Strony

poniedziałek, 26 marca 2012

Połowiczny sukces

... łapanki


Cudowna, miła i łagodna Cruella ma dwójkę dzieci. Pisałam o tym TU i TU. Opiekują się nimi Dobrzy Ludzie, mocno już starsi państwo i chwała im za to, jednak prawda jest taka, że z łapania kotów to oni by nie wyżyli. Mimo moich usilnych tłumaczeń i próśb, robią po swojemu. Zamiast przyzwyczajać koty do widoku transportera, chowają go gdzieś z tyłu budki i potem jedno z nich koty karmi, drugie idzie po transporter, a koty… w nogi! Było już kilka nieudanych prób złapania kotki szylkretki i teraz ona, kiedy tylko widzi Dobrego Ludzia paradującego z transporterem w ręce, czmycha gdzie pieprz rośnie. Chodziło nam głównie o nią, bo jej mama ma, dzięki zabiegowi, macierzyństwo z głowy, a córeczka zanim się obejrzymy, już będzie miała dzieci. Na nią więc głównie odbywały się „polowania”, co na szczęście uśpiło czujność czarnego Dziecka i w końcu, po prawie trzech tygodniach prób, zostało złapane.

Wcześniej napisała do mnie Magda, nasza blogowa koleżanka i podzieliła się informacją o tym, że  wiele lokalnych TOZ-ów ma na stanie specjalne klatki-pułapki z zamykanymi na pilota drzwiczkami, które można od nich bezpłatnie pożyczyć. Bardzo jestem jej wdzięczna za tę informację i wykorzystam ją pewnie, gdy będzie taka potrzeba. Tu jednak muszę być taktowna i delikatna, bo te koty są jakby własnością Dobrych Ludzi, oni o nie dbają na co dzień i przekonanie ich do konieczności kastracji zajęło mi rok. Poza tym te koty dawały się im głaskać, a nawet brać na chwilę na ręce, więc sądziłam, że złapanie ich nie będzie takim problemem. Teraz przez te nieudane próby i nauczenie, że transporter oznacza kłopoty, jest coraz trudniej.


Magda napisała mi też, że jest wiele wątpliwości co do kastracji dziko żyjących kocurów, które potem nie radzą sobie w życiu na wolności. Potraktowałam to bardzo poważnie, uważam, że wiele można zrobić krzywdy swoją niewiedzą, a poza tym taka możliwość wydała mi się prawdopodobna. Sprawdziłam to. Zadzwoniłam do pięciu losowo wybranych gabinetów weterynaryjnych. Napisałam do kilku lekarzy. Popytałam internautów. Nikt nie potwierdził tego przypuszczenia. Jeśli nawet gdzieś w necie pojawiają się takie wątpliwości, to pewności nie ma. Wręcz przeciwnie, wszyscy, których pytałam, uważają, że kastrowany kocur ma szansę na dłuższe i lepsze życie, że unikając rywalizacji z innymi kocurami ma mniejsze szanse zarazić się różnymi chorobami, że wcale to nie wpływa na jego umiejętności i instynkty łowieckie. A tak odpisała mi jedna z osób, które pytałam: 
„Z tego, co mi wiadomo, a pomocą zwierzętom zajmuję się już 10. rok, obawy przed kastracją wolno żyjących kocurków są przesadzone. Najlepszym tego dowodem jest moje podwórko, gdzie stary, zaprawiony w bojach kastrat podporządkował sobie wszystkie koty, i te kastrowane, i te jeszcze czekające w kolejce. Kotki są oczywiście priorytetowe, ale jak złapie się kocur, nie zaszkodzimy mu, kastrując, a będzie zdrowszy, zniknie irytujący wielu mieszkańców zapach i nie "naprodukuje" kociaków.” 
Ciekawa jestem, czy ktoś z Was ma na ten temat jakąś wiedzę.
Na dziś uznaję, że kastrując kocurki, nie szkodzimy im, tylko pomagamy, a najważniejsze, że przyczyniamy się do zmniejszenia liczby bezpańskich zwierząt.


