Jak to jest z tą prawdą? Wyzwala czy strąca do najczarniejszego lochu?
Dodaje skrzydeł czy zakuwa w kajdany?
Ptysia:
We wtorek przyszły na pocztę dwa mejle. Z laboratorium Vetlab. Zamarłam i otworzyłam pierwszy z nich: kotka Rózia - PCR... dodatni. Boże!
Kolejny: kotka Szarlotka - PCR... dodatni. Nieeeee!
Testy paskowe myliły się w obu przypadkach. Dwa testy paskowe z wynikiem ujemnym kłamały (co ponoć zdarza się niezwykle rzadko). 100% błędu. Jak im kiedykolwiek jeszcze zaufam? Testy te robi się wielu kotom przed oddaniem ich do adopcji. Cóż z tego, skoro są kompletnie niewiarygodne.
Strasznie mną to tąpnęło, ale cóż, dziś widzę jaśniej, że trzeba iść tą drogą - aż do końca. Jakikolwiek on by był.
Mam więc w tej chwili trzy koty z białaczką, w tym jedną koteczkę już z objawami, a to dla niej wyrok z niewiadomym, ale niedalekim, terminem wykonania. Dobrze, że nie przerwaliśmy kuracji interferonem, tylko wszystkie koty dostały drugą serię. Trzecia za 2 miesiące.
Na szczęście białaczka nie jest mocno zaraźliwa, przenosi się podobnie jak ludzki AIDS - trzeba bezpośredniego kontaktu (przypominam, że Rózia będąc w ciąży, rodząc i karmiąc, nie zaraziła dwójki swoich dzieci i trójki przyszywanych). Nie zarazi się, oddychając tym samym powietrzem. Moje koty wyganiam więc do ogrodu i puszczam na dom białaski, niech trochę poszaleją po innej przestrzeni przed zamknięciem ich znowu w pokojowej kwarantannie-więzieniu.
Jeśli chodzi o mój dom tymczasowy, to jest zablokowany. Nie mogę w tej chwili przyjąć ani jednego innego kota. Generalnie nie jest lekko, ta sytuacja wykańcza mnie psychicznie, tym bardziej że nie jest to jedyny mój problem. Zły czas, ale jak wiadomo, po złym czasie nadejdzie dobry i tego się mocno trzymam.
A prawda? Myślę, że mnie jednak przede wszystkim wyzwoli, choć może i w lochu trzeba będzie trochę pobyć, będąc zakutą w kajdany.
To nie są zdjęcia z powitania.
Są też i dobre strony tej sytuacji: Ptysiulek nie jest już sama. Jej radość, gdy dołączyła do mamusi i siostry, jest nie do opisania! Jeszcze nie widziałam, aby kot tak się cieszył. Dosłownie tuliła się do Rózi, nie opuszczała jej na krok, podstawiała jej czółko do lizania, gruchała, a z oczu leciały jej łzy...
I mnie lecą.
I mnie:(
OdpowiedzUsuńKarolina z Tolą i Stasiem
Komu nie lecą? Gdybym mogła zrobić cokolwiek, zrobię to.
OdpowiedzUsuńI ja.
UsuńDobry czas nadejdzie, na pewno, oby jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, mocno!
No właśnie, komu nie lecą...
OdpowiedzUsuńSerdecznie ci współczuję, tylko tyle mogę...
Galia A.
:(((
OdpowiedzUsuńGosiu, czekamy na Twój znak, żeby ruszyć z pomocą.
jedyne dobre w tym wszystkim to to, źe Ptysia może być z mamą i rodzeństwem w tak trudnym dla niej czasie.. to jej pomoże.
dwa razy w życiu widziałam kocie łzy, dwa razy z kociego szczęścia. moja rodzina też to widziała. pozostali ludzie, kiedy o tym wspominałam, nie wierzyli. nawet u Ciebie o tym kiedyś napomknęłam i też miałam wrażenie, że nie bardzo uwierzyłaś. teraz wiesz, koty potrafią płakać. ze wzruszenia na pewno.
może weterynarz rozważy podanie Ptysi antybiotyku trochę dłuźej niż zaplanowano?
