Strony

czwartek, 20 czerwca 2013

Dzień trzeci - 12 czerwca 2013 - środa (część 1)

Jedziemy na półwysep Dingle - najbardziej na północ wysunięty pazur irlandzkiej niedźwiedziej łapy, która stanowi południowo-zachodni kraniec wyspy. Jednocześnie kraniec tego półwyspu, z odrzuconą na kilka kilometrów w głąb Atlantyku wyspą Great Blasket, jest najbardziej na zachód wysuniętym skrawkiem Europy. 


Lewa strona jezdni dla auta oraz prawa strona kabiny dla kierowcy stają się coraz bardziej naturalnymi pozycjami. Tylko ta zmiana biegów lewą ręką... Dla tej czynności procedury jeszcze się nie przemieściły między półkulami mózgowymi.
Pogoda piękna. To znaczy nie pada, wiatr nie urywa głowy, a słońce nieśmiało daje znać o swojej obecności, tkwiąc gdzieś wysoko, w uścisku chmur. 



Pierwszy przystanek wyznaczamy sobie przy mierzei Inch (po polsku - cal). Mierzeja, odchodząca od brzegu półwyspu niemal prostopadle, szczyci się najszerszą i najdłuższą (5 km) piaszczystą plażą w okolicy. 


Trafiliśmy na nią akurat w czasie odpływu, co spotęgowało jeszcze wrażenie wielkości. Z minimalnym, właściwie niezauważalnym spadkiem schodząc do morza, ukazała się nam niczym potężna płyta lotniska zabarwiona na złoty kolor piasku. Fale spokojnego w tej chwili oceanu rozbijały się o płaski brzeg bardzo daleko od nas, docierając do naszych uszu stłumionym przez odległość miarowym szumem. 


Gdy podeszliśmy bliżej linii brzegowej, plaża zmoczona wciąż wycofującą się wskutek odpływu wodą zmieniła się w taflę niekończącego się lustra, które smugami powstałymi z różnego nasączenia wodą odbijało sylwetki spacerujących turystów. Bajeczny lustrzany grzebień ginący gdzieś w głębi pięciokilometrowej długości mierzei wraz z odbijanymi barwami przechodzącymi z żółci, błękitu i zieleni pierwszego planu aż do poszarzałych fioletów u horyzontu. 


Jaki jest sens, jakie znaczenie tego zachwytu, który rodzi się w mojej głowie przy spotkaniu z takim jak ten na mierzei Inch spektaklem piękna? Racjonalnie rzecz biorąc, mamy do czynienia z grą minerałów plaży, słonej wody, wieloodbicia światła słonecznego oraz subtelnej zasłony atmosfery, niezauważalnej w bliskości, ale zmieniających barwy i ostrość wraz z głębią planu. Co tu jest przyczyną, a co skutkiem? Czy piękno zjawisk tego świata jest obiektywne i uniwersalne, niezależne od obserwatora? Czy też to tylko mój mózg tworzy kanony piękna i estetyczną wrażliwość, która w zderzeniu z obrazem, będącym samym w sobie estetycznie neutralnym i obojętnym tworem, daje mi radość bycia tu i teraz? Czuję, że nie ma odpowiedzi na te pytania. Że są to dylematy typu: czy można rozdzielić ciało od ducha. Czuję, że choćby w mojej obecności dziesiątki autorytetów naukowych, religijnych, moralnych i filozoficznych darły swoje szaty na strzępy w obronie którejkolwiek z tez o obiektywizmie czy też subiektywizmie piękna, to i tak pozostanę na zawsze w tym nierozstrzygniętym egzystencjalnym rozerwaniu. Pozostaje mi więc tylko cieszyć się z tego, że dane mi jest się cieszyć. Zachwycać się tym, że umiem się zachwycać. I kochać to, że mogę kochać. Niezależnie od jakiejkolwiek przyczyny i celu. Niezależnie od transcendencji i eschatologii.