O kastracji pisała też Jasna TU.

A o tej przerażonej bidzie ze zdjęć cdn. już jutro. Zapraszam!




18 komentarzy:

  1. Aniu mój Bury jest kotem zakładowym..zakład-po drugiej stronie ulicy....rządził u nas i u po sąsiedzku z prawei i lewej strony u sąsiadów...zaden kot z nim nie wygrał....był odwazny i waleczny.....ale ,żeby mógł u nas na zimę spędzić w domu-balismy się zapachu...no i żeby nie było kolejnych Burociątek....kastracja..czy się zmienił..tak...nie goni juz kotów...jest zaprzyjaźniony z pozostałymi kocimi facetami...śpi w tulony w Koksa,który nie jest wykastrowany....niestety jest jeden kot....,który cały czas chce przejąć władze...i tu sytuacja sie zmieniła....Bury dostaje lanie...już nie rządzi....takie życie...dlatego do końca nie wiem jak jest z kastratami na wolności...słyszałam,że spadaja na same dno piramidy ważności...niżej niż panie kotki-mój Bury mieszka już u nas -nie na zakładzie.... a Koks..jego nawet nie głaszczę..boi się ludzi...łapałam...tzn próbowałam go łapać-bez skutku...leki usypiające na nigo nie działaja...a TOZ zadnych skrzynek takich nie maja...pytaliśmy...Qrcze ale się rozpisałam...mimo,że taki kot może i dostaje potem lanie....chociaż u nas w domu to Koks podporzadkował sie wykastrowanemu Buremu..i czasem dostaje od niego po łbie....-to jestem za kastracją !!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. no i przepraszam za błędy...nie sprawdziłam wcześniej co naklikałam.....

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mieszkam niby w mieście , gdyż Czchów odzyskał prawa miejskie ale w zasadzie na wsi więc u nas nie ma dzięki Bogu takich problemów .Każdy kot ma swojego właściciela .

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciężko mi się wypowiedzieć,
    jak żyją kocury na wolności po wykastrowaniu,
    bo nie mam w tym zakresie doświadczania.
    Patrząc jednak na moje stado domowe,
    to rządzi wykastrowany kocur Cesar.
    To chyba zależy od charakteru...