I mnie ;(
OdpowiedzUsuńRuszyć z pomocą możemy w każdej chwili, tylko jak? Co robić? Macie jakiś pomysł?
OdpowiedzUsuńHana, kotki są leczone, dokończymy interferon, mam na to środki, co więcej można zrobić?
UsuńRózi i Szarlotce potrzebny jest dom, bo po pierwsze nie mają objawów i mogą nie mieć długie lata, a po drugie wciąż mają szansę być całkiem zdrowe.
To, że test Elisa wyszedł ujemny może świadczyć o mniejszej liczbie wirusa we krwi. Może organizm właśnie go zwalcza? To prawdopodobne.
O i tego się trzymajmy, to brzmi rozsądnie.
UsuńWiem przecież. Miałam na myśli dom dla nich.
UsuńBrak mi wiary, że ktoś weźmie na siebie to ryzyko... :(
UsuńI mnie,tak mi smutno na sercu. Przytulam mocno i Ciebie, i koteczki.Wyprostuje się Gosi, mam wielką nadzieję, Rózia i Szarlotka czują isę dobrze, a Ptysiulka juz jest szczęsliwsza,że jest z nimi,może to też przyczyni się do zdrowienia.
OdpowiedzUsuńSmutne wieści, współczuję... ale niech siła i nadzieja Cię nie opuszcza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mnie też lecą...
OdpowiedzUsuńBaaardżo to przykre,bardzo. ������������
OdpowiedzUsuńBiedne koreczki.
OdpowiedzUsuńNa co właściwie są te testy Elisa skoro tak falszuja wyniki?
na to musi odpowiedzieć ktoś kto się zna. Ja już jestem cała guupia.
UsuńHm, śmiem podejrzewać, że CzeKo miała na myśli sens robienia tych testów, a nie pytanie merytoryczne o to, na co (czyli na jakie choroby) się je przeprowadza. Takie tam nieporozumienie - ach, ten język polski! ;)
UsuńTak, pewnie tak.
UsuńGosiu kochana, tak bardzo chcę by wyzdrowiały i znalazły kochających ludzi. ♥♥
OdpowiedzUsuńGosia, ja nie wiem, jak Ty to wszystko znosisz? Ogromnie Ci współczuję i wspieram dobrą myślą, choć takie wsparcie niewiele pomaga. Trzymajmy się mocno starego powiedzenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oby tylko jak najprędzej wyszło!
OdpowiedzUsuńGosiu ♥
OdpowiedzUsuńMasz siłę (nawet jeśli teraz przede wszystkim odczuwasz jej brak) i nie zawahaj się jej użyć!
Buziaki we wszystkie koteczki i w Ciebie.
Małgosiu, pamiętam, że w czasie okołoadopcyjnym jednego z moich kotów, gdy jeszcze nie było wiadomo, czy jest zdrowy, a ja już go pokochałam i z gulą w gardle czekałam na wyniki testów, weterynarz wspominała o szczepieniach przeciwko białaczce dla rezydentów, w sytuacji gdyby czarny scenariusz się ziścił... Twoich tymczasów nie wyleczyloby to z choroby, ale dałoby im większą możliwość na znalezienie domu, gdzie są już inne, zdrowe koty...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, aby kuracja interfenorem dała pożądany rezultat, bo kociczki są cudne i skradły już wiele serc...
* wybacz błędy, piszę na szybko z telefonu.
Usuń"Twoich tymczasów nie wyleczyłoby to z choroby, ale dałoby im większą możliwość na znalezienie domu, gdzie są już inne, zdrowe koty..." - nie rozumiem w jaki sposób szczepienia moich rezydentów przyczyniłoby się do tego?