Korzystając z mojej zadumy, słońce wraz z błękitnym niebem śmielej wdarło się między jaśniejsze z każdą chwilą chmury. Ponieważ mieszkańcy wysp i wybrzeży mają powiedzenie "Jeśli nie podoba ci się pogoda, poczekaj pięć minut", to odwróciliśmy jego porządek i uzyskaliśmy taki rezultat: jeśli podoba ci się pogoda, to zasuwaj, bo masz jakieś pięć minut!
Ruszyliśmy więc żwawo w kierunku końca mierzei.




Niestety z Gosią nie da się żwawo... A to muszelka, którą trzeba podnieść, przedmuchać, ocenić i, niezależnie od oceny, zapakować do kieszeni, a to patyczek, który trzeba... (patrz wyżej). Ooo, a tu robaczek! Nie, to fragment jakiejś sieci rybackiej czy coś... Przy wydmie usiadł ptaszek, który tak sympatycznie na nas patrzy. A tu słone ślady po cofających się falach odpływu, ułożone niczym poziomice na mapie hipsometrycznej... A temu wszystkiemu trzeba jeszcze zrobić stopięćdziesiątosiemtysięcyzdjęćnaminutę! Wniosek jest jeden: w głowie Gosi nie występują żadne dylematy egzystencjalne - tam jest sam czysty, niezmącony zachwyt!


Posuwając się w tempie gosiozachwytu, doszliśmy na koniec mierzei w jakieś dwie godziny, kompletnie wykończeni. Pięć minut pogody, która się podoba, dawno minęło, a tej, która się podobać nie ma prawa, chyba stanął zegarek. Od ciągłego schylania po cuda natury bolały nas kręgosłupy i podnoszące je do pionu mięśnie. Pozostało nam te 5 km drogi powrotnej. Fajna, a jednocześnie trochę przerażająca była nasza samotność na końcu cypla. Nikt tu nie docierał. Nawet samochodami, którymi wjazd na plażę Inch jest dozwolony. Dobra wiadomość była taka, że Gosia miała kieszenie wypchane już do granic, więc kazała mi zbierać do rąk te różne skarby, a ja udawałem, że ręce mam pełne. Poszliśmy w związku z tym szybkim marszem w kierunku parkingu i dotarliśmy tam nieżywi po godzinie. Kiedy wsiadaliśmy do toyotki, lało niemiłosiernie. W aucie rzuciliśmy się na kanapki, a potem na fotele z opuszczonymi oparciami. Ulewa o dużych, ciężkich kroplach łoskotała usypiająco po dachu i szybach i wkrótce mój zegarek też stanął, tzn. urwał mi się film...


Drzemka, wsparta drugim śniadaniem, była jak stacja dokująca dla samochodu napędzanego silnikiem elektrycznym. Baterie naszych organizmów ożyły, deszcz zmienił krople na kapuśniak, więc postanowiliśmy wyjść z naszej toyotowej gawry do pobliskiej kawiarni na kawę i ciacho. Stamtąd w bezpiecznie suchych warunkach pokontemplowaliśmy zalaną deszczem plażę i popodziwialiśmy młodych adeptów surfingu odzianych w pianki, pląsających w akrobatycznym tańcu ze spokojnymi i miarowymi falami oceanu.


Po niedługim czasie jechaliśmy w kierunku zachodnim do przystanku numer dwa - zamku Minard...

Cdn.

Autorem tekstu jest MójCiOn. Są to wspomnienia z naszego pobytu w Irlandii, który miał miejsce w zeszłym tygodniu - to info dla tych, którzy życzą mi wciąż miłego pobytu. :)


Tu widać trasę naszego spaceru wzdłuż tej pięknej plaży. 
Link to mapy: plaża Inch.

PODPIS

88 komentarzy:

  1. Odplywy i pogoda zmieniajaca sie w minute przypominaja do zludzenia nasza wycieczke nad Morze Polnocne. Tylko tam piasek nie jest AZ tak bialy i ludzi troche wiecej.
    Nikt Was nie ostrzegal przed zapuszczaniem sie wglab morza podczas odplywu? Niebezpieczenstwo polega na bardzo szybkim przyplywie, mozna sie utopic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, szliśmy wzdłuż brzegu morza. Ta plaża to taki dłuuugi wypustek... Zaraz dodam mapę, będzie fajnie widać. :)

      To, że było tak mało ludzi to jeden ze smaczków pobytu w Irlandii.
      Zdziwiło mnie to, bo spodziewałam się tłumów, jak wszędzie.

