Trafiłam na swoje notatki z pewnego warsztatu, gdzie mowa
była o złości.
Znacie to pewnie, że kiedy coś Was wkurzy, często wcale nie
macie ochoty być rozsądni i postępować mądrze, tylko wręcz przeciwnie: heja! i zaczynacie nakręć się w najlepsze jak sprężyna w zegarku! W krótkim czasie nawet mała początkowo złość potrafi urosnąć do monstrualnych rozmiarów. Uważam, że czasem jest to bardzo potrzebne. Mobilizuje do działania i daje "kopa", żeby czymś się zająć czy zmienić w swoim życiu. Często jednak jest to tylko nakręcanie się jakimś drobiazgiem i nie ma z tego nic dobrego. Pozostaje ból głowy, złe samopoczucie, zmarnowany nastrój, pogorszenie relacji z bliskimi.
Każdy ma
swoje „ulubione” sposoby na podkręcenie swojej złości.
Ciekawa jestem Waszych.
Niektóre sposoby myślenia wzmacniające złość:
Ustrasznianie – „To straszne!”, „To straszne, że to się stało!”,
”To straszne, jak ty mnie potraktowałeś.” – Kiedy złość mija, pewnie znaleźlibyśmy
wiele innych określeń na to, co się wydarzyło, ale na teraz wszystko jest STRASZNE!
Nieznoszenie – „Nie znoszę!”, "Nie znoszę, kiedy tak mnie traktujesz", "Nie znoszę tego, co mnie spotkało." - Pewnie to prawda, ale czy trzeba aż tak ostro?
Potępianie – "Znów mi się nie udało! Jestem najgorszą fajtłapą na świecie, absolutnie godną potępienia osobą"!
Myślenie w kategoriach „wszystko albo nic” – „Skoro to mi
nie wyszło, to znaczy, że nic mi się w życiu nie udaje!, Życie jest do d.py", wszystko jest do d.py, ludzie są beznadziejni.”
Jestem specjalistką w dwóch ostatnich punktach, choć nie pogardzę też czasem nieznoszeniem i ustrasznianiem jako sposobami dającymi wspaniały efekt! Po ich użyciu jestem tak zła, że trzeba mnie izolować od otoczenia.
Kiedy się na tym łapię i próbuję inaczej, okazuje się, że słowa "zdarza się", "uda mi się następnym razem", "po prostu tego nie lubię", "uczę się na błędach i idę dalej", "to, co się stało, nie wpływa na całość mojego życia" pomagają, złość mija i można znów widzieć świat w jasnych barwach.
Ogólnie wiadomo, że złość piękności szkodzi, więc może lepiej jej nie wzmacniać?
Podczas kłótni mąż mówi do żony: "Pamiętaj. kochanie, że złość piękności szkodzi, a ty nie masz czym szafować..."
W złości robię sporo rzeczy, których potem żałuję :)
OdpowiedzUsuńTaka jest natura złości. Może lepiej jej nie podlewać?;-)
Usuńoj wychodzi na to ze też jestem specjalistką a w dwóch ostatnich punktach...bardzo interesujący temat;) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo witaj w klubie:-)
UsuńCiekawy temat poruszyłaś. Złość jest jedną z najsilniejszych energii napędowych w życiu. Jeśli tylko dobrze ją ukierunkować, poznając jej prawdziwe pochodzenie, daje siłę do dokonywania zmian w sobie i życiu. Kluczem jest znajomość własnych mechanizmów powstawania złości postrzeganej jako emocji. Więc pytanie "dlaczego teraz się złoszczę?" jest bardzo ważne.
OdpowiedzUsuńW sumie lepiej lepiej się konstruktywnie złościć, niż trzymać w sobie.
