A kto bogatemu (w uczucia) zabroni!
Widziałyśmy się tego dnia pierwszy raz, i to naprawdę szczęście, że się udało! Mimo że podałam Edycie swój adres, trafienie do mnie okazało się łamigłówką z pułapką na samym końcu drogi!
Mała, ale konieczna dygresja. Moi dziadkowie mieszkali w Ziębicach i ich dom przy Klasztornej to sentymentalne miejsce mojego dzieciństwa. Ta pachnąca drewnem klatka schodowa...
Ten spis przeżył wszystkich swoich mieszkańców, a ponieważ wisiał tam na jednym zardzewiałym gwoździu, uratowałam go przed zaginięciem i wylądowaniem na śmietniku. :)
Potem leżał u mnie w szufladzie i zwyczajnie się marnował, któregoś dnia podjęłam więc męską decyzję i zawiesiłam go obok swoich drzwi!
I na to właśnie trafiła Edyta, szukając mojego domu po adresie, jaki jej podałam...
Niby numer się zgadzał, tak jak i ulica, ale przecież na liście lokatorów mojego nazwiska nie ma!
Stała więc i kręciła głową z niedowierzaniem: chyba pomyliłam adres!
Zresztą niech sama o tym opowie:
Zmuszona ruszyć ętelektem napisałam do Gosianki, bo wiedziałam że Pantera ma u niej być.
Pantery jeszcze nie było, ale otrzymałam zaproszenie Za Moje Drzwi. W sensie drzwi Gosianki, he, he.
Jak się słusznie domyślacie, zaproszenie przyjęłam. Ale do Gosianki nie tak łatwo wejść. Na ścianie obok drzwi wejściowych wisi dla zmyłki zabytkowa tablica ze spisem lokatorów. Wlazłam na schody, poczytałam, nazwiska Gosianki nie znalazłam, Uznałam, że nr domu nie ten, to poszłam zwiedzać Bartoszowice. Zwiedziłam przody, polazłam na tyły w poszukiwaniu hamaka dla Hokusa i nic. Zapytałam o adres tubylczą jednostkę płci żeńskiej i nazad wróciłam pod spis lokatorów. Dla większej zmyłki w okolicy nie było żadnego auta z germańską rejestracją, którym to autem Pantera miała swą nową psiocórkę do Germanii zawieźć. Dla wyjaśnienia: mnie nie dziwiła obecność tablicy ze spisem lokatorów, bo ja hodowana w czasach z tablicami jako norma byłam, natomiast zdziwiło mnie, że ktoś takową jeszcze posiada. :) Zatem jestem znów pod Gosiankowymi drzwiami i decyduję, że wchodzę. Decyzja była słuszna, bo chwilę wcześniej do rzeczonych drzwi zapukała drobna kobietka i, o ludzie, rzeczone drzwi rostworzyła jej Gosianka we własnej osobistej osobie!
Ciąg dalszy tu: http://edytkowo.blogspot.com/2017/04/relacja-z-urlopu.html
Jeszcze jeden humorystyczny akcent związany z tą listą miał miejsce tego dnia. Maria - kolejna uczestniczka zlotu, która też zwróciła uwagę na spis, odczytała moje nazwisko na pierwszym miejscu, a zapewniam Was, że nie nazywam się Mieczysław Szczygieł. :)
Na moich drzwiach wisi teraz też śliczny wianek zrobiony osobiście przez moją sąsiadkę z dzielnicy, panią Anię. Jeszcze raz dziękuję. :)
Kto z Was pamięta czasy list lokatorów?
No i pamiętajcie, żeby nie dać się zwieść podstępnemu spisowi, kiedy będziecie trafiać Za Moje Drzwi. :)
Co dziwne ja jeszcze pamiętam z dzieciństwa. Teraz to się raczej nie sprawdziłoby, za szybko się ludzie zmieniają, nie meldują i w ogóle nie chcą by coś o nich wiedziano.
OdpowiedzUsuńTo chyba sedno - wcale nie chcą, aby ich znano i coś o nich wiedziano. Nic dziwnego, takie czasy!
UsuńJa pamiętam listy lokatorów:):):)
OdpowiedzUsuńI ja pamiętam, no ale jak nie pamiętać, jeśli się ma akt urodzenia ze Stalinogrodu ;) Teraz ochrona danych osobowych i np. zapomniawszy w której klatce bloczydła mieszka ktoś znajomy, musimy naciskać po kolei wszystkie guziki domofonu ;)
OdpowiedzUsuńGalia Anonimia
Stalinogrodu?? Jak to? Jak to??? ;)
UsuńHehehehehe Gosia, to była bardzo intensywna moja sobota, no i nie miałam odpowiednich okularów na nosie, a poza tem przecież inicjały się zgadzają, jest M Sz, jak byk jest!!!!!!! ;)
OdpowiedzUsuńListę lokatorów w mojej bramie świetnie pamiętam!