      Usuń
  2. Przepięknie opowiada Twój mąż... :). A zdjęcia są niesamowite!!! Czysty zachwyt :)!...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Myślę, że dobrze oddają niesamowite piękno tego miejsca.

      Usuń
  3. Nagie autorytety i ciacho...:o) Fakty godne uwagi...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Jolu, co z Tobą? Chyba Cię zatkało?! Martwię się, odezwij się. :)

      Usuń
    2. Ano widzisz, czasem gdy mnie co zauroczy, to natężenie mojej... mówności jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia zauroczenia. Znaczy się, jako rzekłaś, zatyka mnie. Ale martwić się nie należy. :)

      Usuń
    3. No dobra, coś jednak powiem, żeby nie było, że nie przeczytałam. ;) Podoba mi się (między innymi) nowa jednostka miary: gosiozachwyt. :))
      I chłód - jak mnie on dziś orzeźwia! Co chwila robię sobie przerwę w pracy i zerkam na zdjęcia. I marzę, że wlatuję w tę wodę. :)
      O, odblokowało mi się chyba trochę... ;)

      Usuń
    4. Uff, wróciła "stara" Jolka!
      :D

      Usuń
    5. No tak ja też chodzę w tempie gosio a może mariozachwytu,....i te zdjęcia. Gratuluje że ci sie udało znaleść takiego cierpliwego męża.

      Usuń
    6. Hmm, kiedyś tak nie było. Oboje musieliśmy dojrzeć. :)

      Usuń
  5. nie mogę się połapać, jaka tam temperatura ;PPP
    zimno czy bardzo zimno ;PPP

    śliczny wpis :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimno! Jakieś 13 stopni, wiatr, zachmurzenie na przemian z niewielkimi przebłyskami słońca. My w kurtkach, a te trzy kobiety się kąpią!

      Usuń
  6. Pływy Oceanu zawsze robią na mnie ogromne wrażenie i daje poczucie jakiejś mistycznej magii rozgrywającej się na moich oczach. Ta pusta przestrzeń i gra świateł robią wspaniałe wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy oczarowani, głównie grą świateł i wody na plaży, która stawała się lustrem.

      Usuń
  7. Piękny opis i zdjęcia :) I niesamowity kontrast między Wami w kurtkach, a paniami z klubu morsa :))Tez się zastanawiałam, ile stopni tam było, celowałam w 15. Mieszkańcy Irlandii są widocznie przyzwyczajeni do takich temperatur, korzystają z kąpieli dopóki mogą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem tych pań. Stały tak całkiem spokojnie całe mokre w tym zimnym morzu i zimnym wietrze. Ja zapięłam szczelnie kurtkę!

      Usuń
    2. Też wybrałabym opcję zapięcia kurtki ;) a moze woda była ciepła niczym w basenie termalnym i te panie tak się rozgrzały kąpielą, że żaden wiatr nie był im straszny? ;)
      Albo założyły się o butelkę rudej na myszach;) , która dłużej w wodzie wytrzyma ;)

      Usuń
  8. Slicznie opowiedziane, nie wiem jak teraz u Casablanki, ale u nas pogoda prawdziwie letnia. Utrzymuje sie prawie caly czas, odkąd pilismy wspolnie kawkę. Nadal jestem pełna zachwytu nad Twoją umiejętnoscią przelewania mysli na papier, pozdrawiam Was cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli my przywieźliśmy Ci fajną pogodę :)
      Basiu, o nie ja napisałam ten tekst, a mój mąż. :)

      Usuń
    2. Kochana ja wlasnie do Roberta pisałam, bo przepadam za Jego tekstami. Jako ze On napisal, Jemu odpisałam, co nie znaczy wcale, ze Ciebie nie czytam rownie chętnie. Sciskam Was oboje bardzo mocno:)