    OdpowiedzUsuń
  5. to prawda, wykastrowany kot jest najniżej w hierarchii ale co z tego? ma łapy- niech ucieka, mój Kiciulek do perfekcji opanował ucieczkę i wrzask, i wrzaskiem odstrasza napastników, omija szerokim łukiem niekastrowane kocury, przebywa poza domem przez wiele godzin ale niedaleko więc gdyby go prały to miałby urazy - kastrować! Zresztą Kiciulek to zły przykład, Menel był kot nad koty, wykastrowany w wieku wczesnomłodzieńczym i tak rządził, bo był odważny i wielki. Acha - psy mu pomagały, jak Menel coś gonił to psy też. Jak Menel akceptował to psy również. Psy były prawie ON, więc respekt!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam tylko taką wiedzę, dotyczącą ogólnie "oswojonych" kotów, czyli takich, które nawet dzikie, ale są w jakikolwiek sposób świadomie dokarmiane przez ludzi - takie koty tracą w dużym stopniu instynkt samozachowawczy i odporność. Opieram się na doświadczeniu moich znajomych i swoim, nie na internecie. Takie koty już zawsze muszą pozostać pod czujną opieką ludzi... A co do kastracji i sterylizacji - też trzeba bardzo, bardzo uważać. Na 4 kotki, które sterylizowałam dzikie prawie, ale znające człowieka i dokarmiane, wieloródki, dwie się po sterylizacji rozchorowały... jedna była leczona w DT i później wróciła do człowieka, który ją wcześniej dokarmiał, ale już nie do stodoły, a do domu, druga miała ciężki zapalenie płuc, po sterylizacji przez dłuższy czas przebywała jeszcze w lecznicy, ale później też wróciła do stodoły i dotąd (minął rok) ma się dobrze. Koty tam przebywające mają dobrą karmę suchą (kupuję ją osobiście, z własnych pieniędzy), są odrobaczane, dostają mokrą karmę "ze stołu", ale opiekunka wie, że pewnych rzeczy jeść nie mogą koty.
    Wykastrowany kocur wrócił do lecznicy po dwóch tygodniach z objawami wskazującymi na FiP. Badania wyszły paskudne, miałam decydować, czy go uśpić. Agnieszka (Budrysek: http://budrysek-tymczasy.blogspot.com/), wzięła go jednak do siebie. W tej chwili Szaruś jest w DS w W-wie i ma się dobrze ;).
    Tak więc kastrować i sterylizować oczywiście trzeba, ale z pełną odpowiedzialnością, za to, co potem. Wypuszczanie po prostu dzikich wykastrowanych kotów ma tylko taki pozytywny efekt ogólny, że się nie będą mnożyły, natomiast dla samych tych zwierzaków często nadchodzą baaaardzo trudne chwile, a i nie raz, jak się mogłam sama przekonać, choroby...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie sądzę, aby kastracja robiła szkodę dzikim kotom.Mam "pod bokiem" stadko kastrowanych kotów i nie zauważyłam, żeby im się coś złego z tego powodu działo. One i tak nie są bardzo dzikie, bo już są przyuczone do dokarmiania. Jedyne, co jest ważne, to pamiętać o tym,że są kastrowane i karmić je karmą dla kastrowanych kotów a poza tym nie zaprzestawać karmienia, bo karmienie takie od przypadku do przypadku robi im krzywdę. Nie spotkałam jeszcze weterynarza,który uważałby,że kastracja szkodzi kotom żyjącym pół dziko. Pomijam już, że nawet tak udomowione zwierzęta jak psy, też są kastrowane- suniom przedłuża się w ten sposób życie,zabezpieczając je przed ropomaciczem, psy unikają powstawania guzków
    około odbytowych, których usuwanie jest b.przykre dla zwierzęcia i które mają zwyczaj nawracać.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo się cieszę, że poruszyłaś ten temat! Jak widać zdania są podzielone.
    Uważam, że najlepiej bazować na doświadczeniu ludzi,którzy mieli okazję, przez dłuższy czas, obserwować wykastrowane kocurki po wypuszczeniu ich na wolność. Ja osobiście takiego doświadczenia nie mam, a o przykrych skutkach kastrowania kocurków dowiedziałam się od ludzi, którzy działają w fundacjach pomagających zwierzakom. Sama byłam zaskoczona, kiedy usłyszałam to po raz pierwszy. Co za różnica kocur czy kotka-pomyślałam. Jednak różnica ponoć jest.
    Jako właścicielka wykastrowanego i niewykastrowanego kocura mogę stwierdzić tylko istotną różnicę w zachowaniu. Ten przymilny wykastrowany kociak, którego posiadam obecnie, w niczym nie przypomina kocura, który rządził całym osiedlem, w czasach kiedy kastracja nie była tak popularna, ale to może być różnica charakterów.
    Mam nadzieję, że dzięki temu postowi, uzyskasz dodatkowe informacje, które pomogą Ci podjąć właściwą decyzję.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo wam dziękuję za komentarze! Czytam każdy bardzo uważnie. Już wiele się nauczyłam. Zrobię potem, albo jutro, wpis podsumowujący ten temat.
    Jesteście bardzo kochane(i), że można na Was liczyć!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem jak najbardziej za sterylizacją i kastracją, mam dwa koty, oba po takich zabiegach. Poprzednie, które wychodziły na dwór również były wykastrowane. Serce mi sie kraja widząc maleńkie kociaki biegające samopas po mieście, jaki je czeka los... ?

