Czas przygotowania: ok. 15 minut plus 60.
Owoce (np. banany, kiwi) obrać i pokroić.
Imbir obrać i pokroić.
Wrzucić owoce i imbir do blendera i miksować.
Jeśli w opcji tego typu blendera nie ma "popychadełka",
a owoce się zaklinują, delikatnie, z wyczuciem popchnąć je drewnianą łopatką.
Natychmiast wyłączyć urządzenie!!!!!
(To właśnie w tym momencie koktajl jest rozgrzewający
- niemal do omdlenia.)
(To właśnie w tym momencie koktajl jest rozgrzewający
- niemal do omdlenia.)
Wydłubać drewienka z koktajlu (około 60 minut).
Jeśli mikstura jest zbyt gęsta (ale nie od wiórów!),
dolać soku jabłkowego i wymieszać.
Doskonale nadaje się do tego także sok z aronii pani Krysi od Malina/Mańka,
ale trzeba mieć dojście. ;)
dolać soku jabłkowego i wymieszać.
Doskonale nadaje się do tego także sok z aronii pani Krysi od Malina/Mańka,
ale trzeba mieć dojście. ;)
Gotowe, ewentualnie schłodzić, aby otrzymać tytułową... orzeźwiającość.
Smacznego!
Blendowałam ja, JolkaM.
A miłego weekendu życzy cała załoga bloga. :)
Smacznego!
Blendowałam ja, JolkaM.
A miłego weekendu życzy cała załoga bloga. :)
A sokowirowka nie lepsza? Dlubac nie potrzeba przynajmniej. :)))
OdpowiedzUsuńHm, przemyślę - przed wdrożeniem. ;)
Usuńale Jesteś aparatka! niezła jazda!
OdpowiedzUsuńNoo! A jakby mi było łopatki, to spróbowałam z drewnem jeszcze raz... Stąd ten widelczyk bezzębny. :] Ach, ten mój wrodzony optymizm! :)
UsuńNooo niestety,wydłubywanie drewienek mi absolutnie nie pasuje:)Się drewienkami nie przejmuj.Moja zmianowa pani/od opieki nad jeszcze starszą panią/,miksując zupę popchnęła kartofelki palcem.To dopiero była akcja!:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności JolkoM:)
Orko, i mnie nie pasował, nie myśl sobie, że jestem do tego stopnia... indywidualistką. ;) Ale zużyłam wtedy wszystkie owoce kiwi, wieczór już był, a ja nie mam za rogiem Biedry czy innego Lidla, żeby sobie nabyć kolejne owocki, a taką już miałam wtedy ochotę na ten sok, że dłubałam. Od tamtej pory chyba trochę bardziej rozumiem Kopciuszka. :)
UsuńAle czytam, że nie jestem mistrzynią wyobraźni - do popychania kartofelków palcem w czasie miksowania zupki jeszcze mi daleko. Mam nadzieję. ;)
2 miesiace temu kupilam identyczny model. Wrzucilam owoce i przekrecilam pokretlo i zrobilam awanture, ze sprzedali mi zlom. Chcialam odwiezc do sklepu. Ale na szczescie moj chlopak, myslacy bardziej logicznie niz ja wyjasnil,ze wrzucamy owoce tylko wtedy jak blender chodzi. I od tego momentu dziala bez zarzutu. A blender chodzi codziennie. Dziekuje za rozweselenie mnie na poczatku dnia :) Ja nawet nie wpadlam, ze moze lopatka mozna popchnac owoce. Milego dnia. Asia
OdpowiedzUsuńDzięki, wypróbuję. I chyba jednak przestudiuję wreszcie instrukcję obsługi - zawsze się człowiek może ustrzeże kolejnych głupot. :)
Usuń:):):) No musislam przeczytac dwa razy, zeby zalapac, goraczka mi inteligencje i humor stepila:)
OdpowiedzUsuńJeju, biedna Aga! Następnym razem będę pisać też wersję dla rozgorączkowanych. :D
Usuń:))))))
OdpowiedzUsuńBrakuje mi zdjęcia z popychadełkiem w blenderze! Skandal :D
Miłego, całej ekipie blogowej życzy Alutka ;)
Przyznaję się, że sesję zrobiłam, gdy już ochłonęłam - na żywca nie byłam w stanie...