      Usuń
    3. No tak, przecież już przedwczoraj pisałaś o nim! Robert bardzo dziękuje za Twoją miłą opinię :) Czytaliśmy dziś razem komentarze. :)
      I ja Cię ściskam i Twoje córy, a króliczkowi głaski :))

      Usuń
    4. Lunek wniebowziety, uwielbia głaskanie jak zaden inny zwierz:)

      Usuń
  9. W Irlandii można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Prawda? Nawet mimo wyspowej kapryśnej pogody. :) Czekam na ciąg dalszy, ciekawe czy trafię w koncu na post z miejscem gdzie i ja swoje podeszwy butów starłam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wcale się nie dziwię, że byłaś zachwycona, bo też była. Irlandia to moje małe marzenie, ale czy się spełni :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie wczoraj myślałam o pięknie, nieczynnym dworcu zarastającym trawą i torach kolejowych, o błysku szyn, wśród dziczy. Czy bez nas też byłoby piękno? Czy miałoby znaczenie? A domy altanników - czy muszą być tak ozdobione? Czy im się to podoba tak jak nam, czy tylko chodzi o dobór płciowy? A może i nasze poczucie piękna jest jego pochodną?
    Teorie są różne, choć bardziej przemawiają do mnie te, że całkiem niesłusznie stawiamy się na szczycie stworzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem niesłusznie. Nie wiem nawet czy jesteśmy równi. Chciałabym współistnieć w pokoju.

      Usuń
  12. Wszystkie zachwyty już zostały wyrażone. Spóźniłam się . Dokładam także swój. Piękny kraj, super urlop.
    I fajne ciacho :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Doszłam właśnie do wniosku, że jesteście bardzo zgraną parą; Twoje zdjęcia i tekst TwójCiOnego tworzą duet idealny (pisałam już, że jego teksty są świetne). A jak tam pięknie! I ja bym miała ręce i kieszenie pełne skarbów natury:)
    Kiedyś też miałam mnóstwo egzystencjalnych dylematów i bałam się spontanicznie wyrażać zachwyt, bałam się cokolwiek stworzyć, bo byłam przekonana, że te wszystkie wyżej wymienione autorytety dobitnie mi pokażą, gdzie powinnam się - razem ze swoimi zachwytami i wątpliwej jakości "dziełami" - znaleźć. Dopiero całkiem niedawno bardziej się otworzyłam i zachwycam się tym, co mi się podoba szczerze i po prostu, dylematy pozostawiając na później. To dlatego mogłam tak spontanicznie przetłumaczyć tę modlitwę. A jeszcze całkiem niedawno nawet bym jej nie tknęła - bo nie potrafię, bo ktoś inny na pewno zrobi to lepiej, bo jak zobaczą, to mnie wyśmieją i tak długo jeszcze mogłabym wyszukiwać argumenty na "nie". Przekonałam się jednak, że tracę coś niepowtarzalnego i nauczyłam się innego podejścia.
    Jestem (mimo wszystko) trochę zakłopotana faktem, że mój tekst tak wielu osobom się spodobał; w końcu jest wtórny, to tylko dość dowolne tłumaczenie, wszystkie emocje pochodzą od autora. Ja tylko... zrozumiałam(?), co chciał powiedzieć.
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ninko, jesteś mi w tym bliska. To, że tworzę tego bloga to jest dla mnie właśnie takie przełamanie się i uznanie, że nie muszę robić wszystkiego idealnie, ja zawsze myślałam. Mogę to robić niedoskonale, po mojemu, ważne, że robię, że odważam się pokazywać siebie prawdziwą, że to ja jestem tu najważniejszym sędzią, który uznaje czy to jest dobre, czy nie.
      Twoje tłumaczenie jest nad wyraz dobre, wzruszające, lekkie, idealnie oddające urok tego wiersza. Świetnie ci wyszło i nie dziwię się, że wiele osób sobie tę modlitwę przepisało i się nią zachwyciło.
      Myślę, że zrozumiałaś co chciał powiedzieć autor i właśnie dlatego tak dobrze ci poszło. Proszę o więcej, jak tylko będzie okazja!

