środa, 29 sierpnia 2012

Dzieci i ryby głosu nie mają?

Dziś będzie refleksyjnie. Mam taką potrzebę.
Spacerowałyśmy sobie z sąsiadką z pieskami po nadodrzańskim parku i w pewnym momencie, kiedy przechodziłyśmy przy placu zabaw, usłyszałyśmy, jak zirytowana mama krzyczy do dziecka: Cicho bądź! Dzieci i ryby głosu nie mają!
To jakoś osobiście mnie uderzyło, oburzyło i zabolało. Zaczęłyśmy przypominać sobie tego typu powiedzonka z naszego dzieciństwa. Wróciłyśmy do przeszłości. 


Może zrobicie to samo?

Czy pamiętacie, jakimi przekonaniami karmiono Was w domu rodzinnym, kiedy byliście dziećmi? Jakie subiektywne "prawdy" o życiu próbowali Wam przekazać ważni dla Was ludzie? Mam na myśli fałszywe przekonania, te bolące, manipulujące, często poniżające i krzywdzące. Przekonania te mogły być podawane nam w formie powiedzonek, przysłów, rodzinnych anegdotek czy "złotych myśli", często również nieświadomie, jako owoc "nauk", które ludzie ci sami pobierali jako dzieci.
Stały się one często fundamentem naszej osobowości. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo rządzą naszym życiem. Zazwyczaj działamy zgodnie z nimi, choć możemy nawet nie mieć tego świadomości. Może nawet przekazujemy je następnemu pokoleniu...


My znalazłyśmy ich bardzo wiele, na przykład:

  1. Dzieci i ryby głosu nie mają.
  2. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie.
  3. Najgorszą rzeczą w życiu jest kłamstwo.
  4. Nie wolno źle mówić o rodzicach.
  5. Oboje rodziców, i mamę, i tatę, należy kochać tak samo.
  6. Pokorne cielę dwie matki ssie.
  7. Inna sytuacja wcale nie będzie lepsza - po co się starać coś zmienić?
  8. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
  9. Dziecko nie jest w stanie zrozumieć, nie ma co mu tłumaczyć.
10. Na wszystko trzeba zasłużyć.

One wszystkie kłamią. 

Dziś to wiem, ale kiedyś szokiem było dla mnie, że osoba ucząca mnie bezwzględnej uczciwości, sama poważnie mija się z prawdą...
Proces uświadamiania sobie, że jest się pod wpływem takich okrutnych przekonań, nie jest łatwy, jednak uwolnienie się od nich, dostrzeżenie, jak bardzo nas krzywdzą, oszukują i unieszczęśliwiają, jest cudowną drogą dającą wiele satysfakcji.
Zachwycająco przedstawiła to Mar w swoim poście. Myślałam o niej, kiedy jadąc pociągiem z Brugii do Brukseli, ukradkiem robiłam to zdjęcie poniżej. Naprzeciw nas siedziała młoda dziewczyna. Bardzo chuda, same kosteczki. I bardzo piękna. Myślałam o tym, co mogło stać się w jej życiu, że płaci za to tak wielką cenę. Że pewnie jest jej zimno i bardzo chciałam, aby walczyła o siebie. Przesłałam jej moc ciepłych myśli i ukradłam odbicie. Może to ono doprowadziło ją do tego stanu? Może bez niego będzie jej lepiej? Kiedyś nakarmiono ją zatrutym pokarmem fałszywych przekonań... Teraz wszystko zależy już od niej.
Jeśli macie ochotę, podzielcie się swoim doświadczeniem. 
Rozumiem, że może być niełatwo o tym pisać, ale czy takie powiedzonka, jak to o wojewodzie i smrodzie to relikt poprzedniej epoki? Czy dziś nowocześni rodzice wiedzą już, jakie to potrafi być dla dziecka bolesne?


169 komentarzy:

  1. mnie tak na szybkiego przypomniało się jedno:
    nie jedz na stojąco bo wszystko pójdzie Ci w nogi i będą grube.
    I wiecie co? Jadłam często na stojąco i mam grube uda;((((
    prorok czy co?;))))
    pozdrowionka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Zostałaś jak nic zaprogramowana! Gdyby Ci mówili, żebyś jadła jak chcesz, byłabyś piękna i wiotka:)

      Usuń
    2. Mnie też tak mówili. Dodawano przy tym, że na siedząco to pójdzie w tyłek. Jadłam różnie, a nogi mam... jakbym jadła na stojąco ;P. :D.

      Usuń
  2. "siedź w kącie znajdą cię" - o nic się nie umiem upomnieć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezłe oszustwo, co? Tak jak z tym pokornym cielęciem - siedź w kącie, nic dla siebie nie chciej, bo to brzydko i daj sobie wchodzić na głowę.
      Aż mnie trafia, jak sobie pomyślę...

      Usuń
  3. Mam to szczęście, że otaczali mnie cudowni Rodzice i takie sytuacje nie miały miejsca. Wiem jednak, że takie złe stereotypy wpływać mogą na psychikę młodych ludzi :( Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodych ludzi tez, ale mam na myśli dzieci, które nie potrafią sobie z tym poradzić i biorą to za prawdę, przecież muszą wierzyć rodzicom, którzy są dla nich zawsze autorytetem.

      Usuń
    2. Aniu, u mnie jest całkiem odwrotnie, kiedy już zaczęłam zauważać w jaki sposób moja Mamcia była traktowana jako dziecko przez Babcię i jak to się o po latach odbiło na jej psychice, dużo pracy mnie kosztowało by zmienić jej sposób myślenia, brak poczucia własnej wartości, gadania, że do tego się nie nadaję. Chciała być przedszkolanką, świetnie sprawdziłaby się w tym zawodzie, ale niestety rodzice takim gadanie wszystko to popsuli. Moja Mamcia jest cudowną osobą, pełną ciepła, ma wielkie serce, ale też przez to musi mieć bardzo twardą pupę, niestety. Ja miałam dużo więcej szczęścia, choć nie wszystkich błędów udało się uniknąć :) Pozdrawiam

      Usuń
    3. Świetna historia, dzięki że się nią podzieliłaś.

      Usuń
  4. Jaka matka, taka natka. Znaczy się córka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, szczególnie jak tatuś narzeka na matkę, że taka i owaka, a potem mówi to córce. Jak ona się musi czuć!

      Usuń
  5. Jak ja Cię dobrze rozumiem! :// Np. ja żałuję, że posłuchałam mamy przy wyborze szkoły średniej i studiów...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. Dziś jak o tym myślę, to mam żal do siebie, że nie zawalczyłam o swoje zainteresowania, ale wiesz... pokorne ciele...

      Usuń
  6. Czy są kłamliwe? Nie! Są prawdziwe. Przekazują pewne mądrości życiowe, które bardzo często się sprawdzają.
    Dzieci głosu nie mają - bo nie zawsze wiedzą, czego chcą i co jest dla nich dobre.
    A pokorne cielę,dwie matki ssie - to przysłowie powinnam sobie wyryć nad łóżkiem. Gdybym o nim pamiętała uniknęłabym wielu kłopotów.

    Ponoć przysłowia są mądrością narodów i coś w tym jest.
    Mnie powtarzano - Fortuna kołem się toczy. Czyż to nie prawda?
    Albo - Kto pod kim dołki kopie....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zabrałaś głos:)
      Zgadzam się, że przysłowia są mądrością narodu i często pokazują uniwersalne prawdy, ale to nie upoważnia rodziców do traktowania dzieci lekceważąco i poniżająco. My dorośli też nie zawsze wiemy czego chcemy i co jest dla nas dobre, a jednak nie znosimy, gdy ktoś nas poniża porównaniami do zwierząt, smrodów i sugestiami, że jesteśmy nie godni prawdziwego wytłumaczenia. Wszystko to można przekazać z szacunkiem, którego te "powiedzonka" są pozbawione.
      A przysłowie o pokornym cielęciu wyrządziło w moim życiu nieodwracalne szkody. Wolałabym: walcz o siebie, zasługujesz na najlepsze, a przede wszystkim "masz prawo do błędów', wiec nie siedź w kącie.

      Usuń
    2. Przysłowia są mądrością narodów- to też przysłowie,które tylko czasem bywa prawdziwe lub wyraża jakąś sprawiedliwość społeczną, prognozuje pogodę ewentualnie daje człowiekowi nadzieję ;)

      Mam trójkę dzieci, każde z nich ma i miało swój głos, bo każde z nich wiedziało i wie co chce, chociaż nie zawsze było to dla nich dobre i na tym polegała moja rola rodzica, by to im wytłumaczyć, przedyskutować lub się z nimi zgodzić.
      Dziecko jest pełnoprawnym człowiekiem, które jest odrębnym bytem, niebędącym naszą własnością i dlatego ma prawo do swojego głosu, kto tego nie rozumie jest na najlepszej drodze do jego krzywdzenia.

      Usuń
    3. Aniu! Moi rodzice mnie nie upokarzali. Wręcz przeciwnie. Bardzo kochali.
      I co z tego,że mi mama powtarzała o pokornym cielęciu, skoro ja pokornym cielęciem nigdy nie byłam i nie będę! Chociaż próbowałam.... Taki ze mnie charakterny typ!

