co zaprezentowałaś.
    Masz słuszność w sprawie krytyki. Nie wszystkich jednak stać na taki luksus. Brakuje im zdrowego dystansu.

    OdpowiedzUsuń
  43. Nie ma potrzeby żebyś się tłumaczyła - wszystko jest ok. To twoj blog, piszesz co chcesz i nikomu nic do tego. Zdjęcie jest boskie - czekam na więcej.Więcej nie napisze bo koleżanki wyżej już napisały to co w mojej głowie więc nie będe się powtarzać.

    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Jeszcze raz dziękuję za Wasze komentarze. Nie będę już nic dodawać. Myślę, że w poście i tych kilku odpowiedziach pod nim wyraziłam się precyzyjnie; nie napisałam tego aby kogokolwiek za cokolwiek oskarżać, tylko z refleksji nad swoim postępowaniem i aby przeprosić ewentualnych dotkniętych, którzy MAJĄ PRAWO tak reagować, a ja ich rozumiem.
    Cieszę się, że w większości jednak nie znaleźliście nic niewłaściwego w moim postępowaniu.

    Szykujcie się, bo zaraz kolejne zdjęcia. Zobaczycie, że NIESAMOWITE! :))

    OdpowiedzUsuń
  45. Faktycznie nie ma już nic do dodania, poprzedniczki napisały wszystko to co i mnie do głowy przychodzi. Jako że zajrzałam tu w najgorętszym momencie, mogłam też szybko się wycofać, nie komentować i nie wracać. Wydało mi się to piękne, że ty tak umiesz się z czytelnikami dzielić swoimi emocjami, że nie wydaje mi się to przesadzone. I z drugiej strony, twoi komentujący są naprawdę fajni, aż się chce należeć do takiej zgranej, ciepłej grupy. Kto wie, może mi się uda :-) Pozdrawiam. Ściskam Vitkę i kurczę, jest już po 18. Gdzie zdjęcia pytam??

    OdpowiedzUsuń
  46. Anko, Twój blog, Ty sama odpowiadasz za to co zamieszczasz. Komentujący piszą też co im dyktuje własne poczucie granic. Dla swietego spokoju nic nie piszą ani pocieszająco, ani też dezaprobatę czy glos z własną frustracją w nucie. Obraza to chyba nie to ale zniesmaczenie. Muszę przyznać, że i mnie dałaś do myślenia swoją dziecięcą nadwrażliwością, ale ja dbam o własną dorosłą równowagę i prędzej przestanę czytać podobne teksty niż pozwolę sobie na oddziaływania na mnie infantylności zamaskowanej wrażliwością (szczególnie we wpisie z prośbą o przebaczenie stworzątka, które jeszcze nie miało poczucia istnienia - jakie przeprosiny powinien wobec tego otrzymać czlowiek (dziecko, rodzic) wobec którego czegoś nie dopatrzyliśmy.) Wtedy mówimy, że nam brakuje slów aby to wyrazić...Wlaśnie.
    Jeśli o mnie chodzi, to właściwie nie ma znaczenia co i w jaki sposób piszesz, bardziej zwracam uwagę czy jest to logiczne czy jest to coś innego :/ (Anko, pamietasz zniszczenie przez nieuwagę (powiedzmy) swojego komputera? Wtedy potrafiłaś odczekać. Utrata też mogła być nieodwracalna.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy ktos to może przetłumaczyć na polski???

      Usuń
    2. Przyznam, że i ja do końca nie rozumiem, np. to: Obraza to chyba nie to ale zniesmaczenie.
      Czy to Ty, Komentarzu, jesteś zniesmaczona? Chyba tak, nie bardzo zrozumiałam czym, ale przecież najważniejsze, że właściwie nie ma znaczenia dla Ciebie co piszę.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Ojacie, co ma do tego uszkodzony komputer?

      Usuń
    4. Komentarzu, skoro porównujesz losy Zoyki i jej potomstwa do awarii komputera, to masz, czlowieku, najwyraźniej, nie "dorosłą równowagę", ale kompletny brak wrażliwości. współczuję. twoim bliskim. ty się pewnie masz świetnie.

      Usuń
  47. ...a ja dziekuję Ci za to, że taka jesteś. To naprawde wielkie umieć przyznać się do pomyłki czy popełnionego błędu. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  48. Napisałam rano komentarz, ale wujcio Gugiel nie pozwolił mi go opublikować, nie wiem dlaczego nie spodobało mu się moje (prawidłowe!!!) hasło. A że nie miałam więcej czasu, to zostawiłam sobie skomentowanie na wieczór.
    Zastanawiam się, jakie to granice naruszyłaś... i to naprawdę poważnie zastanawiam. szczególnie czytając komentarz Komentarza. A zarzucanie komuś infantylności działa na mnie jak przysłowiowa czerwona płachta na byka. Dziecięca nadwrażliwość? Też jej nie widzę; widzę raczej ogromne poczucie odpowiedzialności za istoty, które się ma pod opieką. Nie będę tego analizować, choć nasuwa mi się parę spostrzeżeń, jednak nie o tym chciałam pisać, tylko przyklasnąć zdaniu wyrażonemu już przez ogromną większość komentujących, zatem powiem w ogromnym skrócie: "Wolnoć Tomku w swoim domku", abstrahując od zakończenia tej zabawnej opowiastki.
    I jeszcze wrócę do wczorajszych postów; nie pamiętam już, gdzie i kiedy po raz pierwszy usłyszałam (a może przeczytałam) określenie homo ludens, ale ono właśnie mówi o tym, że człowiek jest istotą, która zabawę ma w swojej naturze. Odrzucając tę część naszej istoty, pozbawiamy się czegoś bardzo ważnego. Ja czytając (dziś rano) te wszystkie komentarze ubawiłam się setnie i tylko żałowałam, że z braku czasu nie mogłam się (poza jednym komentarzem) włączyć w te odjechane dialogi.
    Poza tym dziewczyny wszystko już napisały, więc nie będę powtarzać :)

    OdpowiedzUsuń
  49. Aniu,
    piszesz pięknie i jeszcze piękniej postępujesz, a jeszcze piękniejsze masz serce, to się w życiu liczy najbardziej :) Pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
  50. ależ Ty nie przekroczyłaś zadnych granic !!! To samo życie i to ono czasem je przekracza...
    Jestem Ci bardzo wdzięczna za tę relację... za wzruszenia, za Twoją miłość do zwierzaków, za piękną kocią mamę...
    Gdyby każdy przekraczał granice tak jak Ty, to na świecie byłoby przepięknie :))

    OdpowiedzUsuń
  51. Gosiu - nie przepraszaj za to jaka jesteś, bo przecież nikogo swoim zachowaniem nie krzywdzisz, wręcz przeciwnie. Jak się komuś nie podoba, nie musi tu wchodzić, a w życiu i tak nie da się zadowolić wszystkich.
    Wiesz, ja bardzo żałuję, że ludzie z blogowego świata tak daleko mieszkają, bardzo bym chciała niektóre blogowe znajomości przenieść z internetu do rzeczywistości :-) Tych ludzi nie dziwiłoby, że płaczę bo odszedł mi kot, lub nie jadę na urlop bo mam w domu zwierzaki. Czemu wszyscy jesteście tak daleko? buuuuu

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)