Ostatnia sobota, dzień wolny, choć nie od nostalgii. Można to zwalić na porę roku - taka refleksyjna; można na ogólnie pojęte życie - tyle się dzieje... Cokolwiek powiedzieć, to był piękny dzień. Ciepło, słonecznie, nic tylko wybrać się na długi spacer z ukochanym pieskiem.
Idąc "moją" stroną Odry, zauważyłam, że coś się po przeciwnej stronie rzeki zmieniło. Gdy uświadomiłam sobie, co to takiego, to aż wydałam z siebie stłumiony jęk rozpaczy: nieeeee!! Jak to? To niemożliwe! A jednak widok nie pozostawiał wątpliwości. Nie było jej. Zniknęła. Niemożliwe zaistniało.
Odwiedzaliśmy ją całymi latami. Stanowiła cel naszych spacerów, koniecznie z przystankiem na nabranie przy niej sił, na samoleczenie przez przytulenie. Taki rytuał. Była stałym elementem krajobrazu, niezmiennością i pewnością w tym podłym, zmiennym świecie. Stara jak on, mająca może z pięćset lat, niemy świadek historii. Przeżyła królów, najazdy, wojny, kataklizmy, wiele pokoleń ludzi dobrych i złych. Przeżyła burze, wichury, powodzie, pożary i zawieruchy.
Olbrzymia. Zrośnięta ze swoimi dwiema siostrami w jedno. Potrójna moc i siła. Nie do pokonania.
A teraz padła. Babuleńka - Bunia, jak mówiliśmy na nią. To może dziwne, ona była... mną. Moim lepszym, dojrzałym alter ego. Patrząc na nią, wyobrażałam sobie, że jestem jak ona. Tuląc policzek do jej zaskakująco suchej i lekkiej kory, myślałam o swoim życiu. Tak jak ja nieraz okaleczona. Tak jak mnie zdobiły ją blizny - świadectwa czasu. Zostały po odłamanych gałęziach; mniejszych, większych i tych całkiem potężnych. Widziałam osmalony ślad po piorunie, pionowe pęknięcia znające ogień, odłupaną korę odsłaniającą nagie, wrażliwe wnętrze. W jej koronie część gałęzi straszyła, krusząc się przy wietrze - sucha, jasna, całkiem nieżywa - jak wiele moich wyobrażeń i marzeń.
A ona jednak trwała. Żyła. Odradzała się co roku. Podnosiła każdej wiosny. Te żywe gałęzie pokrywała świeżymi listkami, a wokół jej olbrzymiego, złączonego, potrójnego pnia wyrastały młode pędy, jak dzieci dotrzymujące jej towarzystwa. To budziło we mnie radość i nadzieję. Ta nowa energia odrodzenia, dynamika zmiany zasłaniała wszystkie świadectwa upadku.
Nigdy nie była samotna. Stanowiła ostoję dla ptaków, dla motyli, pszczół, korników, najróżniejszego robaczego drobiazgu. Potrzebna, ważna, kochana. Patrolująca z góry okolicę. Pieściłam myśl, że też tak będę umieć dla swojej rodziny. Uwielbialiśmy ją. Do jej cienia biegło się podczas gorącego lata, to do niej szliśmy w porze kwitnienia, by oszołomić się odurzającym zapachem. Była taka hojna! Strzelista, stara, imponująca, przerastająca swoich dębowych braci o kilka głów. Stara lipa. Staruszka Bunia. Moja przyjaciółka. Moje odzwierciedlenie.
I teraz całkiem niespodziewanie upadła. Runęła, odsłaniając swoją lichotę. Nie była wcale ostoją i siłą. Jej korzenie dawno spróchniały, zostawiając ją słabą i bezbronną. Nie trzeba było mocnych wiatrów, by ją powalić. Nie miała siły już dłużej trzymać się życia. To od dawna było oszustwo i falsyfikat. Pusta wydmuszka sprawiająca wrażenie kamienia. Pozostała po niej dziura w ziemi, zaskakująco płytka i mała. Zostało jeszcze, póki nie przyjdą po nie, jej piękne, imponujące ciało, martwe, ciche, opuszczone, suche. Mogłam dotknąć go po raz ostatni i cicho szepnąć: żegnaj, przyjaciółko. Jak mam teraz żyć bez twojego wsparcia? Gdzie ma zamieszkać moja dusza? Od kogo czerpać siłę?