      Usuń
    2. Ja tez dałam sobie prawo tworzenia po swojemu, wiem że to co robię nie wszystkim się podoba ,ale jest moje własne i przecież nie ma rzeczy któreby się podobały wszystkim.

      Usuń
  14. 13 stopni to na warunki wyspiarskie ciepło, uwierz mi. Syn mój już nie zakłada kurtki w taką temperaturę, koszula mu wystarczy. No chyba że nad morzem, bo tam zawsze wieje. Dobrze że tutaj jednak nie pada tak często jak w Irlandii (mówię o wschodnim wybrzeżu, bo na zachodnim jest już inaczej). Muszelki... ech już mi przeszło ale kiedy przyjechałam do Szkocji, to zbierałam je namiętnie, jak każdy Polak, przecież widomo że w Bałtyku muszli nie ma :-)
    Cieszę się że wam się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafał Agnieszki też nie zakłada kurtki, nawet jak pada lekki deszcz. Przyzwyczaił się i nie zwraca na to uwagi :)

      A muszelki! Ach, jak żałuję, że nie mogłam zabrać ich więcej! Na koniec trafiliśmy na taką plażę, że mogłam łopatą je lądować do wiadra, tak wiele ich było. A ja wzięłam tylko 2 garści, buuuuuuu

      Usuń
  15. Pięknie tam. Mimo że jestem górską maniaczką, to po takiej plaży mogłabym spacerować godzinami. :] Cudnie. :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, Karola, czy spodoba ci się kolejna plaża, która będzie pewnie w przyszłym tygodniu. Dla mnie najwspanialsza :)

      Usuń
  16. ojej Aniu jakie ty piekne miejsca mogłaś oglądać..cudowne widoki...a mi sie spac dzis chce..jak przeczytałam o waszej drzemce..to az ziewnęłam...ale może najpierw drugie snaidanko hihihi

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepiękne zdjęcia! Gratulujemy pasji..a post jest super mapisany i ta mapka aż chce się wczytać jeszcze raz.. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. JejCiOnku.. jejku.. jak Ty pięknie opisujesz przyrodę! i jak ciekawie piszesz!
    GosiAnko, siostro, jak też tak mam, że wszystko (no prawie) mnie zachwyca :) ale tu zachwyty jak najbardziej na miejscu. piękno przyrody powala. dzięki, że możemy tego posmakować :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że aż tak wysoko oceniasz naszą współpracę :)))))))

      Usuń
  19. Ale miałaś wyjazd! :D Nigdy tam nie byłam :)
    Zdjęcia są świetne :)
    aż miło popatrzeć!!!! :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak milo jest Was czytac i ogladac. Problemy egzystencjalne niech ida w kat, piekno przeciez zawsze zachwyca a kamykow, muszelek i patyczkow to bym jednak wiecej przytargala. Pusta plaza to jest to.
    Katarzyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, bałam się, że będę miała nadwagę bagażu w samolocie i zacznę się zachowywać jak nasi rodacy, którzy blokują odprawę przepakowując z walizki do walizki, z torby do torby, robiąc obciach na całe lotnisko. :)

      Usuń
  21. E, no tak się nie robi, łażę za Ważę , podziwiam piękny mokry i suchy piasek, a tu bach i Cdn,eh.... ale ciacho pyszne mi się zdaje :) aha jedno słowo do Onego.
    Drogi Panie,
    Mnie tam wcale nie przeszkadza, że Gosia robi "pierdylion" fotek, ba ja będąc na Jej miejscu robiłbym nawet *pierdylion i jedną" :)a no i zbierałbym tak samo Wszystko co by mi pod nogami leżało:)
    Dajcie znać kiedy następny taki wpis :)
    Będę :)
    Rafal vel lipton_ER

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafale, jak ja Cię lubię!!
      Cdn. nastąpi w poniedziałek, tak sądzę, ale zapraszam Cię również jutro na... Zobaczysz :)

      Usuń
  22. sorka za błąd miało być łażę za Wami:) to pewnie przez tę tu plażę :)
    Rafał vel lipton_ER

    OdpowiedzUsuń
  23. fantastyczne uczucie zwiazane z odkrywaniem świata:) Zdjęcia piękne i miejsca na nich:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie zadaje sobie pytań czy piękno jest obiektywne cz subiektywne cieszę się że potrafię je dostrzegać z tym łatwiej mi żyć.