UsuńSzczepionka nie daje 100% odporności, poza tym w miejscu szczepienia może utworzyć się nowotwór (dlatego szczepi się w łapę, by ją amputować w razie takiego obrotu sprawy), no i jeszcze jedno. Rózia jest agresywna w stosunku do Hokusa i Stefy, za każdym razem udało mi się zareagować i ją odciągnąć, ale nie będę już ryzykować. Nawet gdy widzi ich przez szybę atakuje. To pewnie dlatego, że wciąż ma przy sobie dzieci. Ona ma silny instynkt macierzyński, gdy smaruję pycholek Ptysi i ta płacze, Rózia leci ją ratować, jest bardo zdenerwowana, miauczy, patrzy na mnie z wyrzutem. Kochana kicia. Dla ludzi jest boska, łagodna, miła i miziasta.
Powiem jak jest u nas ze szczepieniami. Generalnie szczepi się koty co roku i to jest standard, bo pomimo że kot na przykład nie wychodzi to instnieje możliwość że właściciel przyniesie jakieś choróbsko na przykład na butach. Koty wychodzące, tak jak moje, szczepi się dodatkowo przeciwko FeLV, w sumie wychodzi tylko trochę drożej. Obie szczepionki daje się normalnie w kark, tak jak każdy inny zastrzyk. Być może u nas są nowsze, bezpieczniejsze szczepionki. W każdym razie, ja osobiście polecam to szczepienie bo choroba jest zaraźliwa poprzez jakikolwiek kontakt, wystarczy że zarażony kot napije się przypadkowo wody czy zje karmę z miski kota zdrowego. Przenosi się bowiem przez ślinę, a wiadomo że koty cały czas tej śliny używają do mycia. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, ale bałabym się pogłaskać moje koty po tym jak bym głaskała chorego kota, musiałabym dokładnie umyć ręce.
UsuńNie bedę więcej się rozpisywac bo się rozpłaczę...
Oczywiście, że trzeba myć ręce i robię to bardzo dokładnie, ale wirus w środowisku, czyli poza organizmem kota żyje tylko kilka minut, więc nie popadajmy w paranoję. Moje koty nie mają kontaktu z zarażonymi, ale te spokojnie mogą chodzić po domu podczas ich nieobecności.
UsuńSą domy, gdzie takie koty żyją razem i nie zarażają się wiele lat. Pamiętaj, że aż jedna trzecia kotów nie ulegnie zakażeniu, a jedna trzecia zwalczy wirusa sama.
Jeśli chodzi o szczepionkę to możliwe, że macie tę nowocześniejszą, ale nie wiem i muszę to sprawdzić.
Tutaj tez kazdy wet przed szczepieniem pyta, czy kot jest wychodzacy, bo wtedy daje dodatkowo szczepionke przeciw tej kociej bialaczce.
UsuńTak mi przykro, Gosiu, ale z drugiej strony Ptysiaczek ma towarzystwo i mame blisko siebie, moze lepiej zwalczy chorobe nie majac takiego stresu, jak kiedy byla calkiem samiutka. Tulam...
Nie miałam na myśli Twoich rezydentów, miałam na myśli rezydentów w tych domach, gdzie marzą o adopcji takich uroczych kotek, a boją się ich choroby. Uzupełnienie wiedzy o kociej białaczce w takim przypadku to jedno, niepopadanie w paranoje to drugie, ale ostrożność, której nigdy dość, to zupełnie inna kwestia.
UsuńZ mojej siódemki tylko jeden kot jest wychodzący, ale zaszczepione na białaczkę - i nie tylko - są wszystkie. Szczepionka jest aplikowana w kark.
Już rozumiem, a co do popadania w paranoję to nie chcę, aby takie nieprawdziwe wiadomości szkodziły tym kotom w znalezieniu domów. Po prostu.
UsuńA może jakiś wet by nam tu napisał jak to jest z tymi szczepionkami w Polsce?
O matko:(:(:( a juz bylo tak dobrze:(:(:(
OdpowiedzUsuńTo straszne:-(. Za co te biedniątka tak cierpią, za co Ty? Aż nie wiem co napisać. Gosianko całym sercem jestem z Tobą i maluszkami.