A potem schyliłam się i podniosłam kawałek kory.
By mieć.
Muszę teraz sięgnąć po siłę, która jest we mnie.
Bo jest
gdzieś.
A jak nie -
To rozpiąć swoją słabość jak żagiel
na wiatr.
(Ania Matysiak. Tomik "Czułość liter" - A jak nie.)
Drzewa też umierają, ona dożyła swoich dni. Żal, zawsze żal takiej ostoi, ale my musimy znaleźć siłę, bo żyjemy o wiele krócej. Dobrze, że nikt jej nie ściął, bo wtedy smutek byłby większy. Kawałek kory będziesz mogła ogrzać ciepłem swoich dłoni i nie zapomnisz...
OdpowiedzUsuńPięknie o niej napisałaś.
Och, gdyby ją ktoś ściął smutek byłby większy i towarzyszyłaby mi wściekłość, a tak nie ma na co się złościć. To kolejna życiowa lekcja.
UsuńGosiu, jeszcze nie doszłam do końca Twojego posta, gdzieś w mojej głowie krzyczało - weź jej kawałek z sobą.
OdpowiedzUsuńWięcej nic nie napiszę, bo tak pięknie to pisałaś, że nie chcę popsuć tej nostalgicznej chwili.
Mam nawet te dwa kawałki. :)
UsuńTo smutne, ale tak pięknie napisane.
OdpowiedzUsuńGosiu, czerp siłę ze swojego wnętrza.
Ty jesteś najsilniejszym dla siebie wsparciem.
Tak myślałam, że jestem dla siebie najsilniejszym wparciem, ale co jeśli i moje korzenie są mizerne, słabe i spróchniałe... Wszyscy myślą, że się nie przewrócę, ale jak tez tak o niej myślałam.
Usuńsmutne :/
OdpowiedzUsuńale ja nie odebrałabym tego jako "To od dawna było oszustwo i falsyfikat" , ona kurczowo trzymała się życia, jako i my w bliższej lub dalszej przyszłości trzymać się będziemy
to oczywiscie tylko moje odczucie
i nim skończyłam czytać, to od razu pomyślałąm, że wzięłabym sobie jakiś kawałek konary i .. może coś wyrzeźbiła ..
nie smutkuj, Gosiu ♥
Wiem, sonic. Ja piszę o swoich odczuciach. Ponieważ się do niej porównywałam i czerpałam z tego pocieszenie, to poczułam się bardzo oszukana. Nie ma w tym jej winy, to tylko dowód na to, że często roimy sobie jakieś mrzonki nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
UsuńNie smutkam, już nie. Musiałam ją tylko upamiętnić.
Wbrew pozorom jesteś Gośku silną dziewczyną i od nikogo, ani niczego nie musisz czerpać sił. Poszukaj brzozy, brzoza świetnie współgra z człowiekiem. Jest silna ale i elastyczna, wie kiedy się ugiąć. I ma dobre dla człowieka promieniowanie.
OdpowiedzUsuńA lipa- spełniła swoje życiowe zadanie i odeszła -przecież nic nie trwa wiecznie.
Miłego;)
Wbrew pozorom? Ciekawe co masz na myśli.
UsuńSłabość ciała nie pokona ducha. Nawet to, co zdaje się tylko próchnem, da początek i moc czemuś nowemu. Kiedy żyła, żywiła miliony istnień, teraz będzie żywić miliony innych. I póki będziesz pamiętać, dla Ciebie trwać będzie zawsze. A idea, jak u Platona, pozostanie na wieczność.