      Viki!Całkowicie się zgadzam,że "Dziecko jest pełnoprawnym człowiekiem".
      Żeby zostać kierowcą, trzeba skończyć kurs, zdać niełatwy egzamin. Żeby zostać rodzicem wystarczy ściągnąć majtki i rozpiąć rozporek.
      Niestety!
      Wielu ludzi powiela tradycje wychowania wyniesione z domu. I najczęściej są to te ZŁE, które najbardziej utkwiły w pamięci i świadomości.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Mądry post Aniu. U mnie "foch" matki był najbardziej wymowny.
    Sama jestem matką i umiem rozmawiać z własnym dzieckiem. Może właśnie dlatego, że jako dziecko byłam "rybą i głosu nie miałam"
    Ot, kazałaś się zadumać i sięgnąć do dna "kufra pamięci" :-)
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szacunek dla Ciebie, że to rozpoznałaś i nie przekazałaś dalej.
      :)

      Usuń
  8. Nie znałam takich ,prawd' dorosłych,bo moje dzieciństwo było zupełnie z innej bajki.
    Niedawno w metrze usłyszałam takie stwierdzenie,które wypowiedziała jedna z rozmawiających obok mnie pań -,jaka matka taka natka'.
    I to miało negatywny sens,co wynikało z dalszej ich rozmowy.
    Przeraziłam się,jakie to szufladkujące!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja jestem teraz wyczulona do bólu na przejawy takiej przemocy psychicznej.
      A że Ty nie znasz takich prawd, to "widać" nawet po Twoich komentarzach:) Tylko pozazdrościć.

      Usuń
  9. Ten wpis daje dużo do myślenia. Porusza ważne aspekty, a ponieważ dotyczą one również młodych pokoleń, jest nad czym się zastanawiać. Fakt, że współczesność to ciągłe zmiany, jednak nie bez znaczenia pozostają doświadczenia obecnych rodziców z ich własnego dzieciństwa. Niespełnione ambicje, krzywdy - te czynniki (i wiele, wiele więcej) wpływają na dalsze kształtowanie rodziny.
    I uważam, że w każdej rodzinie można znaleźć takie "domowe mądrości" i nie trzeba nawet długo szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie Matreczko, nie trzeba ich długo szukać. Wystarczy pozwolić sobie na otwarcie oczu.

      Usuń
  10. Wszystkie ale to wszystkie są mi dobrze znane, obiecałam sobie, że żadne postawy rodziców nie będą mieć miejsca w mojej rodzinie, na szczęście póki co w mojej ponad letniej przyjemności bycia mamą nie wypowiedziałam ani jednego "złotych myśli"...i jestem pewna, że to nigdy nie nastąpi...bo sie z tym nie zgadzam, a nie mam w naturze wpajania nieprawdy!!!
    Najbardziej porusza mnie "ryby i dzieci głosu nie maja"...ja to nie maja, one są spragnione mówienia i słuchania jednocześnie, pod warunkiem że nie są to takie niedorzeczności!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justynko te wykrzykniki na końcu zdań, są dla mnie gwarancją, że nigdy tego nie zastosujesz na swoim dziecku - czujesz jakie to krzywdzące! A nawet jeśli Ci się zdarzy (w końcu ludźmi jesteśmy, a ci popełniają błędy), będziesz gotowa je przeprosić, co jest lepszą nauką na przyszłość, niż wątpliwe "mądrości życiowe".
      :*

      Usuń
  11. Znam kilka tych powiedzonek i mam wrażenie ze w tamtych czasach rodzice nie mieli świadomości o tym jak słowem i czynem wpływają na psychikę swoich dzieci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę. Teraz chodzi o to, żeby samemu sobie z tym poradzić i przerwać ten proces "podaj dalej".
      :)

      Usuń
  12. Pamiętam kilka:
    1. Kłamstwo ma krótkie nogi - lubiłem bujać i to nie tylko w obłokach :)).
    2. Ja na świadectwie miałem/miałam same czwórki i piątki - po paru latach dorwałem się do ich świadectw i jaki zawód bo były i tróje.
    3. Posłuchałem matki w sprawie praktyk zawodowych. I teraz żałuję byłbym gościu, bo proponowali pracę dobrze płatną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli w przypadku ocen na świadectwie, kłamstwo miało krótkie nogi? he he
      A z tymi praktykami, to zależy od tego, jakie przesłanie niosły te rady. U mnie to było "nie nadajesz się" do niczego innego, tylko... i tu była droga życiowa "jedynie słuszna".

      Usuń
  13. A mnie strasznie smutno się zrobiło kiedy czytam głównie komentarze do posta. Czy naprawdę wszyscy rodzice nic innego nie robią tylko krzywdzą swoje dzieci? Od razu zaczęło mi dzwonić "czy ja też skrzywdziłam" mojego Syna? Czy On też będzie takie komentarze wystawiał???? I nie ma znaczenia jakie jest moje przekonanie o tym jak Go wychowywałam i jakie "prawdy" Mu próbowałam przekazać. Smutno mi :( I przypomina mi się jeszcze jedno powiedzonko "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, ale to nie chodzi o to, żeby kogoś oskarżać. To jasne, że u rodziców ten sposób postępowania nie wziął się znikąd, albo ich wrednego charakteru, tylko też został im wprogramowany. Chodzi tylko o to, żeby to zauważyć i nie dać się temu prowadzić w życiu, więc jeśli, powtarzam: jeśli, Twój syn ma takie doświadczenia, to lepiej dla niego i dla jego bliskich, żeby sobie z nich zdał sprawę. Nie ma rodziców doskonałych, wszyscy popełniliśmy błędy w wychowaniu naszych dzieci. Jasne, że błąd błędowi nierówny.
      Nie chciałabym aby ten post był odebrany, jako atak na kogokolwiek.
      Mnie bardzo raniły te powiedzonka, pamiętam to i swoim doświadczeniem się dzielę.
      Pozdrawiam Cię:)

      Usuń
    2. Ja też mogłabym napisać o tym co rodzice mi wpajali a ja z tym dzisiaj się nie zgadzam, ale nie napiszę. Co złego w tym, że wpaja się dzieciom, że mają być uczciwi i nie mają kłamać? Mnie to wpojono i sama wpajałam tą prawdę mojemu Synowi. Mam nadzieję, że będzie żył uczciwie, a każdego dnia rano będzie mógł spojrzeć bez wstrętu w lustro i golić się bez wstydu. Nawet jeśli Jego życie będzie mniej dostatnie od innych znajdzie szczęście, bo to jest ważne.
      Oczywiście nie zgadzam się z powiedzonkiem o głosie ryb i dzieci, czy smrodach i kilku innych, ale nie można wszystkich takich powiedzonek wrzucić do "jednego worka".

      Usuń
    3. "Co złego w tym, że wpaja się dzieciom, że mają być uczciwi i nie mają kłamać?" - nic, pod warunkiem, że się samemu nie kłamie, bo inaczej prawda jaka się przekazuje jest inna: bądź hipokrytą.

      Usuń
    4. A to już kwestia sumienia rodzica i jego możliwość spojrzenia rano w lustro.
      Chyba zawsze generalizowanie krzywdzi.

      Usuń
  14. Wróciłam do dzieciństwa...... nie wiem co napisać :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojoj, temat ani łatwy, ani mały. Pewnie znalazłabym wiele powiedzonek świetnie pasujących ( w tym i to, które przytacza Klarka), bo mam w pamięci uwagę, jaką poczyniła na początku mojej pierwszej pracy - czyli dawno temu - znacznie starsza koleżanka: "Pani to jest wychowana nie na te czasy". Komplement?


      Usuń
  16. A moi rodzice bardzo wcześnie zmarli i brakowało mi takich mądrości - kogos kto wytłumaczyłby świat. Otaczali mnie tylko inni krewni których uwielbiałam, ale co raz częsciej odkrywałam ich obojetność. Potrafili tylko oceniać, krytykować i osądzać.
    Na szczęście wyrosłam "na ludzi" :-)))

    Jednak może inaczej wyglądałoby moje życie gdyby .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci Alison współczuję.
      W Twoim wypadku Ci krewni byli dawcami takich złych przekazów: ocenianie, krytykowanie, osądzanie - czy to jest potrzebne dziecku?

      Pewnie zawsze będziesz sobie zadawać to pytanie...

      Usuń
    2. Dziękuję, teraz mam dystans, ale w tamtym czasie lekko nie było.
      Chętnie bym posłuchała "gderania" rodziców .... które często docenia się po latach :-)

      Usuń
  17. Te powiedzenia przekazują jakieś zasady.
    Zasady są dobre, tylko kwestia jak je przekazywać dzieciom...
    Jeżeli są przekazywane w głupi sposób to i dziecku jest później trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i proszę, jak trafnie ujęłaś to, co ja próbuję przekazać w tych długich zdaniach:)

      Usuń
  18. Wiesz co, dziś jestem dorosła, od dawna pracowałam i pewnie czasem jeszcze pracuję nad przekonaniami, które mi wpojono w dzieciństwie i myślę, że większość tej pracy już mam za sobą.
    Na szczęście zawsze byłam uparciuchem i umiałam postawić na swoim a moja Mama miała bardzo liberalne zasady wychowawcze.
    Dlatego może już nie mam im nic za złe :)
    Może dlatego przypomniało mi się, ale coś dobrego, co mi mama powtarzała od urodzenia: że mam śliczne długie nogi :)
    Zawsze byłam dumna z moich nóg i do dziś nie mam się czego wstydzić!
    Mówili mi też od dawna, że bardzo ładnie wyglądam, a chociaż w czasach liceum nie bardzo wierzyłam, to jakoś potem zobaczyłam na zdjęciach, że nie jest źle :)
    Czasem dziwię się, że ludzie w wieku 35-40-50 i więcej lat nadal nie potrafią się uporać z obciążeniami z dzieciństwa. Przecież większość życia już nas to dosyć zmęczyło, żeby wreszcie coś z tym zrobić!
    A stare wzorce przecież można sobie w głowie zmieniać!
    Szczególnie będąc dorosłym, świadomym już swoich atutów człowiekiem.
    Można dalej zwalać na rodziców swoje niepowodzenia, ale przecież do diabła, był i nadal jest czas, żeby sobie w tej główce zrobić porządek!
    Jeśli ktoś natomiast nie robi i woli nadal wierzyć w prawdy przeterminowane co najmniej o 20-30 lub więcej lat, to czy to nie jest tak naprawdę tylko wymówka przed zmianą?
    Może wyrażam się niezbyt po myśli Twojego posta, ale tak o tym szczerze myślę :)
    Pozdrowienia - zdjęcia prześliczne! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iw, ja się podpisuję pod tym, co napisałaś obiema rękami!
      Nie chodzi o to, żeby żyć pretensjami do rodziców. Ja też już ich nie mam, rozumiem skąd się to wzięło, sama narobiłam mnóstwo błędów wychowawczych, może gorszych? Nie zajmuję się wartościowaniem i oskarżaniem. Jako dorosła odpowiadam za siebie i mam warunki i możliwości (bo mam rozum), żeby coś z tym zrobić. Jeśli nadal w tym tkwię, to jest tylko mój wybór i moja "wina". Potrzebne jest do zmiany takie nastawienie jakie tu zaprezentowałaś: gotowość do zmiany i niepokorność. Przyda się też wkurzeni się na to, że się żyje wg starych schematów i cierpi przez nie.
      No i potwierdzam: jesteś prześliczną kobietą, cudownie, że Twoja Mama pomogła Ci w to uwierzyć! Ile jest pięknych i nie wierzących w to ludzi!
      Cieszę się, że zauważyłaś zdjęcia:)