Usuń:*
hihihih...przepis przedni....ja myślę,ze taka wersja jest rozgrzewająca przez całe 60minut-mnie by te dłubanie rozgrzało na maksa:) Jolciu jesteś wielka:)))))
OdpowiedzUsuńQrko, uświadomiłaś mi, że nie zmarnowałam tak całkiem żywota swego - dokonałam czegoś wiekopomnego. ;)
UsuńZapomniałaś dodać, że nie tylko rozgrzewająca, ale i podnosząca ciśnienie ;)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia całej ekipie blogowej :)
O to, to, i podnosząca. Uff! Dobrze, że łopatka nie okazała się twardsza od mieszadełka... Wtedy to dopiero miałabym ciśnienie. :]
UsuńOj tam, oj tam. Drewno to materiał ekologiczny jest. Jak dobrze zmielone, to może za błonnik robić;)))
OdpowiedzUsuńDo wykorzystania;)
I tak sobie właśnie rzecz tłumaczyłam na wypadek niewyłuskania z cieczy wszystkich co do jednej drzazg. ;)
UsuńBlender na pewno spodobałby się mojemu Chłopu :) Mamy, ale trochę inny, bo bez blendera w kuchni nie da się pracować.
OdpowiedzUsuńA drewienka - no cóż, bywa. Każdy tę lekcję dostaje, prędzej czy później ;) Ja kiedyś rozwaliłam mieszadła od miksera, bo chciałam odlepić coś od nich nożem. Bez zatrzymywania, of kors :))
Okazuje się, że te zalecenia w instrukcjach obsługi, żeby w takich razach wyłączać urządzenie, wcale nie są aż tak przesadzone. :D
UsuńTak mysle sobie, czy napisac, jak wydlubywalam fasole na pasztet, palcem wskazujacym lewej reki, czy nie pisac..? Chyba jednak nie napisze. Yo doswiadczenie bylo bolesniejsze od lyzki chocby drewnianej, a mowienie o tym teraz jest dosc krepujace. No ok, to nic nie mowilam.
Usuń:DDDD
OdpowiedzUsuńDrewno to czysta proteina, dawniej z drewna budowalo sie domy.... :DDDDD
Nic nie piszesz ile czasu pochlonelo Ci zmywanie powierzchni sufitu.
Oezu. Ja sie coctailuje z jednego babana na dwie osoby, cwiartki mango lub pieciu truskawek plus jogurt naturalny.
Jolu, musisz troche pocwiczyc to blenderowanie, warto, tyje sie ladnie po tych coctailach z takich ilosciach bananow.
Nabylam podobne 'ustrojstwo' i w zapedach korzystania z niego nawet zaktywizowalam sasiada zza sciany. Jak tylko zaczynam skoro swit 'borowac' blenderem to mango (twarde o tej porze roku) to sasiada zwedzi reka i wali nia w sciane, na szczescie sciana nie przepuszcza slow typu 'smacznego', ktore sasiad zbudzony z blogiego snu saczy z ust wtedy gdy ja sacze gotowy nektar zycia. W Ilei nawet nabylam sobie rurki o duzym przekroju do saczenia, czasem musze jednak wydmuchwac kawalki banana (z tego cieszy sie z kolei kot) ktore mi sie zassa w rurke.... Czekam, kiedy sasiad zakupi sobie tez taki cud, mozemy sie umawiac na wspolne choc oddzielne blendowanie i saczenie nektarow cieszac podniebienia nie tylko buzgami slow.
Zycze wielu rodosnych chwil w porze coktailu!
I wzajemnie! :)
UsuńEcho, jakby mi toto na sufit poleciało, to do dziś bym sprzątała, bo sufit nie jest gładki, tylko z drewnianych (powtarzam: drewnianych!) belek i deseczek.
Wyobraziłam sobie Ciebie przygotowującą koktajl skoro świt poniekąd w towarzystwie sąsiada za ścianą, a następnie sącząca oraz plującą kawałkami bananów! Boszsz! Od tej pory na bank będę mieć to skojarzenie, gdy tylko spojrzę na blenderek. :)
Udanej integracji koktajlowej z sąsiadem - choćby i przez ścianę. :D
Przyznam się bez plucia (ja nie plułam, tylko wydmuchiwałam), że przed nabyciem blendera wyobrażałam sobie sąsiada jako karateka ... a on po blenderze, raz się mnie zapytał kiedy otwieram galerię obrazów. Co za obraza! Teraz rozumiem, że miał na myśli te borowania w ścianie, kiedy się zbliżały chwile koktajlowe. Dzięki blenderowi, po 10 latach wspolnego mieszkania za ścianą, wymieniliśmy wspolnie monolog z zapytaniem na przemian z wyrazem ruchu ramion. Wzruszające. No nie?