Pozdrawiam ciepło:)
Dokładnie. Klucz leży w słowie konstruktywnie. Sposoby które przytoczyłam nie przyczyniają się do twórczego radzenia sobie ze złością, raczej do zadręczania się nią. Pozdrawiam równie ciepło ;-)
Usuńmam niską samoocenę ...więc trójkę wybieram.....ale o dziwo czwórka nie!....ja szybko się zapalam....choć z wiekiem coraz rzadziej..mądrzeję ,czy cóś...ale tez szybko mi przechodzi....nie trzymam urazy....a najlepiej ,kiedy mnie najdzie ...to zaszyć sie coś podłubac...pojeździć taczką po ogrodzie...i znów wesoła,nówka nieśmigana..... a dowcip spowodował prawie moje zejście....udusiłam się ze smiechu...mój mąż też:))...i radzę mu nie pamietać tego dowcipu!!!!!:)))))
OdpowiedzUsuńTo są właśnie konstruktywne sposoby radzenia sobie ze złością; taczka, ogród, podłubanie;-)
UsuńCo to będzie, jak będziesz jeszcze starsza! Będziesz już taka mądra, że normalnie, nawet do mnie nie zajrzysz, bo po co?? ;-(((
(ja swojemu tego dowcipu nawet nie powiedziałam, he he;-))
Witaj- nie nakręcam się.Wybucham na ogół b.gwałtownie, ale nie rzucam talerzami.Czasami ranię słowem, teraz robię to rzadko, bo trudno jest cofnąć wypowiedziane słowo.Podobno mam wtedy "minę nr 35" i ci co mnie znają schodzą z drogi.Tyle w ramach objawów zewnętrznych. Wewnętrznie -klasyfikuję zdarzenie- "nigdy ci tego nie zapomnę", "ale jestem głupia,że tego nie przewidziałam", " no tak, właściwie mogłam się tego spodziewać". Od kilkunastu lat staram się podchodzić do wszystkiego mniej emocjonalnie,
OdpowiedzUsuńmieć do wszystkiego dystans.I niezle mi to wychodzi, podobno.
Miłego, ;)
Gratuluję:-) To wspaniała umiejętność i satysfakcja, jak człowiek się rozwija;-)
UsuńA przykłady, które przytoczyłaś, moim zdaniem pasują do "potępiania". To popularny sposób:-)
ja w złości czasem dużo robię też ja często złoszczę się.
OdpowiedzUsuńJak fiołki wśród ukrycia ożywiają tchnieniem wiosny ,
tak Ty kazdy moment życia miej szczęśliwy i radosny ...Pozdrawiam ...
Czasem trzeba się pozłościć, byle nie za dużo, bo szkoda psuć sobie humor;-)
UsuńPoprzyglądam się tej mojej złości... Jestem ciekawa co wzmacnia moją, ale chyba najbardziej niemożność poradzenia sobie z różnymi sprawami... Poczucie bezsilności... Czyli nie wiem, która to kategoria by była w Twoim spisie?
OdpowiedzUsuńChyba nowa kategoria, "mój spis" nie ujmuje wszystkich sposobów, marzyło mi się, że pomożecie znaleźć mi nowe..
UsuńPytanie tylko, czy ta bezsilność Cię pobudza do większej złości, czy raczej pozbawia sił, hamuje i wpycha w przygnębienie?
Pamiętam bezsilność ze swojego życia, jako bardzo złe uczucie, które nie dość, że oszukuje człowieka, bo zawsze jest jakieś wyjście, to jeszcze wręcz uniemożliwia mu zmianę. Brrrr
Dzięki za komentarz;-)
No właśnie bezsilność jako złe (w sensie rodzące zło(ść)?) uczucie... Niestety nie jest tak, że zawsze jest jakieś wyjście... To znaczy jest, ale czasem jedynym wyjściem jest pozostać bezczynnym, a to właśnie budzi sprzeciw, a w konsekwencji złość.
UsuńJa bym tę kategorię nazwała:
NIEMOŻNOŚĆ - czyli chęć zmiany sytuacji, z jednoczesną świadomością, że tej zmiany wprowadzić nie można.
No i dodałabym także rozczulanie się nad sobą, jako element wzmacniający złość na innych: "jestem taka biedna, tak bardzo się staram i znów nie zostało to docenione", użalanie się nad sobą w konsekwencji, w moim przypadku, rodzi często złość w stosunku do Reszty Świata, że nie widzi tego jaka jestem świetna, wielka i cudowna.
I jeszcze złość z rozczarowania, ale to wszystko raczej bardziej przyczyny niż elementy wzmacniające... Kurcze, nie jestem tak dobra z psychologi... :)
Złoszczę się bardzo rzadko i prawie natychmiast zapominam ;).