      Usuń
  19. U mnie, oprócz tych, które wymieniłaś (dwóch pierwszych), jeszcze powiedzeniem, wyrocznią, bardzo zaciemniającym było: "okazja czyni złodzieja" lub inna wersja: "najlepszym sposobem na nie grzeszenie jest unikanie okazji do grzechu", a także parafraza skądinąd mądrego i buddyjskiego powiedzenia Heraklita z Efezu, że "Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki" (bo rzeka już nie jest ta sama) w formie: "Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" (czyli jeśli raz się sparzyłeś to drugi raz nie próbuj bo też się sparzysz)... Masz rację, że sporo jest takich "powiedzonek"..., a także "etykietek", które przypinali nam nasi rodzice... Ja pamiętam swoje, ale wciąż brzmią dla mnie zbyt upokarzająco by się nimi chwalić ;)...
    Wielki wpływ miało też na mnie wychowanie katolickie, z którego wyniosłam najwięcej w kwestii poczucia winy i bycia winnym "by definition", a także, że jedynie cierpieniem można "odkupić" ... wszystko w zasadzie ;).
    Dziękuję za ten wpis. Poruszył dawno uśpione struny w moim sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps i jeszcze: "nie można mieć wszystkiego" - chyba je dotąd stosuję... ;). Właśnie to zauważyłam próbując napisać komentarz w blogu Baltazara :D.

      Usuń
    2. To ja dziękuję za ten komentarz, on też poruszył mnie do głębi. Jestem oburzona na te przytoczone przez Ciebie "powiedzenia".
      No i przypomniałaś mi wychowanie katolickie, no i to wychowanie sobie - działanie sobie, a przecież dobry przykład wynika z działania, a nie z gadania.

      Usuń
  20. Aniu, bardzo ważna notka. Tylko tak od rana, taki temat? I tak obuchem w łeb? :)))
    Zgadzam sie z Tobą w całej rozciągłości, bo jestem ofiarą kilku z wymienionych zasad. Dzisiaj jako matka nie stosuję żadnej z tych "mundrości", co zaskutkowało tym, że mam trójkę szczęśliwych, kochających i szanujących mnie dzieci

    OdpowiedzUsuń
  21. swieta prawda Aniu. Czesto wypowiadane np pod wplywem gniewu slowa nie maja wieksego znaczenia dla rodzica,gdy chce tylko dac upust emocji, a dla dziecka i owszem. ZAsiewaja kompleksy, rezygnacje i poczucie bezradnosci. I to na lata. Dlatego staram sie nie ograniczac moich dzieci, same dokonują wyborow np studiow. Kasia alyszy czasem od kolezanek lub ich rodzicow wyrzuty- i co bedziesz potem robic po tej archeologii?
    O japonistyce Anity juz nie wspomne...a ja sie ciesze, ze uczą sie lub beda uczyc tego, co same sobie wybraly. Co zas sie tyczy tych zle pojetych porad i mądrosci zyciowych, staram sie zastapic je innymi np wszystko jest trudne, nim stanie sie proste. Pozdrawiam Aneczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, super, że to widzisz! Może i po archeologii nie będzie co robić, czy po japonistyce (nie wierzę w to) ale przekaz jaki dajesz swoim córkom jest o wiele ważniejszy: macie prawo decydować o sobie, jesteście za siebie odpowiedzialne i ja szanuje Was i Wasze wybory. I wiele innych. Bezcenne.
      Jeśli przekazuje się dzieciom mądrości życiowe z szacunkiem (a dobrym barometrem jest tu zapytanie się siebie, jak chciałoby się mieć to przekazywane), to przecież cudownie!

      Usuń
  22. Oj tak! wiele takich powiedzonek funkcjonowało w moim dzieciństwie; z tych , które wymieniłaś - 1,2,3,8,9, plus "siedź w kącie..."; niektóre jednak, wymieniane w odpowiednim kontekście uważam za zasadne; np " co wolno wojewodzie... ( u nas z końcówką "to nie tobie, panie kasztelanie"), kiedy rodzice idą na imieniny znajomych i wracają bardzo późno (lub bardzo wcześnie, zależy od punktu widzenia), oczywiście z odpowiednim uzasadnieniem.
    Jednak smuci mnie to, że mimo bezustannego mówienia na te tematy, mimo ciągłego powtarzania, że dziecko to taki sam człowiek, jak dorosły, że ma swoje prawa, te powiedzonka wciąż funkcjonują jako swoiste narzędzia ubezwłasnowolnienia dzieci; nawet nie muszę daleko szukać, mam przykłady w najbliższej rodzinie.
    Oczywiście wciąż jeszcze borykam się ze skutkami takiego traktowania, ale sporo już potrafiłam (jak mówią psycholodzy) "przepracować". Na szczęście udało mi się uniknąć takiego podejścia do moich dzieci. Ale ile musiałam się natłumaczyć, że dziecko zasługuje na taki sam szacunek, jak dorosły... Znam nawet przykłady (tym razem już całe szczęście nie w rodzinie), kiedy osoba dorosła przyznawała mi pod tym względem całkowitą rację, a potem trafiałam na robioną jej dziecku tak poniżającą awanturę, że było mi wręcz potwornie głupio i przykro.
    Ojej! To się rozpisałam! Ale to przecież temat - rzeka...
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trafna nazwa: "narzędzia ubezwłasnowolnienia dzieci". Tylko ten kto jest w stanie emfatycznie wczuć się w uczucia dziecka (bo pamięta swoje) jest w stanie zmienić swoje postępowanie. Cieszę się z tobą, że Ci się to udaje, że to udało Ci się "przepracować". Wie o czym piszesz. To piękne!
      Byłam ostatnio świadkiem takiej sceny poniżenia dziecka, że aż nie mogę dojść do siebie. Przemoc w białych rękawiczkach. Obiecałam sobie że nigdy już nie pozwolę sobie na brak reakcji w takiej sytuacji.

      Usuń
    2. No, właśnie. Mnie było głupio i wstyd także z tego powodu, że nie potrafiłam zareagować.
      Ninka.

      Usuń
  23. Wiesz, ja dobrze jedno powiedzonko, które mama wypowiadała potem również do moich dzieci - co mi się już bardzo nie spodobało. "Nie śmiej się tak bardzo, bo będziesz płakać". Dotyczyło to takiego szalonego niepowstrzymanego śmiechu. Wiem, że to nie wpłynęło na mnie dobrze - przy wielkiej radości przychodzi myśl, że trzeba będzie za nią jakość zapłacić...
    Nie obwiniam mamy - t , co przekazywała, to jej dziedzictwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o kurcze, Aniu, mam tak samo, to przekleństwo, którego nie sposób się łatwo pozbyć :/

      Usuń
    2. O rany! I ja to znam! To obrzydliwy przekaz przez który zawsze bałam się przyznać sobie prawo do szczęścia. Musiało minąć 50 lat, zanim mówię bez lęku: tak jestem szczęśliwa! Ile zmarnowanych lat... Obrzydliwy, wstrętny przekaz:(
      Aniu, nie zajmujmy się obwinianiem, nie o to tu chodzi, możemy raczej współczuć naszym mamom, że dostały taki spadek.

      Usuń
  24. ANIU!!!!! OJ DŁUGO BY WYMIENIAĆ...CHOCIAŻ JA Z WIELU SIE DZIS ŚMIEJE....NP.MAMA ZAWSZE MÓWIŁA...(CHYBA TAK NA MARGINESIE MNIE NIE LUBIŁA...KOCHAŁA TAK...ALE NIE LUBIŁA):"NIE TELEP SIE TAK FLADRO BO ZARAZ COŚ ZWALISZ!!!!"....ALBO"NA MIŁOŚĆ BOSKĄ ..TY JAK ŁAZISZ TO WCIĄŻ CI SIĘ PRÓCHNO Z D... SYPIE"...I WIESZ CO?HIHIHI..NADAL MAM ADHD...I WCIĄŻ COŚ WYLEWAM,ROZSYPUJĘ..NIE POTRAFIĘ SIĘ ZATRZYMAĆ..A BARDZO BYM CHCIAŁA BYĆ TAKA DYSTYNGOWANA..A TU BABA ZE WSI:))...NO I WCIĄŻ SPRZĄTAM I CO?...PRÓCHNO!!!! NAWET OSTATNIO MÓWIŁAM MĘŻUSIOWI,ŻE JEDNAK MAMUSIA MIAŁA RACJĘ:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Qrko, a ja Ci mówię, że robisz tak, bo jesteś pracowita, żywa, energiczna, wesoła i w takiej sytuacji, to że wylewasz, rozsypujesz, jest NORMALNE! Dystyngowanym babom mówimy stanowcze NIE!!
      I co jest złego w babie ze wsi??? Baby ze wsi są super!
      I zabraniam Ci mówić mężusiowi, że Mamusia miała rację!! Nie miała jej nawet kszty! Jak to Ci miało pomóc w życiu???
      Nawet nie wiesz, jak mnie wkurzyło to co napisałaś! Wrrrrr

      Usuń
    2. POMÓC???...TAKICH SŁÓW NIE MÓWI SIĘ KU POMOCY...DO DZIŚ NIE POTRAFIĘ OCENIĆ NALEŻYCIE SWEJ WARTOŚCIĄ...ALE PO LATACH ROZUMIEM MOJĄ MAMĘ...SAMA ZE SWOJĄ MIAŁA JESZCZE GORZEJ...SKRZYWIENIE RODZI SKRZYWIENIE...A TAK W OGÓLE TO NIE CIERPIĘ FLĄDRY!!!!