OdpowiedzUsuńJakoś od rana nie mogę przestać myśleć o tym, co napisałaś, więc wracam tu raz jeszcze, żeby coś dodać. Gosiu, ja myślę, że Ty tę siłę masz. Twoja lipa była jej symbolem, przypomnieniem, rodzajem katalizatora, który ją wyzwalał. Teraz może być nim ten zachowany kawałek kory. I być może, jak napisała Krysia, w tym miejscu wyrośnie młoda lipa. Kontynuacja. Wszak "Non omnis moriar."
UsuńZawsze bardzo żal mi drzew, a codziennie patrzę przez okno, jak powoli umiera brutalnie potraktowana jarzębina, jedna z dwóch, które dawno temu posadził nasz nieżyjący już sąsiad (druga, przycięta dużo delikatniej, wygląda całkiem nieźle) i zastanawiam się jak długo wytrzyma...
Podoba mi się idea z młodym pędem, jest w tym wiele nadziei. :)
UsuńJeśli porównywałam się do niej, a ona upadła tak spektakularnie i ostatecznie, to sama się sobie nie dziwię, że się zatrwożyłam.
Niech Twoja jarzębinka się trzyma, jednak i druga. Bardzo lubię te drzewa!
Gosia - jak sie da, to wokol dziury po niej wyrosnie cos nowego - odnowa, zyciowa wiosna, jej wnuczka, prawnuczka wyrosnie i bedzie potrzebowac KOGOS.
OdpowiedzUsuńPiszesz trochę w stylu MCO.
Usuń"Jeśli według wierzeń shinto mieszkał w niej Twój duch, to musisz mu znaleźć nowe fajne miejsce. Potem możemy je opasać sznurem shimenawa, jak Japończycy :)"
:)
no patrzaj pani!
UsuńEch... Ten post , w tej chwili... dla mnie... o mnie.... "Muszę teraz sięgnąć po siłę, która jest we mnie.Bo jest... gdzieś...." Tylko gdzie i czy ją tym razem odnajdę?... I czy mam obok siebie taką mocną, zdrową lipę,od której mogę czerpać siłę, gdy mojej już zabraknie? Tak, to wszystko piękne - odnowa, początek nowego, życiowa wiosna, córka, wnuczka, prawnuczka... Tylko lipy nie ma ... I wolałabym widzieć, jak one rosną przy mnie a nie po mnie... Trzymajcie za mnie kciuki, proszę... sorry...
OdpowiedzUsuńTrzymam, jak najmocniej!
UsuńA ty szukaj, szukaj, szukaj, a na pewno znajdziesz siłę w sobie:*
Hania,trzymam mocno ❤
UsuńHaniu, przykro mi, zdaje się dopadła cię choroba... ile tylko mogę ślę ci dobrą energię! Cóż zrobić, na tak wiele rzeczy nie mamy wpływu... Ostatnio wciąż słyszę historie o chorobach, rakach. Nie znamy dla ani godziny. Nie wiadomo cóż można powiedzieć. Może tyle, że rozumiem, bo i ja chwiałabym się doczekać prawnuczki/a, i popatrzeć jak rośnie. Niech moc będzie z Tobą, Haniu.
UsuńDziękuję :) Na razie załatwiam przynajmniej tymczasową opiekę nad zwierzakami, porządkuję na wszelki wypadek swoje sprawy i próbuję przebić się przez kolejki i różne absurdy służby zdrowia, ale podobno jak się pacjent uprze, że będzie żyć, to i medycyna nie da rady mu zaszkodzić ;)
UsuńI tego się trzymajmy, Haniu.
Usuń♥
Brawo, życzę siły!
UsuńHaniu, dołączam do teamu trzymających Cię za rękę i dodających otuchy.
Usuńto potwierdza, że wszystko ma swój koniec :( smutne bardzo... ale my póki żyjemy musimy iść do przodu, nie oglądać się za siebie za mocno..
