Strony

niedziela, 31 maja 2015

Trzy proste zastosowania kota

Zastosowanie pierwsze: jako przerywacz siewek marchewki (wczorajszy mejl od Joli). 

Wróciłam (do domu), przepikowałam rzodkiewki w deszczu, ale dodatkowo je dla pewności podlałam, a Śliwa "przerwała" mi marchewki - robiąc kupona! Musiałam urobek wygrzebać i wyrzucić, a marchewki: zagrzebane z wielką determinacją odgrzebać, a wyrwane przy okazji - dosadzić. I podlać - może coś z nich jednak będzie. Asystentka ogrodowa się znalazła! Pewnie poszłaby na tę kupkę w inne miejsce, ale skoro ja byłam w ogrodzie, to gdzie kocie dziecko pójdzie, jak nie za mamusią. :] 

Zastosowanie drugie: tester kiełbasy (cd. mejla od Joli).

A tymczasem Glizda w domu dobrała się do kiełbasy, bo zostawiłam koszyk z zakupami w kuchni i poszłam jak ta gupia w ogród od razu. Dobrze, że Pan Mąż podjął interwencję, to kiełbaska w większej części uratowana.


Dla przypomnienia: Śliwka w ogrodzie wygląda tak.

A tak wygląda Glizda wgryzająca się w uwielbiane przez siebie ogórki.
Można sobie wyobrazić wgryz w kiełbaskę, którą uwielbia nie mniej.
Zastosowanie trzecie: jako żelazko. 

Świeżutko wyprane rzeczy czekają na zaniesienie na górę. 
Pod takim ciężarem na pewno się wyprasowały! :)

Koty to bardzo pożyteczne zwierzęta! Miłego wieczoru. :)

PODPIS

Ważne: Podpiszcie petycję (klik)! W TVN nadano program, który może kotom zrobić ogromną krzywdę. Ja podpisałam. 

sobota, 30 maja 2015

Na wulkanie Sakurajima

Wczoraj (jak doniosła mi zapalona japonofilka Agnieszka z Czech) w Japonii na wyspie Kuchinoerabu eksplodował wulkan. Nic by mnie to nie obeszło, gdyby nie fakt, że 21 maja, czyli osiem dni temu, byliśmy jakieś 100 km od niego, na dodatek też na wulkanie!
Ten wczorajszy, który uaktywnił się znowu po 12 latach, sprawił, że ewakuowano wszystkich mieszkańców wyspy: 137 osób. To niesamowite, ale na takich aktywnych wciąż wyspach-wulkanach ludzie żyją w koegzystencji z tą straszną siłą natury. Mieszkają, pracują, no i czerpią dochody z turystyki.

Teraz błogosławię swoją niewiedzę podczas naszej wycieczki na Sakurajima! Było trochę strasznie patrzeć na eksplodujący stożek, ale czułam się bezpiecznie, w końcu w 1960 r. powstało Obserwatorium Wulkanu Sakurajima, które monitoruje jego aktywność. Jest to ważne, bo wokół niego żyją ludzie, a tuż obok znajduje się 600-tysięczne miasto Kagoshima.

Poza tym  poprzednia wielka erupcja, która z wysepki utworzyła półwysep,  miała miejsce  w 1914 r. Poprzedziło ją kilkanaście trzęsień ziemi, zanim 11 stycznia wulkan potężnie wybuchł. Ulotka informacyjna, którą dostaliśmy w porcie, zapewniała nas, że nie ma się czego bać, bo obserwatorium czuwa, a gdybyśmy nagle znaleźli się w chmurze wulkanicznego pyłu, nie należy wpadać w panikę. Trzeba po prostu zakryć głowę czapką, kapturem, najlepiej schować się pod czymś, zatrzymać samochód - jeśli akurat nim jedziemy  - i przeczekać. Po góra 15 minutach powinno być po wszystkim.