      Usuń
    3. A po co się mówi?? Żeby poniżyć, dokuczyć, pozbawić pewności siebie, wytknąć normalne ludzkie potknięcia?? A Ty to powtarzasz mężusiowi!!!
      Ty się Qrko zajmij rozumieniem siebie, bo z rozumienia Mamy nic Ci nie przyjdzie.
      A flądry niech spadają na drzewo!!

      Usuń
    4. Qrko, zaakceptuj się taką jaka jesteś, bądź dla siebie łaskawa, Twój mąż taką Cię pokochał, a Ty nie potrafisz? :))
      Twoja mama na pewno bardzo Cię kochała, tak jak wszystkie mamy, ale nie każda potrafi to odpowiednio wyrazić, bo nie każda jest w tej miłości taka właśnie ...dystyngowana :)
      To błędne koło nigdy się nie skończy, jeśli ktoś się wreszcie z niego nie wyłamie i nie pójdzie po rozum do serca :)))
      Powodzenia :)

      Usuń
    5. tak w temacie "Flądry" i bycia świadkiem scenek rodzinnych, to kiedyś byłam w niezłym szoku jak matka (około 32 lata) strofowała syna( lat 7-8), żeby usiadł spokojnie na ławce obok -"usiądź ty durniu, jak ty wyglądasz , ty świnio, zobacz jak się wybrudziłeś, ty świnio" akcentując każde obelżywe słowo. Już się miałam wtrącić, a tu synek bez skrępowania, widać było to normalne, odpowiedział mamusi "sama jesteś durną świnią " ot takie rodzinne rozmówki:) Strach pomyśleć co będzie za kilka lat

      Usuń
    6. zapomniałam dodać, że na mamie słowa syna nie zrobiły wrażenia, mimo, iż widziała, że jestem tego świadkiem :)

      Usuń
    7. O matko! Viki! Ale scenka!
      Nie chciałabym mieć do czynienia z żadnym z nich:)

      Usuń
  25. Masz rację (ma pani rację :> ) te przysłowia tylko pogarszają myślenie i dzieciństwo. Moja mama nie jest już taka młoda, ale z tego wcale nie musi wynikać, że mówi do mnie i do mojego rodzeństwa :
    ,,Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie.''
    ,,Oboje rodziców, i mamę i tatę, należy kochać tak samo.'' - oj niee...ja kocham bardziej mamę ! I ma ku temu powody..
    ,,Niedaleko pada jabłko od jabłoni.''
    ,, Na wszystko trzeba zasłużyć.''
    Jeden jeszcze mit bardzo mnie krzywdzi. Mówi się, że sport to tylko dla dziewczyn, piłka nożna itp. :[ Ach nie !! Ja kocham uprawiać sport, a jestem dziewczyną, czasem ten mit mnie rani... Niedawno grałam z moimi braćmi na podwórku w piłkę nożną, a sąsiad mówi :
    - Coś tu jest nie tak. Natalka powinna być chłopakiem zamiast dziewczyną !
    No się wkurzyłam -.-
    Bardzo pomocny post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Talusiu:) Jak to fajnie, że napisałaś, a jeszcze fajniej, że już widzisz te krzywdzące mechanizmy. Super też, że potrafisz się wkurzyć na taką wstrętną próbę szufladkowania. Skoro się wkurzyłaś, to znaczy że nie dasz się tym skrzywdzić. Super!

      Usuń
  26. Aniu, poruszylas gleboko ukryte, ale nadal istniejace (chyba juz z tym umre) traumy z dziecinstwa. Moi rodzice bardzo mnie kochaja, ja o tym wiem, bo to czuje. Jednak NIGDY nie uslyszalam tego od nich, NIGDY nie powiedzieli mi, ze sa ze mnie dumni, a ja robilam wszystko, zeby sobie na to zasluzyc. Moje starania byly dla nich normalnoscia, wiec nie bylam za nie chwalona. Moj wyglad byl stale krytykowany, do dzisiaj ze wstretem patrze w lustro i sama sobie sie nie podobam. Dyktowano mi sposob zachowania i droge zyciowa, a proby buntu konczyly sie bardzo nieprzyjemnie. Mam wrazenie, ze bylam bardziej tresowana, niz wychowywana, choc rodzice dali mi bardzo wiele i nie mam tu na mysli rzeczy materialnych. Jestem, jaka jestem dzieki nim, jednak mogliby mi dac wiecej pewnosci siebie, wlasnie pochwalami, czy liczeniem sie z moimi zyczeniami.
    Najgorsze jednak jest to, ze na poczatku ja tez probowalam podobnie wychowywac swoje dzieci, az przyszlo opamietanie. W pore! Zaczelam je traktowac jak malych partnerow, a nie ryby. Teraz mi to procentuje, mam z nimi wspaniale relacje, jakich moja matka ze mna nigdy nie miala i miec nie bedzie.
    Bardzo kocham moich rodzicow mimo wszystko, oni nie potrafili inaczej i byli przekonani, ze to jest dobre dla mnie. No coz, troche skrzywili mi zycie, ale tego nie da sie juz odkrecic. Pozostaje mi zamartwiac sie, co bedzie, kiedy stana sie niedolezni. Jestem jedynaczka, odleglosc, jaka nas dzieli jest duza. Kto sie nimi zajmie?
    Jednak te wspomnienia bola niezmiennie, po co ja Twoj wpis czytalam?
    Ide sie wyryczec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pantero, popłakałaś? A co w tym złego? Może Ci to pomogło..? Chciałabym.
      To oburzające, że taka piękna kobieta, podziwiana modelka, ze wstrętem patrzy (ła) w lustro!
      jak to dobrze, że nie zrobiłaś tego swoim dzieciom:)
      Głowa do góry, koniec z płaczem, już same się umiemy wesprzeć i kochać:))

      Usuń
    2. No tak. Popatrz, ile nas jest, biednych dzieci, ktorym rodzice w dobrej wierze zrobili jakas krzywde. Dziwne to byly czasy. Niby wyroslismy na wartosciowych ludzi, co bylo celem naszych rodzicow, ale gdzies na dnie duszy u kazdego z nas pozostala zadra.
      Na taka ilosc komentarzy tylko jednostki chwala metody swoich rodzicow, to wiele mowi o problemie.
      Dobrze, ze my myslimy inaczej, a nasze dzieci beda od nas w tej kwestii jeszcze lepsze.

      Usuń
  27. Znając powiedzenie "jaka matka taka córka" całe życie starałam się dogłębnie aby mi się to nie udało. I chyba jednak mi się nie udało, poza tym że jednak trochę wyglądam tak jak Ona. A teraz jest zupełnie odwrotnie - moja córka zarzuca mi że nie jesteśmy nic a nic podobne, ani z wyglądu ani z charakteru. I ja mówię - to bardzo dobrze, bo ja nigdy nie będę tobą a ty mną. Chociaż w głębi duszy bym chciała. A co do mądrości życiowych - kto z nas ich nie zna? Znają je również moje dzieci, bo tradycje trzeba przekazywać :-) Ale zasadnicza różnica to taka że moje dzieci mają tłumaczone po co i kiedy się tak mówi i co to tak naprawdę znaczy. Więc i nam, rodzicom, czasami się zdarza usłyszeć "co wolno wojewodzie to nie tobie trala lala" kiedy wkraczamy na obcy sobie teren, o którym nie mamy zielonego pojęcia. Bo młodego człowieka też trzeba szanować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jako rodzice dostajecie, co daliście:))
      Napisałaś słowo - klucz: szacunek. jeśli on jest nie ma miejsca na dręczenie dziecka wizją "dymu z uszu", czy porównywaniem go do "smrodu".
      Ja też nie chciałam być jak mama, ale w wielu miejscach byłam....

      Usuń
  28. Hmmm, zdecydowanie pamiętam to o "wojewodzie" albo, że "dzieci głosu nie mają", ale NIGDY nie odebrałam ich źle. Wręcz były i są dla mnie zabawne. Nie traktuje ich poważnie lecz z dystansem. A przyznam, że nawet jeśli moi rodzice mówili je w pewnych sytuacjach do mnie to mieli rację - w danych sytuacjach.
    Wszystkie ww. powiedzonka znam, ale nie traktuję ich serio. Takie śmieszne powiedzonka. Może moje podejście jest takie, bo nie wypowiedziano ich w moim kierunku niesprawiedliwie. A może ja po prostu tego nie pamiętam :).
    A może najważniejszy jest dystans? Zwłaszcza do takich słów.

    I jakoś jestem przeciwniczką wytykania przeszłości zwłaszcza rodzicom. Zdecydowana ich większość chce dla swoich dzieci jak najlepiej, a że zdarza im się popełnić błędy... Każdy je popełnia, ale nie celowo. Zwłaszcza nie celowo w stosunku do swoich dzieci.
    I nie mam tu na myśli odchyłów od ogólnie pojętej normy...