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie na wiele mamy wpływ, ale na pewno na to, by iść do przodu, dzień po dniu, a one będą i piękne, i smutne, jak to w życiu.
UsuńDrzewa umieraja stojac ...chyba byla kiedys taka sztuka ...smutne jest to co piszesz ale nic nie mozemy poradzic na smierc ..zycie trwa dalej i my poki co z nim .
OdpowiedzUsuńWiosna moze wyrosnie malutka sadzonka ?
Pojdz wtedy , zobacz .Moze bedzie ? Bo przeciez w przyrodzie nic nie trwa wiecznie i nic nie umiera naprawde .
Jeśli wyrośnie sadzonka, a na pewno tak będzie, to zasadzę ją w swoim ogrodzie, choć on malutki... Postanowione!
UsuńDobrze, ze sama odeszla, ze starosci, ze slabosci. Dobrze, ze nie przyszedl czlowiek i nie zabil jej pila elektryczna.
OdpowiedzUsuńZle, ze polegla, ze juz jej nie zobaczysz, nie bedziesz mogla czerpac od niej sily.
Czas znalezc te sile w sobie.
O tak, masz rację, płakałabym tydzień!
UsuńZ tą siłą w sobie to wiesz jak jest. Różnie.
No wiem... Skoro jednak Twoja podpora odeszla...
UsuńJak pięknie o niej napisałaś! Jaka Fikunia maleńka na jej tle!
OdpowiedzUsuńMamy na gumnie stareńką, potężną, dziką gruszę. Boję się o nią przy każdej wichurze, rośnie na skarpie i ciągle mi sie wydaje, że zaraz się przewróci.
A ja się nie spodziewałam. Naprawdę nosiłam w sercu jej przykład jako siły nie do zniszczenia, na pewno nie za mojego życia.
UsuńKochana, muszę tu stanąć w obronie tej lipy, która nazwałaś Falsyfikatem. To moim zdaniem nieco niesprawiedliwe bo...
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach widzę owocniki grzyba, zatem ona od wielu lat walczyła z infekcją. To tak jakby walczyła z pożerającym ją rakiem. A jednak nie skarżyła się, nie pokazywała , że coś jej dolega, trwała niosąc pociechę i dając życie małym i dużym. Nie martwiła nikogo swoim podupadającym stanem. I nagle się poddała. Już nie miała siły walczyć z agresywnym rakiem. Skoro jak piszesz, mała dziura w ziemi po tak wielkim drzewie to znaczy , że grzyb od kilku albo i kilkunastu lat pożerał jej koszenie i tkanki przewodzące.
Kochana ale wiem co możesz czuć. Swego czasu w Dziczy rosły dwa ogromne dęby, rozłożyste i wspaniałe. I nagle, któregoś dnia patrzę, a tam dwa niskie, płaczące jeszcze pniaki wystające z ziemi niczym okrągłe stoły. Średnica ponad półtora metra każdy. Jak się okazało leśniczy postanowiła wykorzystać ich drewno na wykończenie domu syna... Zabił kilkusetletnie, zdrowe drzewa i wszechświat zemścił się - Syn walczy z nowotworem złośliwym. Nie życzę mu źle, bo to dobry człowiek i pracowity, ale dostrzegam jakaś sprawiedliwość.
Pozdrawiam. I mam pytanie, czy przydadzą ci się kocie miski z drugiej ręki i stara pościel do kociarni albo do fundacji?
Widzisz, Luno, ona dla mnie okazała się falsyfikatem, bo podziwiam ją od tylu lat, biorę z niej przykład, nadzieję, że i ja się utrzymam, choć walczę z równymi "infekcjami", a tu klops... Zawód. Nawet wielkie, silne z pozoru drzewo może okazać się słabiutkie i ledwo dające radę...
UsuńOkropna ta historia z dębami. Pamiętam jak pisałaś o tym.
Na pewno się przydadzą, spytam Martę, bo ona ma zawsze duże potrzeby. Dzięki!