OdpowiedzUsuń:(((
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, bo cóż jeszcze mogę? I niech ten dobry czas szybko nadchodzi! A o prawdzie myślę tak samo - wyzwala.
Gosia moc mocy ślę kociakom i Tobie♥♥♥♥
OdpowiedzUsuń:((( Strasznie mi przykro. Mam nadzieje, ze te falszywe negatywne wyniki rzeczywiscie wskazuja na pozytywne dzialanie interferonu i one to w koncu zwalcza. Jesli tylko cos, daj znac... (Leciwa)
OdpowiedzUsuńGosianko, tak wczoraj wypatrywałam wiadomości o Ptysi. Co chwilę zaglądałam na fb z nadzieją, że znajdę jakis wpis. Czytam i płaczę. Jestem myślami z Tobą i kotusiami .
OdpowiedzUsuńAż mną wstrząsnęło...
OdpowiedzUsuńA już tak pięknie wyglądało... Czyli rozsyłanie i wieszanie ulotki nadal aktualne. Mój Boże, żeby Ptysiulek dała radę.
OdpowiedzUsuńGosia trzymaj się, bo aż trudno sobie wyobrazić, jak musisz być wymiętoszona i wyżęta emocjonalnie tą całą sytuacją. Ściskam Cię mocno!
Byłoby mi lepiej gdybym mogła się martwić tylko tym. :(
UsuńO więcej nie pytam... Jakbym mogła się do czegoś przydać - dzwoń!
UsuńGosiu :-* Możemy na razie tylko postarać się dostrzec jasne strony, Ptysiulka nie lubi być sama. Może znajdzie się gdzieś dobry człowiek, który ma już kota pozytywnego i weźmie ją do siebie? Musimy czekać cierpliwie, ja wierzę w prawdę, będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię mocno, wysyłam całą swoją siłę. Nie jesteś sama, za każdym razem jak smarujesz pyszczek Ptysi to my tłoczymy się gdzieś pod ścianą...
Pięknie to napisałaś, aż poczułam się dużo lepiej. :)
UsuńI mnie poleciały łezki, To smutne, że ten test jest taki do niczego. Nadal trzymam kciuki za dobre domy i zdrowie dla nich.
OdpowiedzUsuńAż mi się serce ścisnęło z żalu, a łzy - wiadomo, lecą...
OdpowiedzUsuńGosiu, ślę dobre myśli♥♥♥♥♥♥
A prawda to obosieczny miecz...
UsuńI to jest prawdziwa prawda o prawdzie!
UsuńBardzo mi przykro :-). Mam za sobą walkę o kociątko znalezione na cmentarzu w listopadzie 2012 roku. Wzięłam koteczkę z lecznicy niby już w dobrym stanie. Niestety, moje domowe koty zaraziły się od niej chlamydią w tym bardzo już wiekowa kotka z SUK. Do pełni "szczęścia" ja też się zaraziłam. Ale najgorsze było to , że Klarunia i tak mimo starań i leczenia odeszła. Czasem po prostu już tak jest. Piszę o tym bo na przykładzie Klaruni przekonałam się jak bardzo kot potrafi okazać wdzięczność i miłość. Nieodpowiedzialność i po prostu głupota ludzi mnie przeraża. Dotyczy to też niechęci do sterylizacji, a tak naprawdę to jedyny sposób żeby zmniejszyć ilość kociąt skazanych na śmierć, albo straszne i krótkie życie. Trzymam kciuki za Twoje koty, oby wydobrzały i znalazły dom.
OdpowiedzUsuńTa niechęć do sterylizacji to jest po prostu okrucieństwo. :(
UsuńCo mogę napisać? Trzymam kciuki i oby się obróciło na dobre.
OdpowiedzUsuńDopiero co rozmawiałyśmy z Barbarą, że nie ma od Gosianki wieści o kotkach....
Przytulam.
Niech dobry czas nadejdzie jak najszybciej.Gosiu przytulam Ciebie bo Ty to najbardziej przeżywasz.Jest mi bardzo przykro .