UsuńUps, zwracam plucie i uściślam - wydmuchiwałaś, tak jest napisane.
UsuńSąsiad Twój wydaje mi się dość małomówny i... stonowany, żeby nie rzec zblendowany. To chyba nawet dobrze. :)
Zmieszanie (zblendowanie) czy pewnego rodzaju konfuzja (lub psychiczna kontuzja) zaowocowały: zmianą adresów bez wymiany na nowe. :/
UsuńMilego weekendu!
To ja chyba skoczę po drewnianą łopatkę, bo mam ogromną ochotę na ten koktajl.:D
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu!:)
Tak, tak, tak! Chociaż raz odwdzięczę się za Twoje świetne przepisy, Magdo! :D
UsuńTaa, proteiny i błonnik... A jeśli jakaś drzazga wbije się po drodze? Kto jej będzie szukał?
OdpowiedzUsuńToż to gorsze od szukania igły w stogu siana... ;)
UsuńPatrz Jola i znowu jak zobaczyłam ilość bananów to pomyslałam ,ho ho Gosia szaleje ,chyba tymczasy też bedzię częstować ;)
OdpowiedzUsuńPrzepis na koktajl znakomity ,no ta wkładka może ciut niebezpieczna :)))
60 minut dłubania ,może szybciej byłoby przetrzeć przez sito ?
Ha! Sito też było w użyciu. Bez niego byłoby 120 minut. :)
UsuńPatrz, faktycznie zapomniałam dodać w przepisie uwagę o sicie... Trudno, niech se każdy sam dochodzi do perfekcji. ;)
Bo to był koktajl babanowo-kiwiowy z nutą drzewną;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Jak już wydam książkę z przepisami, to tak go nazwę. :)
UsuńNiesamowite, że udało Ci się znaleźć te szczątki drewniane! Ja dwa lata temu rozgotowałam drewnianą łyżkę w powidłach i nie udało mi się znaleźć brakującej części... Etykietki słoików z tą partią powideł zostały opatrzone stosownym acz dla niewtajemniczonych enigmatycznym dopiskiem "Ł" i starałam się ich nikomu nie rozdawać. Co ciekawe, do dnia dzisiejszego nie znaleźliśmy tych szczątków. A zostały tylko ze dwa słoiczki...
OdpowiedzUsuńEj, kochana, to Ty wydajesz się ze swoimi powidłami stokroć lepsza. Są geniusze na tem padole. :)
UsuńSłuchaj, a może zlicytujesz te dwa wartościowe słoiczki - mogą osiągnąć niezłą cenę. Polecam Skarpetę. ;)
To żeś se nablendowała, ale nie martw się, drewienko jest dobre na trawienie ;-)
OdpowiedzUsuńNo pewnie, to coś jak ciut większe otręby, co nie? :D
UsuńKoktajle są super ale robota dodatkowa mniej fajna. :) Zamiast blendera polecam wyciskarkę bezpieczniejsza :) i funkcji więcej ma, sok bardzo gęsty, wiórki z owoców zostają suche. Poza tym można na przeziębienie wycisnąć sok z:
OdpowiedzUsuńpół główki czosnku
pęczek natki pietruszki
3 całe jabłka
Działa rewelacyjnie niszcząc bakterie i wspomagając układ trawienny, Sprawdzone.
Na sto procent w blenderze też można coś takiego zrobić, tylko nie popychać metalową łyżką. :)
Elu, dziękuję za przepis na soczek zdrowotny. Od razu kopiuję, żeby nie szukać później. I niech no mi tylko pietruszka w ogrodzie ruszy na całego, zaraz wypróbuję. Aha, obiecuję nie popychać, ani drewnianą, ani metalową łopatką. :)
UsuńZ bardzo poważno mino czytając ; jak się nie ma popychadełka, popchnąć drewnianą łyżką - jeszcze NIC nie zwietrzyłam ! Czytałam se instrukcję zrobienia napewno wyjontkowego koktajlu ! Drewienka wyjęte przypisałam kiwi, ale patrzę cóś jakieś takie duże te dżazgi ? No nic, myślę, jakieś lipne kiwi baba w warzywniaku jej wcisła. Szkoda tylko nowego blendera - dalej myślę sobie.Bardzo myślałam przy czytaniu intsrukcji. Bardzo dokładnym czytaniu, i jakby zdjęcia zeszły na dalszy plan. I to był błąd !