    Przyznam się ,myślałam sobie że chyba nie będę tego czytać ,a teraz czytam i zachwycam się .Lubię ten rodzaj humoru który prezentuje twój mąż, no i oczywiście twoje zdjęci też lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwagę "przyznania się". Tym bardziej mi fajnie, że opowieść Cię wciągnęła.

      Usuń
  25. Prześliczne zdjęcia, masz oko artysty. Niebo chowające się za piaski, kurcze arcydzieło
    Pozdrawiam
    http://kadrowane.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  26. Wspaniały post, piękne zdjęcia, cieszę się że mogę podziwiać takie cudowne widoki:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  27. Dołączam do zachwytów.
    "W tempie gosiozachwytu" - ta njpiękniejsze sformułowanie tego tekstu :)
    PS.
    Z tłumaczeniem powalczyłam, ale chyba już nie bedę wklejać po wczorajszym wierszu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wklej, bardzo Cię proszę! Tak bym chciała zobaczyć, jak inaczej można to zinterpretować! Proszę, proszę!!

      Usuń
    2. "Spraw, Panie, abym się zatrzymał"

      Spraw, Panie, abym się zatrzymał.
      Uspakajając mój umysł
      zwolnij bicie mego serca.

      Mój spieszny krok powstrzymaj,
      dając mi poznać wieczny upływ czasu.
      W zabieganiu codzienności
      daj mi spokój wiecznych wzgórz.
      Łagodnym śpiewem strumieni, który wciąż gra we mnie,
      rozluźnij napięte nerwy i mięśnie.
      Pomóż mi zaznać magicznej, odnawiającej mocy snu.

      Naucz mnie sztuki łapania CHWIL odpoczynku,
      zatrzymania, by spojrzeć na kwiat,
      porozmawiać z przyjacielem, poklepać psa,
      przeczytać kilka wersów dobrej książki.

      Spraw, Panie, abym się zatrzymał
      I natchnij mnie pragnieniem zakorzenienia
      w żyznej glebie trwałych wartości życia
      abym mógł wzrastać w niebo ku wielkości, która jest moim przeznaczeniem.

      Usuń
    3. I jeszcze dopowiedzenie - starałam się zachować klimat przede wszystkim, dałam sobie spokój z zachowaniem "materii" czyli akcentów, liczby sylab itd.
      Gwiazdy zamieniły się w niebo, bo tak mi lepiej brzmiało :)

      Więc do Barańczaka to tu baaardzo daleko.

      Usuń
    4. Jakże inna interpretacja i jakże znowu piękne niesie przesłanie!
      Przeczytałam już kilka razy i za każdym razem coś nowego znajduję...
      Ninki bardziej poetycka, a twoja bardziej treściwa, nasycona dobrym przekazem, nauką. To "pragnienie zakorzenienia trwałych wartości życia" - jakie to mądre; najpierw trzeba chcieć.

      Bardzo ci za to dziękuję, jest mi to teraz bardzo akurat potrzebne, wiec proszę:

      Łagodnym śpiewem strumieni, który wciąż gra we mnie,
      rozluźnij napięte nerwy i mięśnie.
      Pomóż mi zaznać magicznej, odnawiającej mocy snu.

      Dobranoc

      Usuń
    5. Jak zapewne zauważyłyście, ja nie pokusiłam się o tak staranne tłumaczenie; ten tekst tak bardzo mnie "uwiódł", że natychmiast musiałam go napisać po polsku. Przetłumaczyłam więc o wiele bardziej intuicyjnie, niż dokładnie i chciałam, żeby to miało rytm, zaśpiew. Udało mi się to zrobić w krótkim czasie (to dla mnie rzadka sztuka). Zresztą,
      nawet gdybym pracowała nad tym dłużej, byłby to z ogromnym prawdopodobieństwem rytmiczny rymowany utwór. Sama jestem ciekawa, jaki:)
      Twoje tłumaczenie jest świetne, bardzo mi się podoba. Ja też przeczytałam je już kilka razy i pewnie na tym nie skończę.
      Ninka.