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam, pozwolę sobie na moje 3 grosze bo temat mnie żywo dotyka... Każdego, kto ma wątpliwości kastrować czy nie zapraszam na stronę i forum www.kociezycie.pl Wolontariusze, którzy działają w fundacji dokładnie ten temat przemaglowali. Polecam też odnośnik "21 mitów" oraz http://www.kociezycie.pl/?action=strona&site=5
    Od siebie dodam tyle, że kilku znajomych weterynarzy cierpliwie i dokładnie wytłumaczyło mi ile zagrożeń czeka na kotkę, która jesta "narażona" na liczne niechciane ciąże. Poczynając od tego, że kotka jest kryta przz kilka kocurów i ciąże są mieszane (kociaki są z jednego miotu od kilku kocurów), ryzyko powikłań podczas porodu, stan zapalny sutków, ropomacicze, nowotwory gruczołów mlekowych, które są nagminne o czym mogło przekonac się kilku właścicieli, którzy trzymali kotkę aby miala chociaz raz młode, itd.
    Dla tych, którzy nadal wierzą w mit, że każda kotka lub suczka powinna chociaż raz urodzić moja skromna rada: zapraszam do schroniska. Ja wiem, że kotki są śliczne ale te, które uda się wyłapać wolontariusza trafiają potem z powrotem do schroniska bo albo właścicielowi się otek znudzi albo zaczyna przeszkadzac jak rodzi się dziecko. Reszta ginie z powodu braku opieki lekarskiej, zamarza na działkach w milczeniu i bólu, ginie pod samochodami a tylko nieliczne spotykamy na działkach i podwórkach i też długo nie pożyją bo nie są zaszczepione na wirusy, które dotykają prawie każdego młodego kociaka.
    Uważam, że powinniśmy być odpowiedzialni za stworzenia, które przygarnęliśmy nie tylko do domów ale i ogólnie do miasteczek, miast. Zwierzęta nie radzą sobie w naszej cywilizacji więc nie namnażajmy jeżeli nie jesteśmy w stanie wszystkim pomóc i dać każdemu miseczkę z wodą i jedzeniem.
    Co do komentarza a propos kocura, który traci władze na podwórku, to może być zwykły przypadek. Koty to nie ludzie i pod tym względem nie odczytują swojego jestectwa przez pryzmat męskości lub jej braku :)
    A teraz z własnego doświadczenia:
    Warto zaopiekowac się kotką dopóki nie zagoją się szwy aby nie dostało się zakażenie do otwartej jeszcze kilka dni rany. W przypadku każdego kota i kotki warto zapłacić przed zabiegiem za badania krwi i wykluczyć choroby serca i nerek. W innym przypadku możemy osłabić zwierzę narkozą, która podawana jest przy zabiegu. To jedyne ryzyko.
    Moja kotka gdyby nie kastracja bylaby teraz poważnie chora. Miała cysty na jajnikach i organizm produkował tyle hormonów, że kotka miałaby rójkę kilka miesięcy.
    Stąd jestm już na 100% pewna, że powinniśmy pomóc kociakom, które żyją na źle przez nas pojmowanej wolności. Pewne decyzje powinnismy podjąć za nich aby dac im szanse na lepsze życie.
    WOLNOŚĆ TO BEZDOMNOŚĆ w przypadku zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja tez jestem absolutną zwolenniczką sterylizacji. 3mam mocno kciuki za powodzenie akcji. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. śliczny kociak! myślę, że to indywidualna sprawa każdego właściciela kocurka ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kompletnie nie mam doświadczenia w tej kwestii, ale uważam,że zapobieganie nadmiernemu rozmnażaniu bezpańskich kotów jest jak najbardziej wskazane. Kiedy jest ich mniej łatwiej znaleźć im nowe domy. Mam mały koci staż, ale wbrew temu co uważałam wcześniej weterynarz przekonał mnie,że zarówno kot, jak i kotka wysterylizowane żyją dłużej.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Napiszę raz jeszcze, jestem wdzięczna, że to co napisałyście! Wszystkim i każdej z Was osobno. Rysuje się z tego już jakiś obraz, prawda? Myślę, że jest to już dobry materiał do posumowania, które jednak zrobię dopiero w czwartek, jeśli się nie pogniewacie;-) Wcześniej nie dam rady, muszę dokończyć post na jutro o "bidzie' ze zdjęcia i zająć się moim nowym zmartwieniem.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie, miłej i spokojnej nocy:-)
    Proszę jeszcze piszcie, jeśli coś wiecie!