OdpowiedzUsuńTeraz , co zerknę na biednom, obgryźnientą łyżeczkę, to ryczę ze śmiechu :)))))
To była relacja z czytania instrukcji obsługi nowiutkiego blendera. Zrelacjonowała w pigułce ja - ewa .
Ooo! Ja dokładnie tak samo!
UsuńAle zrobić takiego koktajlu nie dam rady, z potrzebnych składników dysponuję w tej chwili bardzo istotnym, co prawda, ale tylko jednym - drewnianą łyżką :DDDDDDDD
No to ja też się pośmiałam, dziewczynki. Ile to może człowiek (i to niejeden) mieć radości z własnej czasem... ułomności. Podkreślam: czasem. ;)
UsuńNinko, tylko zanim nabędziesz owoce, nie rozgotuj łyżki w powidłach (patrz wyżej na komć Annyvilmy). :)
UsuńCałe szczęście, teraz nie czas na powidła, może zdążę przed sezonem :)
UsuńJest spora szansa. :)
Usuń:)))))
OdpowiedzUsuńDobrze,że mam zwykły blender,bo pewnie też podobnie bym zadziałała:)
Bo każdemu się może zdarzyć słabszy dzień... Albo dwa - stąd ten bezzębny widelec obok łopatki. ;)
UsuńRozśmieszyłaś mnie do łez. :) Dzięki za post, Jolu, jak ja to lubię!
OdpowiedzUsuńTa łyżka, te dżazgi, i widelec bez zęba : DDDDDDDDDDDDDD ... na talerzyku ! : DDDDDDDDDD
UsuńTym widelcem Jola dziobała pewnie większe drzazgi z łyżki. :))))
UsuńTen widelec to se trzasnęłam... następnym razem. Inaczej mówiąc, publicznie się przyznaję, że nie zawsze uczę się na własnych błędach. Ale postęp jednak jakiś widać - tylko jeden ząbek odpadł. Refleks mi się poprawił. :D
UsuńKochane entuzjastki soku i blendera, odezwę się (jeszcze) późniejsza porą, bom dziś bardzo zajęta jest - tylko se poczytałam, do śmiechu oczywiście. ;)
OdpowiedzUsuńNo dobrze, że dajesz, Jolu, znak życia. :D Jedna kura już krakała o tych drzazgach, wyżej, jak to mogą utkwić w drodze czy też wbić się. I żyj tu z taką drzazgą w sercu, pod paznokciem lub z całą belką w oku ....
UsuńKura, a kracze... No masz! Czy nie gdakać powinna? :)
UsuńI chyba sobie taką machinę kupię....
OdpowiedzUsuńDokup też od razu parę drewnianych łopatek. Może mają w pakiecie. ;)
UsuńIlości imponujące. Sama wypiłaś tyla?
OdpowiedzUsuńWtedy tak - chłopaki nie zaryzykowali zdrowotnych otrębów. :] Ale rozłożyłam sobie na dwa dni. I wciąż żyję! :)
UsuńPrzepis świetny. Szkoda, że rano tu nie trafiłam, kupiłabym składniki i łopatkę drewnianą, bo stara, którą mam świetni by się nadawała na popychadełko. Nadpalona i ukruszona troszkę.
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru wszystkim.
Ewo, idealna łopatka! Z legendą, możnaby rzec. :D
Usuńpadłam
OdpowiedzUsuńoraz przyponiało mi sie, jak do pewnej zupy rybnej do sosu zmiksowałam ...nakretke do czegokolwiek w kolorze zielonym:p
a co gorsza, moja teściowa była gościem podówczas:pp
Rybeńko, bo takie hece zdarzają się przeważnie podczas uroczystych okoliczności i wobec ważnych gości. Lub przy pierwszej próbie eksploatacji nowego sprzętu. Nie wiem, która opcja lepsza. ;)
Usuń:)
OdpowiedzUsuńPyszna sprawa... Aż się głodna zrobiłam...
OdpowiedzUsuńI tym postem narobiłaś Dziewczyno ochoty na owocową miksturkę :)))
OdpowiedzUsuń