    Wyluzujmy i żyjmy tym co dziś! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, przeczytaj proszę wypowiedź Emocji, poniżej, ona pięknie napisała to, co chciałabym Ci odpowiedzieć:)
      Małe dziecko nie ma dystansu i mieć go nie może, nie rozumie, co jest serio, a co dla żartu i o odczucia takiego małego dziecka mi chodziło w tym poście. Dorosły już świetnie to rozumie.
      Gorąco pozdrawiam:)

      Usuń
  29. a ja takie rzeczy slyszalam, ale nie w domu...a jak byly w domu to jakos ich nie slyszalam....nie sluchalam? u nas raczej sie wspieralo najwieksze wyglupy i wariacje...Ojciec probowal to jakos porzadkowac ale mu nie pozwolilismy ;) jedyne do czego moge sie przyznac to to, ze bylam fladra! znaczy balaganiara..i moja Mama mawiala - jakie Ty stopnie przynosisz? (czyt: troje) - jak ty w szkole podst. takie masz, to CO Ty zrobisz w sredniej....w sredniej mowila - jakie Ty stopnie przynosisz? (czyt: troje) - jak ty w ogolniaku takie masz to ze studiow nici...a na studiach przeszlo to do tradycji rodzinnej i jak jakies stopnie to rechot JAKIE to ja stopnie przynosze, rhehrerhe

    ale...co do wychowywania....mamy na to jedna jedyna okazje-szanse, nie ma poprawek (na tym samym dziecku), tak bylo, jest i bedzie. NIE jestesmy ubrani w doswiadczenie kiedy mamy (pierwsze) dzieci...bladzimy a wplyw innych, strach, zbieraja potem plony :(....czasem moze sie udaje - moje dziecko mlodsze ma prezentacje jutro na malej konferencji na temat inspiracji...i jako punkt pierwszy jako zrodla inspiracji to my, jej rodzice....prawde mowiac zamurowalo mnie, bo niska opinia o sobie ciagle podsuwa takie szczury na temat czy ja dobrze dzieci wychowalam, co zrobilam zle, gdzie zostaawilam szramy.... a jesli chodzi o niska opinie o sobie to autentycznie nie wiem skad to jest, nawet z psychologiem szukalam odpowiedzi i nic. Nikt nigdy mnie nie krytykowal zeby takie efekty dalo, no bo chyba nie jest to mamine - jakie ty stopnie przynosisz :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chyba nie:)
      Moim zdaniem to tylko dobrze o Tobie świadczy, że się zastanawiasz, jakie popełniłaś błędy, bo przecież każda z nas popełniła ich wiele.
      Cudownie, że Twoje młodsze dziecko widzi w Tobie inspirację- to największa radość dla matki:)
      A poczucie wartości można pokopać na wiele sposobów, nie tylko krytykując. Czasem ciężko do tego dotrzeć. A może już nie trzeba?
      :*

      Usuń
  30. http://agatuszka.bloog.pl/


    przepraszam że wam usunęłam blog to ja AGATA z blogu ja,pies i ogród zdjęcia bo czasami mnie ktoś nastraszał ale teraz jestem tutaj

    OdpowiedzUsuń
  31. Baaardzo ważny temat:)
    Coś takiego dobrze jest robić 24h/dobę :)
    I nie w tym rzecz, jak już wielokrotnie tu napisano, żeby kogokolwiek oceniać, czy krytykować, ale żeby powybierać jak plewy z ziarna to, co nikomu dobrze nie służy. Nasi dziadkowie byli tymi przekonaniami naszpikowani, nasi rodzice również i my niestety tez nie jesteśmy od tego wolni, ale może jako pierwsze pokolenie, zaczynamy się nad tym zastanawiać. To już jest coś:)
    Moi rodzice nawtykali mi sporo tego rodzaju powiedzonek, ja z całej siły chciałam tego uniknąć, ale rozmawiając z moimi dorosłymi dziećmi, już widzę, że były to tylko pobożne życzenia. One też mają już swoje kompleksy i swoje do przerobienia, no niestety. Ale mają o tyle lżej, bo razem o tym rozmawiamy i sobie to przerabiamy i to jest super.
    A moje dzieci, które są już super świadome w porównaniu ze mną i mają jeszcze większą wolę nie popełniania moich błędów ...pewnie ich nie popełnią, bo mają już swoich świeżych cały worek, gotowych do zastosowania ...hahahahaha :)))
    Kochani i tak to właśnie wygląda, nie ma się co czarować, każdy ma takich plew za uszami sporo i po to są potrzebne takie tematy, żeby sobie wzajemnie pomóc je wynajdywać, bez obrazy i bez oceniania.
    U siebie trudno jest to zauważyć, trudno to rozpoznać, bo to są zazwyczaj takie nasze fajne "prawdy życiowe", które nie budzą najmniejszych podejrzeń.
    Moje dzieci np. co rusz powtarzają "a ja to swoim dzieciom nigdy nie powiem tego, czy tamtego", albo "ja na pewno nauczę je tego" , "ja na pewno to i tamto moim dzieciom" ..., a ja się pytam, czy Ty już wiesz czego będą potrzebowały Twoje dzieci? Wiesz jakie będą? No nie, a mając już dla nich gotowy plan, popełniasz kolejny błąd, ich jeszcze nie ma, a one już są zniewolone Twoimi wyobrażeniami, już nie zostawiasz miejsca na ich zdanie i preferencje, a Ty sam będziesz cierpiał, jak nie uda Ci się tego wszystkiego zrealizować. :)

    Te wszystkie powiedzonka/przekonania, szufladkowały, ograniczały, oceniały, zamykały...
    Nie było od nich odwołania, innej opcji, musiało się tak zdarzyć, krata, kula u nogi. I to nie dlatego spełniało się jakieś powiedzenie, bo taka jest jakaś tam życiowa prawda, ale dlatego, że taki kod został komuś zaszczepiony i on się odpalał w określonych warunkach.
    Wpierw jest myśl, a potem materializacja. Wpierw tworzy się program i jest tak, jak się zaprogramujemy.
    Więc jeśli już musimy się programować, to korzystniej jest wybierać programy wspierające, otwierające, rozwijające....
    Ja osobiście miałam takie paskudne przekonanie :
    "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni" ; no i co rusz miałam okazję przekonać się o tej mojej "prawdzie", przyciągałam nieszczęścia jak piorunochron burze i wychodziłam z nich zwycięsko hahaha :)To mi już przeszło :)
    Albo : "Nie można mieć wszystkiego na raz, albo kasa, albo zdrowie" -i tak było, zdrowie zawsze mi dopisywało:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mądrą wypowiedź
      serdecznie Cię pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Emocjo, wyczerpująco przedstawiałaś moje poglądy. Dziękuję Ci bardzo!
      Ja też, kiedy zostałam żoną i matką byłam pewna, że nigdy, w żadnym wypadku nie powtórzę błędów moich rodziców, że nie powtórzę ich życia, że nie dam się temu jabłku, co pada niedaleko od jabłoni... i co? I jak po sznurku...

      Usuń
    3. Viki dziękuję :)) i Tobie Aniu też :))

      Usuń
  32. Coś mi się wydaje, że miałam ogromne szczęście,
    bo nikt mnie nie nafaszerował takimi 'życiowymi prawdami'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję Konwalio, to takie piękne, że aż trudno uwierzyć, ale dobrze, że są takie przypadki jak Twój:)

      Usuń
  33. Wszystkie powiedzonka znam, jednak mnie takie prawdy ominęły :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Chyba już wszystko w temacie zostało powiedziane,więc tylko przytoczę bardzo często używane (niestety!!!) w moim domu przez Tatę powiedzenie-"Jak wół pierdzi to obora słucha".Nieżle co.Teraz się z tego śmieję,ale kiedyś był to argument nie do przebicia-znaczył koniec i kropka!

    OdpowiedzUsuń
  35. Jak się nie będziesz uczyć - pióro w ręke - pomarańczowy kaftan i na ulicę :)

    OdpowiedzUsuń
  36. U mnie w domu nie gadało się od rzeczy... ale jednego nie zapomnę, jak mój dziadek wypicowany wychodził po pracy do miasta i zapytany - gdzie idzie, odpowiadał: Do Honolulu małpy drażnić. Jak podrosłam dowiedziałam się, że na próby chóru. Później mnie tam zabierał ze sobą. I kiedy wychodziłam z domu na moje próby chóry w innych dniach niż zazwyczaj, dzieciom odpowiadałam podobnie, że do Honolulu małpy drażnić... ale to akurat wywoływało u nich gromki śmiech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet mnie to śmieszy:)) Jeśli wszyscy wiedzą, że to żart, to tylko kultywować taka tradycję:)

      Usuń
    2. Teraz wiedzą, wtedy o tym nie wiedziałam i snułam teorię na temat - gdzie jest Honolulu, tym bardziej, że dziadek często z tych wypraw wracał narąbany jak szpak i w mig zasypiał, babcia później nie odzywała się do dziadka. A rodzice zanosili się od śmiechu. No ja nie raz po koncertach i próbach, również nie wracałam od razu do domu. Ze świetnymi ludźmi się nie da, nie odmawia, nooo a w domu, dzieci płaczą? Wnuki? Nieeee

      Usuń
  37. Ja pamiętam, że "starsi zawsze mają rację", albo "jak się nie będziesz uczyć, to będziesz ........." i tutaj następowała aktualizacja zawodowa w zależności od potrzeb.
    W domu, który ja tworzyłam nie było miejsca na takie powiedzonka. Wielka zmiana mentalności jest zauważalna.
    Na pewno nie wszędzie, bo czasem słychać "mnie ojciec lał i wyrosłem na ludzi, to i tobie nie zaszkodzi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iva, a jak się robi te pogrubienia ?:)

      Usuń
    2. aaaa a swoich dzieci sztuk 3 NIGDY nie uderzyłam :)
      a co najlepsze zawsze mówiłam , że mnie mama nie biła bo .... to wyparłam serio wyparłam ze świadomości tak bardzo się bałam matki, tak bardzo mnie to bolało, chociaż rzadko się to zdarzało. Uzmysłowiłam sobie prawdę 2 lata temu, a mam lat 47 !