      Usuń
    6. Ja zupełnie nie umiałabym napisać rymowanego wiersza, tak jak Ty. Podziwiam umiejętności! A tekst jest rzeczywiście fascynujący i uwodzący, tak jak piszesz! No i pokazujemy wyraźnie, że jednak tłumaczenie jest w pewnym stopniu sztuką interpretacji (i twórczością!). Pozdrawiam bardzo serdecznie.

      Usuń
  28. ...widzę, że tempo mamy podobne. Achy i ochy non stop i jeszcze milion zdjęć każdego listka, zwierzątka, kamyczka. Piękna plaża, aż brak słów. Czekam na więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna będzie niesamowita! Zapraszam cię bracie z podobnym tempem :)

      Usuń
  29. Tekst należy do tych, nad którymi należy się zatrzymać, podumać.Idealnie współgrają ze zdjęciami. Gratuluję.
    Ps czytając go nasunęła mi się pewna myśl, musicie być bardzo fajną parą, a to jest najcenniejsze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dobrze już czujemy się w swoim towarzystwie. Kiedyś... ciii ;)

      Usuń
  30. Tempo gosiozachwytu mnie zachwyciło! :)
    Anko, powtórzę za Ninką - czytają i oglądają Was ma się nieodparte wrażenie z tego jak doskonale się dobraliście z TwójCiOnym :))

    Tak się zastanawiam czy będzie komiks z duluxem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu Cię rozczaruję, że nie :((

      I mnie się podoba to określenie.
      Buziaki :))

      Usuń
    2. Tak myślałam ;)
      Chyba Cię troszkę podpuszczam, ale już nie będę Cię stresować ;))
      Buziaki :)))

      Usuń
  31. Po raz pierwszy dłuuugo myślałam co napisać. Że zdjęcia piękne, że poetycki opis miejsc zachwycający, to pisałam wiele razy. Ja w tym opisie znalazłam jeszcze prócz "gosiozachwytu", Gosiązachwyt TwójCiOnego.
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ty to ślicznie napisałaś... Chcę wierzyć, że coś w tym jest. :)

      Usuń
  32. Aniu, pięknie!
    Takie miejsca skłaniają do głębszych refleksji, zadziwiają nas skalą naszego zdumienia. Wstrzymują oddech, poruszają myśli i emocje.
    Zachwyt jest stanem pozarozumowym:) I właśnie dzięki temu nieskalanym analizą, myślą, formą narzuconą przez umysł:)

    Śledzę Wasze wojaże i podziwiam widoki wraz z Wami.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłaś napisać ten post za mnie. Świetnie to ujęłaś. Dziękuję.

      Usuń
  33. Czytam i czytam i myślę co by tu napisać,bo tyle zachwytów ,żeby nie powtarzać.Przeżyliście razem piękne chwile,godziny w Irlandii w "tempie gosiozachwytu",macie cudowne wspomnienia.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Lucy, że "czytasz i czytasz" i na dodatek piszesz! Skrzydła rosną. :))))

      Usuń
  34. ponieważ nie powiem nic co jeszcze nie zostało powiedziane... pozostaję w kontakcie :) czekam na cdn...:) :****

    OdpowiedzUsuń
  35. Ja na początku (prowadząc samochód na Wyspach) nałogowo łapałam za klamkę ;)
    Odpływy pozwalają mi biegać plażą - kiedy piasek jest mokry daje dobre podłoże i biega się lekko :) Gorzej bywa z przypływami - trzeba dobrze obserwować nadchodzące fale żeby nie znaleźć się 'z ręką w nocniku' ;)
    Nie wiem, czy widziałaś ten post - może chciałabyś pójść na spacer plażą w Walii :)
    http://www.malgorzatamyslicka.blogspot.co.uk/search/label/Three%20Cliffs%20Bay

    OdpowiedzUsuń
  36. Pięknie piszesz!!! Mnie na plaży odbiera mowę. Z zachwytu. Czekam na ciąg dalszy relacji. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)