U mnie złość częściej zastępuje żal, apatia i przygnębienie, o którym wspomniałaś wyżej. Częściej wycofuję się niż atakuję. Ale dopiero po latach praktyki zrozumiałam, że to nie znaczy wcale, że złości/gniewu/żalu? jest we mnie mniej niż gdybym się konkretnie złościła ;). No i czy stan poirytowania zalicza się do złości? Czy złość to w Twojej definicji = gniew? ... ;)...
ha! ;) no to sama chciałaś (podyskutować) :P...
Chcę podyskutować! Chcę! Ale odpiszę później, bo praca, itp;-(
UsuńŚwietne są Twoje propozycje;-)
UsuńDopisałabym tak:
POCZUCIE BEZSILNOŚCI – urojone, bądź prawdziwe, potrafi być wielką siłą nakręcającą złość.
ROZCZULANIE SIĘ NAD SOBĄ – oczywiście! Dokładnie, jak napisałaś!
NADMIERNE OCZEKIWANIA bądź wymagania (złość z rozczarowania) nakręcają spiralę złości koncertowo!
Z tego, co napisałaś o sobie, wynika, że fajnie by było, gdybyś pozwoliła sobie na więcej złości, gdybyś dała sobie prawo do odreagowywania różnych stresów w sposób bardziej na zewnątrz, a nie tylko do siebie, bo z całą pewnością Twoje pytania są słuszne. To, że jej nie okazujesz, nie znaczy, że jej nie ma. Można ją traktować, jako wspaniałą siłę napędową, ale to już na inny temat;-) Ja nauczyłam się właśnie tego: o wiele lepiej jest dla mnie i dla wszystkich w koło, jeśli jasno komunikuję swoje uczucia, w tym złość;-)
Aż Ci się boję odpowiadać na inne Twoje pytania, bo przecież nie znam się na tym, ale poddałaś mi bardzo ciekawy pomysł, na kolejny post z dziedziny psychologii;-)
Dzięki za rozmowę;-) Pozdrawiam!
o! :) To ja czekam na ten post :D... :)
UsuńCzasami trzeba się pozłościć ;-)))
OdpowiedzUsuńTo wyrównuje emocje ...
Ba! A czy emocjom potrzebne jest wyrównywanie? Potrafię wyobrazić sobie szczęśliwe życie bez złości...
UsuńPozdrawiam serdecznie;-))
Wtedy nie myśle - robie same głupoty ktorych pozniej żałuje
OdpowiedzUsuńTeż mi się zdarza, częściej, niż bym chciała!
Usuńbardzo ciekawy artykuł :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Dziękuję i wzajemnie;-)
Usuńoj tam...złość piekności szkodzi... ja jestem na maxa cierpliwa czym wykańczam"psychicznie" męża- furiata
OdpowiedzUsuńNo to się dobraliście, jak w korcu maku;-))
Usuńw złości czasami można powiedzieć, to czego się nie chce powiedzieć... dlatego lepiej się ugryźć w język, bo złość minie a słów już nie cofniemy ;)
OdpowiedzUsuńBardzo trafnie to podsumowałaś;-)
UsuńTo ja chyba jakaś dziwna jestem bo się nie nakręcam i raczej nie przenoszę złości na nikogo długotrwale Tzn jak mnie coś wkurza to opierniczę kogo trzeba i przechodzi Nie miewam cichych dni bo jestem gadułą i nie lubie się obrażać.Ale ostatnio doszłam już do tego że jak mnie mąż wkurzy to się nie odzywam do póki do domu nie wróci czyli nie rozmawiam z nim przez telefon hahaha.Nigdy nie wmawiam sobie choroby,nie straszę siebie i innych nie potępiam .Generalnie staram się myśleć pozytywnie i nigdy się nie dołować .Nie wiem czy jest to dziwne ale lepiej się z tym żyje kiedy staramy się sami siebie nie męczyć przytłaczającymi myślami.Zdarza się oczywiście jakieś nieszczęście gdzieś po drodze ale zawsze szukam tego światełka w tunelu.Natomiast mój kochany mąż mógłby się podpisać pod wszystkimi punktami :))
OdpowiedzUsuńTo wcale nie jest dziwne;-) To szczęście, jeśli umie się tak, jak Ty. Szczęście wynikające często z tego, co wyniosło się z domu. Nie każdemu jest to dane. Niektórzy (np ja) muszą nad tym pracować:-) Ale ja cenię sobie tą "pracę";-)