      Usuń
    3. Viki, wejść na bloga Ivy "bez pośpiechu" i tam masz wiele świetnych informacji, a poza tym możesz ją o wszystko pytać. Ta kobieta jest niesamowita! Wszystko wie:))

      Usuń
    4. Ivo, jak słyszę o tym ojcu, co lał i że to dobrze zrobiło, to aż mnie litość bierze nad dziećmi takiego delikwenta:(

      Usuń
    5. Viki, ja Ci wierzę, że całkiem to wyparłaś. To jest naprawdę niesamowite, że tak bywa, ale jeśli sobie przypomniałaś i zmierzyłaś się z tym, to duży sukces. Mnie tato bił tylko za jedno (tak mówił i zawsze to podkreślał, jakby to miało coś usprawiedliwić) za kłamstwo, a sam....

      Usuń
    6. To było zaledwie kilka razy, ale za to pamiętam wszystkie swoje przeżycia. I do tej pory przeważnie mówię prawdę, za wiele prawdy, nawet tam, gdzie powinnam się chronić.
      Czas na naukę łgania, jak z nut:)))

      Usuń
    7. ale ja swoim dzieciom też zawsze mówię, że wolę najgorszą prawdę niż najlżejsze kłamstwo i kłamstwo potępiam, ale, ale .... są sytuacje gdzie prawdy nie można powiedzieć to temat rzeka
      Myślę, że nauczyłam je to rozróżniać.

      Usuń
    8. Aniu, Mnie moja mama nigdy nie biła, dlatego, że jej mama prawo mocnej ręki stosowała jako zasadniczą regułę wychowania - biła za wszystko. Przyrzekła sobie, ze nigdy nie uderzy swoich dzieci.
      Natomiast takich tatusiów słyszy się także w tv.

      Usuń
    9. Viki widzę, że Ania już Cię pokierowała:) Dziękuję, Aniu, za uznanie:)

      Usuń
    10. Dodam, że w moim domu ani dzieci, ani psy nie znają co to klaps. Da się tak wychować, choć wciąż jest wielu, którzy w to wątpią.

      Usuń
    11. To okropne Ivo, że wielu nadal w to wątpi. Studiowałam kiedyś biografię Hitlera i to jak on był maltretowany w dzieciństwie jest przerażające. Skutki dla ludzkości też takie są....To ma związek!!

      Usuń
  38. Mam cudownych rodziców, ale mama zawsze powtarzała, że jak będę kłamała, to z uszu mi się będzie dymić, oj, długo w to wierzyłam, teraz się z tego obie śmiejemy:)) poza tym nie pamiętam jakiś innych "przestróg" , a przypomniało mi się, pani, która mnie pilnowała powtarzała jak mantrę : nie wychodź na ulicę, bo cię czarna wołga porwie". Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz można się z tego śmiać, jako osoba dorosła nie boisz się o swoje uszy, ale co czułaś będąc dzieckiem?
      Czarną wołgę też pamiętam:)
      Pozdrawiam również!

      Usuń
    2. czarna wołga, któż jej nie pamięta, chociaż ostatnio czytałam, że to ..uwaga aparat władzy rozpuszczał tę plotkę, ku zastraszaniu ludzi lol

      Usuń
  39. Niestety ja trochę zacytowanych przez Ciebie "prawd" słyszałam od swoich Rodziców i właśnie dlatego, nie mówiłam tak do swoich dzieci. Mam nadzieję, że uniknęłam ich błędów . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  40. Coz, nie pamietam, aby mnie czyms straszono..., ale dlugo wierzylam, ze dzieci znajduje sie w kapuscie , i po latach zrozumialam, dlaczego Mama mowla: "taka sama, jak ojciec; a Tata: "taka sama, jak matka"... Kochali mnie i kochali sie wzajemnie...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  41. Anka, ale burzę rozpętałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę Viki, widzę! jestem pod wrażeniem! Dopiero wróciłam i biorę się za czytanie, ale czy dam rade odpisać?
      :)

      Usuń
  42. jakby nie było teraz w DT też jej dobrze.. liczymy po cichu, że DT stanie się DS :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Ja z tych niepokornych, więc powiedzonko "potulne cielę dwie krowy ssie" słyszałam, oj, słyszałam, jedno jest pewne, owszem, czasem ssie i dobrze, ale nie zawsze, czasem bokami nam to mleko wyjdzie, trzeba temu lwu w sobie też dojść do głosu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo nie cierpię tego powiedzonka.
      Teraz już wolę oddać głos lwu- tak jak napisałaś:)

      Usuń
  44. Będąc dzieckiem słyszałam od mojej 'szalonej' jak mówili 'życzliwi' Mamy:

    Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

    Człowiek uczy się na błędach.

    Łap szansę, póki się trafia.


    Wtedy nawet wstydziłam się tego podejścia, bo odnosiło się to także do jej życia i ciągała mnie ze sobą, a to na weekend nad morze, a to do opery bo akurat trafiły się bilety. Ja wtedy chciałam tak jak inne rodziny oglądać Domek na prerii o 15.00 co niedzielę. Ale teraz doceniam jej wolnego ducha i to, że przekazała go mnie. Też, teraz widzę, mam odwagę do łamania stereotypów. Mam nadzieję, że przekażę to mojej córce.

    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widze, ze nasze Mamy chyba byly spokrewnione :) Pisze "byly" bo mojej juz nie ma:(

      Usuń
    2. Agnieszko, szczerze zazdroszczę!

      Usuń
    3. Zupełnie podobnie. Zazdrościłam koleżance, która miała ojca alkoholika, ale pracował od ósmej do czwartej, babcia piekła ciasta, było ich chyba szescioro rodzeństwa- u nich wszystko było stałe, nawet awantury były co piątek i takich rodzin była większość. Potrzebowałam jeszcze kilku lat, żeby zrozumieć, zaakceptować i pokochać indywidualizm moich rodziców. Dzięki temu moja matka do dzisiaj jest moją najlepszą przyjaciółką na świecie.

      Usuń
  45. Najbardziej pamiętam jedno - nie mów nikomu co się dzieje w domu...
    Nie mówiłam... i jakoś nikt nie widział(nie chciał widzieć),że kuliłam się, gdy ktoś gwałtownie podnosił rękę w górę;(....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Misiu...
      Jestem wstrząśnięta:(

      Usuń
    2. Miśko, mam nadzieję, że rozpracowałaś to tabu rodzinne... To jest konieczność!

      Usuń
    3. Zepchnęłam w najdalsze zakamarki duszy...wypłynęło przy okazji tego postu..razem z łzami;/

      Usuń
    4. Misiu, Misiu! Ze wszystkich wpisów Twój boli mnie najbardziej!

      Usuń
    5. Mama nie żyje od dwóch lat, więc mogłam jej tylko wybaczyć...i próbować usprawiedliwić (miała piekło w domu -widocznie nie potrafiła inaczej),albo raczej wytłumaczyć.Zwłaszcza,że była osoba zamkniętą i w sumie samotną
      Zupełnie inaczej niż ja;))Ściskam mocno!

      Usuń
  46. Czytałam Twój post.
    Bardzo się wzruszyłam !!!!!!
    A komentarze?
    Czyżby to okrutne traktowanie dzieci było nagminne?
    Cóż mogę powiedzieć? Miałam cudownych, fantastycznych, najwspanialszych Rodziców.
    Zawsze powtarzali, że ja i mój kochany Brat jesteśmy dziećmi miłości...
    I tak pozostało do ostatnich dni Ich życia.
    Ślę Ci miliony całusów!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  47. Droga Aniu, temat rzeczywiście niełatwy, bardzo ważny, bardzo dotyka... Przeczytałam wszystkie komentarze i Twoje odpowiedzi. Właściwie nic dodać, nic ująć. Po odzewie na Twój post widać, że problem nieobcy wielu osobom. Ale i jakie to, choć trochę zazdrośnie ;), budujące, że kilku osób ten schemat nie dotyczy wcale lub dość wcześnie sobie z nim poradziły, przerywając błędne koło.

    Uściskuję Cię bardzo mocno.

    PS. Wczoraj wybrałam się z wnuczkiem ;) nad morze. Wspominam o tym, ponieważ, nie wiedzieć dlaczego, przez dość znaczną część spędzonego tam czasu myślałam o Tobie. Potrafisz... zaleźć za skórę. :)

    JolkaM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu! Nie wiem co powiedzieć na takie wyznanie:)) Ciekawe co Ci zalazło za skórę, o czym myślałaś?? Och, jaka jestem ciekawa!
      :*

      Usuń
    2. Zwyczajnie, Ty i te Twoje posty. :) Kiedy wczoraj rano przeczytałam o tych naszych życiowych bagażach, to zostało mi do wieczora, ale że zahaczyłam o morze, z którego też miałaś ze dwa wpisy i sporo fotek, a przede wszystkim udzielające się emocje, to mi się jeszcze mocniej wpisałaś w krajobraz. Takie niegroźne... zauroczenie. :) Ludzkie myśli są niezbadane, a tym bardziej takie tam babskie. ;) Pewnie wszystko to przez ten mój urlop i rozochocenie, że tym razem nie trafiła mi się podczas niego pora deszczowa jak w lipcu. Dopiero dziś trochę popadało, ale dopiero po tym, jak zdążyliśmy się ekspresowo popluskać w zimniutkim Bałtyku. :)

      Bardzo ciepło Cię pozdrawiam, podkarmiając się nadzieją na jutrzejsze wynurzenia Amiszona. :) Uwielbiam jej bezpardonowe spostrzeżenia i prawdy życiowe. ;)

      JolkaM

      PS. Twój wczorajszy wpis rzeczywiście rozniecił, a nawet wciąż roznieca, bardzo głęboką dyskusję. Warto się wczytać w, różne przecież, głosy, ale i wsłuchać w siebie.
      Buziaki, Aniu. I pogłaski wszelkim przyległościom. :)

      J.

      Usuń
    3. Och, ten Bałtyk, jak wiele wrażeń dał mi w tym roku!
      Zdaje się Jolu, że już po pogodzie?