Wianeczek na drzwiach bardzo energetyczny :)
No i o czym bym pisała gdybyś miała na nosie odpowiednie okulary?? ;)
UsuńGosia ja bardzo lubię takie anegdotki :)))
UsuńTeż chciałam się ująć za Mariją, przecież prawie wszystko się zgadza :-))
UsuńFajnie miałyście, siostry, taki malutki zlocik :-) Piękny wianek, zaiste.
Tą "drobną kobietką" byłam ja :) Znałam adres, była juz u Gosi, ale stojąc pod drzwiami oczywiście zauważyłam tablicę i trochę mnie to skonsternowało. Po chwili przypomniała sobie jak Gosia pisała dawno temu o swojej "kradzieży". Szukałam Jej nazwiska, ale go z oczywistych względów znaleźć nie mogłam, bo Gosia zmieniła stan cywilny ;)
OdpowiedzUsuńTabliczki to fajny pomysł na zatrzymanie w pamięci tych obok których, lub z którymi mieszkaliśmy.
I to bardzo drobną :))).I nie wyglądałaś na skonsternowaną, szłaś jak po sznurku:)))
Usuńja w tym czasie widziałam pewną blondynkę wgapiającą się w swoją komórkę , chodzącą niepewnym krokiem :P
UsuńJak to dobrze, że trafiłyście! :)
UsuńI wodzącą niepewnym wzrokiem :D
UsuńPewnie że pamiętam! Zresztą spotykam je do dzisiaj w starych kamienicach zwłaszcza.
OdpowiedzUsuńHistoria Edyty wymiata! Dopisz się do tej tablicy i już!
O! To jest myśl!! Na czwartym piętrze ja!
UsuńUśmiałam się! Fajna ta tabliczka i na dodatek metalowa. U nas wisiały papierowe, potem po założeniu domofonów, na samym początku, były też nazwiska przy domofonach. Rozumiem ochronę danych osobowych, ale skutkuje to między innymi takimi kwiatkami, jak domofon w środku nocy ze sznapsbarytonem: "Józek, otwieraj, to ja!"
OdpowiedzUsuń:)) W mojej bramie mieszkał pan o imieniu Telesfor. :) Myślę, że wolałby, aby spisy kolatorów nie były wystawione na widok publiczny. :)
UsuńA to dlatego, że wszystkie dzieci się z tego śmiały i jego córce było przykro!
Usuńpamiętam , pamietam , czasem gdzieś jeszcze znajdzie się perełke
OdpowiedzUsuńMożna napisać imiona kotów i piesów dla wtajemniczonych:)))
OdpowiedzUsuńO, Haniu, to jest najgenialniejsza z myśli!!
UsuńOczywiście,że pamiętamy.
OdpowiedzUsuńHa ha, a ja trafilam za pierwszym razem i bez zadnej tabliczki!
OdpowiedzUsuńBo jej tam jeszcze nie bylo, ha ha ha! :-)))
Ha, ha, a to spryciula z Ciebie tym bardziej, że podjechałaś ze mną samochodem, o ile mnię pamięć nie myli, ę?? :)
UsuńO ileż łatwiej było znaleźć odpowiednią klatkę po takiej liście lokatorów, gdy znało się tylko numer domu ale bez konkretnych numerków.
OdpowiedzUsuńMaszowa
Ba! Stare, dobre czasy. To se ne vrati!
UsuńDobre! U nas chyba jeszcze wisi, ale taki bardziej nowoczesny, z miejscem na wsuwanie karteczek z nazwiskami... I w większości pusty ;) OD 18 lat tu mieszkamy i naszego nazwiska już nie zamieszczaliśmy :)
OdpowiedzUsuńNo uśmiałam się :))
OdpowiedzUsuńPamiętam tego typu spisy u babci w bloku. Możliwe, że nadal tam wiszą.
:) pamiętam spisy :), dobrze, że jednak Edytka trafiła :D...
OdpowiedzUsuńBo sie zaparła...:))). Mus było do Gosianki wejść koniec i kropka!
UsuńOczywiście, że pamiętam. I tabliczki na drzwiach z imionami i nazwiskami.