OdpowiedzUsuńSerce się kraje, gdy patrzę na Ptysię i widzę ją z tym wysuniętym języczkiem, bo dziąsła tak bardzo bolą... I jak tu pomóc, żeby nie cierpiała, co jeszcze można zrobić? To takie niesprawiedliwe, eh :(
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, Gosiu. Wiem, jak bardzo jest Ci ciężko :(((
Czy ten balsam Szostakowskiego przynosi ulgę, pomaga?
Może i tak, ale jeszcze nie jestem pewna. Ona ma odsłonięte szyjki zębowe z powodu tego zapalenia dziąseł i tego, że ropa jej dosłownie wyżarła część dziąseł..
UsuńPrzeczytałam właśnie, że dostała środek przeciwbólowy...
UsuńI jest z nią mama Rózia i siostrzyczka, to też ma znaczenie. Mniejszy stres, większa szansa na poprawę.
Niech już będzie dobrze!
I moje serce pełne smutku, a oczy pełne łez.
OdpowiedzUsuńGosiu trzymaj się kochana. Musi być lepiej, no musi...
Ania Bezowa
Bardzo mi przykro:((( A opis łez koci... serce się kraja Dużo szczęścia, Gosiu, życzę Tobie i wszystkim koteczkom ❤
OdpowiedzUsuńDasz radę. Wzięłabym, ale mi nie dasz. Damy radę, szukam, pytam. Gosia dasz radę, a jak dasz, to biorę. Tylko nie wiem, jakie to zagrożenie dla moich.. Dasz?
OdpowiedzUsuńJolu, kocia białaczka jest chorobą zakaźną. Koty muszą mieszkać w domach bez innych kotów i bez możliwości wychodzenia na dwór, aby nie zarażać innych...
Usuńale oczywiście doceniam twoją propozycję, dobra kobieto!
UsuńTen post powinien przeczytać każdy kretyn, który pierdzieli dyrdymały na temat kastracji/sterylizacji. Ale nie przeczyta, bo tu nie zagląda.
OdpowiedzUsuńNiech ten dobry czas jak najszybciej nadejdzie więc :*
OdpowiedzUsuńTak mi szkoda tych koteczków... Przyznam, że nie miałam pojęcia o takich kocich chorobach...
OdpowiedzUsuńCzy może być tak, że te pierwsze wyniki były jednak dobre, a w tych ostatnich jest błąd?
Nie umiem pomóc, ale bardzo bym chciała, żeby wyzdrowiały.
Nie umiem napisać nic sensownego. Ech..., ale przecież i za Twoje drzwi musi zajrzeć słońce!
OdpowiedzUsuńŚciskam Gosiu!...Qrde, czy musi być ciągle pod górę?:(
OdpowiedzUsuńmatko kochana, tyle dobrych dusz, tyle energii prosto z serca. prawda nie wyzwala, ale czasem umacnia. kocinki kochane....moje serce płacze. jestem bezradna, bo nie umiem wam pomóc.
OdpowiedzUsuńproszę, wyzdrowiejcie.
Czekałam na wieści i bardzo mi smutno :( :( :(
OdpowiedzUsuńGosiu, myślę, że w życiu dzieje się coś................ po coś.
Czy potrzebne są jeszcze pieniądze na leki? Pisz proszę.
Gosiu , Ty wiesz, że nasze myśli i serca są z Tobą i choruszkami, że jak napisała Ewa "my tłoczymy się gdzieś pod ścianą..."! ściskam serdecznie
OdpowiedzUsuńO, Gosia, nie tylko Tobie leca. Sle mase workow, ba, wywrotek dobrych mysli i guaskow i czego tam.
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć Gosia... Idealnie gdyby znalazł się domek, które by te trzy koteczki przejął... Ech... Przytulam wirtualnie wszystkich po kolei...
OdpowiedzUsuńBardzo mi żal i Ciebie i kotusi :((( Radość Ptysiulki jest pocieszeniem w tym wszystkim... Strasznie się wzruszyłam ♥
OdpowiedzUsuńMoc ciepłych myśli i kciuków !