      Całuj ode mnie wnuczka:))

      Usuń
  48. Nie wiem, czy to kwestia wieku czy uczciwości. Dawni buntownicy tępią dzisiejszych buntowników. Będąc sami niepokornymi za młodu krytykują, uprzykrzają życie, gnoją dzisiejszych niepokornych. Owszem, z wiekiem przychodzi dojrzałość, odpowiedzialność, obowiązki, ale czy wbicie się w garnitur musi sprawiać, że stajesz się wrednym, nietolerancyjnym i złośliwym kutasem? Ciekawy post, zmusza do refleksji. Tzn. mnie nie zmusza, bo obserwując naszą rzeczywistość i ludzkie zombie wokół na co dzień myślę o takich właśnie sprawach, przemijaniu, upadku, zmianach, o tym czy staję się właśnie taki...

    Co do prawd objawionych z dzieciństwa, to najbardziej lubię, jak dziadek powtarzał: "Jakbyś się nie obrócił, to dupa zawsze będzie z tyłu"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe Przemku, czy życie Dziadka było dowodem na to, że ta "prawda objawiona działa"?
      Pewnie tak jest że są to samospełniające się przepowiednie.
      Zauważyłam też, że nie masz najlepszego mniemania o ludziach - generalnie.
      Jak tam plany urlopowe:) hę?
      :)))

      Usuń
    2. Bo to troszkę łączy się też z drugim ważnym powiedzeniem Dziadka: "Umiesz wnusiu liczyć? To licz na siebie" i "Chcesz poznać kto jest twym prawdziwym przyjacielem, to zabierz go w góry". Te góry to oczywiście przenośnia odnosząca się do pierwszego lepszego kłopotu, choroby, potrzeby, czegoś, gdzie drugi człowiek powinien zareagować, pomóc, wesprzeć... ehhhh...
      Plany urlopowe są, oczywiście, że są, w następnej dziesięciolatce :))))

      Usuń
  49. Cos mi sie jeszcze przypomnialo...ja sie wychowalam w mysli szacunku dla starszych. Bez pytan. Dopiero moja coreczka, jak miala chyba z 8 lat, wypalila w srednio stosownej sytuacji ku temu tak: dlaczego mam szanowac stara osobe? na szacunek trzeba zarobic i zasluzyc! Nawet ktos starszy. Zgromadzonych zamurowalo.

    Przejelam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z perspektywy czasu widać lepiej, że nie udało nam się nie przejąć od rodziców, nawet tych zachowań, które nas raniły, kiedy byliśmy dziećmi. Smutne, ale prawdziwe.
      Można jednak zdawać sobie z tego sprawę, a jednak szczęśliwie żyć, bez mąk poczucia winy - jeśli się rozumie skąd się to wszystko bierze.
      Miło mi że mnie odwiedzasz:)

      Usuń
  50. Nasz wychowawca, wojskowy, powtarzał, że musimy jak Spartanie: umieć czytać i pisać, znać matematykę oraz dobrze pływać.Ciągał nas na basen dwa razy w tygodniu, ale przez to wiele osób faktycznie nauczyło się pływać. Były też kawałki,że bez pracy nie ma kołaczy, czy czym skorupka za młodu tym na starość- tylko czy nie są prawdziwe?
    W domu nie faszerowali mnie banałami z prostej przyczyny: byłam jedynaczką, długo jedynym dzieckiem w rodzinie, cały czas w towarzystwie dorosłych, mój ojciec czesto wyjeżdzał zagranicę, po przyjeżdzie rozpuszczał niemożliwie:)Powiem, że wręcz byłam wychowywana antydydaktycznie. Miałam chyba cztery, może trzy lata jak się dowiedziałam,że punkt 3 czyli: najgorszą rzeczą w życiu jest kłamstwo- nie istnieje. Stało się to podczas... kolędy, jak na pytanie księdza "a gdzie są mężczyżni?" wypaliłam: "tatuś z wujkiem są w łazience!!!"...
    Wtedy właśnie mama z babcią wytłumaczyły mi delikatnie, że nie zawsze trzeba się swoją wiedzą dzielić z innymi.
    Zdecydowanie mało było frazesów, którymi mnie karmiono.Pamiętam, że jak babcia mojej najlepszej koleżanki mowiła "kiedyś to młodzież była pożądna, nie to co teraz..." miało się nijak do tego co o życiu mówili moi dziadkowie.
    Chociaż "kłamstwo ma krótkie nogi" słyszałam często. To były czasy, kiedy dzieciaki ganiały na zewnątrz do póżnej nocy, z krótkimi przerwami na posiłki. Były miejsca, gdzie nie wolno mi było samej chodzić, jak wodospad, stadnina czy ruiny dworku czyli na pytanie "gdzie byłam" dawałam raczej wymijające odpowiedzi. Zawsze ktoś wsypał...



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Casablanco, dziękuję za Twoją opowieść. Aż się odprężyłam czytając ją. Najwyraźniej, jak napisała assegn miałaś dobre skrypty, we właściwy sposób przekazane, bo przecież tych "powiedzonek" można używać różnie, nie zawsze ze szkodą dla dziecka, bo zależy to od celu w jakim są wyciągane. Można nimi wywołać refleksję, rozbawić, zasmucić, zawstydzić, poniżyć... Nie da się tego wrzucić do jednego worka.
      Jak widzisz temat jest żywy i bolesny u wielu osób.

      Usuń
  51. Przeczytałam wszystkie komentarze i tak sobie pomyślałam, że najtrudniej jest każdemu z nas, rozstać się z ocenianiem :))
    "Moja rodzina była dobra" - z tego wynika, że inne były złe... ?
    "miałam to szczęście, że moi rodzice mnie kochali" - bo niby miłość zależy od szczęścia ? A innych nie kochali, bo przekazywali im swoje przekonania, w które święcie wierzyli? A może ich intencje nie były gorsze od tych "dobrych", tylko dysponowali innymi wzorcami? Intencje są najważniejsze.:)
    Dobra ocena, to też jest ocena. Ta ocena jednych wyróżnia, innych krytykuje, neguje. Jedno jest tłem dla drugiego, kontrastem. Im jest ciemniej, tym lepiej widać światło, tylko, każdy chciałby robić za światło, a w cieniu jest się jak za karę. Ale jak nie będzie cienia, to światło też nie będzie potrzebne, więc żeby światło świeciło, to inni robią za tło, czyli są źli....

    A jak zniknie ocenianie, to zniknie różnica. Wszystko stanie się miłością, jednokolorową.
    Żeby do tego dotrzeć, to trzeba skończyć z ocenianiem na wszystkich poziomach i w każdą stronę, w "dobrą" też. I temu służy rezygnacja z zamykających, oceniających, przekonań, kodów, zasługiwania na miłość i szacunek i automatycznie powtarzanych schematów.

    Żeby poczuć miłość od innych, to trzeba wpierw wzbudzić ją w sobie, trzeba otworzyć swoje serce, bo jak jest ono zamknięte i zapchane ocenami, to nie jest się w stanie odebrać i poczuć tego, co od innych płynie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam Twój post, Magnolio, i uważam, że przyczyną problemów o których piszą Komentatorki nie jest fakt oceniania, a przekazywanie skryptów życiowych, którymi kierujemy się jako dorośli ludzie, a które to zostały nam wpojone przez osoby nas wychowujące I nie ma to nic wspólnego z oceną poczucia bycia lub nie bycia kochanym. Subiektywne poczucie bycia kochanym. Ocena rodzi się dopiero, gdy z poziomu Dorosłego, Rodzica staramy się jakoś zracjonalizować to co nas spotkało, naszą historię, by uporządkować swój świat. Dlatego też należy rozróżnić bezrefleksyjną ocenę naznaczoną opinia innych, a wewnętrzne poczucie poparte przemyśleniem i wglądem w swoje 'JA". To nieprawda, że przeżyte krzywdy, doznaną niesprawiedliwość nie należy oceniać. Bez oceny nie moglibyśmy się niczego nowego nauczyć i wyciągnąć wniosków. Tak jak np. Dorosłe Dzieci Alkoholików po terapii wiedzą i uznają fakt, że miłość ich Rodziców często była połączona z równoczesną krzywdą jaką od nich doznawali. Znajdują w sobie miejsce i na miłość do nich, przyjęcie miłości od nich ale i uznanie faktu, że doznali wiele niedobrego od nich. Nie ma tylko białego i czarnego. Odcinając się od refleksji i oceniania nie dajemy sobie prawa do przeżywania emocji.

      Usuń
    2. Tylko,jeżeli schemat był dobry, dlaczego go nie powielać?
      Dlaczego nie mogę stwierdzić faktu, że miałam szczęście mieć dosyć sielskie i beztroskie dzieciństwo, coś, co nie wszystkim z moich znajomych i przyjaciół było dane? Dlaczego mam teraz, po latach nie spojrzeć ciepło w stronę kobiety, która dla mnie zawsze była mądrą matką,a która również miała to samo szczęście i jej matka, moja babka, również była mądrą osobą. Obie odwaliły dobrą robotę i tyle. Jeżeli powiem, że moja rodzina była dobra-w moim odczuciu- to nie neguję innych. Moja ocena jest subiektywna i stronnicza, tak samo, jak mówiąc, że lubię czerwone samochody, nie neguję i nie krytykuję tych, co jeżdzą białymi.
      Bo u mnie w domu się zwyczajnie kochało, nie trzeba było na miłość "zasłużyć". Życzę tego innym. Z całego serca.

      Nie zgadzam się też z tezą,że intencje są najważniejsze- ojciec jednego z kolegów w podstawówce lał go niemiłosiernie- to co? Nie miał wzorców, ale miał dobre intencje?
      Chyba nie do końca...

      Usuń
    3. Moj komentarz miał być do postu magnolii. Pod postem assneg mogłabym się podpisać:)

      Usuń
    4. assneg, a spróbuj poczuć różnicę między :

      Jestem DDA i nie oceniam swoich rodziców, dystansuję się do ich zachowań, staram się zrozumieć, akceptuję ich jakimi są i kocham ich bezwarunkowo.

      a :

      Jestem DDA, moi rodzice traktowali mnie źle, wyrządzili mi wiele krzywdy, ale ja jakoś to sobie wytłumaczyłam i znalazłam w moim sercu kącik na miłość do nich. Mimo, że byli jacy byli(ocena), kocham ich.