Nie dziwią te ostrzeżenia, bo od 1955 r. wulkan jest prawie stale czynny. Tysiące niewielkich erupcji każdego roku wyrzucają popioły na kilkanaście kilometrów wokoło. Tysiące erupcji w roku dają kilka w ciągu dnia. I my przeżyliśmy takie dwie...
.
A było tak:

Raniutko pobiegliśmy na stację w Fukuoce,
by shinkansenem dotrzeć do Kagoshimy. 
O! Jakie gęste chmury na bezchmurnym niebie! - zdziwiliśmy się oboje, a to nie chmury...
Kiedy wchodziliśmy na pokład promu wiozącego nas na Sakurajimę, nie można było mieć już wątpliwości, co to tak "dymi".
Jak widać, chętnych do przyjrzenia się wyspie z bliska było wielu.
Gdzieś tam, wśród tych malowniczych wysepek jest wulkan, który wybuchł wczoraj.
Na Sakurajimie, w cieniu dymiącego kilka razy dziennie wulkanu, mieszkają ludzie.
Wielu z nich jest rybakami. 
Wraz z nami promem przypłynęły na wyspę wycieczki japońskich uczniów. Oczywiście w mundurkach szkolnych. 
Już w Kagoshimie, mieście, z którego portu wypływaliśmy na wulkan, zdziwiłam się: Japonia, a tu taki brud na ulicach!
Dopiero na wyspie, dziwiąc się znowu jeszcze raz, tym razem brudnym szybom w autobusie turystycznym,
 zrozumiałam dlaczego.
Wulkan pluje czarnym popiołem i brudzi przestrzeń wokół siebie na wiele kilometrów. 
Poruszającym pomnikiem upamiętnione zostały ofiary poprzednich erupcji wulkanu. 
Widok japońskich staruszków przywiezionych tu najwyraźniej przez swoich opiekunów na relaks,
spokojnie napawających się wspaniałym widokiem na okolicę i wcinających ze smakiem lody
działał naprawdę uspokajająco, tym bardziej że wulkan chwilowo drzemał. 
Pojechaliśmy dalej 
 wtedy się zaczęło!
W górę wystrzeliła olbrzymia chmura gazów i pyłu!
Gołym okiem było widać, jak czarny piach opada na góry. 
"Brud" na ulicach Kagoshimy i na wyspie już nie dziwił...
A turyści, jak to turyści: robią sobie fotki na tle. :)
A nie mówiłam?! :)
Wulkan wciąż pluł malowniczą chmurą, 
kiedy wracaliśmy promem do miasta. 
I shinkasenem do Fukuoki. 
Podczas tej wycieczki nie wiedziałam jednak, że najostatniejszy wybuch miał miejsce naprawdę niedawno, bo 18 sierpnia 2013! Wulkan Sakurajima wyrzucił wtedy w powietrze 5 tysięcy metrów sześciennych pyłu (!!!), zasypując nim pobliskie miasto Kagoshimę! Ale mieli sprzątania!

Spójrzcie, jak przerażająco to wyglądało!



Nazwa Sakurajima składa się z dwóch słów. Sakura  – japońskie słowo na określenie ozdobnych drzew wiśniowych i ich kwiatów . Jima - wyspa. Jest to więc wyspa kwitnących wiśni. 

Piękna nazwa, ale życie w cieniu takiego zagrożenia... Cóż, Japończycy to potrafią. Są w tym mistrzami. 

Miłej soboty.  Spokojnej, nie wybuchowej. ;)))

PODPIS


piątek, 29 maja 2015

Na japońskim placu budowy

Droga wycieczko, zanim będzie znów o kotach (a będzie, bo w weekend spodziewam się dostawy świeżego materiału do wypieku), wracamy do Japonii. Chcę Wam pokazać coś bardzo, moim zdaniem, oryginalnego. Ciekawe, czy podzielicie moje zdanie. :)

W Fukuoce wynajmowaliśmy kawalerkę w wielopiętrowym bloku i tam z balkonu na naszym ósmym piętrze wypatrzyłam arcyciekawe sceny. Na dole, na placu budowy, odbywała się właśnie poranna odprawa.