UsuńPozdrawiam;-))
Och Kochana Aniu mnie się wydaje ,że to chyba coś w genach hihi bo moje dzieciństwo nie było usłane różami.Ja moim dzieciom tyle tłumaczę i pokazuję że nie wolno tak czy siak myśleć że trzeba mieć dystans do siebie ,innych a oni zupełnie inne zapatrywanie na Życie mają .Charakterki to oni bardziej po tatusiu i jego rodzicach mają haha żeby nie obrażać oczywiście nikogo.Może ich dzieci będą bardziej podobni do mnie:))Widzisz ja zawsze widzę choć kawałek pozytywu a mój mąż zaraz się zadręcza i nie wierzy że będzie dobrze.Jak mój synek ciężko zachorował to ani przez chwilę nie zwątpiłam że wyzdrowieje miałam ciemne myśli ale zaraz nadchodziły te jasne. Kiedy dowiedziałam sie że moja koleżanka opowiada rózne historie to też jej nie przeklinałam tylko mi się jej zal zrobiło że taka pusta jest iż nie ma o czym rozmawiać i że widać jej życie mało barwne skoro opowiada o moim.Do dziś dnia rozmawiamy bo dzieci mamy w tym samym wieku i nie mogłam dopuści do tego aby chłopcy cierpieli na głupocie rodziców a są ze sobą zżyci bardzo.Jedynie co zmieniłam to to że już nie jestem tak szczera i otwarta w jej stronę. Szkoda czasu Aniu na nerwy,złości i podłości ,tym bardziej że życie nie trwa wiecznie a jest tyle pięknych ludzi ,rzeczy dokoła że szkoda tracić czas na tych co nam dokuczają.Ja zawsze powtarzam ,że inni mają gorzej,że zawsze po burzy jest słońce.Trzeba tylko te czarne chmury z nad naszych głów przegonić i uwierzyć że wcale nie jest tak źle:)Afirmacje pomagają ,pisz kartki przyklejaj tam gdzie najczęściej patrzysz i myśl afirmacją z kartki a zobaczysz że pomaga to jak liczenie baranów w końcu się zasypia.Ja żyję w domu zwykłym ,też są emocje i nerwy ale jakbym tak sobie brała do serca co nieraz w nerwach mój mąż powie a wiem że to są jego emocje i potem żałuje ,to już dawno byśmy chyba razem nie byli.No takie życie co zrobić ważne tylko żeby się nauczyć odbijać od siebie i czasami sprawdza się mieć wszystko w d...e i znaleźć sobie swój mały azyl.Ja np. robię anioły,sowy,baranki z masy solnej.Robię na szydełku,albo przemalowuję ściany a najczęściej zamykam się w kuchni i piekę coś słodkiego i wtedy nie ma nikt wstępu do mnie to jest mój czas na wyciszenie.Ale się rozpisałam:) Pozdrawiam Cię i serdeczności wiele życzę
UsuńOjej, jak się ciesze, że tak dużo napisałaś:-)
UsuńMoja malutka refleksja: dzieciństwo nie usłane różami, to żadna przeszkoda, aby by pozytywnym, optymistycznym człowiekiem. Często jest wręcz przeciwnie. Czytałaś "Dramat udanego dziecka" Alice Miller? Polecam Ci;-) Co do reszty, to masz rację, choć wierze, że u Twoich dzieci, pokaże się to nastawienie które im przekazałaś, to pewnie jest w nich fundament. Kiedyś się ujawni;-)
Ja postawiłam na solidne "przeprogramowanie" się i widzę rezultaty, wiem też, dlatego jestem taka, a nie inna, poznaję mechanizmy, które podświadomie mną kierują, uczę się i zmieniam, co daję radę. Umrę taka mądra, że ho ho!;-))
Ja też mam swój azyl w kuchni, albo cieszę się zwierzakami, fotografuję, piszę, czytam, słucham, dłubię to i owo, choć z tym ostatnim, to ostatnio krucho;-)
Bardzo Ci dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi doświadczeniami i przemyśleniami;-)
Acha! Z też mam doświadczenia z "koleżankami" nieszczególne...;-)