    OdpowiedzUsuń
  16. To ja dodam tylko, że mój Bolek mieszkający na działce żyje czwarty rok tylko dzięki temu, że jest wykastrowany. Już dawno skończył by żywot pod kołami samochodów, w poszukiwaniu kotek "miastowych". Jest kotem polującym i pewnie sam by się wyżywił, ale karmienie go to czysta przyjemność. Do tej pory, mimo licznych odwiedzin różnych niekastrowanych maczo, niepodzielnie panuje w altance, a zastawałam tam już ślady walki, czarne i rude kłaki kociego futra - zwyciężał Bolek.

    OdpowiedzUsuń
  17. Aniu kastracja nie jest dla kota w zadnym razie ani krzywdząca , ani skazująca go na trudniejsze życie na wolności. Jest jeden podstawowy problem a mianowici koty kastrowane mają słabszy układ moczowy i powinny jeść karmę dla kastratów nieobciążającą nerek, to wiem od mojego weterynarza i dlatego bezpieczniej jest nie kastrować wolnobiegających kotów, lepiej jest sterylizować kotki bo one takich problemów raczej nie mają, oczywiście koty zaadaptowane do domu nawet kastrować należy, ale wiadomo że my dbamy o ich dietę i to już inna bajka... toteż ja zazwyczaj wyłpuję kotki i je sterylizuję, tak jest bezpieczniej. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgadzam się z tym, że dieta kastrowanego/sterylizowanego kociaka jest ważna. Kiedyś uważalam to za argument do niekastrowania wolnożyjących zwierząt bo bałam się, że będą mieć problem z nerkami. Teraz juz wiem, że dieta dla kastratów to ich najmniejszy problem na wolności. Na codzien każdy kot żywi się mało odżywczymi racjami, nosi w sobie całe gąszcze robaków i narażony jest na trutki na szczury. Większy problem od braku specjalnej karmy po sterylizacji stanowią inne zagrożenia nie związane w żaden sposób ze sterylizacją: choroby typu koci katar, który na starcie osłabia małego kotka i skraca mu życie conajmniej o kilka lat w związku z powiklaniami jakie niesie za sobą, wirusy typu koci HIV panleukopenia, białaczka, kaliciwiroza...
    Staram się dzielić wiedzą, którą nabyłam angazując się w pomaganie zwierząt oraz opiekę nad moimi wymagającymi szczególnej opieki kotami. Nie będę więc siać propagandy. Raczej staram się obalać mity o kotach bo może dzięki temu kilka osób spojrzy na temat wypuszczania zwierząt na wolnośc z innej perspektywy.
    Chcę tez uspokoić każdą z Was, że z powodu kastracji nie przyczyniamy się do chorób u kota. wręcz im zapobiegamy (przykłady w moim poprzedni komentarzu - ropomacicze, zapalenie gruczołów itd) Jeśli u kotka rozwinie sie jakieś choróbsko, to jest to wynik wcześniej odbytego kociego kataru lub braku odporności w związku z brakiem szczepień ochronnych i ze złym odżywianiem na wolności (czytaj na śmietnikach...)

    i na koniec obalę 3 mity:
    1. koty nie spadają na 4 łapy (dowód? połamańce ze źle zrośniętymi kończynami, których nich nie chce przygarnąć ze schroniska)
    2. koty nie piją mleka ( bo nie mają enzymów trawiących to białko, żaden kot na wolności nie doi krowy więc organizm nie oczekuje, że kot będzie je spożywał)
    i tak jeszcze prywatnie ode mnie: kot nie powinien bawic się włóczką ponieważ potrafi podczas zabawy zjeść w calości ponad metr włóczki i pociąć sobie jelita, niestety nie przeżywa tego...
    Pozdrawiam serdecznie i już zwalniam miejsce bo trochę go zajęłam :)

    OdpowiedzUsuń