UsuńPrzyłączę się tu do Luny - ona - lipa- nie była falsyfikatem - była sobą. I umarła ze starości i choroby. Zdarza się. Każdemu. Mnie się zdarzy, Tobie się zdarzy. I nikt Cię nie nazwie falsyfikatem z tego powodu, że umarłaś, chociaż pewnie dla wielu osób też jesteś podporą i wzorem.
UsuńAle może ktoś się mną rozczaruje? Ma do tego prawo, tak jak i mam nie spełniać jego oczekiwań.
UsuńTo nie jest zarzut do lipy, to odpowiedź na to co sama sobie w duszy w związku z nią uroiłam.
Hmmm. No to się rozczaruje.
UsuńA lipa zostanie w pamięci, na zdjęciach, w kawałku kory.
Tak, to że ktoś wygląda na mocarza, wcale nie musi nim być. Gdzieś tam w środku każdy ma swoją słabość.
OdpowiedzUsuńMaria, aj law ju! Rozumiesz mnie jak nikt, wyjdź za mnie! (Jolka szykuj się do rozwodu:P )
UsuńPff... Kupię sobie na ten rozwód szpilki i suknię bez pleców. I bez przodów! :P
UsuńBój się bogini! Goła przyjdziesz na ten rozwód??!!
UsuńNo, niezupełnie, będę mieć szpilki. :D
UsuńMyślę, że w takiej sytuacji bez problemu otrzymam rozwód z orzekaniem o twojej winie, w końcu sąd sam zobaczy z kim ja żyję! Nie dość, że chuda, to jeszcze się afiszuje! Maupa! Maria tak nie zrobi, jestem pewna! :P
UsuńOczywiście, że nie, bo Marija nie nosi sukienek. Wiem to od niej samej. Ale nic sobie nie myśl. :P
UsuńA nie, czekaj, raz nosiła - jak u niej byliśmy! Ale wtedy był upał, więc się nie liczy. :)
UsuńJolko ale Ty masz pamięć, o tym że byłam wtedy w czymś co przypominałam suknię, całkiem zapomniałam ;)
UsuńGosia oczywiście, że wyjdę, jakże bym mogła odmówić :)))Możemy żyć z Jolką w trójkącie ;)
UsuńMarijo, pamięci to ja kompletnie nie mam, ale, i to jest ciekawe, zapamiętałam dość szczegółowo wizytę u Ciebie, w tym smak deseru i twarz Twojej Mamy, choć widziałam ją tylko chwilkę. :)
UsuńCo do trójkąta - jak najbardziej. Zaklepuję sobie miejsce od ściany! ;)
Jolka, ty będziesz spać pod łóżkiem, bo inaczej będziesz nas kłuć tymi szpilami!
UsuńNo tak. Jolka chyba zapomniała, że wyszła za mię.
UsuńEkhm, ten... no... Patrz wyżej, Hano: (...) pamięci to ja kompletnie nie mam (...). Co innego gdybym Cię była ujrzała choć raz w sukni, ale przecież Ty też z tych spodnianych. :P
UsuńBardzo mi miło Jolko, że tak dobrze pamiętasz wizytę u mnie :)
UsuńW zeszłym roku z powodu remontu drogi w naszej wsi wycięto całą (choć nie na całej długości rosły tam drzewa) aleję. W części bardziej odległej od wioski rosły klony, w tym czerwonolistne. Nie żeby jakieś wiekowe, ale kiedy jeszcze przemierzałam tamtą dwukilometrową trasę do lub od autobusu z DK 6, przyjemnie było iść pod drzewami. Bliżej wsi, a właściwie już w niej, rosły stareńkie, wielkie lipy, którymi się zachwycałam. Planowałam zrobić im zdjęcia, ale się nie zebrałam na czas... Prawie płakałam, gdy zobaczyłam, co zostało z tych olbrzymich drzew. Ich pnie mogły mieć z półtora metra średnicy...
