Pisane w autobusie.
Wracamy do Seulu. Mkniemy po gładkiej jak stół drodze szybkiego ruchu. Nie wiem, z jaką prędkością porusza się nasz pojazd, ale wiem, że bardzo szybko - pędzi jak szalony! Za oknem przewijają się śliczne krajobrazy. Malownicze wzgórza porośnięte zielonymi lasami poprzetykane tu i ówdzie różowo kwitnącymi drzewami wiśni. Mijamy właśnie szeroką dolinę, a w niej srebrzącą się lazurową rzekę. Jest naprawdę urokliwie. MCO obok mnie pisze swoją kolejną ambitną notkę z podróży.
A ja mam kryzys. Bez wyraźnego powodu dopadł mnie przytłaczający smutek. Znam to z ubiegłego roku z Japonii. Pamiętam kilka takich kryzysów. Pierwszy zawładnął mną, gdy wracaliśmy z wieczornego zwiedzania Kioto. Jechaliśmy autobusem i ponieważ było ciemno, mogłam sobie pozwolić, aby łzy płynęły swobodnie po policzkach. Oddałabym wtedy wiele, by za pomocą jakichś czarów teleportować się do domu.
Za to nazajutrz znowu nastał piękny dzień.
Odhaczam więc dzisiejszy kryzys jako zwykłą część podróży, pierwszy taki, który musiał przyjść. Przyszedł, odejdzie, a za nim przyjdą następne. To nieuniknione w moim wypadku. Oglądam zdjęcia z domu, które dostałam od Kasi. I tęsknię. Marzę, żeby wtulić się w Amisię, w to mięciutkie futerko. Może z powodu jej ostatniej choroby za nią ckni mi się najbardziej. Nie licząc ludzi, oczywiście. :)
Kasia nazwała ten poniższy cykl: cyrki i odgrywanie dramatu pt. Jacy my jesteśmy głodni!
Tego na klasówce nie będzie. :)
Miłego dnia!
Najwspanialszy lek na kryzys przysłała Ci Kasia. Wyraźnie zdrowe, bo czekające na jedzenie, wszystkie Twoje koty. Możesz spokojnie wędrować dalej.
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię Gosiu. Może taki kryzys jest do czegoś potrzebny. Może jakoś "tonizuje" koreańskie emocje, aby więcej się ich w człowieku zmieściło. :*
OdpowiedzUsuńGosiunia, nie jesteś wyjątkiem- z tym kryzysem. Może być najpiękniej pod słońcem tam, gdzie jestem a i tak po tygodniu mam "załamanie". Niektórzy mają po 3 dniach od wyjazdu z domu, inni po 10 dniach ale są i tacy, którzy nic nie mają, np. mój ślubny. Ale ja to podstępnie nazywam "migreną", żeby mnie nikt nie wypytywał co mi jest.
OdpowiedzUsuńPiękną masz te wycieczkę! Trzymaj się, gdy wrócisz zasmucisz się, że już wróciłaś.
Miłego, ;)
Amisia wyglada na njbardziej głodną ,znaczy się wróciła do formy kocina :))
OdpowiedzUsuńJak jestem bardzo zmęczona to też dopadają mnie kryzysy i robię siem płaczliwia , trzeba ciutke odpocząć ,to najlepsze lekarstwo :))
Gosiu odpocznij odrobinkę i hajda po nowe wrażenia ,czekamy na relacje :)))
Dlaczego na klasówce nie będzie o Twoich rezydentach ?
No właśnie, dlaczego? One przecie najpiękniejsze na świecie!
UsuńBiedne, zagłodzone kotecki ;)
OdpowiedzUsuńDoskonałe ćwiczenie asertywności :)))
Lada moment będziecie w domu.
No tak, u mnie codziennie tez to samo, a potem jedzenie stoi w misce bo ilez mozna przezrec? Kryzys? A moze to dla Ciebie za intensywne Gosiu? NO coz, ja nigdy kryzysow nie mialam podczas wyjazdow to nic powiedziec nie moge, ale sama wiesz ze przejdzie :-) ♥
OdpowiedzUsuńTo już rok minął od Japonii!? Jak ten czas leci. Kryzys minie, jak po Pyralginie - tylko bez:)).
OdpowiedzUsuńMasz przynajmniej szczęście w nieszczęściu, że możesz dać upust łzom. Ja to bym się bała o makijaż:)).
a my tu płaczemy za Tobą, więc wszystko gra ;) i nie paucz długo, rób zdjęcia i wymyśl łatwą klasówke, bo te nazwy... ech, chyba nie ma szans na wygranie ;) ♥
OdpowiedzUsuńTrzymaj się. Jak to piszę to już pewnie po kryzysie, a jak nie to lada chwila sobie pójdzie.
OdpowiedzUsuńKoty jak widać na zdjęciach kryzysu nie mają.
Gosiu, nie puakaj ! Zaraz wracacie ! A futra teatr Ci odstawiają :) Biedulki jedne, zagłodzone takie :)
OdpowiedzUsuńOj kochana moja, też znam takie kryzysy, łzy same lecą i rozsądek się puko o co mi chodzi. Ale tak już mam i kropka. Nie dziwię się, że tęsknisz za futrami, kto by za nimi nie tęsknił.
OdpowiedzUsuńJak to powiada Krysia Opakowana - kryzys-śmyzys! Nno! Wyspać się proszę i do roboty!
OdpowiedzUsuń:**
♥
I jeszcze coś. Widzę, że Stefa się zaaklimatyzowała na Wrocławskim jak na TCO. :)
UsuńGosiu, nie daj się nabrać na zapewnienia Kasi, że one tylko cyrk odstawiają, że takie głodne.:)
OdpowiedzUsuńHokus na ostatnim zdjęciu wyraźnie opadł z sił... Nie widać, że z głodu ???
Kryzys minie, ani się obejrzysz już będzie po...czego Ci życzę..:)))
Ach, te spojrzenia rodem z bajki "Kozucha kłamczucha"! Znamy to :)
OdpowiedzUsuńNa kryzysy podróżne raczej nie cierpię, prędzej na popodróżne ,a i to rzadko. Staram się nastawić na określony czas i jakoś leci.
Na tęsknotę nic nie poradzisz.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że możesz być spokojna o to, że mają dobrą opiekę,
no może prócz tego, że je Kasia głodzi, co widać na załączonych obrazkach.;))
Trzymaj się dzielnie!
Kochane koteczki:)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się Twoje podejście - kryzys jak przyszedł tak szybko odejdzie. :) Nie ma się co fochać na niego, bo się zadomowi ;)
OdpowiedzUsuńPięknego poranka! :*
Wieczór, zimny kamień, a tyle osób siedzi nad strumieniem. Ciekawe zdjęcie.
OdpowiedzUsuńZuza, te kamyczki się nagrzewają w ciągu dnia - myślę, że wieczorem są jeszcze cieplutkie. :) Znam to ze swojego ogrodu, tylko takiego strumyczka nie mam. ;)
UsuńCzasem takie smutki dopadają w podróży, to normalne, choć jak się podróżuje samemu to czasem trochę niebezpieczne...
OdpowiedzUsuń