OdpowiedzUsuńByłam dumną pierwszoklasistką, ale trochę chorowitą. Kilkoro dzieci z klasy postanowiło mnie odwiedzić. Jeszcze mało się znaliśmy, wiedzieli gdzie mieszkam, ale numer mieszkania dla pewności sprawdzili na liście lokatorów.
OdpowiedzUsuńTak się złożyło, że jeszcze jedna rodzina tak samo się nazywała jak my.
Moi goście powędrowali właśnie tam. Dowiedzieli się, że od rana siedzę w piaskownicy i lepię babki. Faktycznie, tak było. Córeczka sąsiadów też miała na imię Ania i była dwuletnim dzieckiem, a ja przecież byłam siedmioletnią poważną hrehre uczennicą. Śmiechu było z tego sporo.
No tak! Zdziwili się trochę, że taka duża dziewczynka babki w piaskownicy lepi! :)
UsuńI ja pamiętam tabliczki. Dziś nie można nikogo znaleźć, na domofonach ludzie nie chcą umieszczać nazwisk, list lokatorów nie wieszają. No cóż mnie też niełatwo byłoby znaleźć. Nazwisko męża na osiedlu brzmi inaczej, a na domofonie jest nazwisko moje panieńskie.
OdpowiedzUsuńW kwestii przyciągania i lubienia, to ja jestem pszczoła, a Ty jesteś miód! I możesz mnie wydziedziczyć, nawet dwa razy pod rząd.
OdpowiedzUsuńWydziedziczam cię nawet trzy! Na zapas!!
UsuńNo się teraz wystraszyłam hre hre hre
UsuńHihihuhihiiii... w mojej klatce w Zabrzu nadal wisi taki spis. Nieaktualny.. ale wisi ��
OdpowiedzUsuńWisi? To może też go uratujesz? Pomyśl. :)
UsuńZaliczam się do pamiętających spisy lokatorów. Wisiała w gablocie na parterze tuż koło bramy.
OdpowiedzUsuńChyba ładnie to wyglądało...
UsuńChyba w kazdym domu byla taka tabliczka. I komu to przeszkadzalo? Teraz pelna konspira, nikogo nie mozna znalezc. Przy dzwonkach u mojej mamy jest kilka nazwisk, a reszta to puste kratki. Ja piernicze, co za debile w tej Polsce. U nas przy dzwonkach wszedzie sa nazwiska.
OdpowiedzUsuńWszyscy szukali tego niemieckiego samochodu, najpierw Edyta, potem Joasia. A mysmy zrobili wszystkim kawal i schowalismy sie w garazu, ktory MCO bohatersko nam odstapil na te noc. :))
Jestem jednym z debili, hrehre, nic nie mam przy furtce.
Usuńja też :P
UsuńNie mam i nie będę mieć, zwłaszcza w dobie wszystkich domokrążców podstępnie używających nazwisk
No bez przesady!
UsuńTo i ja zaliczam się do debili, bo mój spis to tylko dekoracja.
UsuńPojechałaś... grubo, jak to się teraz mówi. :)
Dopisuje sie do debili. I tu i tam. tam, na wsi, i tak kazdy wie kto ja zacz. Juz pare razy zostalam zaskoczona ;)
UsuńOjtam, odtentegetujcie się od Pantery. I tak wiadomo, że u nas debili pełno, w ten sposób, czy w inny :-))
UsuńDobrze że się odnalazłyście, jednak wszystko się udało. Na mapie sprawdzałam, ten Wrocław to spory jest :-)
OdpowiedzUsuńMoja siostrzenica Julia za każdym razie gdy idzie odwiedzić koleżankę, pyta ją o numer mieszkania. Na klatce nie ma listy lokatorów, a ona bidula jakoś akurat tego numeru nie może zapamiętać:-)UH
OdpowiedzUsuńJa pamiętam taką listę.A nawet taka wisi u mnie w Jelczu w bramie.Jak się tam przeprowadziłam to też się zdziwiłsam,że takowe jeszcze istnieją.Ja mam nadzieję,że się nie pomylę i do Ciebie trafię.Mam nadzieję zę już w maju po długim łykendzie.
OdpowiedzUsuńA ja to pamietam ten wpis sprzed paru lat. Bo takie listy lokatorow zawsze mnie napelniaja jakas sentymentalna czuloscia, a dawniej - ciekawoscia.
OdpowiedzUsuńI tak wiemy, ze tak naprawde to Ty JESTES Mieczyslaw Szczygiel, przestan udawac!!!!!!!!!!!!
Opakowana powiedziała to na głos! Tak, Gosiu, przecież Marija nie mówiłaby, że jesteś jak nie jesteś :-D
Usuń