OdpowiedzUsuńDrogę (jedynie na tamtym odcinku) mamy teraz dobrą, fakt, ale drzew nie mogę zapomnieć i czuję się w tym miejscu obco i nieswojo.
Pamiętam jak mi o tym pisałaś. Rozumiem Twoje uczucia.
UsuńZawsze szkoda drzew, które nam na co dzień towarzyszą.
Przyzwyczajamy się do nich i myślimy, ze będą zawsze, a tu zonk...
Noo, a wtedy zanim się rozeznałam, co jest grane, to siedząc na werandzie usłyszałam dziwny odgłos. To była już któraś z kolei padająca lipa... Wcześniejszych nie słyszałam, będąc jeszcze w środku, w domu. To był szok.
UsuńDla mnie tez widok tej leżącej lipy to był szok, ale nie mam kogo winić. Ty masz gorzej. :(
UsuńNo nie wiem, nie byłam z żadną z nich aż tak związana, choć bardzo je podziwiałam. I cieszyłam się, że tam są, takie dostojne, olbrzymie, silne. Ech...
UsuńNa wsi, gdzie mieszkałam, na granicy naszej działki, na wzniesieniu, rosła dzika jabłoń. Rodziła pyszne jabłka, mój dziadek je uwielbiał. A ja uwielbiałam siedzieć przy niej, w jej cieniu. Nawet kiedy się wyprowadziłam to często tam wracałam, pobyć z nią, z naturą. Przypominała mi mojego dziadka, chwile dzieciństwa, zabawy.
OdpowiedzUsuńKu mojej rozpaczy, pewien człowiek, chciwy, ciągle chcąc zdobywać więcej ziem pod uprawę, ściął jabłoń. Niedługo zrówna ze swoją działką wzniesienie, na którym rosła. Do tej pory nie mogę tego zrozumieć, boli mnie to i chce mi się płakać. Zabrał mi część mojego życia, moja przyjaciółkę, którą znałam od zawsze. I tylko dlatego, że chce się wzbogacić...
Niestety nie wszyscy ludzie szanują drzewa i naturę. Niestety...
Popatrz, czyli nie tylko ja byłam tak mocno związana z drzewem. Po raz kolejny post przyczynia się do tego, że czuję się normalniej.
UsuńAsiu, dziękuję za Twoją historię i współczuję.
jednak żal
OdpowiedzUsuńTak, Elu, żal, ale to pożegnanie pomogło mi go oswoić i odesłać w przeszłość.
UsuńTo smutne... Slicznie o tym napisałaś.
OdpowiedzUsuńDla mnie magiczne jest to, że człowiek tak bardzo może zżyć się z.. drzewem :)
Dzięki, Lauro.
Usuń"To od dawna było oszustwo i falsyfikat. Pusta wydmuszka sprawiająca wrażenie kamienia. Pozostała po niej dziura w ziemi, zaskakująco płytka i mała."
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się z tym stwierdzeniem, jest niesprawiedliwe. To nie oszustwo, nie falsyfikat. To DUMA i DOBROĆ do końca. Do ostatnich dni. Bez zawodzenia, narzekania, bez uzależnienia od innych. Do końca cała dla innych. Tylko jeden głos niemocy wydała w chwili upadku. Odeszła tak jak żyła, dumna i pokorna.
Efka, dla ciebie i dla mnie to było co innego. Nie ma jednej prawdy. Jest prawda Twoja i moja. To zależy jak to czujemy. Ja poczułam się oszukana, choć oczywiście wiem, że to sprawa mojego nastawienia i odbioru. Może gdybyś ty spodziewała się po kimś, ze jest silny i niezłomny, a okazałby się słaby i kruchy to też poczułabyś zawód?
UsuńGosiu, TY możesz się przewrócić, bo masz kogoś, kto Cię podniesie. W odróżnieniu od tego biednego drzewa. Dobranoc, na więcej mnie dzisiaj nie stać. Chociaż ja noszę sukienki ;-)
OdpowiedzUsuń