      Czujesz różnicę w tych zdaniach?
      ------------------

      Casablanca, schemat, jest schematem. W schemacie nie ma miejsca na wolność, schemat, to ramki i ograniczenia. Klatka może być złota i dobrze urządzona, ze stałą dostawa świeżego pożywienia, albo ciasna i chłodna i z niełaskawym dozorcą. Tak w jednym, jak i w drugim przypadku, o wolności i wyfrunięciu w nieznane, można sobie tylko pomarzyć.

      Moim zdaniem, szczęśliwe dzieciństwo, albo nieszczęśliwe, to po prostu nie jest kwestia szczęścia, ale oczywiście każdy ma tu swoje własne odczucia i przekonania, jak we wszystkim :))

      Usuń
    5. Widziałam masę nieszczęśliwych dzieci, widziałam też niedojrzałych dorosłych nie mających pojęcia, jak wychować swoje potomstwo. Widziałam też dzieci w domach dziecka,skrzywdzone z tych czy innych powodów. Cały czas uważam, że szczęśliwe dzieciństwo to jest kwestia szczęścia, a mówiąc "szczęśliwe" mam na myśli mądrych ludzi, którzy dają wolną rękę,pomagają w wyborach, a nie tylko wartości materialne. Taka rodzina w żadnym wypadku nie ogranicza i zawsze, gdziekolwiek mnie poniesie, będę wiedziała, że mam na kogo liczyć. Jest podporą i fundamentem na całe życie.

      Usuń
    6. Spróbowałam. Całkiem nieźle mi poszło. Czy wiesz, która wersja jest korzystniejsza w świetle współczesnej terapii DDA? Bo ja tak.

      Usuń
    7. Ja spróbuje odpowiedzieć.
      Ta druga wersja jest korzystniejsza.
      Zmieniłabym tylko słowa"jakoś to sobie wytłumaczyłam" na "dokładnie to nazwałam i oceniałam, a potem przepracowałam".

      Usuń
    8. Aniu, słuszna uwaga:) Druga wersja daje przestrzeń na przeżywanie i uznanie prawa do własnych emocji...

      Tak w ogóle, to obecnie wycofuje się pojęcie Dorosłe Dziecko z Rodziny Alkoholowej na rzecz z Rodziny Dysfunkcyjnej, bo zespół objawów, zaburzeń i deficytów jest podobny. Tu chodzi raczej o sposób radzenia sobie w późniejszym życiu. Są to różne schematy i w zależności od tego różnie się je prowadzi. Nierzadko dysfunkcje rodzinne występują tam, gdzie nikt by nie podejrzewał...

      P.S.
      O matko, ale wywołałaś dyskusję. Znaczy, temat ważny.

      Usuń
    9. Rodzina Dysfunkcyjna, to może być rodzina np. z jednym rodzicem, ta rodzina kreuje zupełnie inne problemy niż rodzina uzależniona i obydwie nazwy mają swoje uzasadnienie, ale to tak na marginesie, bo nazewnictwo, nie jest tu najważniejsze.

      I owszem, wiem która wersja jest korzystniejsza w świetle współczesnej terapii, ale ja nie chcę patrzeć przez żaden pryzmat, nie chcę żeby mnie jakakolwiek teoria ograniczała, zamykam więc na chwilę umysł i otwieram serce, idę w nieznane i wtedy czuję zupełnie coś innego.
      Pierwsza wersja nie odbiera nikomu prawa do własnych emocji, bo nie ocenia ani innych, ani siebie, więc masz prawo do wszystkiego i inni też.

      Usuń
    10. Rodzina z jednym rodzicem to rodzina niepełna, ale nie od razu dysfunkcyjna...

      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    11. Magnolio, bardzo szanuję Twoja wiedzę, ale jeśli w pierwszej wersji jest zdanie: "i nie oceniam swoich rodziców", to jednak jest to odbieranie sobie prawa do własnych emocji w stosunku do nich. Z tego, co wiem, a nie jestem specjalistą, wyrażenie swoich emocji (a więc też ocena) w stosunku do nich (co nie znaczy, że im w oczy) jest warunkiem zdrowienia.

      Dziewczyny, dzięki za Wasze wypowiedzi!! Jestem w prawdziwym szoku, ile emocji uruchomił ten temat. Nie spodziewałam się tego!

      Usuń
    12. assneg, ale ta niepełna rodzina też może być dysfunkcyjna. Brak ojca, lub matki dla małego dziecka, jest problemem.

      Aniu :))
      Nie w tym rzecz, że bez oceniania, czegoś się pozbawiasz, po prostu, bez oceniania, nie masz takiej potrzeby.Nic na siłę, to samo wychodzi. Postaram się napisać o tym na swoim blogu, bo nie chcę się tu rozpisywać i tak przekroczyłam już limit:)))

      Usuń
    13. Magnolio czekam na ten post.
      Buziak

      Usuń
  52. Temat skłania do refleksji.Przypominam sobie i przypominam i...przypomnieć nie mogę...tego typu powiedzenia nie funkcjonowały w moim domu rodzinnym.Z uśmiechem i wielką tęsknotą oglądam się za siebie,mogę powiedzieć: miałam szczęśliwe dzieciństwo, kochających Rodziców.Jedno, co mogę im zarzucić, to...moja naiwność...Wychowali mnie w wielkiej ufności do ludzi...nie przestrzegając przed złośliwością i ludzką głupotą...Na to jest "szablon", kto ma miękkie serce musi mieć twardy t.....;)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  53. Uwielbiam Twój Pokój Drugi.
    To przez niego do Ciebie weszłam i to w nim lubię sobie z Tobą posiedzieć. Co wcale nie znaczy, że tylko w nim, bo w innych też się tak dobrze czuję o czym wiesz, bo Ci o tym pisałam.

    Ukradłaś jej odbicie - spryciula z Ciebie.
    Wierzę w to, że jej pomogłaś.
    Kiedy ja byłam chora, byłam raczej daleko od Boga. Ale ilekroć spotykałam kogoś, do kogo żywiłam szacunek, a mogła to być moja ciotka która żyła w Zakonie Karmelitanek Bosych, w surowej klauzurze, przyjaciel Dominikanin - za każdym razem błagałam o modlitwę i dziękowałam za nią.
    Czułam wszystkie ciepłe myśli, kazdą modlitwę - wiedziałam, że to wszystko idzie w stronę którą ma iść. Że żadna z tych modlitw, ciepłych myśli, żadne cudze ciepło w moją stronę - się nie marnowało.

    To jest takie ważne! To jest takie ważne.
    Ktoś może cierpieć bardzo, ale nigdy nie wiadomo, kiedy, kiedy uda mu się skorzystać z tego, co świat mu podsuwa.

    To o czym piszesz te wszystkie skrypty, przekazy.....są bardzo silne, zgadzam się z Tobą oczywiście w pełni.
    Sama też mam je na warsztacie, teraz gdy jestem już silniejsza, moge sięnawet im jeszcze bliżej przyglądać.
    Niektóre z nich mnie bardzo niszczyły, do innych - tych, które nie powstały po to aby niszczyć, ale mnie niszyczyły bo je źle rozumiałam, na swoją zgubę - czasem wracam i buduję je na nowo, już w nowym kształcie który mi służy....
    Temat na całe życie.

    Ściskam, tak miło, że o mnie wspomniałaś.
    Mar

    OdpowiedzUsuń
  54. Ile wpisów i komentarzy, kurcze, jaki to ważny temat.....
    Ja też mam takie skrypty. Niektóre bardzo bolą i koszmarnie utrudniają życie.
    W dodatku wiem, że są obciążone hopokryzją, ale dziecko nie patrzy na to, że ktoś tak nie robi....

    Ech.....nie umiem tego wypowiedzieć.
    Ja wyrosłam w przekonaniu, że seks jest grzeszny i zły, i wstrętny.
    A jednocześnie mam tyle rodzeństwa.
    Ale nie widziałam tego rozdzwięku. Za to dalej czuję, że seks jest zły...wstrętny....obrzydliwy, grzeszny występny...

    nigdy nie zapomnę jak moja mama przeczytała mi fragment pisma św na temat córek lota.
    i ich grzesznych występków.
    żyje to we mnie to dziś i ja nie mogę się od tego uwolnić. Jest to obciążenie naprawdę bardzo trudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednocześnie pisałyśmy:)) 23:42:00 :)

      Usuń
    2. Tak Mar, że to bardzo, bardzo trudne. Ta historia jest wstrętna! Ile miałaś lat podczas tego czytania?

      Usuń
    3. Niestety mało.
      I czułam się zażenowana gdy tego słuchałam.
      Ale ten przekaz był wielokrotnie w takiej albo innej postaci 'zapodawany' - co było w jawnej sprzeczności z postawą rodziców - i to było dość perwersyjne w sumie.
      Do tej pory ten przekaz się pojawia ale wtedy już od razu mówię, że to jest wstrętne. Takie zapodawanie tematu jest wstrętne.

      W ogóle, pod tym kątem moja rodzina jest dość specyficzna.
      Jak wiele ródzin w których seks był tematem tabu, a jednoczesnie tematem uwikłanym kulturowo i regulowanym przez religię, w tym przypadku katolicką.

      Usuń
    4. Nie dziwię się, że czułaś się zażenowana. My teraz, podczas pobytu w Brukseli, byliśmy w muzeum i oglądaliśmy obraz przedstawiający Lota z córkami i ja czułam się zażenowana opowiadając tą historię MójCiOnemu.

      :*

      Usuń
  55. punkt 7 jak w mordę strzelił .. ehh dobrze że czasami nie słuchałam mamy.. bo inaczej nie wyjechałabym do warszawy i nie poznałabym swojego męża ;P

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...