Widok ogólny na plac budowy.
Jak to w Japonii; każda z grup robotników ma inny strój roboczy od razu świadczący o funkcji, jaką pełnią.
Zwróćcie uwagę, że ustawieni są w grupach - wg kolorów uniformów. 
Robotnicy słuchają jednego z przełożonych, których jest czterech. 
Tak to wygląda w szerszym planie.
Majster przemawia, coś zaznacza w zeszycie, pozostali pilnie słuchają. 
Potem majster podnosi głowę i okazuje się, że to... kobieta! Brawa dla tej pani! :))
Nagle zaczyna się dziać coś niezwykłego! 
Pracownicy ustawiają się dwójkami, sięgają za pas po sznury z wielkimi hakami, 
spinają się nimi wzajemnie...
Pojawia się jakiś problem u jednego z robotników, 
kolega pomaga mu go rozwiązać. Reszta spokojnie czeka. 
Wtem zaczynają odprawiać specyficzny taniec! Wskazując palcami na niebo (na kaski?), 
na siebie, 
na buty, 
głośno przy tym coś wykrzykują! Całość kończy jeden zgodny, głośny okrzyk. 
Panowie (i jedna pani) się odpinają. Odprawa zakończona.
To rodzaj procedur BHP? Wzajemnego sprawdzenia poprawności ubioru, zabezpieczeń?
To coś w rodzaju: jesteśmy zespołem i ja dbam o ciebie, a ty o mnie?
Teraz można już zacząć ustalać plan działania w swoich mniejszych, specjalistycznych grupach. 

Jak widać, narada się nie skończyła. 
Czy nie jest tak, że w postawie tych ludzi widać szacunek dla szefa? 
Nareszcie można przystąpić do pracy. 


Nie wiem, na czym polegało ich zadanie, ale kiedy wróciliśmy wieczorem, zastaliśmy plac pusty, wyrównany i najwyraźniej przygotowany do jakichś dalszych działań.

Taką to ciekawostkę obyczajową dla Was upolowałam. :)
Miłego dnia!

PODPIS

Kopiuję tu dwa wyjaśniające komentarze Agnieszki, mającej dużą wiedzę o Japonii:

(...) To jest normalny, codzienny rytuał przed rozpoczęciem pracy. Takie rytuały się odbywają wszędzie, w każdej firmie i w każdym zawodzie. Często takie odprawy kończą się wspólnym odśpiewaniem hymnu, nie hymnu państwowego, ale hymnu danej organizacji czy firmy/zakładu. Podobne poranne odprawy są powszechne w dużych korporacjach i w małych sklepikach, w bankach i na placu budowy, /jak Gosia miała okazje widzieć/, nawet w szkołach. Do mundurów wszyscy są przyzwyczajeni już od przedszkola i z duma je noszą, jak w którymś z postów pisała Gosia, nawet na wycieczkach szkolnych w niedzielę! 

Prawdę mówiąc to osoby raz zatrudnione na cały etat nie musza się bać zwolnienia, zwolnień, jako takich praktycznie nie ma. Wprost przeciwnie, wraz z wiekiem i stażem pracy rośnie wynagrodzenie. Nie spotyka się takiej sytuacji, że do firmy przyjdzie NOWY i zajmie wyższe stanowisko z wyższym uposażeniem. Na awans trzeba sobie zapracować. Ostatnio popularne jest zatrudnianie pracowników na tzw. "bajto”, czyli czas określony, przeważnie na pół roku. Takiego pracownika nie można zwolnic przed upływem pół roku, można natomiast nie przedłużyć z nim umowy, ale są wypadki, że ludzie pracują przez kilka lat mając tylko umowę o "bajto", przedłużaną, co pół roku. Szczególnie dotyczy to młodzieży, wśród której "bajtowanie" jest bardzo popularne. Trzeba zwrócić uwagę na to, że to pracodawca nie może zwolnić pracownika, ale pracownik może wymówić umowę o pracę /w przypadku "bajtowania"/. Stawki są takie same dla pracowników zatrudnionych na etat jak i dla "bajtowcow" /oczywiście w tej samej organizacji i na takim samym stanowisku i z takim samym, czyli zerowym stażem pracy/, i nie mowie tu o korporacjach czy dużych firmach, ale np. o restauracjach, barach, domach towarowych, wypożyczalniach wszelkiego rodzaju itp. Tam polowe pracowników tworzą "bajtowcy". W dużych, renomowanych firmach "bajto" nie jest stosowane, a jak ktoś się tam dostanie to ma do emerytury pracę zapewnioną.